Data: 2002-07-03 06:44:54
Temat: Re: Podobieństwa czy różnice?
Od: "Tashunko" <l...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Sokrates" napisał w wiadomości :
Reasumując- zgodność w sprawach
> fundamentalnych jest podstawą związku, jednakże zgodność ta
> może i powinna posiadać pewien margines wzajemnej
> tolerancji. W sprawie drobnych różnic, to wydaje mi się, że
> z jednej strony jest to bardzo dobre, ponieważ ciekawiej
> jest żyć w zróżnicowaniu. Jest przez to szersze pole do
> rozmów, do poznawania nowego i innego, choć i ta kwestia
> posiada swoją drugą stronę medalu, powodującą, że każda ze
> stron interesuje się zupełnie czymś innym i może się spotkać
> z brakiem zainteresowania drugiej strony i vice wersa. Pewna
> ilość zgodności również w tej drobnicy ma też duże
> znaczenie. Myślę sobie również, że bardzo istotną, nie
> poruszaną jeszcze sprawą w tym wątku jest posiadanie
> wspólnych celów w małżeństwie przez cały czas jego trwania.
> Taka wspólna droga ku różnym celom jest bardzo istotna i
> należy do kanonu zasad fundamentalnych udanego małżeństwa,
> ponieważ wyznacza w nim "jednotorowość" i umożliwia
> podporządkowanie indywidualnych różnic osiągnięciu wspólnego
> celu(ów)
Bardzo ładnie to ująłeś .
Nasz związek cementuje się od 12 lat , w tym ostatnie 5 przypada na
nasze małżeństwo , macierzyństwo , ojcostwo:)
Fakt , że długo przed ślubem się przyjaźniliśmy sprawił , że
poznaliśmy się na wielu płaszczyznach. Były różnice charakterów i
zainteresowań . Były też swego rodzaju klapki na oczach zwłaszcza w
wypadku mojego TŻ : wymyślił sobie dawno temu jakiś taki mój obraz ,
którego nie chciało mu się korygować , co mnie doprowadzało do
szewskiej pasji :) Stąd wyniknęło małe nieporozumienie , ale to już
daleka przeszłość. Mąż - dusza artystyczna nie podejrzewał , że we
mnie też coś takiego jest , że wiedzą i widzą to wszyscy tylko nie On
, że trzeba do tego sięgnąć .
Powiem tak : najbardziej cenię sobie w naszym związku to , że
potrafimy ze sobą rozmawiać, dyskutować , jeśli zdarzają się sprzeczki
, a w każdym małżeństwie się powinny czasem zdarzyć - szybko je
rozwiązujemy . Im dłużej jesteśmy ze sobą tym więcej się siebie uczymy
, tym więcej chcemy się nauczyć , poznać , zrozumieć poglądy ,
odczucia , uczucia. Szanujemy swoje prace , zainteresowania ,
słabości. Różnic jest sporo jak się okazuje , ale z czasem ja
nauczyłam się , że drugą osobę trzeba przyjąć taką jaka jest , kochać
ją taką i nie próbować zmieniać na własną modłe i według własnych
potrzeb czy wyobrażeń. Dorastamy do wielu spraw, takich , które kiedyś
były błahe , a teraz są ważne.
Różnimy się w sprawach wiary , ale mam nadzieję, że i tę kwestię uda
nam się rozwiązać.
Zauważyłam , ze dopiero po ślubie zaczęliśmy odkrywać w sobie te
prawdziwe cechy , słabości , pewne zachowania - co jest raczej
nagminne. Podoba nam się to , bo okazuje się , że coraz więcej jest
podobieństw i coraz więcej spraw , które nas zbliżają. Są chwile , a
zdarzają się codziennie gdy czytamy własne myśli i gdy jedno coś mówi
drugie się denerwuje, ze właśnie chciało to powiedzieć. Śmiejemy się ,
że przyda nam się to na starość jak powyciągamy szczęki do szklanki i
trudno będzie nam mówić:)))))
Kwestia wychowania dzieci: fakt , są różnice , ale o tych dyskutujemy
, czasem burzliwie , czasem z wyrzutami , ale i przy nich się uczymy.
Jak to kiedyś napisała bardzo ładnie Sandra : wychowujemy się nawzajem
. I uczymy się od siebie - dzieci to ogromna skarbnica wiedzy jeśli
poświęcimy im dużo czasu , zaczniemy ich obserwować , słuchać ,
będziemy traktować ich jak równorzędnych , wartościowych ludzi.
Myślę, że na wychowanie dzieci duży wpływ wbrew pozorom ma to co
wynieśliśmy z domu. TŻ nie cierpi tego jak wychowywali Go rodzice, ale
czasem jak się zdenerwuje na któreś dziecko , wykrzykuje dokładnie to
, o czym kiedyś mi opowiadał cytując ojca :((( I to mnie bardzo smuci
, ale mówię mu o tym.
Właśnie na tym opiera się moje małżeństwo : na zaufaniu , kiedyś
nadszarpniętym przez męża i mocno przeze mnie przepłakanym , ale
widocznie coś musi się zdarzyć , aby mogło się zdarzyć coś lepszego.
A to lepsze właśnie się dzieje i oby dzieło się zawsze:)))))) Do tego
co mamy teraz dochodziliśmy długo , krok po kroczku , starając się
oboje i wyciągając wnioski z porażek . Do ostatniego wniosku , o tym "
lepszym" - ja też dochodziłam długo , ale dzisiaj wierzę , że tak
właśnie jest:)
Kwestia finansowa : u nas pełna wspólnota , razem decydujemy o
wydatkach , mąż załatwia rachunki , bo ja mam dość rozliczeń w pracy i
nie mam do tego głowy:))
Osiąganie wspólnych celów: myślę, że jeden udało nam się osiągnąć -
wbrew obawom TŻ , że nie sprawdzi się jako mąż i ojciec stanowimy
naprawdę udane małżeństwo , a On bardzo często przytula mnie i niemal
ze łzami w oczach, często naprawdę ze łzami mówi , że jestem najlepszą
rzeczą , jaka mu się w życiu zdarzyła ( w tym miejscu zawsze
przeprasza za sprowadzenie mnie do " rzeczy" ) , że codziennie
dostrzega we mnie cechy , o które kiedyś mnie nie podejrzewał , że
jestem ucieleśnieniem jego , a byłabym nie tylko Jego , marzeń. I ja
znając mojego TŻ , jego podejście do życia , kobiet itp. wiem , że
jest to ogromne wyznanie.
Na koniec powiem coś jeszcze . Fakt , że jest jak jest sprawia , że
często boję się aby to nie pękło . Strach jest chyba naturalny ,
chociaż staram się go unikać jestem niepoprawną " myślicielką" , a
myślenie o głupotkach to moja specjalność i według TŻ najgorsza wada
.Nie sposób się z tym nie zgodzić , ale trudno z tym walczyć:)))))
Niniejszego , długiego wyciągu z własnego podwórka dokonała
pozdrawiająca wszystkich...
Joanka:)
|