Data: 2006-08-22 13:06:55
Temat: Re: Pogadaliśmy sobie
Od: Eulalka <e...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
wojtaszek napisał(a):
> Na mój gust ewidentne ZAUROCZENIE.
Przez całe życie spotyka się różnych ludzi. Jedni są sympatyczni inni
mniej, jednych się lubi, na innych nie chce się patrzeć a z jeszcze
innymi nadaje się na tej samej fali.
Kłopot w tym, że jak się na co dzień prowadzi stabilne życie to na takim
jednorazowym wyjeździe niektorzy zachowują się, jak pieski spuszczone z
łańcucha. Zapominając, że to co chwilowe nie jest warte tego by burzyć
to, co powinno być trwałe. Stąd romanse wakacyjne tudzież sanatoryjne
przygody.
Zauroczenie piszesz.
I co z tego?
Z każdym, kto się nam wydaje uroczym idziemy w krzaczki?
Jakoś ani alkohol ani fakt pobytu z dala od domu do mnie nie przemawia.
Inną zupełnie sprawą jest to co czuje strona,która w domu została.
Zakłada ona bowiem, że partner jest godny zaufania i nic złego stać się
nie może.
Tak naprawdę problem tkwi w tym, że bliska nam osoba okazała się inna
niż postrzegaliśmy.
Z tym wątkotórca pogodzić się nie może.
I teraz impulsywnie chce zrobić COKOLWIEK, by wszystko było jak kiedyś,
bo wydaje mu sie, że jak sam nie będzie działał to popełni grzech
zaniechania. Chce mieć poczucie, że zrobil wszystko, by swoje małżeństwo
jakoś postawić do pionu.
Paradoksalnie ta druga strona (przy założenu,że jest zauroczona)
oczekuje od niego rozwagi i spokoju, nie zdając sobie sprawy, że faceta
emocje roznoszą i nie jest do tego zdolny.
Tak naprawdę trzeba mieć w sobie dużo wyrachowania, by tę sytuację
"rozegrać", albo dojść do etapu "nie zależy mi już".
Wtedy wyłączają się skrajne emocje i można sprawę załatwiać spokojnie i
z rozwagą.
Jedyna rada dla PZ to przeczekać.
Jak?
Nie mam pojęcia. Każdy ma swój sposób na radzenie sobie z emocjami.
Jedno jest pewne, działając pod wpływem TAKICH emocji nie ma się
racjonalnej oceny sytuacji.
I tu dochodzimy dokwestii ostatniej - kto w tym układzie ma wykazywać
większą dojrzałość?
ON, zraniony, ma zachować rozwagę i spokój, by ona nie musiała czuć się
upokorzona? Czy może ona w końcu stanie na wysokości zadania i przyjmie,
że "na zawsze jest odpowiedzialna za to co swoiła" i zrozumie jego
emocje i upokorzenie oraz wynikające z tego nieracjonalne zachowanie?
Idealnie byłoby gdyby każde z nich trochę się postarało. Najczęściej
jednak bywa tak, że obie strony się okopują i jedna dla św. spokoju
rezygnuje z własnych racji, bo uznaje, że lepiej mieć ją/jego niż mieć
rację. Niestety taka postawa sprawia, że potem jak jest źle (a w
związkach nigdy nie jest tak, że zawsze bezwzględnie jest dobrze) mozna
wpaść w pułapkę myslenia "tyle dla niej/niego zrobiłem wtedy i chyba nie
warto było".
Nie wiem co lepsze dla autora wątku.
Eulalka
|