Data: 2004-11-02 09:10:38
Temat: Re: Pomozcie,powiedziec czy nie?
Od: "proxy11" <p...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "lady miki" <m...@o...pl> napisał w wiadomości
news:418912D0.251C6369@op.pl...
>
Coż, pewnie nikt Ci nie odpowie, a jeśli to nie jest jakiś psychologiczny
test to ja Ci odpowiem.
Otóż, z własnego doświadczenia wiem, że rożne niedomówienia, kłamstwa, rózne
cele w małżeństwie, w przyszłości
się nawarstwiają. Takie Twoje podejście nie wróży więc dobrze, bo zupełnie
inaczej niż Twój, ew. przyszły
mąż, patrzycie na sprawy spędzania wspólnego czasu, itp. Po drugie,
niepokojące jest to, że trwałość
tego małżeństwa chcesz opierać na uczuciach Twojego męża. A co jak się one
wypalą bo coś się stanie, np.
Twój mąż dowie się jak postępujesz, to z Twoje strony nic nie będzie. I
tutaj Cię nie rozumiem. Bo jeśli
chcesz sobie zapewnić coś stałego na przyszłość, to prędzej czy później
właśnie o uczucia sprawa pójdzie i
jest duże prawdopodobieństwo, że się rozstaniecie. Jeśli o kasę to przecież
sama możesz odłożyć z tego co robisz a jeśli
chcesz wykorzystać majątek męża i rozwieść się w przyszłości to nie chodzi
Ci o to żeby być z kimś ale wyłącznie
o materialne poczucie bezpieczeństwa. Wogóle największym nieporozumieniem
jest to, że z jednej strony wykorzystujesz
to co w ludziach jest najlepsze: miłość, to co nazywasz naiwnością to
zaufanie i liczenie na to, że druga strona jest uczciwa i
nie doszukuje się rzeczy, o których nie wie i nie doświadczyła w życiu. A z
drugiej strony, w ten sposób chcesz osiągnąć rzeczy z tym nie związane ale
dla Ciebie istotne: wygodne życie, itp. Myslę, że tu ne znajdziesz ani
zrozumienia ani "dobrych" rad na liście dyskusyjnej. Dlatego, że
ja np. osobiście kieruję się w życiu innym systemem wartości, moim własnym i
nie umiem budować swoje życia na krzywdzie innych. Nawet jeśli coś zrobię,
bo czasem się zdarzy, to mam wtedy wyrzuty sumienia, które nie dają mi
spokoju. Poza tym zauważyłem, że naprawdę można na kogoś liczyć, na tego, z
kim
jest się szczerym i kto nas szanuje. Może nie spotkałem wielu takich osób w
moim życiu ale są, jest ich parę. Poza ty, to co chcesz zrobić, opiera się
na
krzywdzie drugiego człowieka. Ty traktujesz Go jak przedmiot, tzn. kogoś kto
nie czuje, nie ma swoich uczuć, po prostu jak psa, którego można się pozbyć,
pogłaskać i kontrolować. Pytanie, czy On sobie na to zasłużył i czy Ty
możesz o tym decydować. W sumie masz jakieś tam swoje życie i patrzenie na
świat. Nie mam pojęcia, czy w Twoi mniemaniu to jest dobre czy złe i czy
wogóle patrzysz na to przez takie kategorie. Ale rzeczywiście, rzeczywistośc
jest nie co inna. To co możesz zrobić to narzucic, zaproponować swojemu
mężowi naprawdę traumatyczne przeżycia przez wciągnięcie Go w swój świat,
świat, który nie jest Jego światem. Dlatego rzeczywiście w tej chwili akurat
wiele zależy od Ciebie. I nie chcę tu powtarzać, że wszystko co robimy w
końcu wraca do nas, choć obserwując życie innych ludzi i swoje dochodzę do
wniosku, że tak jest. I jest to wg. kryteriów co zrobimy drugiemu
człowiekowi. Bo jeśli będzie przez nas ciepiał to dlaczego my mamy być
pozbawieni tego ciepienia? W końcu podejmowanie decyzji o życiu za drugiego
człowieka to tak jak bycie Bogiem własnego życia i drugiego człowieka. Skoro
więc sami chcemy kogoś wykorzystać to i sami będziemy wykorzystani, po to
tylko aby przekonać się jak to jest być Bogiem własnego przeznaczenia, które
kształtujemy. Poza tym, jest tak że w końcu znajdziemy się w otoczeniu ludzi
nam podobnych. Wtedy, opieranie się na kimś i liczenie, że ten ktoś nas
będzie kochał, okaże się złudne. Nie wydaje Ci się, że uciekanie w to co
nazywasz wygodnym życiem, jest ucieczką przed świadomością właśnie takiej
przyszłości? Przyszłości po śmierci, gdzie nie będzie nikogo, kto będzie Ci
mógł pomóć, za to w zamian przyjdzie coś, co Cię będzie męczyć, że tym razem
To Ty będziesz wykorzystywana z warunakch, na które może nie będziesz miała
wływu, w wyniku strachu przed kimś silniejszym od Ciebie? Co wtedy
przeciwstawisz temu? Miłość? Wiesz, myślę, że jeśłi kochasz tak tę
dziewczynę, to nie zastanawiałaś sięna tym, jak to jest z tą miłością. Nie
zdziwiło Cię to, jak np. niektórzy starzy ludzie trzymają się razem. Wiem,
że życiu jest wiele przykładów, które można nazwać złymi. Ale przecież,
postępujemy tak ajk chcemy i nie musimy sami się oszukiwać? Nie musimy
postępować tak jak inni, jeśli sami chcemy coś zbudować. Mnie to zawsze
imponowało: Siła jaką daje poczucie własnej godności, to że coś Ci ludzie
zachowali między sobą co się czuje. Na czym więc opiera się Twój związek z
koleżanką? Czy jest to coś, co daje wam poczucie bliskości? Czy jest to coś
co stanowi wartość samą w sobie? Czy rzeczywiście zależy czy na czymś? Czy
czujesz? Czy pozwalasz czuć innym?
proxy
|