Data: 2005-05-26 13:59:28
Temat: Re: Przyroda
Od: "locke" <l...@a...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Ja" <j...@n...tpi.pl> napisał w wiadomości
news:d74f9v$b3g$1@news.telbank.pl...
> To znaczy, że nie ma sztywnego podziału między fizykę a inne dziedziny
> wiedzy
> Przyroda (środowisko, nie nauka) nie zna takiego podziału
> Ryba pływając nie zna prawa Archimedesa, a ptak aerodynamiki
> Deszcz też nie studiował praw termodynamiki
Ale nauczyciel - chcąc wytłumaczyć DLACZEGO ryba pływa a deszcz pada i
paruje - MUSI znać te prawa. I na tym polega cała sztuczka, że prawa te
pochodzą z różnych dziedzin wiedzy, posługują się innym językiem, mają inny
opis matematyczny (jeśli w ogóle mają). Trudno jest samodzielnie opanować je
wszystkie.
> Może sprawdź swoje informacje - bo studia przygotowujące do nowych
> przedmiotów
> zaczęły sie wcześniej niż ich (przedmiotów) wprowadzenie
Zaskoczyłeś mnie muszę przyznać. Według posiadanych przeze mnie informacji
przygotowujące do nauki przyrody podyplomówki ruszyły w tym samym roku, w
którym przyroda weszła do szkół. Ale nawet jeśli jakieś uczelnie zaczęły
prowadzić te kierunki wcześniej, to i tak było ich zbyt mało, by przygotować
kadrę do każdej szkoły.
>
> > No to ja również odpowiem brutalnie: ile NOWYCH dziedzin wiedzy
> > opanowałeś?
>
> Nie musiałem niczego _nowego_ opanowywać - bo tę wiedzę zyskiwałem
> w trakcie pracy - choćby dla dobierania przykładów
No właśnie - NIC NOWEGO. Co innego uczyć się razem z dzieciakami na szlaku
kajakowym, a co innego podczas lekcji przyrody...
>
> > uczyłem informatyki, matematyki i chemii (i oczywiście fizyki, której
uczę
> > do dziś);
>
> Czy do uczeniia tych przedmiotów (poza fizyką) ukończyłeś dodatkowe
> studia? Bo jeśłi nie - to sam robisz to, o co masz do innych pretensje
Był to epizod. Ale zauważ, że piszę iż UCZYŁEM. Tymczasem wielu nauczycieli
przyrody NIE UCZY fizyki czy chemii (chociaż powinni) - więc moja sytuacja
była raczej odwrotna.
>
> > w wolnych chwilach tworzę strony internetowe (takie, niezbyt
rewelacyjne,
> > ale zawsze coś);
>
> Moje są w internecie od 1996.
Jakby nie było - przyznałeś się do dłuższego stażu... :))
>
> > A mimo tego wszystkiego mam odwagę stwierdzić, że są dziedziny, których
> > wolałbym uczyć się pod kierunkiem jakiegoś fachowca - bo samodzielnie
> > mógłbym mieć trudności, albo przynajmniej straciłbym na to zbyt wiele
> > czasu.
>
> Dotyczy to każdej nauki
> Ale jeśli weżmiesz podręcznik, a zwłaszcza poradnik metodyczny, to
> jest dużym ułatwieniem - pozwalającym na uczenie innego przedmiotu.
I w ten sposób mogę poprowadzić kilka lekcji - np. zastępując innego
nauczyciela. Ale nie podjąłbym się na takich podstawach przygotowywaćdo
matury czy choćby egzaminu gimnazjalnego. Że o np. uczestniku konkursu
przedmiotowego nie wspomnę.
Samokształcenie jest czasem koniecznością, np. w sytuacji doraźnej, gdy
trzeba zastąpić nieobecnego nauczyciela. Ale przygotowywanie się w ten
sposób do samodzielnej pracy z uczniami i przygotowywanie ich do dalszej
nauki czy egzaminów to raczej zły pomysł. I zgadzam się, że przeciętny
nauczyciel w końcu opanuje w ten sposób nowy przedmiot - błyskotliwy
nauczyciel może to zrobićnawet szybko - ale upłynie parę lat, które będą
stratą dla uczniów.
>
> A studia (uczelnia) z założenie nie powinny być tylko "szkółką" a jednak
> tylko wskazaniem drogi, którą trzeba iść dalej
No, jakąś tam podstawową wiedzę i umiejętności też powinny przekazywać.
> Fachowcy są nie tylko na uczelniach - wielu z nich robi to samo w
codziennej
> pracy w szkole - modyfikując swoją pracę - zmieniając ją wraz ze zmianami
> w progamach nauczania
Ale ci fachowcy wcześniej odebrali dobrą edukację w czasie studiów.
> Więc jednak może warto stawiać nie tylko na świeżo wykształconych
> absolwentów ale i na mistrzów w zawodzie, którzy potrafią
> dostosować się do zmian?
Przypominam - pisałem o stosowaniu jako JEDYNEGO kryterium opartego na stażu
pracy. A ten niekoniecznie oznacza bycie dobrym nauczycielem.
> Tyle że z istnienia złych kursów nie wynika, że metoda "kursowa"
> nie da kwalifikacji
Zależy od zakresu kwalifikacji. Kwalifikacje kierownika wycieczek - tak. Ale
już kwalifikacji do uczenia fizyki w liceum - nie.
> > Oczekuję DOBREJ PRACY od NAUCZYCIELI. Zakładam bowiem, że POWINNI być
> > dobrze
> > przygotowani do pracy.
>
> Ty też. Rozpoznanie umiejętności (nie tylko wiadomości) uczniów
> to część wiedzy, którą Ty masz pozyskać
No przecież piszę, że to robię...
>
> > Mam do zreazlizowania program GIMNAZJUM nie PODSTAWÓWKI.
>
> A moze to Twój program jest zły? Może wymagasz zbyt wiele wiedzy
> encyklopedycznej?
Mam do zrealizowania podstawę programową. Nie ja ją ustalam - nie ja też
będę na końcu sprawdzał jej opanowanie. Gdyby ode mnie zależało - byłaby
zupełnie inna. Ale nie zależy to ode mnie - ja muszę realizować to, co
wymyślił MENiS i w takim czasie, jaki dostałem.
>
> > podstawowej? Ja nie mam innego wyjścia - MUSZĘ wymagać, by uczniowie
> > umieli
> > to, co przewiduje program przyrody w podstawówce. I nie chodzi tu o
> > przypadki jednostkowe - te są zawsze. Ja piszę o całych klasach, które
> > mają
> > braki z podstawówki - i to braki rażące.
>
> A jeśli czegoś nie wiedzą - to co robisz?
Martwię się... :(
A poważnie. To zależy czego dotyczą te braki. Jeśli są to istotne a do tego
dość trudne wiadomości czy umiejętności to poświęcam lekcję, żeby to
nadrobić (klnąc w duchu na nieodpowiedzialnego "przyrodnika" z podstawówki).
Ale jeśli braki dotyczą mniej istotnych albo łatwiejszych zagadnień, to
odsyłam dzieciaki do samodzilnej nauki. Potem - na lekcji powtórzeniowej -
można się przy tym trochę dłużej zatrzymać, żeby wyjaśnić ewentualne
wątpliwości.
> > Ja piszę o MOJEJ pracy. Ale masz rację, że są podstawówki, skąd
przychodzą
> > dobrze przygotowani uczniowie.
>
> A jeśli trafisz na podstawówkę, w której 20% uczniów ma orzerczenia
> z Poradni o obniżeniu wymagań?
To ja RÓWNIEŻ stosuję siędo tych orzeczeń. A inna sprawa, że orzeczenie z
poradni nie oznacza w ogóle braku wymagań. Jeśli uczeń nie ma orzeczenia o
kształceniu specjalnym, to obowiązuje go minimum programowe.
> A w innej masz np 30% uczniów z Domu Dziecka? (taki rejon)
> Bierzesz to pod uwagę w plaowaniu realizowanego programu?
A co ma wspólnego dom dziecka z inteligencją? Zdarzyło mi się kiedyś
pracowaćz grupką dzieciaków z domu dziecka - było wśród nich nieco więcej
trudności wychowawczych (wynikających z rozchiwania emocji), ale
intelektualnie były w normie.
> Pyttałem o OCENĘ, a nie o PRZYGOTOWANIE
> Oceniasz przyrost wiedzy - a przygotowac musisz wszystkich
> Jeśli dostaniesz słabych uczniów... to Ty będziesz miał więcej pracy...
Oceniam opanowanie odpowiednich standardów - bo to będzie sprawdzane podczas
egzaminu. Przyrost wiedzy - również, bo pokazuje wkład pracy. Do tego
jeszcze aktywność, systematyczność. Słowem - sporo różnych elementów. Z
głównym naciskiem na opanowanie materiału. A co do pracy ze słabszymi - też
tej pracy DOWOLNIE dużo włożyć nie mogę. Jest pewien limit czasu, który mogę
poświęcić uczniom i tego się nie przeskoczy.
> Niektórzy (np z lenistwa) przygotowują sobie (i uczniom) wcześniej
> lekcję, by nie musieć 10 uczniom tłumaczyć 20 razy tego samego...
To są też tacy, którzy NIE PRZYGOTOWUJĄ lekcji? To już teraz rozumiem,
dlaczego są takie problemy na przyrodzie - widocznie to tamci nauczyciele
nie przygotowują się do lekcji... :)
A poważnie - to chyba normalne, że nauczyciel przygotowuje się do lekcji
uwzględniając w jakiej klasie będzie ją prowadził.
>
> > A co za różnica (z punktu widzenia DOBREGO nauczyciela) - rozwiązać
> > zadanie
> > czy pokazać doświadczenie? Nauczyciel powinien umieć jedno i drugie.
>
> Dla nauczyciela - żadna (pokazać, czy obliczyć)
> Dla ucznia - kolosalna - bo bnie starczy policzyć słupków, a trzeba
jeszcze
> zrozumieć
> mechanizm działania. I potrafić go wytłymaczyć.
Ale nie pisaliśmy o uczniach, tylko o zmianie koncepcji. Dla dobrego
nauczyciela taka zmiana koncepcji to żadna zmiana, bo powinien być jednakowo
dobrze przygotowany do obu sposobów prowadzenia lekcji. A poza tym, to
koncepcja jest taka, że ważne są i doświadczenia, i rachunki. Tym bardziej,
że na egzaminie gimnazjalnym uczeń nie przeprowadza (ani nawet nie opisuje)
doświadczeń, a za to sporo liczy. Tu zresztą wychodzi też brak konsekwencji
tzw. fachowców od metodyki - z jednej strony kładą nacisk na poglądowość,
zrozumienie, umiejętność wnioskowania, z drugiej zaś - na egzaminie
sprawdzają, jak uczeń liczy.
>
> > Ależ ja popieram wprowadzenie tego przedmiotu! Nie czytasz uważnie moich
> > postów. Ja tylko pyszczę nad niezbyt dobrym przygotowaniem do jego
> > wprowadzenia.
>
> Przy każdej zmianie są takie same pyszczenia
> Nawet po 10 latach będą pretensje, że miany są wprowadzone za wcześnie
> i bez przygotowania.
> Przyczyna (pyszczenia) jest prosta - pyszczący nie wiedzą, że rzecz była
> przygotowywana ("mnie wtedy nie było w szkole")
Jeśli - jak twierdzisz - wprowadzenie przyrody było przygotowane (poważnie -
tj. z odpowiednimi działaniami, a nie tylko mówieniem o jej wprowadzeniu, bo
często tak w Polsce wygląda przygotowywanie nowych koncepcji), to coś jest
nie tak, że poziom spadł i dopiero po kilku latach zaczyna się podnosić. A
tak poza tym, to nawet nie wiadomo, czy zaczyna - Kraków, o którym piszesz
(podobnie jak Warszawa, Poznań, Gdańsk czy inne duże ośrodki) nie muszą być
tu miarodajne dla całego kraju. Jednak większość dzieci chodzi do szkół w
mniejszych ośrodkach i szkół nie tak dobrych, jak twoja. To, co piszesz w
gruncie rzeczy jest nawet gorsze niż to, co ja pisałem - bo ja
odpowiedzialność za poziom zrzuciłem na ministerstwo, które źle przygotowało
reformę. Ale jeśli byla ona przygotowana dobrze, to wina leży jedynie po
stronie szkoły - czyli nauczycieli, którzy uczyli przyrody.
> Alez byli przygotowywani. Rozmaite kursy i warsztaty były organizowane
> przez Ośrodki Doskonalenia Nauczycieli. Były opracowywane materiały
> dydaktyczne i podręczniki (łącznie z ich testowaniem)
> Nie wierzysz - sprawdź
To czemu było tak źle?! Czemu dzieciaki przychodzą z podstawówki z brakiem
elementarnych wiadomości z fizyki czy chemii?! Co robili ci nauczyciele?!
Powtarzam - nie mam na myśli JEDNOSTKOWYCH przypadków, ale całe klasy
przychodzące z określonych szkół! To, co piszesz (a nie mam podstaw, by ci
nie wierzyć) jest straszne! Znaczy to, że w szkołach podstawowych (nie
wszystkich - fakt, ale w ogromnej ich liczbie) przyrody uczyli NIEODPOWIEDNI
nauczyciele. Więc może jednak moja koncepcja ze złymi kryteriami
zatrudniania/zwalniania nauczycieli miała sens...
|