Data: 2004-03-06 18:39:47
Temat: Re: R e i n k a r n a c j a
Od: "Hubert " <h...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Filip Sielimowicz <s...@p...onet.pl> napisał(a):
>
> Użytkownik "Duch" <a...@p...com> napisał w wiadomości
> news:c27dgr$adh$1@nemesis.news.tpi.pl...
> > Użytkownik "Filip Sielimowicz" <sielim@wyrzucic_wp.pl> napisał w
wiadomości
> > news:c25rds$2j2$1@inews.gazeta.pl...
> >
> > > powiedzmy. Osoba, która wyszla z tej choroby powiedziala,
> > > ze to bylo jak "sen", ze slabo pamieta co robila i dlaczego.
> > > Z jednym jednak sie zgodzi: "NIE CHCE TAM WRACAC.
> >
> > Ja tez wyobrazam sobie takie swiaty (analogia do swiata tejchorej osoby).
> > Zwykle jak sie mowi o reinkarnacji czy generalnie wedrówce dusz,
> > to ma się na myśli wyglad (robaczek zielony albo czerwony).
> > To nie bardzo to, nawet "tam" chcielibysmy ladnie wygladac :)
>
> Oj, to chyba zależy :))) Kobiety wygląd, a mężczyźni intelekt ? :)))
> Ludzie projektują sobie pod postacią duszy to, do czego są
> najbardziej przywiązani, czyli to z czym najtrudniej im się
> rozstać. Czyli do ciała i różnych procesów, które w nim zachodzą:
> do zmysłów, intelektu (BTW w buddyzmie intelekt uważa się za kolejny
> zmysł) i emocji. Stąd np. w chrześcijaństwie w wizji raju rodziny
> na powrót się spotykają, wszystko jest piękne, jest w bród jadła i napoi,
> muzyka itp (przywiązanie emocjonalne i zmysłowe).
> Czasami skutkuje to iście humorystycznymi sytuacjami.
> Już kiedyś tu pisałem o przypadku osoby, która prosiła mistrza buddyjskiego
> o odpowiednie praktyki, które pozwoliłyby jej zapamiętać numery związane
> z dostępem do kont bankowych i dobrze się ustawić w przyszłym życiu :)
> Dla tej osoby więc najważniejsze było to, by dusza miała pamięć do cyfr,
> reszta była nieistotna :))).
> Mało kto jednak myśli, że taki zmysłowo-intelektualny, ludzki sposób
> odbiou rzeczywistości jest bardzo ograniczony. Że mogą istnieć istoty
> o daleko wyższym poziomie świadomości. Tak jak dla rybki akwariowej,
> człowiek nie jest żadnym ciekawym typem. Dla niej wyżyny świadomości
> to szybciej zauważać robaczka i połknąć go przed innymi oraz czuć
> większą przyjemność z pływania w dobrze dotlenionej wodzie.
>
> Warto więc zauważyć, że myśląc o duszy, bardzo chcemy przemycić pod
> jej postacią jak najwięcej z własnej osobowości, nie zastanawiając się
> nad tym, że to właśnie ta sztywna, schematyczna, szablonowa, nawykowa
> osobowość i przywiązania powodują dyskomfort. W tym sensie jest to
> sytuacja bardzo podobna do tego, co przeżywa pacjent w trakcie
> seansu psychoterapeutycznego: nie chce wziąć odpowiedzialności
> za swoje cierpienie. Nie chce (lub wręcz nie może) się rozstać ze swoimi
> trudnymi skłonnościami.
> Można ująć to w ten sposób: złodziej będzie marzył o tym, by po śmierci
> dalej być złodziejem, tylko, by inni dawali się bezkarnie okradać.
> Oczywiście trywializuję tu troszkę, nie chciałbym, by zostało to odczytane
> jako spłaszczenie sytuacji i motywów działania człowieka, który jest
> w bardzo trudnej sytuacji społeczno-socjalnej. Ale tak to wygląda: w
> pewnym sensie lubimy własne ograniczenia i kłopoty, choć chcielibyśmy
> je nieco wybielić i pozbawić cierpienia. Poszukujemy wyjścia z tego
> impasu "na zewnątrz". Chcielibyśmy, by zniknęło "zło", a zostało tylko
> "dobro". Czyli by można bezkarnie innych okradać. I, zgodnie z wizją
> buddyjską, dlatego właśnie się odradzamy. Ze względu na przywiązania.
Powstalo jednak wyobrazenie, ze po uwolnieniu od przywiazan proces odradzania
sie konczy. Czy jest tak w istocie? Czy zyjac ze swiadomoscia ze nic nie jest
w istocie trwale (trwalosc rzeczy jest wzgledna i podlega okreslonym
ograniczonym prawom) przestajemy sie odradzac jako istoty ludzkie?
JAk sobie przypominam wiersz "Nirwana" Kasprowicza ze szkoly sredniej to
mysle, ze to niektorych moze motywowac do szybszej autodetstrukcji zamiast do
rozwoju. W buddyjskich naukach dominuje przekonanie, ze samsara to cos
zlego, od czego nalezy sie wyzwolic. Owszem, dla mnie to bylo odkrywcze, bo
nikt przedtem mi nie powiedzial ze od cierpienia mozna sie uwolnic, ale
utozsamiono tutaj samsare z zyciem w ciele i w swiecie fizycznym w ogole. To
zrodzilo u niektorych ascetyzm, nienawisc do ciala i materii, ucieczke od
tego swiata. A przeciez Zycie jest tutaj, w tym ciele i w tym swiecie! Na co
wiec moze liczyc oswiecony w tym swiecie?
> Jedno się nie zmienia: nie przestajemy cierpieć z powodu ograniczeń i
> nietrwałości. Po prostu, jak pięknych światów byśmy sobie nie wyobrazili
> i nie wymarzyli, zawsze ostateczną przeszkodą w osiągnięciu szczęścia
> jesteśmy my sami i nasza niezgoda na to, by rzeczy były nietrwałe. A są.
> Zaś nasze nawyki, stosownie do siły przywiązania, wbudowują się w nasze
> przyszłe ciało.
Ale co zrobisz bez pragnien i bez przywiazan? Co sie z Toba stanie? Jak sobie
wyobrazasz swoja przyszlosc? Zeby ja sobie wykreowac musisz miec chyba jakies
pragnienia i cele, do ktorych musisz sie w jakis sposob przywiazac. No
dobrze, mozesz zdac sie na spontanicznosc, ale kto Ci da pewnosc ze nie
staniesz sie dryfujaca lodka bez sensu, celu i portu? Ze nie wyladujesz na
dworcu z zulami?
Pozdrawiam Hubert.
> Jeśli już na poziomie genetycznym to ciężka sprawa: rodzimy
> się jako rybka akwariowa i nic tu nie pomoże odwyk u psychoterapeuty ... :)
> Jeśli jako człowiek: chwała bogom !
> Miliony innych istot nie dostały takiej szansy !
>
> Tak to sobie wymyślili buddyści. Są dużo bardziej szczegółowi w tej kwestii:
> co się dzieje po śmierci, w jakich stanach świadomości znajduje się
> ostota przebywająca w bardo (stanie "pomiędzy") i jak następuje kolejne
> wcielenie. Ale pomińmy "szczegóły techniczne" ...
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|