Data: 2011-02-17 08:39:22
Temat: Re: Redart.
Od: zażółcony <r...@x...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "cbnet" <c...@n...pl> napisał w wiadomości
news:ijh705$112r$1@news.mm.pl...
> Miałeś podważyć tezy które podałem.
> Zamiast tego uprawiasz ten swój chory, bezmózgi
> bełkot.
... bo widzisz, nie bardzo widzę punkt zaczepienia do naszej
dyskusji.
1. Po pierwsze: nie do końca wiem, o co Ci chodzi.
2. Przedstawiana przez Ciebie definicja buddyzmu jak i nauk Jezusa
jest z mojego punktu widzenia bardzo specyficzna, inna niż to,
co ja "z tego" rozumiem.
3. Nie wiem dokładnie, skąd bierzesz wiedzę o buddyzmie, a jest to
problem spory - bo podobnie jak chrześcijaństwo, tak buddyzm to
cała masa różnych odłamów, odmian i sekt, które między sobą czasem
też wydają sie różnic w sposób 'fundamentalny'.
Ale spróbuję tu zebrać dwie tezy i pokrótce się do nich
ustosunkować.
Pierwsza sformułowana przez Ciebie teza dotyczyła rozwoju
indywidualizmu - podkreślałeś, że buddyzm idzie w kierunku odwrotnym,
'zabija' indywidualizm (mam nadzieję, że moje skróty myślowe
nie wypaczają nazbyt tego, co chciałeś przedstawić)
Druga sformułowana przez Ciebie teza dotyczyła izolacji od świata,
twierdziłeś wręcz, że wg. Jezusa 'świat jest do odstrzału',
a w przeciwieństwie do niego Budda dąży do pełnej integracji
z tym światem.
Odnosząc się do pierwszego, czyli indywidualizmu. Podstawą
rozwoju indywidualizmu jest możliwość wyboru, wolna wola.
Przez dokonywane wybory indywidualizm się manifestuje.
Jeśli teraz spojrzysz na wielobarwny buddyzm tantryczny - jest to
właśnie dokładna odpowiedź na potrzebę rozwoju duchowego
przez odnalezienie i wzmocnienie swojego indywidualizmu.
Każdy sam sobie wybiera taką formę buddy(męską czy żeńską,
groźną, półgrożną czy łagodną, z tego świata, czy z innego świata,
inteligentną czy opiekuńczą albo leczniczą albo ...), która najlepiej
współgra z jego indywidualnymi cechami i która najlepiej
będzie wspierać go na indywidualnej ścieżce duchowej. Każdy sam
wybiera sobie swojego osobistego strażnika. A jeśli taka jego wola
- może z tych _osobowych_ wsparć całkowicie zrezygnować i np.
skupić się na kontakcie z żywiołami lub na kontemplacji pustki.
Możliwości są bardzo szerokie.
Dalej: jak prześledzić żywoty przeszłych mistrzów, albo w szczególności
żywoty pół-mistycznych tertonów (odkrywców nauk ukrytych przez
wcześniejszych buddów) - to życie każdego z nich jest obrazem
indywidualnych zmagań z własną karmą i pokazuje, jak każdy z nich
stworzył unikalny zestaw praktyk duchowych.
Podsumowując: w kontekście nauk tantrycznych czy nauk dzogczen
(z tertonami, którzy zdecydowali się upublicznić własne indywidualne
doświadczenia) - teza o zabijaniu indywidualizmu przez buddyzm
się zupełnie nie trzyma. Być może łatwiej ją utrzymać jeśli wejść
w buddyzm zen lub jakieś odmiany kultywowane w zamkniętych
zakonach - ale się nie wypowiem, bo nie wiem. W kontekście
buddyzmu tantrycznego osobiście znacznie częściej spotykałem się
z zarzutem, że daje on za dużo możliwości i nie wiadomo, co wybrać,
na czym się skupić.
I na koniec: właśnie m.in. z tej przyczyny, że buddyzm daje ogromne
możliwości rozwoju swojej indywidualności, zainteresował się nim
udzielający się tutaj Krzewicki, który z pewnością ciało i osobowość
dostał od bozi nietypowe :) Jak spojrzysz chociażby w ten wątek,
to zauważysz, że Jakub darząc Jezusa dużym szacunkiem, swobodnie
stwierdza, że nie do końca mu on odpowiada OSOBIŚCIE - ze
względu na jakieś detale charakterologiczne. Nie mówił, że buddyzm
mu zabrania Jezusa albo, że Jezus nie pasuje do buddyjskich
wzorców i kanonów. To jest osobista manifestacja Krzewickiej
indywidualności.
Teza druga: Jezus przeznaczył świat do odstrzału, a Budda do integracji.
Nie będę traktował określenia 'do odstrzału' nazbyt dosłownie. Poprzestanę
na starotestamentowym(chyba ? ksiega Koheleta ?) określeniu "Vanitas
vanitatum, et omni Vanitas", czyli "marność nad marnościami, wszystko
to marność". Ten świat jest marny, szukać innego - tak wg. Ciebie wskazał
Jezus, a Budda nie. I znów sie nie zgodzę. Bardzo skrótowo: są w buddyzmie
różne ścieżki. Jest Hinajana (tzw. Mały Wóz) i Mahajana (tzw. Wielki Wóz).
Hinajana to IMO mniej wiecej to samo, o czym mówiłeś: ten świat jest do
kitu,
porzuć go i oddaj się poszukiwaniom wejścia do Świetlistej Krainy - co można
różnie traktować - jako synonim ostatecznego oświecenia lub jako synonim
lepszego świata, raju. trochę inaczej wygląda tu kwestia Przewodnika. Jezus
jednoznacznie wskazywał siebie jako jedynego Przewodnika w tym kierunku,
w buddyzmie jest ... trochę inaczej. Mniej kategorycznie.
Natomiast buddyzm w wydaniu Mahajany (droga współczucia) i dzogczen (droga
pełnej, doskonałej samo-integracji ? - lepiej tego nie próbować ująć w dwóch
słowach) to rzeczywiście jest już coś innego. Aczkolwiek na każdej z nich
znajdziesz elementy idei 'vanitas vanitatum' jako pomocnej w tym, by oderwać
się od najsilniejszych popędów do spraw doczesnych. W tych ściezkach,
szczególnie
w dzogczen, jest to traktowane jako jedno z narzędzi a nie wiodąca idea.
Buddyzm jako religie łączy wszystkie te odłamy i drogi i jednoczesnie
całiem nieźle udaje mu się uniknąć popadnięcia w głebokie wewnętrzne
sprzeczności - aczkolwiek zrozumienie sensu we wszystkich tych ścieżkach
jednocześnie na pewno nie jest rzeczą prostą. Nauczyciele, którzy potrafią
udzielać sensownych nauk z wielu tak różnych odłamów uznawani są za
wybitnych.
|