Data: 2011-01-18 13:09:45
Temat: Re: Seks przedmałżeński to zuo
Od: "Chiron" <c...@o...eu>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Lebowski" napisał w wiadomości grup
dyskusyjnych:ih3csv$mpq$...@s...aioe.org...
W dniu 2011-01-17 15:39, Chiron pisze:
> Wiesz- pochodzę z dość biednej rodziny- i sam musiałem wypracowywać
> pewne wzorce. Do wzorca "mam własne mieszkanie" dorosłem koło
> czterdziestki. Wielu moich znajomych- w tym prawie wszyscy z klasy
> szkoły podstawowej- do tego wzorca nie dorośli nigdy. Wychowałem się w
> slamsach- no ale nie usprawiedliwiam się tym.
Faktycznie te obciążenie dziedziczne jest u ciebie dosc spore i masz
dosc spore ubostwo nie tylko na umysle, ale tez emocjonalne, choc wydaje
ci sie, ze w tym drugim jest zupelnie na odwrot.
>> Podreczniki i trampki w szkole?
>> ====================================================
===================================
>>
>>
>> NIGDY. Rodzice by się ze wstydu spalili.
>
> To dziwne.
> Bo te dzieci znajomi moich rodzicow z twojego rocznka, ktore dobrze sie
> uczyly to dostali. Zabraklo tylko dla najgorszych uczniow.
> ====================================================
====================================
>
> A g...no prawda. Pamiętam doskonale: wychowawczyni wyławiała z klasy
> dzieci najbiedniejsze- i do nich trafiała pomoc. I nie tylko w mojej
> klasie tak było. Poza wszystkim- najbiedniejsi to my nie byliśmy- poza
> tym- pisałem: moi rodzice uważali takie coś za żebranie- i spalili by
> sięze wstydu, gdybym np przyniósł ze szkoły buty zakupione przez Komitet
> Rodzicielski. Znając ich- kazali by mi je odnieść.
Nie slyszalem dotad o takich praktykach. Jakie to byly lata i ktora
czesc Polski?
U mnie w latach powiedzmy od czasow moich starszych kuzynow do
mlodszych, tj. 1975-1990 najlepsi uczniowie dostawali nowe ksiazki od
szkoly, gorsi uzywane, a debile musieli sobie skolowac we wlasnym
zakresie. Oczywiscie trzeba bylo je potem zwrocic do szkoly.
Najlepsi niestety mieli gorzej, bo starsze podreczniki zawieraly czasem
bardzo pomocne notatki czy rozwiazania jakichs zadan.
Pierwsze ksiazki kupili mi rodzice dopiero w ogolniaku, ale niestety
nowe, bo na gieldzie szkolnej stare podrczeniki byly nawet 2 razy
drozsze od nowych z powodu tych wlanie wartosciowych tresci.
Nie slyszalem dotad, aby gdzies w Polsce bylo to praktykowane w tamtym
okresie inaczej.
Musiales chyba mieszkac w jakims ciemnym i zakompleksionym pegeerze?
====================================================
==================================
Widzisz- bardzo szybko oceniasz ludzi- na podstawie swoich uprzedzeń.
Dlatego tak trudno zrozumieć Ci rzeczy oczywiste. Mnie przypisujesz mnóstwo
rzeczy, które wywołują u mnie tylko zadumę- zadumę nad swoim życiem, jak
mogło by się potoczyć moje życie- żeby dojść mniej więcej do takiego punktu,
w którym jesteś obecnie Ty? W jakimś stopniu- lata temu oraz mentalnie- całe
generacje- też nie miałem dostępu do tego, co najważniejsze. Skąd więc
mogłem wiedzieć, w ogóle co jest ważne?
Pokażę Ci tylko jedną rzecz- która stoi poza zakresem Twojego poznania- na
bazie tego postu:
"
U mnie w latach powiedzmy od czasow moich starszych kuzynow do
mlodszych, tj. 1975-1990 najlepsi uczniowie dostawali nowe ksiazki od
szkoly, gorsi uzywane, a debile musieli sobie skolowac we wlasnym
zakresie. Oczywiscie trzeba bylo je potem zwrocic do szkoly."
Otóż- ktoś, kto nie tylko doskonale pamięta tamte czasy- ale także CZUJE ich
ducha, wie doskonale, że to brednie. Owszem, coś raz mogło się wyjątkowo
wydarzyć w jakiejś szkole- ale wątpię. Natomiast w żadnym razie nie mogło to
się zdarzać często- na 100% nie było regułą- bo nie mogło. Oczywiście- w
zgodzie z duchem tamtych czasów- książki kupowało się od starszych na
giełdach organizowanych na początku roku szkolnego (ja kończyłem szkołę
średnią w 1979roku- i to był w zasadzie ostatni rocznik, gdzie można sobie
było przekazywać książki- potem każdy rocznik już mógł mieć inne- ale to też
zależało...). Można było kupić w antykwariatach. Kolejny sposób- zakup nowej
książki- dostępny w zasadzie wyłącznie na talony szkolne. Takie talony
rozdawały wychowawczynie według swojego "widzimisię". Owszem, mogła jakaś
wychowawczyni np promować uczniów zdolnych- im dawać talony. Jednak trzeba
było zapłącić w księgarni- normalną cenę, tyle że bez talonów to były
dostępne dopiero po 1 września. I teraz rzecz najważniejsza: owszem, czasem
komuś szkoła fundowała podręczniki. ZAWSZE to były dzieci biedne- czasem
brano pod uwagę kryterium ocen- ale musiało być biedne. Tak, słyszałem, że
dzieci te oddawały książki na koniec roku. Widzisz- gdyby np jakiś dyrektor
szkoły wpadł na pomysł, żeby tak promować dzieci zdolne- to bądź pewien-
miałby szczęście, gdyby dostał tylko naganę partyjną. Raczej wyleciał by z
hukiem na zbitą twarz.
--
Chiron
Prawda, Prostota, Miłość.
|