Data: 2009-10-07 17:17:27
Temat: Re: Seksualność osób niepełnosprawnych
Od: vonBraun <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Yelo wrote:
/.../
>
> > 3) Czy kontakty seksualne osób niepełnosprawnych intelektualnie
> mogą
> > być realizowane wyłącznie w związkach małżeńskich? Czy kontakty takie
> mogą
> > mieć miejsce tylko poza takimi związkami?
>
>> Nikt nie zabrania osobom pełnosprawnym kontaktów pozamałżeńskich.
>> Czemu niepełnosprawni mają być bardziej 'bogobojni'?
>
>
> No, to nie tak ;) Zacytowałem problemy ETYCZNE, nie prawne. Więc
> mówienie 'nikt' jest tu niestety nieuprawnione - etyka w wydaniu
> chrześcijańskim 'zabrania'. W zasadzie 'etyka chrześcijańska' kompletnie
> 'siada' przy takich problemach. Na jednym z forum dyskusyjnych
> osób niepełnosprawnych, gdzie był poruszany temat 'seksualnego
> asystenta' pojawił się taki mniej więcej opis sytuacji:
> Upośledzony umysłowo chłopak a właściwie już mężczyzna
> był bardzo uciążliwy dla otoczenia - napastował rodzinę, znajomych,
> cieżko było kogokolwiek zaprosić do domu - wieszał się na ludziach,
> ocierał, ewidentnie dążył do zaspokojenia potrzeb seksualnych.
> Problem rozwiązany został poprzez wprowadzenie zdaje się dwa
> razy w miesiącu miłej pani, która zajęła się chłopakiem zgodnie
> z jego 'wolą'. Uspokoił się i złagodniał, napastowanie się
> skończyło. Opowiastka wydaje się wiarygodna.
> Trzeba tylko dodać, że 'chłopak' mógł mieć np. około 20 lat
> albo i więcej.
> Miałem do czynienia kiedyś z takim facetem - poważne
> porażenie mózgowe - facet niegroźny w tym sensie, że
> nie byłby zdolny 'walczyć' z ludźmi, wykorzystywać swojej
> siły fizycznej - bo nawet nie był jej za bardzo świadom.
> Złość okazywał przez wycie i nieskoordynowane wymachy
> ramionami. Ale spróbuj takiego 'przestawić' (był dużo
> wyższy od matki i siostry) albo 'odczepić', jak się już
> przyczepi.
>
> Etyka chrześcijańska niestety w takich sytuacjach proponuje
> jedną metodę: 'dźwigajcie swój krzyż'. I to widać
> w środowiskach rodzin ludzi niepełnosprawnych: często
> pierwotne problemy są tam wzmacniane, ludzie ubierają się
> w twarde skorupy 'nic nie można zrobić', często wpadają
> w problemy alkoholowe itp itd. - i nie wykorzystują wielu
> szans, które są, że tak powiem 'w zasięgu ręki' - bo
> ich w ogóle nie dostrzegają, nie rozważają.
zmianiam kolejnośc cytowań:
/... To co na to etyka chrześcijańska ? "/.../
Z etyką chrześcijańską, podobnie jak z każdą inną mają problem osoby,
które chciałyby przestrzegać jej zasad zgodnie z literą, w sposób
nieuznający wyjątków.
Zachowania 'etyczne' możemy rozumieć albo jako proces bezwolnego
stosowania 'zapisu' jakieś etyki, albo jako proces aktywnego
poszukiwania 'ducha' wyznawanej przez siebie etyki, w nowych sytuacjach
stanowiących dla niej wyzwanie.
Ta druga postawa wymaga otwartości, czujności i zdolności formułowania
pytań - zdolności te są cechą ludzi a nie cechą kodeksów etycznych.
Każda instytucja, czy grupa ludzi reprezentująca jakiś system etyczny -
czy to związana z KK czy to związana choćby z wierzeniami Buddyjskimi,
przejawia zapewne jekąś chęć skodyfikowania, zapisania, rozumienia i
stosowania praw swojej etyki w dosłownej formie.
Owa dosłowność jest źródłem nieporozumień dla 'wyznawców', ponieważ
chętnie zastępujemy myślenie i umiejętność zadawania pytań przejmowaniem
gotowych wzorców - te zaś sprawdzając się w 99% sytuacji mogą uśpić
naszą czujność.
Pamiętasz pewnie o powieść o kupcu, który płynąc barką wraz z innymi
kupcami i ich licznymi bogactwami, dowiedział się, że jeden z
podróżników planuje uprowadzenie barki i zabicie wszystkich świadków.
Kupiec ten znał niedoszłego sprawcę i wiedząc że jego plan będzie
wprowadzony w życie zabił go. Jednak sądził, że bezapelacyjnie obciążył
swoją karmę(?) czy jak tam to zwą, śmiercią człowieka. Rozumiał bowiem
swoją etykę w sposób dosłowny.
Budda jak pamiętamy wyjaśnił mu, że zrobił dobry uczynek, ratując życie
uczciwym ludziom oraz chroniąc "karmę" niedoszłego zabójcy, który
straciłby na długo szansę na odkupienie w kolejnych 'wcieleniach', gdyby
wprowadził swój czyn w życie.
/mam nadzieję, że niezbyt dużo pokręciłem ;-)/
IMHO taki sam problem z dosłownym stosowaniem etyki mają wszyscy
'wyznawcy', którzy orientują się raczej na 'kodeks' a nie na 'ducha'
danej etyki. To moja definicja "oszołomstwa", które pojawia się
wszędzie, niezależnie od wyznania.
Każda etyka związana z dowolnymi wierzeniami ma też zapewne wariant 'dla
ubogich duchem' - spisany, skodyfikowany - jak i wariant dla myślących i
pytających. Jeśli człowiek umie myśleć i pytać i chce dosłownie stosować
jakiś 'kodeks' nie uniknie w końcu hipokryzji. Tak jak nauka nie opisze
do końca świata, tak dowolny 'kodeks' nie będzie do zastosowania w
każdej sytuacji.
/.../
> A jakbyś ocenił sensowność instytucji 'seksualnego asystenta'
> w powyższym wypadku ? Jako np. alternatywy dla robienia
> 'na boku' (nielegalnej) ? W dodatku wygląda na to,
> że w tym przypadku dla asystenta też nie koniecznie byłaby
> to ciężka orka na ugorze - dziewczyna była atrakcyjna. No
> ale może właśnie m.in. ta przerysowana przez postronną wyobraźnię
> 'przyjemność z pracy' jest źródłem stereotypowego odrzucania
> pomysłu 'asystenta' i opartych o erotykę metod
> terapeutyczno-rehabilitacyjnych ?
Ta osoba była sobie w stanie zapewnić tylu asystentów ilu chciała i to
dobrowolnych ;-)
Matka zdecydowała się w to nie ingerować bardziej niż poprzez próby
komentowania i wyjaśniania tych sytuacji, zwłaszcza, że jej celem było
odtworzenie umiejętności społecznych, które dziewczyna straciła wraz z
płatami czołowymi. Zjawisko nie przybrało też form uciążliwych -
'asystenci' pojawiali się od czasu do czasu - rekrutowali się jak sądzę
z osób nieśmiałych, zakompleksionych, słabo 'wprawnych' społecznie - dla
nich wygadana, śmiała i ładna dziewczyna to duża gratka ;-). Miała dość
instynktu samozachowawczego aby nie dobierać sobie partnerów zupełnie
bez głowy.
O paru słyszałem - zwykle nie kontynuowali znajomości orientując się po
krótkim czasie, że dziewczyna może być dość uciążliwa. Czy ktokolwiek
miał z tego powodu jakieś jednoznacznie negatywne doświadczenia -
wątpię. Rozstania nie były problemem. Bez płatów czołowych trudno się
zakochać ;-)
Co do 'asystenta seksualnego': są kraje w których działalnością taką
zajmują się na zasadzie wolontariatu osoby wstępnie preselekcjonowane.
Zazwyczaj są to kobiety (problemy z rozładowaniem popędu są częstsze u
niepełnoprawnych mężczyzn). Widzę w tym szansę na takie 'poprowadzenie'
pacjenta w którym może on zrozumieć istotę związku pomiędzy
seksualnością a emocjami, systemem wartości, bliskością dwojga ludzi.
Czy i w jakim zakresie jest taki postulat realizowany - nie wiem - jeśli
coś znajdę dam znać.
>> Dziecko - wcześniak siedmiomiesięczny. (Młodsze niż jej "szpitalna
>> historia"). Z zespołem Downa.
>>
>> Przeżyło kilka minut. Czy na pewno nikt w tym momencie czytania nie
>> odetchnął z ulgą? ;-)
>> Bo ja tak.
>
>
> No cóż... Historia drastyczna ale pokazująca realia. Np.
> wyjątkowe narażenie osób niepełnosprawnych na przemoc,
> w tym na tle seksualnym. W filmie 'Zatańcz ze mną' jest
> ten wątek pokazany.
> Trudno mi powiedzieć o 'odetchnięciu z ulgą' - takiej historii
> wcześniej nie słyszałem, zareagowałem szokowo i w pierwszym
> czytaniu to nawet nie zrozumiałem, co piszesz ... Moja wyobraźnia
> czasami 'nie wchodzi' natychmiast w niektóre tematy ...
>
> A nie odetchnąłem z ulga chyba głównie dlatego, że pierwsze
> skojarzenie, jakie mi się nasunęło, to to, że ktoś 'pomógł'
> temu dziecku ...
Pierwsza z sytuacji (obie widziałem w jakimś tam zakresie na 'własne
oczy') miała pokazać problem - uzasadniać decyzję sterylizacji
niektórych osób niepełnosprawnych w pewnych szczególnych warunkach,
druga - skutki braku jakiejkolwiek kontroli nad ich seksualnością. Ojcem
dziecka z 'Downem' był najprawdopodobniej inny pacjent, niewykluczone,
że z podobnymi problemami intelektualnymi. Wątpię, czy działo się to bez
przyzwolenia - pacjentka była w stanie się poskarżyć, gdyby miała
miejsce sytuacja użycia przemocy seksualnej.
pozdrawiam
vonBraun
|