Data: 2004-08-11 09:43:50
Temat: Re: Śmierć i choroba
Od: "Duch" <a...@p...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Cien" <s...@W...gazeta.pl> napisał w wiadomości
news:cf2tph$m0s$1@inews.gazeta.pl...
Ciezko jest rozmawiac o zyciu w ktorym nie ma smierci.
No dobrze, przyjmijmy, ze nie umieramy poprzez starosc....
A co gdy jade 200 km/h i mam wypadek?
Tez nie umieram? To jest niemozliwe.
W zyciu istnieje tez etapowosc - przechodzimy rozne etapy rozwoju.
Co z osoba zyjaca wiecznie?
Przeciez te etapy by sie kiedys skonczyly i co wtedy? :)
Jesli nie byloby smierci - nie bylibysmy tym kim jestesmy.
Jesli by nie bylo smierci, nie musialbym isc do pracy, isc do sklepu.
Co wiecej! Moglbym korzystac z narkotykow - i co wtedy?
Dalej bez negatywnych konsekwencji?
Wiec - tym ze dzialamy, piszemy tu na grupie, sciaramy sie pogladami,
to wszystko dlatego ze jest przemijanie i to przemijanie i -z drugiej
strony-
walka z przemijaniem. Dlatego tacy jestesmy.
> Moim zdaniem nie powstałyby religie. Być może powstawałyby jakieś
wierzenia
> mające na celu tłumaczenie tego co dla ludzie niezrozumiałe.
Tu sie roznimy. Wedlug mnie, religia nie tylko tlumaczy niezrozumiale,
ale przede wszystkim pozwala na poprzez ceremonie ustosunkowac
sie do przemijania, przerabiac to przemijanie.
Wczesniej pisales o religii jako pocieszeniu, a teraz o wytlumaczeniu.
To malo! Przeciez inkarnacja (pisales o tym jako pocieszeniu),
nie jest pocieszeniem, tylko pokazaniem, ze jestesmy *uwiklani*
i ze powinnismy zachowywac sie tak-a-tak, zeby sie z tego uwiklaniu uwolnic.
Ze trzeba wykonac pewna prace (np. byc dobrym).
W przypadku tej niesmiettlenosc - tez pojawilyby sie religie ale zwiazane
bylyby z dylematami zycia zwiazanymi z przemijaniem.
> To są już te inne aspekty życia. Jednak do ustalenia etyki nie potrzeba
> religii.
No wlasnie tu sie nie zgadzamy.
Bo co jesli ktos tzw. nie wierzacy mowi na grobie swojej zmarlej matki
"potrzebuje cie"? Przeciez matka nie zyje! Czy to znaczy ze ona jest
wierzaca czy nie? :) Mowi ze nie!
Moim zdaniem to jest zachowanie jest zwiazane wlasnie z religijnosc,
ktora mamy niezaleznie od tego, czy chcemy czy nie.
Pisales tez ze sa osoby "mocne", ktore sobie same daja rade, bez
religijnosci - czy to znaczy ze ta osoba mowiaca "potrzebuje cie",
do nierzyjacej matki, jest slaba?
Co powinna zrobic osoba "twarda" - udawac ze matki nie potrzebuje?
Albo naprawde nie potrzebowac matki?
Z moich obserwacji wynika, ze rzeczywiscie - takie osoby,
niereligijne
tlumia w sobie to "potrzebowanie", relacje do matki ktora zmarla.
Nie ma w tym jednak zadnej twardosci - po prostu jest teraz
taka presja zeby byc twardym. Poniwaz presja jest silna,
a mamy potrzebe miec dobry siebie w pewnym sensie "trendy",
wiec wyzbywamy sie tego religijnego pierwiastka.
Wtedy - religijnosc spostrzega sie jako slabosc, pocieszenie bez sensu itp.
> > To jest wlasnie religijnosc i ona bedzie zawsze bo
> > zawsze bedzie przemijanie.
>
> Wyżej pisałeś, że bez przemijania także będą istnieć religie. To zdanie
> jednak uzależnia istnienie wiary od przemijania. Chyba, że coś źle
> zrozumiałem.
Nie - pisalem ze bez smierci beda,
bo beda istnialy inne dylematy zwiazane z przemijaniem. M.in. inne ceremonie
przejscia.
Ale gdyby nie bylo przemijania, i byloby zero cierpienia (brak dyskomfortu)
- religii by nie bylo. Nas tez nie :)
Juz o tym pisalem - co by bylo gdybys nie jadl i nie mial zadnej negatywnej
konsekwenscji?
Albo mial wypadek i nie mial zadnej konsekwencji?
To niemozliwe.
Na tym polega tez nasza dyskusja - chcemy wyeksponowac swoje poglady i
przebic poglady drugiego. Komfort i dyskomfort. Jesli tego komfortu i
dyskomfortu
by nie bylo - nie byloby naszej rozmowy i internetu :)
Tzn. moze zle napisalem, ale chodzilo mi o to ze religijnosc to nie tylko
pocieszanie albo wytlumaczenie tego co sie nie da wytlumaczyc.
I tu wraca pojecie nirwany (o ktorej pisales ze to pocieszka) -
nirwana to taki stan, podobno mozliwy do osiagniecia (ale mniejsza o to),
gdzie nie ma dyskomfortu. I podobno w tym stanie nie dzieje sie... nic :)
I dlatego dyskutujemy bo to jest nasza ceremonia, ktora jest nam do czegos
potrzebna. I nie wydaje mi sie zebysmy byli slabi, mniej twardzi przez to
niz ktos kto nie dyskutuje i kto -niby- ma byc twardzielem? :)
> A zastanawiałeś się dlaczego nie wierzą? Być może dlatego, że są na tyle
> silnymi osobowościami, aby normalnie funkcjonować bez potrzeby wspomagania
> się wierzeniami. Ktoś kto tej siły w sobie nie odnajduje musi w coś
wierzyć,
> aby normalnie funkcjonować (tworzy religię).
Z tego co widze u znajomych - ludzie staja sie nie-religijni bo m.in. chca
siebie widziec twardymi.
Nie widze w tym plusa - znaczna czesc z tych ludzi maja przez to klopoty
- przez to ze chca byc twardymi.
Moze to wynika wlasnie z tego ze nie chca sobie pozwolic "zaplakac"?
> Fanatyzm (od łacińskiego "natchniony', "zagorzały"), zjawisko społeczne i
> postawa społeczna (religijna, ideologiczna, polityczna) przejawiające się
w
> ślepiej wierze w przyjęte poglądy religijne, społeczne, polityczne.
Wszystko zaczelo sie od tego, ze napisalem ze wierze, ze
biorac tabletke na bezbolesna smierc, nie bedzie mnie bolała śmierc,
a mimo to tak samo bede sie jej bal.
Wtedy napisales, ze - nie mam byc taki pewien. A ja napisalem ze jestem.
> > To nie wiara w lepszosc!
>
> W przypadku Wikinga jednak wiara. No chyba, że mówimy o niewierzącym
Wikingu.
Wlasnie to chce rozdzielic. Czy Lenin nie zmarwilby sie gdyby mu
powiedziano,
jak skoncza sie jego przemiany? Zmartwilby sie. Bo (moze) wierzyl,
ze to co robi jest dobre. I chcial byc pewnie szanowany po smierci.
Bo wierzyl w to. Wiec czy byl wierzacym? :) Wedlug naszych okreslen - nie :)
Wiec potrzebowal/mial idee, wiare w cos.
Czy byl wiec slabym czlowiekiem - chyba wrecz przeciwnie!
Czy istnienie wiary w cos jest oznaką słabości?
Nie wydaje mi sie - zreszta kazdy w cos wierzy.
My - w tej dyskusji - ze mamy racje :)
Tez mozna by powiedziec, ze to tylko takie "pocieszenie slabeusza"
bo i tak umrzemy a ta dyskusja przeminie. A jadnak dyskutujemy :)
> >> Dokładnie - chodziło o coś zupełnie innego, dlatego nie łącz
> >> powodów i skutków balsamowania faraona i Lenina.
> > Ale pytanie brzmi - dlaczego ludzie ktorzy uwarzali sie
> > za niewierzacy (komunisci), mieli potrzebe mumifikowania Lenina,
> > potrzebe trwania pewnej idei??? Dla pocieszenia?, zeby wodzu
> > byl "wiecznie zywy"?
>
> Pewnie wszystko po trochu.
Czy to znaka slabosci? Czy "twardziel" nie ma idei?
Wedlug mnie -bez idei- to czlowiek w marazmie :)
> Z poziomem kultury, czy podejściem do śmierci? Różnie.
Z podejsciem do smierci.
Pozdrawiam,
Duch
|