Data: 2003-07-24 14:52:48
Temat: Re: Spóźniony pierścionek...
Od: "Z. Boczek" <z...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Wprąciłem się, gdyż puchaty i te mądrości wymagają mojej stanowczej
erekcji:
> Z. Boczek widać stracił(a) kontakt z nadświadomością popełniając:
>> Śmiej się, śmiej - według badań właśnie Ci 'wyszaleni' w młodości są
>> osobami wierniejszymi i pewniejszymi trafności swojego wyboru.
> Skoro powiadasz, że są takie badania to pewnie masz rację stawiając taką
> tezę:-)
Hm, w sumie sam się zdziwiłem, gdy o tym usłyszałem - bo to też
takie... 'nieedukacyjne' :)
>>> Ale jeśli się tego nie zrobi to znaczy, że "ten, który nie chciał" ożeni
>>> się z z "tą, która nie chciała" a to może znów znaczyć, że będzie im ze
>>> sobą całkiem całkiem.
>> Ano brzydkie kaczątko rozkwitłe w małżeństwie, kiedy TŻ'a nie ma w
>> pobliżu, zacznie dostrzegać innych/inne - a zachwycone swoją
>> metamorfozą może zechcieć sobie udowodnić to i owo.
> I jak mam się z Tobą sprzeczać skoro "są badania"?
> Uważam, że "zasady", jakie by w oczach innych nie były dziwaczne , mają tą
> zaletę, iż mają dużą rolę w procesie kreowania ideałów. Bez wcześniejszego
> idealizowania nie da się (najczęściej) zrozumieć, że idealizowanie nie ma
> sensu.
No tak - zasady i ideały są super (w kościele ;)), ale stąpajmy twardo
po ziemi.
Dla mnie częściowo np. taka żelazna dziewica może być przecież
sygnałem, że po ślubie nie zamieni się w demona seksu i będzie chciała
wypróbować najbardziej wyuzdane rzeczy? :)
Spłycam? A pewnie - ale wiem, co znaczy frustracja seksualna, gdy jest
się pod względem temperamentu w relacji 'ant-elephANT'
>> To nie mój wymysł, ale sądzę podobnie: ilość partnerów tylko pozwala
>> nam docenić osobę, którą znajdziemy i z którą zdecydujemy się zostać.
> Na forum "rodziny" przyjęto już dawno zasadę, że związek uber alles. Ale
> jeśliby na chwilę je odrzucić sytuacja przestaje być taka klarowna:-)
> A przecież, gdy się trochę zastanowić: nie związek jest najważniejszy ale
> szczęście.
A to nie zauważyłem - sam częściej chyba doradzam w stylu: 'tu się nie
ma co zastanawiać, stąd trzeba sp... !' :)
Nigdy nie patrzę na to z tego punktu widzenia.
Z powodów przejść rodzinnych widzianych z bliska, od dzieciństwa
miałem wpajaną regułę, żeby nie dbać o pozory tylko ani nie nakrywać
czapką problemów w domu - tylko próbować ratować... ale i nie wahać
się odejść, gdy staje się to niemożliwością.
Od dziecka wiedziałem i wiem, że w moim domu 'dzień, w którym Tata
podniesie na mnie rękę, będzie ostatnim dniem naszego małżeństwa'
(słowa Mamy do nas, dzieci) - bez żadnego pitu-pitu o przebaczaniu i
podporządkowaniu się mężowi.
Dlatego radzić komuś bierność i dbanie o pozory rodziny, z punktu
widzenia księżula czy doradcy bez poniesienia konsekwencji (vide rząd
Buzka i Millera :]) jest bardzo łatwo.
--
Z cyklu 'Tolerancyjni wegetarianie dzieciom':
"Opowiem o Hitlerze, który wbrew zaleceniom lekarzy podjadał wciąż
mięsko na boku i o Himmlerze, który doświadczenie zdobyte na kurzej
fermie twórczo rozwinął projektując obozy koncentr." (c) by Peyton.
|