Data: 2002-08-05 21:06:36
Temat: Re: Szerszenie
Od: "Joanna Bałuszek" <j...@b...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "KGZARY" <k...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:aidj00$8g7$1@news.tpi.pl...
> Cz zna kotoś sposób na zlikwidowanie gniazda szerszeni do którego trudno
> dotrzeć ( miedzy krokwiami w dachu ).
Tak OT...
W wieku bodajze 12 lat hodowalam szerszenie w pokoju. Tzn. zaczely wlatywac
we wrzesniu, ja im sypalam cukier na spodek i zostawialam kawalki owocow na
parapecie i tak sie u mnie zadomowily. Zrobily sobie gniazdo w ksztalcie
gruszki na karniszu, na "szczescie" po stronie okna (tak ze rodzice nie
widzieli). Rodzice nie zwrocili uwagi ze przez cala zime lufcik byl uchylony
(zeby mogly sobie w razie checi wylatywac), nie zaniepokoil ich takze moj
opor przed zmiana zaslon (nawet na swieta... jedne i drugie...).
Sprawa wyszla na jaw jak pojechalam nastepnego roku na wakacje i mama poszla
podlewac kwiatki na moim oknie. Spora juz "gruche" ojciec zlikwidowal chyba
je czyms odymiajac.
Rodzina sie bardzo cieszyla ze uchronila dziecie (czyli mnie niby) przed
strasznymi owadami i do dzis wspominaja ze mieli nietegie miny jak dziecie
wrocilo do domu z wakacji i zaczelo sie awanturowac. No bo przeciez nie po
to hodowalam cos z poswieceniem przez prawie rok zeby potem jacys
ekstremisci mi to likwidowali...
Cale gniazdo wraz z zaslona ojciec gdzies wyniosl ale i tak jeszcze przez
cala jesien pojedyncze szerszonki wracaly do mojego pokoju oknem (znaczy sie
mnie lubily), ale niestety matka byla tak do nich uprzedzona jak Ty i
pilnowala coby sie nie zadomowily.
Z tego co pamietam to "moje owady" absolutnie zadnej krzywdy nikomu nie
robily. Czasem zdarzalo sie ze wlatywaly do pokoju i buczaly jak bombowce
:). Czasem sie udalo ze siadaly na rece. Nie wiem po co je tepic. Lata to
tak jak pszczoly, osy czy trzmiele i nie czepia sie czlowieka pod warunkiem
ze czlowiek sie tego nie czepia.
pzdr
aska
|