Data: 2005-09-17 10:08:16
Temat: Re: Szkodliwosc pedofilii? [DLUGIE]
Od: "Redart" <r...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "quasi-biolog" <q...@g...SKASUJ-TO.pl> napisał w
wiadomości news:dg9ift$hpk$1@inews.gazeta.pl...
> Witam szanownych grupowiczy!
Również witam.
Na początek krótko: swego czasu próbowałem rozważać sprawę od podobnej
strony i pewnie można by podyskutować ALE ... Zacznijmy od podstaw:
Pana niezaprzeczalna elokwencja nie rekompensuje mi poczucia, że
nie gra Pan w otwarte karty - a tego nie lubię. Proponuję na początek
poważnie się zastanowić, z jakim pytaniem Pan się zwraca do publiki.
Czy chodzi o nagonkę na pedofilów, czy o samą pedofilię ? Formalnie
twierdzi Pan, że interesuje Pana to pierwsze ("Chodzilo mi jedynie
o czysto techniczna analize spolecznej histerii panujacej wokol tego
zagadnienia oraz domniemanych mechanizmow jego domniemanej szkodliwosci"),
natomiast trudno oprzeć się wrażeniu, że bardziej interesuje Pana
przemycanie tezy "pedofilia jest nieszkodliwa". W tym pierwszym się
z Panem zgodzę: nagonka na pedofili ma wiele znamion polowania na
czarownice. Polowania takie zdarzają się w naszym kraju nie tylko
w związku z pedofilią, ale ten przypadek akurat jest bardzo wyrazisty.
Z tym drugim się nie zgodzę, ale raczej będę unikał dyskusji na ten temat
dopóki jawnie nie sformułuje Pan takiej tezy. W obecnej chwili pokażę
jedynie Panu, że taką tezę niejawnie Pan wygłosił. I pytam: dlaczego
tak niejawnie ? Czyżby w ten sposób chciał Pan uniknąć konieczności
stosowania tak przez Pana polecanych wysokich standardów i "rygorów
myślowych" ?
Bo niestety to, co Pan zaoferował w mojej opinii po prostu się nie klei
- nie stanowi rzetelnej argumentacji.
Spójrzmy. Bardzo istotnym akapitem w Pana wypowiedzi (w części środkowo
końcowej - czyli zwyczajowo tam, gdzie zaczynają się podsumowania i wnioski)
jest:
> Male, kilkuletnie dziecko ("nieuswiadomione" ani seksualnie ani moralnymi
> konwenansami) zapewne nie odbiera dokonanych na nim "czynnosci
> seksualnych"
> jako cos nieprzyjemnego, uragajacego jego "godnosci". Co wiecej,
> "profesjonalnie" wykonane "pieszczoty" moga zapewnic przyjemne doznania
> seksualne takze dziecku (nawet nierozwiniete narzady plciowe wykazuja
> pewna
> pobudliwosc; np. dziecieca masturbcja - niezalezna od popedu plciowego -
> jest
> zjawiskiem wzglednie czestym). Czesto tez pedofil wynagradza "partnerom"
> ich
> uslugi w sposob bardziej wymierny - od slodyczy zaczynajac, poprzez
> zawodowy
> protektorat (vide "Poznanskie Slowiki"), na bliskosci emocjonlnej
> konczywszy.
> Z punktu widzenia dziecka, nie dzieje sie zadna krzywda, a wrecz
> przeciwnie!
No więc proszę Pana: co to znaczy "z punktu widzenia dziecka" ?
Powiem panu jaki jest punkt widzenia dziecka: jeść słodycze
i wszystko, co wygląda jak cukiereczki (np. lekarstwa) bez specjalnego
myślenia o konsekwencjach. Efekt: pomijając już tragiczne wypadki
związane z zatruciami, proszę spojrzeć na problemy zdrowotne młodzieży
amerykańskiej, która "je to co lubi" - czyli to, co podają w automatach
w szkołach.
A wie pan jaki jest "punkt widzenia ryby akwariowej" ? Obeżreć się tak,
by następnego dnia pływać do góry brzuchem z resztkami świadomości
całkowicie wypełnionymi cierpieniem.
Podchodząc, jak Pan lubi, do kwestii zupełnie "technicznie": jeśli
porównać wyrafinowaną kampanię reklamową ukierunkowanąna dzieci "pij
z automatu" do rozbudzania dzieciecej seksualności i stosowania
"profesjonalnych pieszczot" - to ma Pan podobny skutek: dziecko czerpie
przyjemność z tego, że rozbudzone potrzeby są zaspakajane. Ale oznacza to
tylko tyle, że "poczucie przyjemności" nie jest tutaj żadnym silnym
argumentem,
wyznacznikiem tego, co "właściwe". A wręcz przeciwnie: pokazuje złożoność
problemu, jakim są relacje między potrzebami, przyjemnościami a obiektywnie
pojmowanym dobrem, korzyścią (o ile w bólach udaje się coś takiego
nakreślić).
Doskonale rozumiem, o czym Pan mówi, kiedy mówi Pan o presji społecznej
na wykształcenie konkretnej moralności, która potrafi działać
autodestrukcyjnie, wbudowywać niedaekwatne do sytuacji poczucie winy
itp., ale ten topór ma dwa ostrza i używanie tylko jednego jest, cóż,
"nieprofesjonalne", a w zasadzie w mojej opini jest po prostu kolejną
próbą manipulacji. Problem ograniczającej moralności jest problemem
podobnym do problemu rozbudzania potrzeb, które także potrafią być
bardzo ograniczające.
Dodam tylko, że powoływanie się na "Słowiki" wypada tu jeszcze gorzej.
Zupełnie nie rozumiem, jak osoba, która tyle mówi o rygorach myślowych
i profesjonalnej metodologii naukowej tak lekko biega sobie po faktach.
A fakt podstawowy jest taki: RODZIC POSYŁA DZIECKO NA MUZYKĘ A NIE NA
PIESZCZOTY SEKSUALNE. Proszę dobrze rozważyć rolę rodzica w całej tej
sytuacji - pomijając nawet samą pedofilię. Może Pan nawet roboczo przyjąć,
że pedofilia jest tak samo "nieszkodliwa" jak zwykłe schadzki nastolatków.
Wracając na chwilę do kwestii rozbudzania potrzeb seksualnych. Otóż żyjemy
dziś w trudnym świecie. W szczególności świat ten wyjątkowo silnie naciska
na człowieka, by modyfikował swoje naturalne instynkty, w szczególnosci
opóźniał naturalną i bardzo silną aktywność rozrodczą do czasu
osiągnięcia dojrzałości społecznej. A rozumiejąc ogromną presję, jaka przez
to jest wywierana na każdą młodą istotę ludzką i powoduje niezliczone
napięcia - uważam, że tak swobodne, jak w Pana wydaniu bieganie po temacie
seksualizmu dzieci i młodzieży jest po prostu NIEDOPUSZCZALNE.
|