Data: 2010-03-07 21:42:52
Temat: Re: Temat stary jak świat.
Od: XL <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Sun, 07 Mar 2010 19:13:17 +0100, medea napisał(a):
> XL pisze:
>> Dnia Sun, 7 Mar 2010 18:33:59 +0100, XL napisał(a):
>>
>>> Dnia Sun, 07 Mar 2010 15:41:21 +0100, medea napisał(a):
>>>
>>>> Funkcjonuje pojęcie unieważnienia
>>>> małżeństwa, które de facto jest rozwodem, ale nomenklatura bardziej
>>>> odpowiednia. ;)
>>> Rozwód to powrót do stanu wolnego bez wymazywania/zaprzeczania faktowi
>>> zaistnienia i trwania ałżeństwa.
>>
>> A uniewaznienie kościelne to stwierdzenie, ze do malżeństwa nie
>> doszło.//uzupełniam
>
> Toż właśnie to napisałam - nomenklatura bardziej odpowiednia, bo
> przecież "co Bóg złączył, itd...", a jeśli okaże się, że Bóg jednak nie
> złączył, to problem z głowy i wymazać można wszystko.
Nie ma co wymazywać: kiedy się przystępowało do ślubu kościelnego ze złymi
intencjami, zatajając ważne przeszkody itp, to po prostu "czary" (po
mojemu: sakrament) nie zadziałały, choć ludzie zapisali w ksiedze fakt
zjawienia się w kosciele dwojga ludzi. Na tym polega sprawa.
>
>>> Więc nie jest tak hopsiup, jak Ci się wydaje.
>
> Hopsiup coraz łatwiejszy. Znam kilka par po "unieważnieniu", mimo że
> konsumatum, dzieciatum i non wariatum.
>
NA PEWNO nie wiesz wszystkiego o ich przypadkach - a są to na pewno sprawy
tak wstydliwe/intymne, że się z nimi nikt nie obwieszcza, nawet najlepszej
na swiecie przyjaciółce. Co najwyżej mówi, że w Kosciele wszystko jest na
sprzedaż - aby odwrócić jej uwagę od siebie i zastanawiania się, co też tak
naprawde siedzi w sprawie...
--
Ikselka.
|