Data: 2002-03-31 23:41:29
Temat: Re: Wierzacy/niewierzaca - jak stworzyc taki zwiazek?
Od: "didziak" <d...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Napisała Perełka moja, Xena d. Bazyl
<t...@t...iinf.polsl.gliwice.pl>, odpisuję zatem co następuje:
| > a jeśli nie to zadaj siebie pytanie czy on bareziej ciebie
kocha czy
| > swoich rodziców
| Wydaje mi się, że tej miłości nie można porównywać - rodziców
się nie
| wybiera, ale zasadniczo w większości przypadków coś im się
zawdzięcza.
| W opisanej sytuacji można próbować przekonac rodziców, że
niewierzący to
| nie znaczy od razu szatan, morderca itp.
Hm, próbować gadać? Sądzę, że to nic nie da. Miałem całkiem
niedawno jeszcze rodziców (ortodoksyjnych, naprawdę) nad sobą i
wiem, jak to wyglądało w poważnych rzeczach - "nie ma mowy", "tu
nie ma o czym gadać" itp.
Później po prostu mówiłem (wiem, wiem - wyrodne i patologiczne
dziecko ze mnie :->): "Ja Was nie _pytam_, czy mogę. Ja Wam
_mówię_, że zamierzam..."
Wymaga to i odwagi, i zacięcia, ale też chyba odrywa ową pępowinę
łączącą dzieci z rodzicami.
(np. bródka czy łysa głowa - "W nocy na sucho Cię ogolę!",
"Wyglądasz jak gangster albo recydywista!", "Chodzisz jak z
marginesu skin jaki", itp itd ;->>)
Jeśli nie ma się takiej odwagi, to jest się uległym na szantaże
emocjonalne rodziców.
Miałem kiedyś kumpla (już nie jest kumplem :->), który - wiedząc,
że rodzice nie akceptują Jego wyboru w sprawie kobiety - na ich
pytanie "Czy Ty w stosunku do Niej masz jakieś plany?"
odpowiedział dyplomatycznie i bojaźliwie: "Nie mówię 'nie' "
To się nazywa 'facet'? :-) No ROTFL, jak to usłyszałem.
Wybacz, ale dla mnie to jest maminsynkowstwo, ciamajdowatość i
brak odwagi - w obronie swego szczęścia. Jeśli ja go nie obronię,
to kto to zrobi? :->
Jeśli rodzice poczują, że tylko sobie u dziecka 'przeorają'
zamiast złamać jego opór, przestaną. Przynajmniej Ci zrównoważeni.
Każdy rodzic chce mieć wnuki i kontakt z nimi :-)
Po mojemu nie gadać. Robić. ;-)
Ale to tylko moje zdanie :-)
Pozdrawiam,
didziak :-)
|