Data: 2008-09-23 10:29:47
Temat: Re: a ja ci czarek zazdroszczę
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Tue, 23 Sep 2008 11:08:22 +0200, medea napisał(a):
> Ikselka pisze:
>
>> Nie było ŻADNEJ różnicy do zauważenia i wymacania - TO było wewnątrz. Można
>> było TO rozpoznac tylko obserwując jej reakcje, zachowanie - bardziej
>> nerwowe, jej pokładanie się częstsze, nerwowy gest dotykania miejsca, gdzie
>> bolało (kość policzkowa), zamykanie się w pokoju na całe godziny,
>
> No i właśnie to są IMHO wszystkie te różnice, które Ty zauważyłaś, bo
> Ciebie "uderzyły". Domownicy, którzy z nią mieszkali na co dzień,
> przyzwyczajali się do tych drobnych narastających zmian. Dlatego niczego
> nie zauważyli.
Troche racji masz, ale nie do końca. To nie działo się w aż tak długim
czasie, żeby przeszło niezauważone wśród innych życiowych zmian, jakie
zachodza w człowieku - to był rok, może kilka miesięcy tylko. Dlatego jest
mi trudno zrozumiec, że np, mąż czy syn (bo pal sześć synową - obcego
człowieka) nie zauwazyli tego CZEGOŚ. Nieeee, to egoizm, czysty egoizm.
Brak obserwacji, troski. Niemozliwym jest dla mnie, aby człowiek śpiący noc
w noc obok mnie, siedzący ze mną przy stole każdego dnia, podający mi
herbatę, będący non stop przed moimi oczami lub w zasięgu wzroku i dotyku,
mógł zachować jakąkolwiek swoją chorobę czy uraz w tajemnicy, a nawet tylko
gorszy humor. No niemożliwe, u diaska!!!
Ojciec, syn wozili ją do lekarza - żaden z nich z nią nie wszedł, nie
zapytał lekarza o cokolwiek, nie podsłuchał pod drzwiami - nosz kurczę, ja
bym to robiła w tej sytuacji, gdybym była odsunięta. Ona im wciskała
ciemnotę, że po usunieciu zęba jakies tam "bakterie ziemne" z sałaty i
dlatego się nie goi, i musi robić badania...
Pojechała na wczasy - w ogóle pierwszy raz w życiu i w dodatku sama - to
było nie w jej stylu, nigdy nie chciałal zostawić ojca, domu, wnuków.
Pojechała, aby pobyć wreszcie ze sobą, kiedy wiedziala, że musi się ze sobą
także pożegnać - tak to dziś odbieram.
Mam ochotę zakląć tak szpetnie, jak nawet nie potrafie, nie ma takiego
przekleństwa, które by mi przyniosło ulgę w tym momencie.
Jesteś dobra, więc tłumaczysz ich, najbliższych (krwią i żtp. logistycznie
;-)) mojej mamie, a przecież wbrew wszystkim argumentom siebie byś
obciążała
i głównie siebie, jako najbardziej powołaną do wychwycenia zmian,
gdybyś w którymś momencie nie zauwazyła u dziecka tych szklistych oczu
kiedykolwiek lub czegokolwiek nie dopilnowała, gdyby cokolwiek Ci umknęło.
>
>> Inaczej: czy zauważasz po zmianie zachowania, zapachu skóry, innym chodzie,
>> mój Boże - po rzeczach zupełnie nieczytelnych dla obcych, że Twoje dziecko
>> np. jest chore?
>
> Zauważam. Jest cały szereg drobnych sygnałów, m.in. szkliste oczy,
> których nikt oprócz mnie nie zauważa. Ale ja jestem wyczulona na chorobę
> dziecka prawie non stop.
No, to wiesz, o co chodzi.
A moja mama była w jakimś napięciu, chwilami zaś zupełnie jakby zwiotczała
psychicznie, nieobecna. Raz to, raz to. To nie było do niej podobne -
wcześniej nigdy nie "wiotczała" psychicznie i nie traciła kontaktu.
>
>> Nie, nie dane mi było się z nią pożegnać.
>
> To wszystko, o czym pisałaś wcześniej - co robiłaś wiedząc o jej
> chorobie
Ja wtedy nie wiedziałam. Czułam tylko, że muszę się mocniej zbliżyc do
niej, nawet trochę wbrew jej woli, bo COŚ się dzieje - jakas elektryczność
była we mnie, między nami. Może ona chciała, abym sama odkryłą tajemnicę,
może bała się sama to powiedzieć wszystkim. No, tak się stało zresztą,
tylko musiał więcej czasu upłynąć.
Czasem czuję w powietrzu taki chemiczny zapach, jak po uderzeniu pioruna
(kiedy pytam
innych - zaprzeczają, więc czuję to widocznie tylko ja i jest to moje
własne odczucie, może wynik podrażnienia zmysłów), kiedy jestem
niespokojna. Wtedy czułam to cały czas.
> - to były przygotowywania do jej śmierci, czyli jakby
> pożegnanie. Ja to tak widzę. Wiedziałaś, że masz ostatnią szansę, żeby
> coś zmienić w waszym związku i zrobiłaś to. O to mi chodzi. Miałaś dany
> ten czas.
>
>> Zrobiła to. Żebyśmy MY dłużej nie cierpieli, nie ona. Taka była moja Mama.I
>> ja zrobię kiedyś to samo - cierpienie najbliższych jest ponad moje siły.
>> Nie wiem tylko, jak wytłumaczę to Bogu.
>
> Przypomina mi się piękny film z Meryl Strip, dokładnie o tym samym,
> "Jedyna prawdziwa rzecz" ("One true thing" w oryginale). Jeśli masz
> takie przeżycia, to może być za ciężki dla Ciebie. IMO film wspaniały.
> No i ja uwielbiam Meryl Strip.
>
> Ewa
Meryl Strip. To jedyna prawdziwa Akorka, taka w Wielkim Sensie. Kocham ją.
--
"(...)Zewszad rozlegaly sie surowe upomnienia:Jestes niczym,zapomnij o
sobie,zyj innymi!Gdym moje Ja po raz czwarty napisal,poczulem sie jak
Anteusz ziemi dotykajacy!Grunt odnalazlem pod nogami.Utwierdzic sie w tym
Ja wbrew wszystkiemu,z maximum bezczelnosci.(...)"
Z Gombrowicza :-)
|