Data: 2008-09-23 10:32:19
Temat: Re: a ja ci czarek zazdroszczę
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Tue, 23 Sep 2008 12:29:47 +0200, Ikselka napisał(a):
> Dnia Tue, 23 Sep 2008 11:08:22 +0200, medea napisał(a):
>
>> Ikselka pisze:
>>
>>> Nie było ŻADNEJ różnicy do zauważenia i wymacania - TO było wewnątrz. Można
>>> było TO rozpoznac tylko obserwując jej reakcje, zachowanie - bardziej
>>> nerwowe, jej pokładanie się częstsze, nerwowy gest dotykania miejsca, gdzie
>>> bolało (kość policzkowa), zamykanie się w pokoju na całe godziny,
>>
>> No i właśnie to są IMHO wszystkie te różnice, które Ty zauważyłaś, bo
>> Ciebie "uderzyły". Domownicy, którzy z nią mieszkali na co dzień,
>> przyzwyczajali się do tych drobnych narastających zmian. Dlatego niczego
>> nie zauważyli.
>
> Troche racji masz, ale nie do końca. To nie działo się w aż tak długim
> czasie, żeby przeszło niezauważone wśród innych życiowych zmian, jakie
> zachodza w człowieku - to był rok, może kilka miesięcy tylko. Dlatego jest
> mi trudno zrozumiec, że np, mąż czy syn (bo pal sześć synową - obcego
> człowieka) nie zauwazyli tego CZEGOŚ. Nieeee, to egoizm, czysty egoizm.
> Brak obserwacji, troski. Niemozliwym jest dla mnie, aby człowiek śpiący noc
> w noc obok mnie, siedzący ze mną przy stole każdego dnia, podający mi
> herbatę, będący non stop przed moimi oczami lub w zasięgu wzroku i dotyku,
> mógł zachować jakąkolwiek swoją chorobę czy uraz w tajemnicy, a nawet tylko
> gorszy humor. No niemożliwe, u diaska!!!
> Ojciec, syn wozili ją do lekarza - żaden z nich z nią nie wszedł, nie
> zapytał lekarza o cokolwiek, nie podsłuchał pod drzwiami - nosz kurczę, ja
> bym to robiła w tej sytuacji, gdybym była odsunięta. Ona im wciskała
> ciemnotę, że po usunieciu zęba jakies tam "bakterie ziemne" z sałaty i
> dlatego się nie goi, i musi robić badania...
> Pojechała na wczasy - w ogóle pierwszy raz w życiu i w dodatku sama - to
> było nie w jej stylu, nigdy nie chciałal zostawić ojca, domu, wnuków.
> Pojechała, aby pobyć wreszcie ze sobą, kiedy wiedziala, że musi się ze sobą
> także pożegnać - tak to dziś odbieram.
> Mam ochotę zakląć tak szpetnie, jak nawet nie potrafie, nie ma takiego
> przekleństwa, które by mi przyniosło ulgę w tym momencie.
>
> Jesteś dobra, więc tłumaczysz ich, najbliższych (krwią i żtp. logistycznie
> ;-)) mojej mamie, a przecież wbrew wszystkim argumentom siebie byś
> obciążała
> i głównie siebie, jako najbardziej powołaną do wychwycenia zmian,
> gdybyś w którymś momencie nie zauwazyła u dziecka tych szklistych oczu
> kiedykolwiek lub czegokolwiek nie dopilnowała, gdyby cokolwiek Ci umknęło.
>
>>
>>> Inaczej: czy zauważasz po zmianie zachowania, zapachu skóry, innym chodzie,
>>> mój Boże - po rzeczach zupełnie nieczytelnych dla obcych, że Twoje dziecko
>>> np. jest chore?
>>
>> Zauważam. Jest cały szereg drobnych sygnałów, m.in. szkliste oczy,
>> których nikt oprócz mnie nie zauważa. Ale ja jestem wyczulona na chorobę
>> dziecka prawie non stop.
>
> No, to wiesz, o co chodzi.
> A moja mama była w jakimś napięciu, chwilami zaś zupełnie jakby zwiotczała
> psychicznie, nieobecna. Raz to, raz to. To nie było do niej podobne -
> wcześniej nigdy nie "wiotczała" psychicznie i nie traciła kontaktu.
>
>>
>>> Nie, nie dane mi było się z nią pożegnać.
>>
>> To wszystko, o czym pisałaś wcześniej - co robiłaś wiedząc o jej
>> chorobie
>
> Ja wtedy nie wiedziałam. Czułam tylko, że muszę się mocniej zbliżyc do
> niej, nawet trochę wbrew jej woli, bo COŚ się dzieje - jakas elektryczność
> była we mnie, między nami. Może ona chciała, abym sama odkryłą tajemnicę,
> może bała się sama to powiedzieć wszystkim. No, tak się stało zresztą,
> tylko musiał więcej czasu upłynąć.
> Czasem czuję w powietrzu taki chemiczny zapach, jak po uderzeniu pioruna
> (kiedy pytam
> innych - zaprzeczają, więc czuję to widocznie tylko ja i jest to moje
> własne odczucie, może wynik podrażnienia zmysłów), kiedy jestem
> niespokojna. Wtedy czułam to cały czas.
>
>> - to były przygotowywania do jej śmierci, czyli jakby
>> pożegnanie. Ja to tak widzę. Wiedziałaś, że masz ostatnią szansę, żeby
>> coś zmienić w waszym związku i zrobiłaś to. O to mi chodzi. Miałaś dany
>> ten czas.
>>
>>> Zrobiła to. Żebyśmy MY dłużej nie cierpieli, nie ona. Taka była moja Mama.I
>>> ja zrobię kiedyś to samo - cierpienie najbliższych jest ponad moje siły.
>>> Nie wiem tylko, jak wytłumaczę to Bogu.
>>
>> Przypomina mi się piękny film z Meryl Strip, dokładnie o tym samym,
>> "Jedyna prawdziwa rzecz" ("One true thing" w oryginale). Jeśli masz
>> takie przeżycia, to może być za ciężki dla Ciebie. IMO film wspaniały.
>> No i ja uwielbiam Meryl Strip.
>>
>> Ewa
>
> Meryl Strip. To jedyna prawdziwa Akorka, taka w Wielkim Sensie. Kocham ją.
No dobra, DG - Streep. Nom i dobrze.
--
"(...)Zewszad rozlegaly sie surowe upomnienia:Jestes niczym,zapomnij o
sobie,zyj innymi!Gdym moje Ja po raz czwarty napisal,poczulem sie jak
Anteusz ziemi dotykajacy!Grunt odnalazlem pod nogami.Utwierdzic sie w tym
Ja wbrew wszystkiemu,z maximum bezczelnosci.(...)"
Z Gombrowicza :-)
|