Data: 2002-01-05 16:49:18
Temat: Re: cieple posilki
Od: Leszek Serdyński <l...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Tomek Wilicki" <t...@w...pl> napisał w wiadomości
news:3c361f4f@news.vogel.pl...
>
> medycyny chińskiej nie trzeba, faktycznie...to jaką masz temperaturę w
> żołądku?
Zwykle coś około 37. Jednak jak zjesz talerz gorącego rosołu ( jarzynowej
:-)), to tak od razu temp. w żołądku nie spadnie do 37. Żołądek tak łatwo
nie oddaje ciepła, zresztą po talerzu gorącej zupy czuć przyjemne ciepełko w
okolicach żołądka. To wystarcza, żeby naczynia krwionośne się rozkurczyły,
popłynęło więcej krwi, zwiększyło się wydzielanie enzymów i sama aktywność
enzymów się zwiększyła.
>
>
> nie zjesz pokarmu o takiej temperaturze, musisz go ogrzać, powiedzmy, w
> jamie ustnej, w przełyku....chociaż....to też daje ciepło organizmowi....
Ogrzewanie pokarmu w jamie ustnej, przełyku, czy żołądku nie daje ciepła
organizmowi, ale go pozbawia. Trochę termodynamiki.
>
> no, wracając do tematu - osobiście nie podgrzewam organizmu przesadnie,
> zmniejszanie na wszystkie sposoby strat energii niekoniecznie musi być
> korzystne.
Zawsze jest korzystne, ale oczywiście w ramach logiki. Organizm w ramach
wytwarzania ATP produkuje około 60% ciepła i musi je wydalić na zewnątrz.
Najlepiej czujemy się (przynajmniej ja) kiedy temp. otoczenia jest ok 22-23
st. C. Wtedy wielkość wytwarzanej energii w organiźmie jest równa stratom do
otoczenia. Zwykle zresztą ubieramy się tak, żeby nie czuć dyskomfortu, czyli
żeby było j.w.
>
> to zakładanie czapki i kożucha tak na oko o 30?
Niestety w lato nie, bo wytworzone ciepło w organiźmie nie mające ujścia
zbyt podniesie temp. krwi i "mózg się zagotuje". Dosłownie. Mózg jest bardzo
wrażliwy na utrzymanie właściwej temperatury.
>
> kurcze...coś mi tu nie gra..wyjaśnij proszę...
>
> czy jak schłodzę organizm do temperatury 20 stopni to pożyję 300 lat?
Nie o to chodzi. Ciepłota ciała jest stała.
Chodzi o to, żeby zmniejszyć SPM, czyli funkcjonować na jak najniższym
poziomie wytwarzania energii na obsługę własną organizmu. Tak pokrótce, to
aby wytworzyć energię w organiźmie musi nastąpić proces utleniania wodoru i
węgla. Im więcej energii, tym więcej potrzeba tlenu. Około 95% tlenu
dostarczonego organizmowi zostaje wykorzystane do produkcji ATP, a pozostałe
5% ulega redukcji do anionorodnika ponadtlenkowego. To oznacza, że w jednej
komórce w ciągu doby wytwarza się około jednego biliona wolnych rodników.
Można więc powiedzieć, że wytwarzaniu energii towarzyszy wytwarzanie śmieci.
Te śmieci działają najsilniej tam, gdzie zostały wytworzone, czyli w
mitochondriach, takich małych elektrowniach w komórce, które mają własne
DNA, czyli mtDNA. Otóż problem w tym, że te mtDNA w przeciwieństwie do DNA
jądrzastego nie mają sprawnych mechanizmów naprawczych. Uszkodzenie mtDNA
przez wolny rodnik powoduje, że takie mitochondrium mniej sprawnie produkuje
energię, lub nie produkuje jej wcale. W sektorze komórki, w którym są braki
energetyczne komórka daje rozkaz rozmnażania się mitochondriom. Niestety
rozmnażają się właśnie te z uszkodzonym mtDNA, a więc też niesprawne. Gdy
komórka się dzieli, żeby np. zastąpić uszkodzoną sąsiednią to powielane są
także uszkodzone mitochondria. Podział komórki więc nic nie zmienia. Tak, że
w trakcie życia mamy coraz mniej sprawnych mitochondriów w organiźmie, a
więc coraz mniej wytwarzanej energii. Kiedy ilość wytwarzanej energii
spadnie poniżej koniecznej dla podtrzymania procesów życiowych, to umieramy,
oczywiście jeżeli wcześniej nie rozjedzie nas samochód, czy dopadnie zawał.
Tempo uszkadzania mtDNA jest wprost proporcjonalne do ilości wytwarzanej
energii.
Żeby pożyć 300 lat musiałbyś zmniejszyć SPM do wielkości chyba 500 kcal.
:-). Naprawdę nie wiem. Może wystarczyło by 900 kcal. Może przy tym poziomie
wytwarzania wolnych rodników systemy buforujące były by tak sprawne, że
efekt wolnorodnikowy byłby minimalny?
Interesowało mnie, jak to się dzieje, że w trakcie życia człowieka ulegają
uszkodzeniu mitochondria, a kobieta produkuje jajeczko z kompletem ( lub
prawie kompletem) sprawnych mitochondriów (mtDNA przenoszone są tylko linią
żeńską). Okazuje się, że w trakcie produkcji komórki jajowej przechodzi ona
przez fazę tzw. oocytozy. W tej fazie ilość mitochondriów w komórce spada do
kilku, lub nawet jednego. Dopiero od tej fazy zaczynają się rozmnażać do
ilości kilku tysięcy. Jeżeli wśród tych kilku są uszkodzone, to po
rozmnożeniu produkują za mało energii i komórka umiera, czyli się eliminuje.
Przeżywają tylko te, które mają mało początkowo uszkodzonych mtDNA, lub
wszystkie sprawne. Być może, że u kobiety odpowiednio odżywionej, u której
procesy fizjologiczne zachodzą sprawnie prawdopodobieństwo wystąpienia
wszystkich sprawnych mtDNA jest większe i dłuższe może być też życie jej
dzieci.
>
> nie, nie rozumiem.......
A jak teraz?
Pozdrawiam
Leszek
|