Strona główna Grupy pl.soc.rodzina iść czy nie iść (znowu ślub)

Grupy

Szukaj w grupach

 

iść czy nie iść (znowu ślub)

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 269


« poprzedni wątek następny wątek »

51. Data: 2002-03-25 09:41:56

Temat: Re: i?ć czy nie i?ć (znowu ?lub)
Od: "Joanna Duszczyńska" <j...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Marzena Fenert" <m...@f...net> napisał w wiadomości
news:5drt9uka334ebphdgnm51e9tane6mrno1i@4ax.com...
> Dnia Mon, 25 Mar 2002 10:20:01 +0100, podpisując się jako "Joanna
> Duszczyńska" <j...@p...onet.pl>, napisałeś (aś) :
>
>
> >Marzenko a teraz wyobraź sobie takie 3,5 roczne tornadko!
> >Jest skuteczne niebywale.
>
> 3,5 roczny gówniarz to raczej nie jeździ w wozku (przynajmniej moj nie
> bedzie bo nie zamierzam do bog wie kiedy bujac sie z tym niewygodnym,
> nieporecznym wozkiem ktorego na dokldke trzeba pilnowac czy przed
> sklepem nie zarabia), ale jesli juz - to skoro z latwoscia wylazi z
> tego wozka to chyba matka dbajaca o bezpieczenstwo dzieciaka przypina
> go szelkami zeby nie wylecial????
> Uwierz mi - mozna tak przypiac dziecko ze nie da rady wstac w wozku i
> sciagac lapami rzeczy z polek.

Marzenko. Mój syn w wózku jeździł do dwóch lat, bo nie miałam jak jeździć z
dwoma wózkami... Córka jeździła prawie do trzech...
Ja wiem, że wózek w pewnych sytuacjach jest niewygodny, ale są takie, że
jest bardzo wygodny - np. śpieszysz się i nie możesz sobie pozwolić na to by
dziecko szło wolno... musisz gdzieś dojechać/dojść szybko, nie masz
samochodu, nie stać Ci na taksówkę. Wtedy fakt, że możesz dziecko wsadzić do
wróżka naprawdę bardzo pomaga.
3 letnie dziecko umie odpiąć szelki od wózka. więc tak dużego już nie
przypniesz....
--
Joanna
http://jduszczynska.republika.pl


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


52. Data: 2002-03-25 09:42:22

Temat: Re: i?ć czy nie i?ć (znowu ?lub)
Od: "Ania Björk" <s...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


> 3,5 roczny gówniarz

.....Marzenko, gdzie indziej apelowalas o piekno jezyka polskiego, a sama
co? ;-)


to raczej nie jeździ w wozku (przynajmniej moj nie
> bedzie bo nie zamierzam do bog wie kiedy bujac sie z tym niewygodnym,
> nieporecznym wozkiem ktorego na dokldke trzeba pilnowac czy przed
> sklepem nie zarabia), ale jesli juz - to skoro z latwoscia wylazi z
> tego wozka to chyba matka dbajaca o bezpieczenstwo dzieciaka przypina
> go szelkami zeby nie wylecial????

he he..... sprobuj przypiac czymkolwiek 3,5-latka........ Hi hi, to mnie
bardzo pozytywnie rozbawilo..... Hm, moze by i sie udalo - zakladajac, ze
gdzies sa do kupienia szelki w tym rozmiarze (IMHO sa tylko dla takich jak
twoj, okoloroczniakow), ale tego krzyku protestu to ja juz bym nie chciala
uslyszec...........


> Uwierz mi - mozna tak przypiac dziecko ze nie da rady wstac w wozku i
> sciagac lapami rzeczy z polek.
> Mam praktyke :)

O tak, masz, tylko ze na zupelnie innym egzemplarzu, wiekowo i rozmiarowo,
oraz rozwojowo znacznie sie rozniacym od 3,5-letniego.... Tu to ja mam
praktyke, a wyglada ona tak, ze najlepiej jest isc do duzego sklepu,
duuuuuuuuuuuzego, wziac wozek na zakupy i klienta wpakowac do wozka -
inaczej lepiej tam wcale nie wchodzic...... A potem robic zakupy w tempie
slalomu giganta, zeby sie maly nie zorientowal, o co chodzi (tu przydatne
jest wczesniejsze zaplanowanie trasy miedzy polkami :-)))))

pozdrowienia

Ania


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


53. Data: 2002-03-25 09:42:56

Temat: Re: i?ć czy nie i?ć (znowu ?lub)
Od: "satia" <s...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik Ula Dynowska <u...@a...net> w wiadomości do grup
dyskusyjnych napisał:a7mq5b$2rq3$...@p...acn.pl...

> Ale po to się potwierdza zaproszenie i ostateczną ilość osób, żeby potem
> takich kwiatków nie było.

Zgadzam sie z Toba! Tylko ze jak ja pisalam tamten post, dyskusja jeszcze
nie zahaczala o powtierdzanie, tylko o grzecznosciowe zaproszenie i liczenie
na to, ze dzieci i tak nie przyjda.
Chodzi mi tylko o to, zeby ktos sie nie przeliczyl na liczeniu, ze dorosli i
tak nie wezma dzieciakow.

>Zresztą jak ktoś juz napisał - nie wierzę, zeby za
> małe dziecko, które przy sprzyjających okolicznościach zje porcję rosołku
,
> może trochę drugiego dania, słodyczy i ewentualnie tortu, jeśli rodzice
> pozwolą mu zostać do dwunastej, płaci się pełna, wysoką stawkę.

Ja wiem, ja sie zgadzam! POdzielam Twoje zdanie! Do czego innego pilam! Do
postawy zapraszania i modlenia sie w duchu - OBY NIE PRZYSZLO! (dziecko - w
domysle). Za zaproszenie i prosba o potwierdzenie to oczywiscie rozwiazanie
dobre.


pozdrawiam serdecznie
satia

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


54. Data: 2002-03-25 09:46:25

Temat: Re: i?ć czy nie i?ć (znowu ?lub)
Od: "toporek" <s...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Marzena Fenert" <m...@f...net> napisał w wiadomości
news:q5ot9u40j0k0hbmfourucneeim0hpi0m7c@4ax.com...
....> Zasady to zasady - obowiązują przezcałe życie.
> Przynajmniej u mnie - ja mam pewne zasady których nie łąmię, nie
> naginam itp.

?! :-)) To chyba lekka przesada w tym wypadku, bo czy będziesz czuła się
urażona jak ktoś za 25 lat zaprosi Ciebie na wesele, a piątkę Twoich dzieci
z małżonkami i ich dziećmi (tak np. po trójce dzieci na małżeństwo) ? :-))))

>
> > No i sedno problemu: ze względu na ograniczoną liczbę miejsc
> >zaprosiłam swoich chrzestnych, którzy obecnie mają dorosłe lub
dorastające
> >dzieci, a nasze zaproszenie świadomie ich nie obejmowało.

>
> Na naszym ślubie i przyjęciu nazwijmy je "poślubnym" były dzieci.
> I faktycznie wiązało się to z większymi kosztami (ale tylko dla dzieci
> powyżej 7 lat bodajże - nie pamiętam takich niuansów bo naprawdęnie
> były dla mnie istotne)

Jak chciałaś gościć te dzieci i nie było problemów z finansami to mogło to
być dla Ciebie nieistotne, ale ja z dziećmi chrzestnego nie miałam i nie mam
nic wspólnego poza tym, że jesteśmy daleką rodziną (w którymś tam pokoleniu,
nawet nie wiem w którym), po prostu nie znamy się, tak więc nie miałam
potrzeby zapraszania ich w dodatku z ich osobami towarzyszącymi, bo są
dziećmi mojego chrzestnego. A finanse też nie były dla mnie bez znaczenia.

> ale po prostu nie wyobrażam sobie że miałabym
nie zaprosić synka brata mojego męża......który potem został
> chrzestnym mojego synka ............
> Uważam, że lepiej wogle nie zaprosić niż zapraszać pół rodziny.

Ale to jest bardzo bliska rodzina - brat męża i jego syn (czy dzieci). I
jesteś z nimi blisko - wnioskuję skoro potem ów brat jest chrzestnym Twojego
synka. Ja np. zaprosiłam wnuczkę mojej chrzestnej choć nie zaprosiłam jej
córek - może dziwnie to brzmi, ale z chrzestną jestem bardzo blisko związana
i jej wnuczka też była mi bliska (nadal zresztą jest :-) a córki mojej
chrzestnej tak bliskie mi nie były by zapraszać je bez względu na wizję
naszego przyjęcia i koszty.
Uważam, że dobrze mieć swoje zasady, ale równie dobrze jest umieć dostosować
się do danej sytuacji, a nawet miło byłoby czasami wczuć się w sytuację
innych - w tym wypadku pary młodej, która nie zaprasza danych dzieci nie w
celu okazania braku szacunku, czy "przez przekorę" i innych absurdalnych, a
rozważa swoje za i przeciw. Patrząc na wszelakie powiązania rodzinne każde
wesele musiałoby obejmować około setki osób, a nawet więcej
Ewa


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


55. Data: 2002-03-25 09:58:25

Temat: Re: i?ć czy nie i?ć (znowu ?lub)
Od: "Ula Dynowska" <u...@a...net> szukaj wiadomości tego autora

>
> > Ale po to się potwierdza zaproszenie i ostateczną ilość osób, żeby potem
> > takich kwiatków nie było.
>
> Zgadzam sie z Toba! Tylko ze jak ja pisalam tamten post, dyskusja jeszcze
> nie zahaczala o powtierdzanie, tylko o grzecznosciowe zaproszenie i
liczenie
> na to, ze dzieci i tak nie przyjda.
> Chodzi mi tylko o to, zeby ktos sie nie przeliczyl na liczeniu, ze dorosli
i
> tak nie wezma dzieciakow.

Jak już pisałam, (chyba, że było to na pl.soc.dzieci), dla mnie naturalne
było zapraszanie rodziny z dziećmi, dlatego, że uważam, że dziecko to tez
człowiek, mniejszy, większy, mądrzejszy lub mniej, ale prawdę mówiąc zwykle
znacznie milszy i bardziej szczery w swoim stosunku do mnie, niż wiele osób
dorosłych. Znacznie większy dylemat mieliśmy w innej sytuacji - zapraszamy
zaprzyjaźnionych kuzynów mojego ojca z córkami w moim wieku ( tzn. jedna o
rok starsza, druga kilka lat młodsza - ja miałam wtedy 22 lata ;)) No a
córki - jak to w tym wieku - mają swoich chłopaków. O ile starszej to był
już powiedzmy regularny narzeczony, o tyle o koledze młodszej nie można było
tego powiedzieć. Myśmy wtedy naprawdę mocno oszczędzali, a tu jeszcze
dodatkowe dwie osoby kompletnie nam nieznane. W końcu byli zaproszeni, bo
tak wypadało.

> >Zresztą jak ktoś juz napisał - nie wierzę, zeby za
> > małe dziecko, które przy sprzyjających okolicznościach zje porcję
rosołku
> ,
> > może trochę drugiego dania, słodyczy i ewentualnie tortu, jeśli rodzice
> > pozwolą mu zostać do dwunastej, płaci się pełna, wysoką stawkę.
>
> Ja wiem, ja sie zgadzam! POdzielam Twoje zdanie! Do czego innego pilam! Do
> postawy zapraszania i modlenia sie w duchu - OBY NIE PRZYSZLO! (dziecko -
w
> domysle). Za zaproszenie i prosba o potwierdzenie to oczywiscie
rozwiazanie
> dobre.
Bo trzeba być szczerym ;)))
Jeśli naprawdę nie życzysz sobie dzieci na weselu, to po co je zapraszasz???
Wtedy można się przeliczyć. A to jest tak - zapraszasz, bo wypada, to teraz
cierp, a nie narzekaj.

Pozdrawiam - Ula


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


56. Data: 2002-03-25 10:15:38

Temat: Re: i?ć czy nie i?ć (znowu ?lub)
Od: "Hanka Skwarczyńska" <a...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Marzena Fenert" <m...@f...net> napisał w
wiadomości news:1cqt9u4c7ubbirotgmmbdpaufs5cdrneqt@4ax.com...
> Dnia Mon, 25 Mar 2002 10:12:48 +0100, podpisując się jako
"Hanka
> Skwarczyńska" <a...@w...pl>, napisałeś (aś) :
> > [...]
> wspolpracownikow, znajomych daleka
> kuzynke czyli 7 wode po kisielu nie zaprosilabym na wesele.
Tylko na
> ślub do kosciola czy tam urzedu.

A ja wręcz przeciwnie (zakładając, że urządzałabym wesele ;) -
tak się zabawnie składa, że z najbliższymi mi osobami (nie
licząc rodziny) akurat pracuję. Nie są to może kontakty, które
nazwałabyś przyjaźnią, ale te osoby znaczą dla mnie bardzo dużo
i prędzej sobie wyobrażę wesele bez rodzonej kuzynki, niż bez
nich. I są jeszcze osoby, które bardzo chciałabym widzieć na tym
hipotetycznym weselu, mimo że na co dzień nie utrzymuję z nimi
nawet towarzyskich kontaktów (ale ja to dziwna jestem, pozwól,
że z tego akurat nie będę się tłumaczyć). Co niekoniecznie
oznacza, że oczekiwałabym również ich dzieci, jeśliby takowe
mieli i jakoś dziwnie mam wrażenie, że oni też by tego nie brali
pod uwagę.

> > [...]z rzeczonym
> >dzieckiem nie mam żadnych osobistych powiązań, nie rozumiem,
> >dlaczego miałabym je zapraszać.
>
> tutaj za bardzo teoretyzujemy abym mogla sie wypowiedzieć.
> Nie mam pojęcia o kim możesz mówić, że nic Cię nie łąćzy z
jego
> dzieckiem.

Nie napisałam, że nic mnie nie łączy; napisałam o "osobistych
powiązaniach" - w sensie, że te dzieci są dla mnie tylko dziećmi
swoich rodziców (choćby te dzieci współpracowników, w życiu na
oczy nie widziane).

> [...]
> Ja raczej zaprosiłabym tę przyjaciółkę wraz z jej chłopakiem
czy tam
> osobą towarzyszącą - tym samym podkreślając, ze uważam ją za
dorosłą
> osobę a nie sczyla potrzebującego opieki mamusi i tatusia.

Jasne. Mnie chodziło tylko o wyjaśnienie, że argument "dzieci to
przecież moja rodzina" jest cokolwiek naciągany, bo właściwie
może być rozważany wyłącznie w stosunku do dzieci, ostatecznie
nikt nie oczekuje, że zaproszę jego brata, nie?

> [...]
>
> Może mieć własną wizję a czy ja to neguję? - ale w takim razie
skoro
> mnie zna i zna moje zasady jakimi kieruję sięw życiu - odpuści
sobie
> zapraszanie mnie bez dziecka - wiedząc, ze nie popieram takich
> częściowych zaproszeń.
> Dla mnie to proste jak budowa cepa.

Oczywiście - w świetle tego, co napisałać, że zaprosiłabyć tylko
bardzo bliskie Ci osoby, znające dokładnie Twoje poglądy na
sprawę. Sytuacja trochę się komplikuje, jeśli rozważamy trochę
szerszy krąg znajomych. Nie wiem, czy to lokalna śląska
tradycja, w każdym razie dość często spotykam się z zapraszaniem
na wesela współpracowników, ale właśnie takich o statusie
koleżanki z biura. Czasem z mężem, czasem bez, z dziećmi jeszcze
nie zdarzyło mi się zetknąć. Przychodzą, dobrze się bawią,
przeżywają :) No i teraz, zakładając, że jesteś taką właśnie
moją współpracownicą, a ja poddaję się lokalnej tradycji,
zupełnie niechcący wychodzę w Twoich oczach na burka,
zapraszając Cię z partnerem (bo bez to moim zdaniem czysty
sadyzm ;), ale bez Kubusia.

> [...]jedza te hamburgery i tyja ;))))))))))

Dobra, dobra, widziałam Twoje zdjęcia i jedno wiem - swoich Ci
nie pokażę ;)))

> Ja bym nie porownywala :))))))

E, poniższe jest chyba z kategorii wspólnych doświadczeń
ludzkości :)

> [...]
> że jest głupia, ze sie nie szanuje - o jak mozna byc z kims
kto CIe
> bije i poniza?
> I dac jej numer do niebieskiej linii.

No to dla ustalenia uwagi załóżmy, że przyjaciółka znalazła
sobie tego ciecia miesiąc przed weselem, zdążyła się uzależnić,
ale nie zdążyła się jeszcze gada pozbyć. Powiesz jej "sorry, ale
dopóki nie zmądrzejesz i nie zaczniesz się szanować, nie pokazuj
się na moim weselu"?

>
>
> >[...sztuczna szczęka mojego dziadka,...
> > dotkliwie uhamra w nadgarstek]
>
> No to ja to juz napisalam nie czytajac tego powyzszego i co?

I nic. Jak nadgarstek? ;) Próba ratunku takiej przyjaciółki
wydaje mi się oczywista, ale ostatecznie to wolny człowiek, może
robić ze swoim życiem, co chce, nawet skrajne głupoty, a ja moge
albo ja wspierać mimo wszystko, albo się na nią obrazić, że się
nie szanuje. Co lepsze? A ratowanie czasem może chwilę potrwać.
Jako uratowana wiem, co mówię.

> [...]
> To na zaproszeniu pisze się "............ z osobą
towarzyszącą"

W tym właśnie rzecz, że moim zdaniem niekoniecznie. W
konkretniej, opisanej wcześniej sytuacji, czułam się wyróżniona
zaproszeniem i doskonale rozumiałam, że TŻ może nie zostać
zaproszony. I co więcej, nie widziałam powodu, żeby nie pójść na
to wesele (było mi łatwiej podjąć decyzję, bo wiedziałam, że
będą też inne dziewczyny z klasy, co najmniej częściowo bez
partnerów, i chłopcy z klasy, co najmniej częściowo bez
partnerek ;)

W każdym razie wydaje mi się, że - niezależnie od przyjętego
kryterium "bliskości" służącego do wyboru adresatów zaproszeń -
z ludźmi, których się zaprasza na wesele, jest się przynajmniej
w takich układach, żeby im powiedzieć "byłabym szczęśliwa,
widząc Cię na swoim weselu, ale nie mogę sobie pozwolić na
zaproszenie wszystkich z osobami towarzyszącymi; zrozumiem,
jeśli nie będziesz mógł przyjść, ale byłoby miło, gdybyś się
jednak zjawił". Albo to samo w wersji "ale z takiego lub innego
powodu nie możemy zaprosić dzieci".

> [...]
> No włąsnie to była tylko kolezanka - i ja nawet nie liczylabym
ze mnie
> zaprosi (bo z jakiej paki - to TYLKO kolezank) jak rowniez nie
> zaprosilabym jej.

Tu akurat sytuacja była o tyle specyficzna, że ona nie miała "na
miejscu" bliskich przyjaciółek, zostałyśmy jej tylko my ;) A
może po prostu chciała się pochwalić amerykańskim mężem (było
czym ;).

> [...]gościa zaproszonego "w pojedynkę",
> >szczególnie na imprezę z tańcami, stawia się w nieco
niewygodnej
> >sytuacji. Niemniej jednak istnieją sytuacje wyjątkowe. A
> >powyższe w żaden sposób nie przekłada się na dzieci albo
> >niedołężną babcię.
>

Chodziło mi o to, że na weselu, szczególnie z tańcami, chłop
jest mi potrzebny koniecznie, własnie do tych tańców (i żeby
uniknąć np. nagabywania przez pijanego w sztok wujaszka pana
młodego). Dzieci już nie, takoż niedołężna babcia, niewątpliwie
będąca rodziną i wymagająca zapewnienia na ten czas opieki.

W każdym razie po lekturze tej dyskusji wiem jedno: mimo, że
hipotetyczne wesele wolałabym bez dzieci, nie będę stawiać
rodziców przed faktem dokonanym. Przyjmuję do wiadomości, że
niektórzy mogą się poczuć urażeni.

Pozdrawiam
--
Hanka Skwarczyńska
i kotek Behemotek
a...@w...pl


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


57. Data: 2002-03-25 10:17:26

Temat: Re: i?ć czy nie i?ć (znowu ?lub)
Od: Marzena Fenert <m...@f...net> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Mon, 25 Mar 2002 10:42:22 +0100, podpisując się jako "Ania Björk"
<s...@p...onet.pl>, napisałeś (aś) :

>
>> 3,5 roczny gówniarz
>
>.....Marzenko, gdzie indziej apelowalas o piekno jezyka polskiego, a sama
>co? ;-)


to polskie slowo - co inne gdybym napisala cos z angieskiegoo ;)
Marzena


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


58. Data: 2002-03-25 10:22:58

Temat: Re: i?ć czy nie i?ć (znowu ?lub)
Od: "satia" <s...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik Ula Dynowska <u...@a...net> w wiadomości do grup
dyskusyjnych napisał:a7msfi$2tos$...@p...acn.pl...

> Bo trzeba być szczerym ;)))
> Jeśli naprawdę nie życzysz sobie dzieci na weselu, to po co je
zapraszasz???
> Wtedy można się przeliczyć. A to jest tak - zapraszasz, bo wypada, to
teraz
> cierp, a nie narzekaj.

Ty Ty Ty!!! :-)))))))
co!
to nie ja!
Ja nie biorę ślubu przez najbliższych parę lat! Ja nie planuję zapaszac
dzieci i ich potem mocno nie oczekiwać!
Proszę tu nie ad persona, bo to - że tak się wyślizgnę z tematu - bo nie
mój problem - nie ja mam zapraszac/nie zapraszac dzieci :-)))))))
Ja tylko piszę tym, co zapraszają, ale liczą, że dzieci i tak nie będzie.

Ale - byłam kiedyś na imprezie sylwestrowej. W górach. Rok czy dwa temu -
nie wiem. Ludzie z pracy i paru oinnych znajomych wynajęliśmy pensjonat w
górach i postanowiliśmy bawić się razem. POkoje, sala, obiady - wszystko
kupione. Ale że nas było zaledwie 20 osób (pensjonat jak willa!), to
włąściciel pensjonaltu sprzedał miejsca na imoprezę sylwestrową innym
ludziom jeszcze - i dowalił nam do towarzystwa. Wszystko pięknie, tylko mi
ośmio i dziesięciolatki deptały ponogach, biegając w te i nazad, krzyczały,
piszczały, pękały balony nad uchem, rodzice przychodzili do nas, żebyśmy
byli ciszej, bo dzieci, żebyśmy nie palili, bo dzieci, tańczyliśmy, a tu nam
dzieciaki węzykiem między nogami - że tak powiem.... Cały czas biegały i
trzaskały dzrwiami bawiąc się w berka....

To był mój najgorszy sylwester. A dzieci tam było około 10 sztuk.
Nijak się nie pobawiłam, tylko musieliśmy być ciszej, jusieliśmy wychodzić,
musieliśmy co chwoila zamykac drzwi na zewnątrz, bo dzieciaki latały i nie
zamykały za sobą, a jak zamykałay, to biegnąc, czyli trzaskały.... Światło
też musiało byc na full zapalone, bo mamy siedziały z pociechami na kolanach
i karmiły..... No more!

Kiedyś pewien aktor - fajny i spostrzegawczy człowiek - powiedział mi, że
dzieci się NIGDY ie zrozumie, dopóki się nie będzie miało swoich. No i chyba
tak. Nie mam swoich. I nie umiem tego zrozumieć. Sylwester był przekichany.
Jak zabawa karnawałowa w podstawówce.

To tyle. Niektórzy mogą nie chcieć zapraszać dzieci na wesele. Ja zdania nie
mam. Dwa - nie będę weselicha robić, więc mnie temat mniej dotyczy.

pozdrawiam
satia


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


59. Data: 2002-03-25 11:09:04

Temat: Re: i?ć czy nie i?ć (znowu ?lub)
Od: "MOLNARka" <g...@h...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Marzena Fenert" <m...@f...net> napisał

Szkoda Marzenka, że nie chciałaś podyskutować na ten temat na pl.soc.dzieci
gdzie ta dyskusja się zaczęła (zresztą od mojego postu).

> Nie poszłabym również na ślub i wesele na które byłabym zaproszona bez
> dziecka - no ale ja mam takie a nie inne zasady.
> I nie chodzi o to ze bym tego dzieciaka ciagnela na calonocne tance
> przy muzyce typu "poszła Karolinka" czy inne mydełko fa ;)- bo na
> pewno bym go nie wzięła.

Czyli ... czy tak czy tak ... i tak byś nie poszła ;-)
Ani jak by Cię z dzieckiem i TŻ zaprosili ani jakby zaprosili tylko dorosłą
część rodziny.

O'K - Twoja wola.
Tak samo jak wola zapraszającego - kogo chce na weselu widzieć.


> Chodzi tylko o uszanowanie przez osobę która mnie zaprasza tego że mam
> TŻ, że mam dziecko .....czyli o uszanowanie mnie i mojej rodziny - bo
> częściowe zaproszenie ja osobiście odbieram jako brak szacunku.

Możesz tak to odbierać ... choć wiesz dobrze, że nie o to chodzi.
Wesele jest imprezą dla dorosłych. Jest kosztowne. I co najważniejsze - jest
najważniejszą imprezą dla młodych.
Moga mieć o tym własne wyobrażenie i w tym ich wyobrażeniu nie muszą mieścić
się dzieci. (Mówię za siebie - jeśli u innych dzieci były albo będą ...
wszystko w porządku. Ja nie chcę żeby u mnie były).
Nie spotkałaś się nigdy ze swego rodzaju "narzucaniem" stylu imprezy czy
ubrania przez organizatorów (np. bal przebierańców, albo wszyscy na zielono
w dzień św. Patryka). Wtedy też czujesz "brak szacunku" ? Że ktoś usiłuje Ci
powiedzieć jak masz się ubrać ?
"Narzucenie", że ta impreza jest bez dzieci ... jest kolejnym tego typu ;-)

BTW jeśli kiedykolwiek zdarzy Ci się dostać zaproszenie 'bez dziecka' ...
nie patrz na to jako brak szacunku ze strony organizatorów. Oni naprawdę tak
nie myślą. Po prostu mają zupełnie inny punkt widzenia (najczęściej
bezdzietny ;-))) i im dzieci rzeczywiście przeszkadzają.


> Uważam, że jeśli ktoś nie ma to tyle cywilnej odwagi by wręczając
> zaproszenie prosto w oczy mi powiedzieć : "dzieci są zaproszone do
> 21:00 a potem bawią się dorośli" czy coś w tym stylu to nie zasługuje
> na to abym była na jego ślubie i weselu.

Ależ ja mam odwagę cywilną ... mówię prosto w oczy, że impreza jest
całkowicie dla dorosłych ;-)))
Nie wymieniam żadnych godzin możliwości pobytu dzieci (bo nie chęc żeby były
w ogóle). A doświadczenie uczy, że jeśli tylko wykaże się odrobinę wahania
czy zezwoli na 2 godzinki .... to już sprawa przechlapana ;-)))

Rozumiem, że takie postawienie sprawy - szczerze, bez owijania w bawełnę i z
zapewnieniem, że nie chodzi o brak szacunku - Ty także odrzucasz ?


Pozdrówka
MOLNARka


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


60. Data: 2002-03-25 11:11:58

Temat: Re: i?ć czy nie i?ć (znowu ?lub)
Od: "Agnieszka Król" <a...@i...pl> szukaj wiadomości tego autora


Nea <n...@w...pl> wrote in message news:a7lofa$ni3$1@news.tpi.pl...
>
> tych jakto nazwalas "niektórych matek" jest dosyc duzo
> a nalepki moga byc bo np sklepik jest maly i jak wejdzie ktos z wozkiem to
> nikt innysie tam juz nie zmiesci
> a ja np nie lubie jak mi jezdza wozkiem dziecinnym po nogach a zdaza sie
to
> czesto

Alternatywą jest więc zostawienie dziecka przed sklepem ryzykując:
1. dziecko nie śpi - traci matkę z oczu i zaczyna płakać (przynajmniej moje
tak ma)
2. dziecko śpi i wtedy może zdarzyć się, że jakiś postrzeleniec ukradnie Ci
dziecko - jak się zdarzyło nie tak dawno w Szczecinie (pani weszła na
sekundę do przedszkola, by wywołać starsze z sali - 3 min. później wózka z
dwumiesięcznym dzieckiem już nie było :-/)
Jest jeszcze jedno rozwiązanie - bojkotować takież sklepy.
> a pozatym po co ta dyskusja o nalepki? przeciez na nalepkach jest zeby
> wozkow nie wprowadzac do sklepu a nie dzieci, czy widzialas kiedys nalepke
w
> sklepie "dzieciom wstep wzbroniony"?? wiec dziecko mozna sobie wziasc na
> rece i wejsc

A próbowałaś robić zakupy jedną ręką? Powodzenia życzę...
--
Pozdrawiam
AgnieszkaK



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 ... 5 . [ 6 ] . 7 ... 20 ... 27


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

bezczlowieczenstwo
urlop macierzyński
Drugi tata - dlugie
Razem a osobno
Czy mogę mieć nadzieję?

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

"Nie będziesz cudzołożył."
Znalazłam kanał na YouTube dla dzieci i nie tylko i poszukuję podobnych
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.

zobacz wszyskie »