Data: 2001-08-30 08:16:09
Temat: Re: ksiazka...
Od: Joanna <c...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
in article 3b8dea41$...@n...vogel.pl, kohol at k...@w...pl wrote on 30-08-01
9:24:
> Użytkownik porte-parole <p...@p...fm> w wiadomości do grup dyskusyjnych
> napisał:9mjnme$krg$...@s...rmf.pl...
>> Jakie książki i testy kształtowały wasze psychiki?
>> Jakie ślady w was pozostały z czasów, gdy dopiero co posiedliście
>> umiejętność czytania i rozumienia tekstu?
>
> Pierwszą samodzielnie przeczytaną książką była Chatka P.; mam wyjechała na
> wczasy po przeczytaniu mi Kubusia, chciałam znać ciąg dalszy.
> Potem Szwejk (chyba z 10 razy).
> Potem cylke Verne'a - moje ukochane 20 000 mil.
> Niziurski, rzecz jasna.
> Ania z Zielonego - też byłam prymuską i też rywalizowałam w nauce z
> chłopcem, który mi się podobał.
> I Karol May : ) tak strasznie chciałam być westmanem, nie greenhornem, że
> wygrzebałam jakąś wiatrówkę taty i poprosiłam, by mogła wisieć nad moim
> łóżkiem : )
> Ponoć przez czytanie po nocach w wieku młodzieńczym oczy sobie popsułam : )
>
> Pozdrawiam
> --
> To zależy...
Karol May - na talony za makulature, wydawany w zeszytach o formacie gazety.
Co dziwne - chowany przez wiele lat, przekazany mlodszemu bratu, ktory
gdzies to jeszcze trzyma.
Z bajek: Andersen i Konik Garbusek. To drugie, to byla ksiazka!!! Zachodzila
do snow dzieciecych - klebowiska zmij i latanie.
Z serii poczytaj mi mamo pamietam tylko okladki:)))
A potem pierwsza samodzielnie naprawde zaczytana w strzepy niemal ksiazka
to "Rycerze krola Artura i okraglego stolu".
Maloletni organizm odrzucil z niejakim obrzydzeniem rudowlosa Anie i
Siesicka, bo wczesniej korzystalam z polki starszego brata: Kaktusy z
zielonej ulicy i Wielka, wieksza i najwieksza no i Pan Samochodzik, bo juz
wtedy TV miala dosc spora wladze (przynajmniej na kupujacych ksiazki
rodzicow).
Jeszcze byly Muminki. O, to zaprawde dluga i milosna historia. Juz nigdy nie
uwolnilam sie w swoim zyciu od czekania na powrot Wloczykija i strachu przed
Buka:))) Do tej jednej ksiazki jeszcze wracam czasem.
Wiec kiedy przekroczylam pierwsza dekade postanowilam pogrzebac na polce
rodzicow i wpadlam jak sliwka w kompot: "Przeto nigdy nie pytaj komu bije
dzwon, bije on Tobie". Sir Hemingway zajal mi troche czasu, pierwsza
fascynacja, rzadko udaje sie powtorzyc tamto zauroczenie: te sile podskornie
przezytych obrazow, slow. W kazdym razie dzisiaj ich juz Hemingway nie
wytwarza, prozne oczekiwania.
Byly jeszcze jakies sny o Troi, Verne i inne podroze, Remarque (tez nie wiem
po co i dlaczego), a potem silne uderzenie Marqueza i Cortazara, ale to juz
liceum, lektury w autobusie i w domu, na plazy i pod lawka na WOS-ie. Wilk
stepowy, Obled Krzysztonia, Dick, Topor i Vonnegut dla poprawy humoru. I Lem
- boze, bym zapomniala, Solaris i Dzienniki gwiazdowe i Fantastyka i
Futorologia:)
Potem to sie juz nie liczy, bo troche z obowiazku na studiach, i troche dla
pana dokotra w rozciagnietym swetrze i spoconych okularach, dla pana swietej
pamieci:((( - Todorow, Ingarden, Derrida, Eco i Biblia:))
Do czego wracam? Do Muminkow (com rzekla) i do poszukiwania tej swiezosci
odczuc i obrazow, ktore czulam przy Hemingwayu. I do wierszy Swirszczynskiej
I do Fausta. Reszta jest milczeniem:)
pozdr.
Joanna
|