Data: 2001-05-23 12:32:42
Temat: Re: lek przed ......
Od: "Duch" <a...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
> Mozna walczyc dlugo, bardzo, bardzo dlugo. Lecz na ogol przegrywa sie taka
> walke.
Wlasnie (no, czasami sie wygrywa!).
A jak sie przegralo to ... wydaje mi sie, ze wiem dlaczego
(tez ze swojego zycia), tylko to bardo intuicyjne....
Osobie ktora "ratuje" wydaje sie, ze wystarczy "przytulic",
"dac odpowiednie warunki", i bedzie ok, a czesto tak nie jest.
Skrzywdzony "zamknal w sobie pewna przeszlosc" i
nie chce do niej wracac.
"Ratujacy" chce -poprzez swoja pomoc- pchac go
do "dawnych lepszych czasow", ale nie zdaje sobie
sprawy, ze "skrzywdzony" musia najpierw przejsc
przez to pieklo, jeszcze raz,
i w dodatku nie wycofac sie (znowu)... ale go jeszcze uleczyc.
W praktyce (jesli dobrze widze) wyglada to tak, ze
po delikatnych zachacaniach "ratujacego",
skrzywdzony daje "nieprzyjemne sygnaly", wraca jakby
do dawnej, niezakonczonej walki,
powodujac, ze "ratujacy" staje sie -nieswiadomie-
elementem tej dawnej, niezakonczonej walki
skrzywdzonego.
I sam ratujacy jest zdziwniony, zdezorientowany:
chce pomoc a staje sie celem atakow, czy "dziwnej gry".
I ratujacy wtedy nie-wytrzymuje, i pewnie slusznie.
Dawnej gdy chcialem ratowac, myslalem ze
otworze ramona a ratowany sam w nie wskoczy :-)
i bedzie mu dobrze :-)
A wskakuje ale wskakuje ze swoim "robalem"
i "wymiocinami", czyli z tym co go dreczy,
a to jest czesto nie-do-wytrzymania dla ratujacego.
Bo okazuje sie, ze ratuajcy sam nie dalby
sobie rady w tej sytuacji, co skrzywdzony,
gdyby sie w niej znalazl.
Mnie -jako ratujacego- troche to zdolowalo.
..to tak, troche intuicyjnie, jakby co ... :-)
ale sa tez inne scenariusze, oczywiscie :-)
Zdrufka, Duch
|