Data: 2002-12-02 20:53:44
Temat: Re: (n) Zamieszczam i przepraszam
Od: "Roman Gawron" <n...@N...gazeta.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Lamia <L...@w...pl> napisał(a):
> "Roman Gawron" <n...@N...gazeta.pl> writes:
>
> Odniosę się tylko do niektórych fragmentów tej analizy . Przepraszam za
> takie szatkowanie, ale trochę tego faktycznie dużo.
>
> > Czy nauczyciel może zabrać uczniowi z plecaka alkohol wbrew jego woli?
> > Szerzej - czy nauczyciel może skontrolować rzeczy osobiste ucznia
> > pozostającego pod jego opieką?
> > INTERPRETACJA PRAWNA
> > Sama zasada przyzwolenia na tego typu działania objawia się w takich
> > dozwolonych przecież – przypadkach:
> > 1. Skontrolowanie bagażu dziecka na kolonii na okoliczność właściwego
> > wyposażenia go przez rodziców – nawet w tzw. rzeczy osobiste.
>
> W efekcie skontrolowac rodziców?
> No nie wiem...
Skontrolować nie rodziców, ale sprawdzić, czy dziecko ma wszystko,
co trzeba. Jest to obowiązek n-la, wynika z obowiązku sprawowania opieki.
> > 2. Zabranie siedmio-, ośmiolatkowi ostrego lub w inny sposób
> niebezpiecznego
> > narzędzia, którym się bawi, czy które ma w tornistrze, nawet gdy nie chce
> > oddać.
>
> Tu owszem, zabieram dzieciakowi , jeżeli widzę. Prawdopodobnie zabrałabym i
> z teczki , ale małemu dziecku , wiedząc że ma jakiś przedmiot ktory może
> zagrażac bezpieczeństwu innych. Natomiast nie tyczy się to młodziezy.
>
Dlaczego się nie tyczy? W sensie prawnym nieletni to do 18. roku
życia. Znasz przepis, który różnicuje dzieci i młodzież pod kątem uprawnień n-
la?
> Z plecaka? A skąd wiem że w plecaku jest alkohol , ewentualnie narkotyki?
>
Nie wiesz, sprawdzasz, bo jesteś przewidującym i doświadczonym
pedagogiem. Kiedy podejrzewasz kłamstwo, sprawdzasz, bo tak rozumiesz swoje
nauczycielskie posłannictwo. I za taką Twoją postawę rodzice płacą podatki!
> Tu się zgadzam. Ale zabrać , a nie rewidować. O tym nie ma mowy w żadnym
> akcie prawnym.
Poczytaj jeszcze wątek "Delegacje ustawowe n-la".
> Dyrektor LO podczas dyskoteki przyłapał dwóch uczniów pijących w ubikacji
> "Jasia Wędrowniczka". Na ich oczach wylał ten szlachetny trunek do umywalki,
> po czym wezwał telefonicznie rodziców, żeby odpowiednio "zaopiekowali" się
> dzieciakami.
> Sposób godny naśladowania ;)
Może i tak. Ja tam rodzicom nie będę zawracał głowy, kiedy sam sobie
mogę i mam prawo poradzić. Rodziców wezwę do szkoły później - aby ich
poinformować, co dziecko zrobiło, aby uzgodnić z nimi dalszy sposób
postępowania (tzn. oni informuja mnie, co zamierzają zrobić w domu, żeby się
takie sytuacje nie powtarzały, ja informuję ich o konsekwencjach i innych
działaniach wychowawczych, jakie podejmę w szkole).
> > Wybieg stosowany przez wielu nauczycieli, polegający na nakłonieniu
> dziecka,
> > aby samo wyjęło rzeczy z torby czy plecaka, jest niepotrzebny; pod
> względem
> > prawnym nie widać między tymi sytuacjami specjalnej różnicy, obie metody
> są
> > dozwolone, z tym że druga – trudniejsza do realizacji i wymagająca
> wywarcia
> > na dziecko tzw. „nacisku interpersonalnego”].
> [...]
> Coś mi się zdaje, że różnica jest, ponieważ dziecko może odmówić opróżnienia
> plecaka.
I co z tego, że odmówi? Dziecko nie ma pełni praw obywatelskich i to
mnie ustawa nadaje prawa decydowania w takich sytuacjach.
> > Czy nauczyciel może przechwycić na lekcji list i przeczytać go?
> > W procesie wychowania siłą rzeczy uzyskuje się wiedzę o życiu prywatnym
> > ucznia, nawet o jego intymnych sekretach. Nauczyciel jest więc z mocy
> prawa
> > osobą upoważnioną do wglądu w prywatność dziecka. Ma tylko obowiązek
> > zachowania tajemnicy zawodowej.
> > W przypadku małych dzieci nauczyciel ma prawo, a wręcz obowiązek, pomóc im
> > przy myciu lub – na wycieczce czy na koloniach - nadzorować w czasie
> kąpieli.
> > Któż zaręczy, że w liściku krążącym na lekcji nie znajdują się szkodliwe
> > wychowawczo czy wręcz niezgodne z prawem (np. sposób kupienia narkotyków)
> > treści? Nauczyciel ma prawo się o tym przekonać, zachowując tajemnicę
> > zawodową, jeśli jego podejrzenia były niesłuszne.
> > Pod względem prawnym sytuacja wygląda bardzo podobnie do poprzednio
> > omawianych.
>
> Wow! A któż zaręczy że w liściku są jakiekolwiek szkodliwe wychowawczo
> treści?
> W ten sposób byśmy tylko kontrolowali dzieci na każdym kroku , bo a może....
> Ja własnemu dziecku nie sprawdzam korespondencji , a co dopiero uczniom.
> Poza tym jest kolosalna różnica w sprawowaniu opieki i pomocy małym i
> dorastającym dzieciom. Troszkę innymi kryteriami się tu kierujemy , nie
> zapominając jednakże o poszanowaniu godności osobistej ucznia.
Ja własnemu dziecku sprawdzę wszystko, co uznam za stosowne, jeśli
będę podejrzewał, że mnie okłamuje. Listy, telefon komórkowy, plecak, szafkę,
źrenice, chuch, przesłucham kolegów i koleżanki... Od tego jestem dorosły,
żeby dziecko nie robiło ze mnie durnia. Podkreślam: nie "na każdym kroku",
a "jeśli będę podejrzewał".
To samo zrobię z cudzym dzieckiem oddanym mi pod opiekę, za co odpowiadam
karnie. Bo gdybym miał skrupuły i nie sprawdził, a godzinę później dzieciak
pijany spadłby z drugiego piętra (autentyczny wypadek na wycieczce szkolnej),
jak spojrzałbym w oczy jego rodzicom? Jak żyłbym potem ze świadomością, że
nie dopełniłem obowiązków?!
> I może jeszcze na koniec. Nie zgodziłabym się na to, żeby nauczyciel wobec
> mojego dziecka miał takie same prawa jak ja, mimo że jestem nauczycielem.
Gdyby Twoje dziecko przywieźli z wycieczki w czarnym, foliowym worku,
prędzej ujrzałabyś w innym nauczycielu sojusznika, nie wroga...
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|