Data: 2006-06-27 18:44:23
Temat: Re: partnerka
Od: es_ <es_uomikim@ALA_MA_KOTA.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Redart wrote:
(...)
> "Pytanie bedzie proste, czy psychologia/psychiatria mowi w takich
> przypadkach o jakis chorobach psychicznych? Moze jest chora, moze gniezdzi
> w sobie jakis gniew albo bol, jak do takiej osoby podejsc? Jak jej pomoc?"
>
> - wyrażasz CHĘĆ POMOCY
>
> "Ja bym zekl, ze jej wieksza ambicja od pracy jest jej mama. Nastepny fakt
> dla uwaznych czytelnikow - ona i jej mama pracuja razem.
> hehehe"
>
> - wyrażasz POGARDĘ.
>
> Sprawa wygląda wiec tak: NIE RADZISZ SOBIE z tym związkiem. Są trzy
> problemy:
> Ty, ona i wasz zwiazek. To co możesz zmienić, to Ty i wasz zwiazek. Ty zaś
> starasz się zmienić ją. "Chęć pomocy" to typowa, bardzo częsta pułapka.
> Bardzo wiele związków zaczyna się od "jestem chora, zaopiekuj się mną"
> "tak, jestem silny, wyleczę Cię".
> Pozorne dopasowanie z czasem może przeistoczyć się w koszmar, bo okazuje
> się
> że "chora" wcale nie chce, by ją ktoś "wyleczył" (więcej: ona wcale nie
> uważa,
> że jest chora bo ... wcale nie jest), ale by się "opiekował". Natomiast
> "lekarz" przeciwnie: jest nastawiony ambicjonalnie "wyleczę Cię raz na
> zawsze, wyciągnę z piekła do raju". I robi się kicha, bo "wcale nie chora"
> nie zmienia się specjalnie, czym utwierdza "lekarza" w przekonaniu, że
> ciągle jest jednak chora i jest przyczyną ogromnej frustracji biedaka,
> nie dając mu żadnej nadziei na satysfakcję ...
>
> Rozwiązanie sytuacji polegać może na tym, że oboje dojrzeją do tego, by
> tę grę prowadzić bardziej świadomie. Kiedy "lekarz" zmieni postawę
> bardziej na "pielęgniarza", czym da swojej partnerce bardzo silny,
> pozytywny
> sygnał AKCEPTACJI (Twoja "choroba" to dla mnie chleb powszedni, nie
> przeszkadza
> mi aż tak bardzo, radzęsobie z Tym) połączony z ustanowieniem GRANIC
> (pielęgniarz nie leczy, tylko wykonuje polecenia lekarza, które ten
> wcześniej
> np. w porozumieniu z pacjentem poczynił).
> "Nie chora" zaś musi zrozumieć, że "pielęgniarz" ma ambicje lekarskie
> i czasami zbyt poważnie traktuje jej "choroby", powinna więc aranżować
> sytuacje, w których "następuje trwała poprawa, panie lekarzu, dziękuję".
> Czyli daje swojemu partnerowi bardzo silny, pozytywny sygnał ENTUZJAZMU
> w odpowiedzi na jego zainteresowanie. I powinna zrozumieć, że pewnych
> gier nie powinna prowadzić, w szególności tych, w których funkcjonuje
> jej matka (czyli musi świadomie wyznaczyć sobie GRANICE).
>
> Jeśli jednak "lekarz" będzie jedynie zainteresowany wynajdowaniem kolejnych
> "POWAŻNYCH chorób" (patrz swoje własne słowa, które zacytowałem wyżej),
> to będzie po prostu dupa. I lepiej, żeby stamtąd zwiał. A przede wszystkim
> by się zastanowił, czy to przypadkiem choroby nie są tym, co najbardziej
> kocha w kobietach ;) !
>
> Pozdrówka od byłego "lekarza" !
Bardzo trafny opis tej gry : )
Swoją drogą czy nie jesteśmy bardzo narażeni na tego typu myślenie?
Tj ON - obrońca, opiekun, silny, odpowiedzialny; ONA - bezbronna,
zagubiona, krucha, mała dziewczynka (ktoś chyba linkował niedawno
artykuł "dlaczego mężczyźni wolą blondynki?"). Czy takich ról nie
narzuca nam nasza kultura?
Jest też podobna gra w 'Rycerza w lśniącej zbroi', który tylko czeka na
okazję by uratować swoją królewnę i dowieść swojej miłości. Np typ
zazdrośnika.
pozdr,
T
--
"Przyjacielu, lepiej nas dobrze wypieprz zamiast prawić nam kazania.
Nawrócić nas nie zdołasz..." Marquis Donatien Alphonse François de Sade
|