Strona główna Grupy pl.sci.psychologia problem malzenski - prosba o pomoc

Grupy

Szukaj w grupach

 

problem malzenski - prosba o pomoc

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2002-04-29 12:27:28

Temat: problem malzenski - prosba o pomoc
Od: "Arbi" <p...@p...pl> szukaj wiadomości tego autora

Witam wszystkich

czytam grupe od niedawna i zauwazylem pare mniej lub bardziej zdesperowanych
postow od ludzi majacych problemy z partnerami.
Zakladam ,ze na grupie jest pare osob znajacych sie "na rzeczy" i wyraza
swoje cenne opinie na temat opisany ponizej.

Od 6 lat jestesmy malzenstwem, od roku jestesmy w separacji (nie mieszkamy
razem), bylo pare prob "powrotu" ( nieudane), mamy 4 letnia corke.
Ogolnie rzecz biorac, nie ma pomiedzy nami porozumienia w wielu kwestiach,
mamy inne zainteresowania, inne rzeczy nas smiesza i bawia, i najgorsze -
nie mam y wspolnych tematow! Roznimy sie podejsciem do partnerstwa i zycia w
ogole, np. moja zona chce miec kontrole nad moim zyciem , kierowac mna,
ustalac plan dnia, decydowac, zdaje sie odstrzegac tylko negatywne cechy
mojej osobowosci. Ja uwazam , ze kazdy potrzebuje miec kawalek "wlasnego"
swiata i dzielic sie nim z druga osoba. Irytuje mnie swoja zmiennoscia,
podejrzliwoscia, szukaniem "dziury w calym", wrogim nastwieniem, ciezko jej
powiedziec "przepraszam" i te idiotyczne rady kolezanek, dla ktorych Big
Brother to temat na polgodzinna dyspute :(.
Ja jestem osoba dosc impulsywna, szybko sie wkurzam na jej irracjomanlne
zachowanie i awanturka gotowa :((( Mam swoje cele w zyciu, ktore chce
osiagnac tyle ze chyba nie z taka osoba.
Ogolnie nie jest to zwiazek parterski, nie jest milo i fajnie, po uczuciach
zostalo wspomnienie, nie widze wspolnej przyszlosci.
Nie bede opisywal 1001 sytuacji konfliktowych i problemow ktore nas dziela
(rowniez te z alkowy :(( )- prawda lezy gdzies..... no wlasnie gdzie (ktos
powiedzial ze zawsze po stronie zony i ... tesciowej :)) )

W czym problem, ano w tym ,ze zadne z nas nie moze sie zdecydowac na rozwod.
gdy juz prawie, prawie mamy zlozyc wniosek, ktores mieknie i "probujemy cos
naprawic" , z wiadomym efektem :((((
Dla mnie najwiekszym problemem jest corka, ktora nie bedzie miala normalnego
domu i rodziny (przynajmniej tak mi sie wydaje i tak to czuje), choc i teraz
nie jest "normalnie" Szerze mowiac boje sie tego g... i bagna jakim jest
rozwod. Ja chcialbym zrobic to bezbolesnie i szybko - skoro i tak sie nie
kochamy to po co sie meczyc. Moi rodzice tez sie rozeszli jak mialem 7 lat i
moze stad ten strach...

No i teraz to co mnie gnebi:
- czy mozna w jakis sposob jednak sie dogadac, gdy juz prawie nic nas nie
laczy?
- jak rozwiazywac takie konflikty
- jak sobie poradzic z emocjami zwiazanymi z rozlaka z corka?

jest to oczywiscie wierzcholek gory i decyzje musze podjac oczywiscie sam,
ale moze warto by bylo zasiegnac rady jakiejs "madrej glowy" ??
Czy jest ktos taki w W-wie, godny polecenia?

Pozdrawiam
Arbi




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2002-04-29 12:55:41

Temat: Re: problem malzenski - prosba o pomoc
Od: "remo" <r...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


> Czy jest ktos taki w W-wie, godny polecenia?

Nie odezwę się ani jednym słowem komentarza.
Spokój remo. Spokój powiedziałem.
Aż nogami przebieram.
Łoj. Kak żałka. Chciała by dusza do raju ...

Sljozy kapajut mnie (mienja) na oczki i mieszajut pisat.

Eh ...

rw


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-04-29 13:41:40

Temat: Re: problem malzenski - prosba o pomoc
Od: "Jarek" <c...@d...pg.gda.pl> szukaj wiadomości tego autora

A mógłbyś powiedzieć jak to się stało, że jesteście małżeństwem? W ramach
przestrogi oczywiście co by samemu kiedyś tak nie wpaść.

Użytkownik "Arbi" <p...@p...pl> napisał w wiadomości
news:Q_az8.3485$ZE1.72601@news1.nokia.com...
> Witam wszystkich
>
> czytam grupe od niedawna i zauwazylem pare mniej lub bardziej
zdesperowanych
> postow od ludzi majacych problemy z partnerami.
> Zakladam ,ze na grupie jest pare osob znajacych sie "na rzeczy" i wyraza
> swoje cenne opinie na temat opisany ponizej.
>
> Od 6 lat jestesmy malzenstwem, od roku jestesmy w separacji (nie
mieszkamy
> razem), bylo pare prob "powrotu" ( nieudane), mamy 4 letnia corke.
> Ogolnie rzecz biorac, nie ma pomiedzy nami porozumienia w wielu kwestiach,
> mamy inne zainteresowania, inne rzeczy nas smiesza i bawia, i najgorsze -
> nie mam y wspolnych tematow! Roznimy sie podejsciem do partnerstwa i zycia
w
> ogole, np. moja zona chce miec kontrole nad moim zyciem , kierowac mna,
> ustalac plan dnia, decydowac, zdaje sie odstrzegac tylko negatywne cechy
> mojej osobowosci. Ja uwazam , ze kazdy potrzebuje miec kawalek "wlasnego"
> swiata i dzielic sie nim z druga osoba. Irytuje mnie swoja zmiennoscia,
> podejrzliwoscia, szukaniem "dziury w calym", wrogim nastwieniem, ciezko
jej
> powiedziec "przepraszam" i te idiotyczne rady kolezanek, dla ktorych Big
> Brother to temat na polgodzinna dyspute :(.
> Ja jestem osoba dosc impulsywna, szybko sie wkurzam na jej irracjomanlne
> zachowanie i awanturka gotowa :((( Mam swoje cele w zyciu, ktore chce
> osiagnac tyle ze chyba nie z taka osoba.
> Ogolnie nie jest to zwiazek parterski, nie jest milo i fajnie, po
uczuciach
> zostalo wspomnienie, nie widze wspolnej przyszlosci.
> Nie bede opisywal 1001 sytuacji konfliktowych i problemow ktore nas dziela
> (rowniez te z alkowy :(( )- prawda lezy gdzies..... no wlasnie gdzie (ktos
> powiedzial ze zawsze po stronie zony i ... tesciowej :)) )
>
> W czym problem, ano w tym ,ze zadne z nas nie moze sie zdecydowac na
rozwod.
> gdy juz prawie, prawie mamy zlozyc wniosek, ktores mieknie i "probujemy
cos
> naprawic" , z wiadomym efektem :((((
> Dla mnie najwiekszym problemem jest corka, ktora nie bedzie miala
normalnego
> domu i rodziny (przynajmniej tak mi sie wydaje i tak to czuje), choc i
teraz
> nie jest "normalnie" Szerze mowiac boje sie tego g... i bagna jakim jest
> rozwod. Ja chcialbym zrobic to bezbolesnie i szybko - skoro i tak sie nie
> kochamy to po co sie meczyc. Moi rodzice tez sie rozeszli jak mialem 7 lat
i
> moze stad ten strach...
>
> No i teraz to co mnie gnebi:
> - czy mozna w jakis sposob jednak sie dogadac, gdy juz prawie nic nas nie
> laczy?
> - jak rozwiazywac takie konflikty
> - jak sobie poradzic z emocjami zwiazanymi z rozlaka z corka?
>
> jest to oczywiscie wierzcholek gory i decyzje musze podjac oczywiscie sam,
> ale moze warto by bylo zasiegnac rady jakiejs "madrej glowy" ??
> Czy jest ktos taki w W-wie, godny polecenia?
>
> Pozdrawiam
> Arbi
>
>
>
>


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-04-29 14:58:10

Temat: Re: problem malzenski - prosba o pomoc
Od: "Arbi" <p...@p...pl> szukaj wiadomości tego autora


"Jarek" <c...@d...pg.gda.pl> wrote in message
news:aajie2$di9$1@korweta.task.gda.pl...
> A mógłbyś powiedzieć jak to się stało, że jesteście małżeństwem? W ramach
> przestrogi oczywiście co by samemu kiedyś tak nie wpaść.
>
Ano zwyczajnie, poznalismy sie 7 lat temu, prozaicznie, wielka "love",
wspolne wypady, tak wiec czasy byly inne i inaczej wszystko wygladalo. Moje
oczekiwania nie byly zbyt wygorowane i wydawalo mi sie ze bedzie OK i raczej
nie planowalem rodziny.
Gdy pojawily sie problemy , zaczalem je ignorowac, to znaczy tak sobie to
tlumaczylem czyli oszukiwalem sie sam, ze jakiegos problemu nie ma (lub nie
bedzie) a tak naprawde istnial i sie poglebial. Po roku slub, ona byla
inicjatorka, ja sie zgodzilem bez wiekszych oporow , choc bylem zwolennikiem
zasady , ze nieformalny zwiazek jest lepszy. Minelo poltora roku i przyszla
na swiat nasza coreczka, choc nie planowalem tego tak szybko, nie czulem sie
jeszcze na to gotowy..

Nastepnie doszly sprawy ambicjonalne (chcialem studiowac - jej sie nie
chcialo, ja mialem coraz lepsza prace i co za tym idzie, oczy mi sie
otwieraly na swiat - ona zostala w miejscu gdyz urodzila dziecko i to bylo
usprawiedliwienie nierobienia nic z wyksztalceniem i soba samym) Chcialem ja
zachecic, zmotywowac ,ale nie bardzo to wychodzilo. Sytuacja sie nie
zmienila po oddaniu dziecka do zlobka i przedszkola.
Teraz wyglada to tak , jakbym ja sie dostosowywal do istniejacych warunkow,
a ona nie za bardzo... (o to tez sie klocilismy). Nie uwazam sie za medrca i
wszechwiedzacego eksperta, ale staram sie uczyc i wyciagac wnioski na
podstawie doswiadczen zyciowych a nie "dobrych rad" kolezanek, ktorych
perspektywy sa, powiedzmy, dosc ograniczone... Nie chce mi sie nawet z nia
polemizowac, gdyz taka "papka" jest duzo latwiej przyswajalna niz moje
wskazowki. Zeby to lepiej uzmyslowic posluze sie porownaniem:
mozna schudnac stosujac 2 metody:
1. chodzic na aerobik, jakas delikatna dieta etc
2. zezrec pare puszek slim-fast (lub podobnego specyfiku) , kupic
"czarodziejski" wynalazek z TV shopu, ktory w miesiac zrzuci zbedne
kilogramy za Ciebie a Ty nic nie musisz robic

wiadomo , ze metoda 1 jest trudniejsza, wymagajaca samodyscypliny i
samozaparcia, ale lepsza, zdrowsza i dajaca dlugotrwale efekty, nie mowiac o
dobrym samopoczuciu.
Ona byla zwolenniczka metody 2 :((((

pzd
Arbi


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-04-29 18:12:53

Temat: Re: problem malzenski - prosba o pomoc
Od: "Witek" <B...@i...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Arbi" <p...@p...pl> napisał w wiadomości
news:Q_az8.3485$ZE1.72601@news1.nokia.com...
>
> No i teraz to co mnie gnebi:
> - czy mozna w jakis sposob jednak sie dogadac, gdy juz prawie nic nas nie
> laczy?
Jeśli chcesz się dogadywać, to jednocześnie zakładasz, że macie coś
wspólnego, mianowicie zdolność do porozumienia. Oraz, że oboje chcecie tego
samego - porozumienia, dogadania się, rozstania.
Wszędzie można znaleźć speców od tego. Najbliższa poradnia rodzinna i
opiekuńcza na przykład powinna być tym, czego szukasz.
Powodzenia!

--
Serdeczne pozdrowienia,
Witek







› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-05-01 16:35:49

Temat: Re: problem malzenski - prosba o pomoc
Od: "Pyzol" <p...@s...ca> szukaj wiadomości tego autora

Dzien dobry,
nazywam sie Kaska i od czasu do czasu zagladam na te liste, chyba sie tutaj
jeszcze nie odzywalam.

To tak gwoli etykiety.

Arbi, mam wrazenie, ze nie wszystko tutaj o sobie napisales i bynajmniej nie
chodzi mi o sprawy "charakterologiczne" ale takie calkiem bardziej
przyziemne.

Przedstawiasz sytuacje czarno biala: ona-potwor, len, grubas etc. etc a ty
"ambitny i zaradny".

Stary, to tak nie jest. Nigdy i nigdzie tak nie jest.

Jak doszlo do separacji? Czy ty czasem sie do k o g o s nie
wyprowadziles? To twoje namietne wyliczanie wad zony robi wrazenie, jakbys
sie usprawiedliwial...

Wg tego co piszesz, nie ma w tym zwiazku niczego, czego nie daloby sie
pokonac przy pomocy jakiegos zyczliwego fachowca. Nie musi byc to wcale
psycholog z osrodka zdrowia, moze byc....ksiadz. Tak, wyobraz sobie,ze KK
tez prowadzi poradnie rodzinne ( nie jestem katoliczka, ale wszystkie
koscioly dzis takimi sprawami sie zajmuja).

I - wybacz- nie ma tu wg mnie "czy chcesz" czy nie - jesli sprowadziliscie
na swiat dziecko - macie wobec niego obowiazki. Ono TEZ chce byc s z c z
e s l i w e - pomysleliscie o tym, brnac w trzepotanie wlasnych
przedsionkow sercowych? Nie, dziecko NIE BEDZIE szczesliwe, majac
rozwiedzionych rodzicow! Wiesz, ze dziecko zawsze s i e b i e wini za
rozwod?
Powinienes pamietac....

Realnym powodem do rozbicia rodziny moga byc tylko sprawy naprawde powazne,
jak alkoholizm, przemoc, czy nielojalnosc wobec wspolmalzonka, wyrazajaca
sie tzw. puszczaniem sie na boki.

Natomiast szeroko opisywana "niezgodnosc charakterow" jest tylko i wylacznie
brakiem dojrzalosci i wyrazem skrajnego egoizmu. A z takimi "kwalifikacjami"
to zaden zwiazek sie nie uda, natomiast niezwykle rzadko rozchodzacy sie z
takiego tytulu, rzeczywiscie pozostaja w solowie, nie dreczac nowych
partnerow swoimi wrzodami emocjonalnego niedorozwoju i braku umiejetnosci
ponoszenia konsekwencji za w l a s n e wybory.

Wszystko to jeszcze fajnie, dopoki nie pojawiaja sie dzieci. A dzieci, to
zaden d o d a t e k do czyjegos "osobistego szczescia" ale f a k t.
Fakt w postaci czlowieka, ktoremu dorosly czlowiek ma obowiazek zapewnic
maksymalnei dobre warunki do wyrastania na ...innego doroslego czlowieka.
Jednym z tych warunkow jest stabilnosc emocjonalna, innym - elementarny i
p r a k t y k o w a n y system podstawowych wartosci. Guma do zucia,
klocki Lego i dzinsy, doprawdy nie maja z w/w warunkami nic wspolnego.

Ja nie jestem psychologiem, choc otarlam sie o psychologie na studiach - ale
psychologia jest w sumie nauka spekulatywna, tak wiec mojego podejscia z
punktu widzenia zdrowego rozsadku i twardej rzeczywistosci nie uwazam za
mniej uprawnione do wyartykulowania, niz np. porady fachowcow jakze czesto
oglupionych kolejnymi, co pokolenie zmieniajacymi sie"szkolami jazdy" a to
otwockiej a to falenickiej - za ktora to uwage fachowcow NIE przepraszam:
kto sie temu t r y n d o w i nie poddal, nie poczuje sie urazony).

Kaska



"Arbi" <p...@p...pl> wrote in message
news:Q_az8.3485$ZE1.72601@news1.nokia.com...
> Witam wszystkich
>
> czytam grupe od niedawna i zauwazylem pare mniej lub bardziej
zdesperowanych
> postow od ludzi majacych problemy z partnerami.
> Zakladam ,ze na grupie jest pare osob znajacych sie "na rzeczy" i wyraza
> swoje cenne opinie na temat opisany ponizej.
>
> Od 6 lat jestesmy malzenstwem, od roku jestesmy w separacji (nie
mieszkamy
> razem), bylo pare prob "powrotu" ( nieudane), mamy 4 letnia corke.
> Ogolnie rzecz biorac, nie ma pomiedzy nami porozumienia w wielu kwestiach,
> mamy inne zainteresowania, inne rzeczy nas smiesza i bawia, i najgorsze -
> nie mam y wspolnych tematow! Roznimy sie podejsciem do partnerstwa i zycia
w
> ogole, np. moja zona chce miec kontrole nad moim zyciem , kierowac mna,
> ustalac plan dnia, decydowac, zdaje sie odstrzegac tylko negatywne cechy
> mojej osobowosci. Ja uwazam , ze kazdy potrzebuje miec kawalek "wlasnego"
> swiata i dzielic sie nim z druga osoba. Irytuje mnie swoja zmiennoscia,
> podejrzliwoscia, szukaniem "dziury w calym", wrogim nastwieniem, ciezko
jej
> powiedziec "przepraszam" i te idiotyczne rady kolezanek, dla ktorych Big
> Brother to temat na polgodzinna dyspute :(.
> Ja jestem osoba dosc impulsywna, szybko sie wkurzam na jej irracjomanlne
> zachowanie i awanturka gotowa :((( Mam swoje cele w zyciu, ktore chce
> osiagnac tyle ze chyba nie z taka osoba.
> Ogolnie nie jest to zwiazek parterski, nie jest milo i fajnie, po
uczuciach
> zostalo wspomnienie, nie widze wspolnej przyszlosci.
> Nie bede opisywal 1001 sytuacji konfliktowych i problemow ktore nas dziela
> (rowniez te z alkowy :(( )- prawda lezy gdzies..... no wlasnie gdzie (ktos
> powiedzial ze zawsze po stronie zony i ... tesciowej :)) )
>
> W czym problem, ano w tym ,ze zadne z nas nie moze sie zdecydowac na
rozwod.
> gdy juz prawie, prawie mamy zlozyc wniosek, ktores mieknie i "probujemy
cos
> naprawic" , z wiadomym efektem :((((
> Dla mnie najwiekszym problemem jest corka, ktora nie bedzie miala
normalnego
> domu i rodziny (przynajmniej tak mi sie wydaje i tak to czuje), choc i
teraz
> nie jest "normalnie" Szerze mowiac boje sie tego g... i bagna jakim jest
> rozwod. Ja chcialbym zrobic to bezbolesnie i szybko - skoro i tak sie nie
> kochamy to po co sie meczyc. Moi rodzice tez sie rozeszli jak mialem 7 lat
i
> moze stad ten strach...
>
> No i teraz to co mnie gnebi:
> - czy mozna w jakis sposob jednak sie dogadac, gdy juz prawie nic nas nie
> laczy?
> - jak rozwiazywac takie konflikty
> - jak sobie poradzic z emocjami zwiazanymi z rozlaka z corka?
>
> jest to oczywiscie wierzcholek gory i decyzje musze podjac oczywiscie sam,
> ale moze warto by bylo zasiegnac rady jakiejs "madrej glowy" ??
> Czy jest ktos taki w W-wie, godny polecenia?
>
> Pozdrawiam
> Arbi
>
>
>
>


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-05-01 19:26:28

Temat: Re: problem malzenski - prosba o pomoc
Od: Artur Drzewiecki <d...@n...poczta.cierpie.onet.spamu.pl.qvx> szukaj wiadomości tego autora

Zastanów się wpierw, co was naprawdę skłoniło do małżeństwa (czytałem
twój drugi post).
Bo piszesz o miłości - "love", ale równocześnie piszesz, że nie
planowałeś małżeństwa (a żona?), że nie miałeś wymagań etc.

Czy przypadkiem nie wyglądało to tak - poznaliście się, ona była
dojrzalsza (starsza?) psychicznie i zajęła się układaniem waszego życia.
Ty byłeś wtedy bardzo dziecinny i traktowałeś ją w pewnym sensie jak
matkę, która się Tobą opiekuje (ona podejmowała decyzje co do was i
waszego życia a Ty godziłeś się - co za wygodna sytuacja,
nieprawdaż?:-)).
W międzyczasie wszedłeś w wiek dojrzewania (z opóźnieniem:-)) i "mama"
stała się mniej potrzebna.

Lepiej dorośnij do reszty i podejmij decyzję - albo próbujesz ratować
swoje małżeństwo (idziesz do poradni etc.) albo się rozwodzicie.
--
Politycznie niepoprawny Artur Drzewiecki.
Co to jest chamstwo? Obrażanie innych bez zgody Little Dorrit:-).

Jeśli chcesz wysłać mi list, usuń słowa "nie.", "cierpie.", "spamu." i ".qvx" z mego
adresu w nagłówku.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-05-04 13:10:54

Temat: Re: problem malzenski - prosba o pomoc
Od: "Little Dorrit" <z...@c...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Pyzol" <p...@s...ca> napisał w wiadomości
news:FPUz8.4437$xS2.307184@news1.calgary.shaw.ca...
> Dzien dobry,
> nazywam sie Kaska i od czasu do czasu zagladam na te liste, chyba sie
tutaj
> jeszcze nie odzywalam.
>
> To tak gwoli etykiety.


Witaj Kasiu :)
Wiele dobrego o Tobie słyszałam. A i widziałam, na grupie "polityka"
Dorrit
>
> Kaska
>
>
>
>
>


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-05-04 17:14:08

Temat: Re: problem malzenski - prosba o pomoc
Od: "Pyzol" <p...@s...ca> szukaj wiadomości tego autora


"Little Dorrit" <z...@c...pl> wrote in message
news:ab0q48$pnu$2@news.tpi.pl...
>
> Użytkownik "Pyzol" <p...@s...ca> napisał w wiadomości
> news:FPUz8.4437$xS2.307184@news1.calgary.shaw.ca...
> > Dzien dobry,
> > nazywam sie Kaska i od czasu do czasu zagladam na te liste, chyba sie
> tutaj
> > jeszcze nie odzywalam.
> >
> > To tak gwoli etykiety.
>
>
> Witaj Kasiu :)
> Wiele dobrego o Tobie słyszałam. A i widziałam, na grupie "polityka"

Hej Dorrit,

dziekije za mile slowa.
Wlasnie skasowalam dosc nieprzejednana odpowiedz na twoj post wyzej -
pomyslalam, z,e jednak troche za malo ciebie znam i moze zle rozumiem twoje
intencje.

Chodzilo, oczywiscie, o postepowanie wobec raka. Miedzy innymi dlatego
odezwalam sie publicznie,deklarujac swoje doswiadczenia, ze wydaje mi sie,
iz w Polsce ciagle podejscie do raka jest f a t a l n e ( jakby sama
choroba nie byla wystarczajco okropna!).

Co i raz to slysze,ze ktos znajomy umarl na raka, lub zostal zdiagnozowany.
Ludzie ci wpadaja w t r w a l y szok - jak zauwazam. Tak NIE MUSI byc.
Ok. roku temu na CNN pani z lodzkiego osrodka Matki - Polki (? - tak to sie
nazywa?) mowila, ze w Polsce do druga kobieta umiera na raka piersi w ciagu
roku po rozpoznaniu. To sa statystyki porazajace!!!! Wine, oczywiscie,
ponosi pozne rozpoznanie. ale takze- ten powszechny, niemal r e l i g i j
n y strach przed rakiem. Zwroc uwage, ze sama wolisz uzywac lagodniej
brzmiacego terminu "nowotwor" choc "rak" pisze sie latwiej , no i nie kazdy
nowotwor jest rakiem - a mowimy, przeciez o nowotworze zlosliwych czyli r
a k u.

Chory nie zajmuje sie takimi duperelami, wie z e ma r a k a i nie owija
go w bawelne "nowotworu". Powiem ci szczerze, ze takie eufemizmy tylko
irytuja - to nie tylko moje doswiadczenia, mam swoja "support group" i w
ogole szerokie kontakty z "rakowniczkami", jak to je sobie czule nazywam.
Przeczytalam mnostwo wspomnien ludiz z zaleczonym rakiem.

. Ja,.w kazdym razie, tego czlowieka doskonale rozumiem, dlatego myslalam,
ze rozmowa ze mna moglaby mu ulatwic pojscie na testy - na ktore m u s i
isc i juz.

Nie chodzi o wzbudzanie nadziei, ale - naprawde - powiekszony gruczol
chlonny moz e miec zupelnie inna, od rakowej, przyczyne. To jest f a k t
a nie zaglaskiwanie czyjegos strachu.
Ojciec S. najwyrazniej boi sie leczenia - nie bede sie wypowiadac, bo ja
przeszlam chemoterapie i radioterapie tanczac i podskakujac ( naprawde!!!),
wierze mu ,z e przezyl koszmar i nie pali mu sie do powtarzania go.
Niemniej - albo zdobedzie sie na to aby jak najszybciej powtorzyc go, albo
I TAK przezyje koszmar, ale juz inny i o definitywnym skutku. Wybor zalezy
od niego. Jesli to nawrot choroby - nie wywinie sie, zas poprzez odmowe
pojscia do lekarza, zadrecza teraz rodzine. I tego robic mu jest NIE
WOLNO!!!

Rodzina TEZ choruje na raka - na j e g o raka, uczestniczy w tym,
przezywa, rozpacza - i t w dodatku po cichu, na uboczu, zapomniana przez
caly swiat. Trzeba o tym pamietac. Frustracje oslabiaja system
immunologiczny - wobec bliskich mamy zakichany obowiazek oszczedzac tych
zupelnie niepotrzebnych - inne, coz - przyjda same, nieproszone. Rak ma
uwarunkowanie genetyczne, mowimy tutaj o corkach - ten ojciec m u s i
przestac myslec tylko o sobie (! tak ja to widze!). Zdziwi sie, jak bardzo
wiele sie zmieni, kiedy on sam zacznie tak oceniac sytuacje, jak j e m u
bedzie lzej.

Eee, sory za to wypracowanie, juz nie bede.
:)
Kaska


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-05-04 18:05:02

Temat: Re: problem malzenski - prosba o pomoc
Od: Artur Drzewiecki <d...@n...poczta.cierpie.onet.spamu.pl.qvx> szukaj wiadomości tego autora

>w Polsce ciagle podejscie do raka jest f a t a l n e ( jakby sama
>choroba nie byla wystarczajco okropna!).
Niestety w Polsce panuje ogromna kancerofobia.
Vide rak piersi a lajszmanioza w jednym z moich wcześniejszych postów.
BTW. Podobnie na świecie (i zarazem w Polsce) panuje ogromna aidsifobia,
podczas gdy np. WZW B (wraz z D) i C są o wiele bardziej zakaźne i
statystycznie rokują często gorzej.

[ciach śmiertelność z powodu nowotworów]
Pozowlę sobie jeszcze dodać jeden czynnik - opóźnienie z powodu
"medycyny niekonwencjonalnej". Nierzadko wcale występuje sytuacja:
- rozpoznanie nowotworu złośliwego,
- chory nie podejmuje albo przerywa leczenie onkologiczne,
- przez dłuższy czas korzysta z porad różnego rodzaju znachorów, leczy
się cudownymi roślinami etc.,
- gdy to co powyżej zawiedzie, wtedy wraca do onkologa, ale stopień
zaawansowania pozwala jedynie na leczenie paliatywne.

>Zwroc uwage, ze sama wolisz uzywac lagodniej
>brzmiacego terminu "nowotwor" choc "rak" pisze sie latwiej , no i nie kazdy
>nowotwor jest rakiem - a mowimy, przeciez o nowotworze zlosliwych czyli
>r a k u.
Nie całkiem jest tak, bo rak w ujęciu patomorfologicznym oznacza
nowotwór złośliwy wywodzący się z komórek nabłonkowych niegruczołowych,
więc np. "rak krwi" jest nieścisłe (są to białaczki, czerwienice etc.),
podobnie mamy mięsaki, glejaki etc.
Rak w potocznym znaczeniu to kalka z angielskiego.

[Ciach chorzy nowotworowi]
Oczywiście można przyjąć potoczne znaczenie, jeśli chory się godzi na
taką interpretację, ale znowu mamy czynnik osobowościowy.

>Nie chodzi o wzbudzanie nadziei, ale - naprawde - powiekszony gruczol
>chlonny moz e miec zupelnie inna, od rakowej, przyczyne. To jest f a k t
>a nie zaglaskiwanie czyjegos strachu.
Najczęstsza przyczyna powiększonych węzłów chłonnych to nie nowotwory a
stany zapalne w drenowanym obszarze - może wartoby zasugerować
delikatnie coś pacjentowi.
--
Politycznie niepoprawny Artur Drzewiecki.
Co to jest chamstwo? Obrażanie innych bez zgody Little Dorrit:-).

Jeśli chcesz wysłać mi list, usuń słowa "nie.", "cierpie.", "spamu." i ".qvx" z mego
adresu w nagłówku.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2 ... 5


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Wzmianka o eurystyce
CyberS@ngha - nowy magazyn
[P2] brak umiejetnosci budowania zwiazkow...
Pytanie o McDonalds
[P1] - nauka

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

samotworzenie umysłu
Re: Zachód sparaliżowany
Irracjonalność
Jak z tym ubogacaniem?
Trzy łyki eko-logiki ?????

zobacz wszyskie »