Data: 2000-11-10 09:00:34
Temat: Re: psycha
Od: b...@p...onet.pl (boreckixxx)
Pokaż wszystkie nagłówki
Cześć Hory, 2000-11-08, 18:32, piszesz:
> Czy nie dreczyly Was w tym podlym zyciu mysli samobojcze, czy nie uwazacie
> ze zamiast z dnia na dzien stawac sie coraz wiekszym fenolem: coraz wiecej
> pic, brac dziwne tabletki w ilosci grozacej utracie zycia... nie lepiej
> bedzie poprostu strzelic sobie w leb... wtedy przynajmniej rodzina pomysli
> sobie ze umarl bo mial problemy, z ktorymi nie mogl sobie poradzic, mogl cos
> w zyciu osiagnac... a nie jako alkoholik, narkoman, czy zwykly (przepraszam
> za wyrazenie) pierdolony len, dla ktorego smierc byla po prostu ucieczka od
> pracowania nad soba, swoim charakterem....
> Qrde jestem podpity i mam dosc tego podlego zycia....
Jakbyś czytał w moich myślach. Boje się tylko, że w moje ślady może
pójść jeszcze kilka osób z rodziny. Myślałem jak tego uniknąć i
wymyśliłem, że można by to zrobić tak żeby ciało nie zostało
znalezione. Może jednak lepiej nie pozostawiać rodziny w niepewności,
to może być jeszcze gorsze od jawnego samobójstwa.
Od razu uspokajam nadwrażliwych, jestem cholernym tchórzem i
prawdopodobnie nigdy nie uzbieram tyle energii, żeby samodzielnie
założyć sobie pętlę na szyję i popchnąć taboret. Prawdopodobnie
skończę w jakimś śmietniku dworcowym. Widujecie czasami tych ludzi? Ja
często przyglądam się im i myślę, że zmierzam prosto w ich stronę.
Najgorsze jest to, że muszę patrzeć na swój upadek i nie mogę a raczej
nie jestem w stanie nic zrobić. Co jakiś czas ktoś wyciąga do mnie
rękę, a ja ją odtrącam, cały czas mając świadomość tego, że to może
już ostatnia szansa.
A zaczynało się tak niewinnie:
- poczucie winy za zepsucie zabawki czy zegarka,
- opór przed kontaktami z innymi dziećmi w piaskownicy,
- unikanie zabaw, dyskotek itd. itp., lęk przed tańcem,
- zawód "miłosny" w podstawówce,
- ograniczanie kontaktu z rówieśnikami,
- porzucenie Kościoła,
- oderwanie od dalszej rodziny,
- cztery ściany,
- komputer,
- pustka
A dalej będzie tak:
- po skończeniu studiów nie pójdę do pracy bo mi się nie chce,
- nie będzie komu spłacić kredytu studenckiego, więc będę w domu
dopóki rodzice mnie nie wyrzucą,
- jeśli mnie nie wyrzucą to będę u nich mieszkał, aż do ich śmierci,
- jeśli rodzeństwo się mną zaopiekuje będę mieszkał u rodzeństwa,
- któregoś dnia przenocuję w hotelu bo w domu rodzeństwa będą
goście,
- tak zostanie aż skończą się pieniądze,
- wyląduję na dworcu,
- będę pił "dyktę" aż zdechnę na zapalenie płuc,
- pochowają mnie za państwowe pieniądze w rogu cmentarza,
- za pięć lat na tym miejscu będzie już grób innego człowieka,
- całą wieczność będę się męczył w piekle,
Czy nie lepiej walnąć sobie w łeb? Finał ten sam a jaka ulga dla
mnie i rodziny, ale jak już mówiłem żeby to zrobić to trzeba mieć
jaja. Nie mówiąc w ogóle o normalnym życiu bo wtedy to trzeba mieć
jaja jak struś.
Podziwiam tych ludzi, którzy potrafią kierować swoim życiem bo ja
zawsze byłem jak dryfujący statek bez żagli, płynąłem z prądem bez
żadnej kontroli, sztormy połamały stery i maszty i już nigdy nie
wyruszę w żaden rejs, będę dryfował jak statek widmo i do końca
świata nie zaznam miłości i spokoju.
Nie pomogłem Ci wiele ale nie chciałem pisać podobnych tekstów jak:
"Nie przejmuj się stary wszystko będzie dobrze, jutro idź do
psychoterapeuty, kup dwa poradniki, uwierz w siebie, itp"
Pozdrawiam!
--
boreckixxx
--
Archiwum grupy dyskusyjnej pl.sci.psychologia
http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia
|