Data: 2007-10-26 07:40:42
Temat: Re: wesele i akcje z teściami problem obyczajowy
Od: Hanka Skwarczyńska <hanka@[asiowykrzyknik]truecolors.pyly>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Aleksander" <p...@t...pl> napisał w wiadomości
news:ffs3t5$oe3$1@nemesis.news.tpi.pl...
> [...] Jest para młodych i ich rodzice. Teść na wesele
> przychodzi z kamerą, wyciąga i kameruje.[...]
>
> jeżeli ktoś ma jeszcze jakies wsoje uwagi , opinie do sytuacji,
> to bardzo proszę.
To mogę ja, mogę? :) No więc ja osobiście nie lubię, jak mi kto robi
zdjęcia, a filmowania nie lubię jeszcze bardziej. I jestem w stanie
zrozumieć, że ktoś chce się swobodnie bawić, a nie stresować się, że się
wykrzywi albo potknie i potem przez wieki będzie to odtwarzane wszem i
wobec, w dodatku bez żadnego wpływu zainteresowanych na to, komu, kiedy i
jak. Kamera jest bezlitosna i widoki w naturze zupełnie neutralne potrafi
uwydatnić i skarykaturować w sposób zupełnie obrzydliwy (popatrzcie sobie,
jak Wasza ulubiona aktorka coś mówi, najlepiej kawałek tekstu wymagający
dużego zaangażowania emocjonalnego i wyrazistej mimiki. A teraz przejrzyjcie
tę scenę klatka po klatce. Aha!). Wynajętemu profesjonaliście można _kazać_
wyciąć sceny, które uważamy za zbyteczne, zresztą sam z siebie pewnie nie
będzie się upierał przy filmowaniu z każdej strony, jak się ciocia Jadzia
wykopyrtnęła i jej halki na wierzch wyszły. Rodzinie można... no, w
niektórych przypadkach to guzik można.
Oczywiście prośbę o niefilmowanie należy przekazać w formie uprzejmej i nie
krępującej niedoszłego filmowca. Niestety smutne doświadczenie uczy, że
filmowcy takie prośby równo olewają i nieprzyjemnie robi się dopiero z ich
własnej winy, kiedy upierają się i zmuszają proszącego do eskalacji.
Pozdrawiam
H. (niezdolna pojąć, co jest takiego fajnego w czterogodzinnych tasiemcach
dokumentujących każdego zjedzonego kotleta i każde wyłażące spod sukienki
ramiączko)
--
Hanka Skwarczyńska
i kotek Behemotek
KOTY. KOTY SĄ MIŁE.
http://www.truecolors.pl
|