Data: 2002-12-02 17:17:01
Temat: Re: większość vs mniejszość
Od: "Slawek [am-pm]" <sl_d[SPAM_JEST_BE]@gazeta.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Amnesiac" napisał:
> Już precyzuję. Nie ma istotnie problemu z rozdzieleniem świata
> doczesnego od "poza-świata" - ale tylko dla osoby religijnie
> obojętnej. Człowiek religijny będzie miał z tym problem, gdyż będzie
> miał skłonność do "wpisywania" swojego boga w doczesny kontekst, jeśli
> można tak powiedzieć. [...........]
> [................] Mówiąc jeszcze inaczej, zastanawiam się czy jest możliwe
> całkowite oddzielenie tych porządków przez osobę religijną bez
> popadnięcia w coś w rodzaju schizofrenii.
Spróbowałbym "wyleczyć" tą schizofrenię. Proszę o konkretne objawy
tej schizofrenii w przypadku katolika (o tej religii mogę podyskutować).
Na początek chciałbym odnieść się do rozdźwięku między
ewolucjonistami a kreacjonistami.
Proponuję podpierać się w rozważaniach bardzo nośną analogią -
- zapuszczania na komputerach programu do symulowania ewolucji.
Od lat znane są takie zabawy, na ekranach komputerów ożywa
"mikrokosmos" z "żyjątkami" - jakimiś tworami rozmnażającymi
się i żyjącymi według określonych reguł. Programista ze swoim
komputerem jest dla tego mikrokosmosu Bogiem - kreuje świat,
modyfikuje go, może być sprawcą jego końca.
Jeśli po uruchomieniu programu twórca nie ingeruje w efekt jego
działania, można powiedzieć, że sprawy się toczą "naturalnym
porządkiem". Jednak raz na jakiś czas zdarza się zastój. W mikro-
kosmosie nic się nie dzieje. Żyjątka wyginęły albo nie pojawia
się żadna nowa jakość. Co w takim razie można zrobić? Ano
spowodować koniec świata (zacząć zabawę od początku, być
może z innymi regułami) albo zaingerować w zastaną sytuację,
dokładając na przykład trochę "żywności" w określonym miejscu
albo modyfikując nieco zasady funkcjonowania mikrokosmosu.
Z wnętrza tego mikrokosmosu wygląda to na cud, boską ingerencję.
Oto naturalny porządek świata uległ zakłóceniu, pojawiło się
niezwykłe, niewytłumaczalne dotychczas działającymi prawami
zjawisko.
Powiem, co dla mnie byłoby najciekawsze, gdybym to ja bawił
się w tego typu programy. Moją ambicją byłoby skonstruowanie
takiego świata, który bez popychania raz na jakiś czas, bez
prowizorki i łatania już funkcjonującego mechanizmu funkcjonowałby
pięknie i ładnie, generując wciąż nową jakość, komplikując
samoczynnie nowo kreowane byty. A największą frajdę miałbym,
gdyby po jakimś czasie powstały w tym mikrokosmosie istoty
przynajmniej w jednym aspekcie do mnie podobne - istoty
rozumne!
Przejdźmy teraz do "prawdziwego" Wszechświata i problemu
kreacjonizmu. Według mnie wystarczy przyjąć założenie, że Bóg
w momencie kreowania świata w tym jednym mitycznym momencie
Wielkiego Wybuchu zawarł w naturze prawa przyrody, które
w nieunikniony sposób doprowadziły w końcu do powstania
istot inteligentnych. To znaczy Człowiek został stworzony nie
6000 lat temu, jak twierdzą naiwnie różne religie, tylko 15 miliardów
lat temu, z tym że proces jego powstawania jest rozciągnięty
praktycznie na cały ten czas.
Tego rodzaju koncepcje nie są obce nawet wśród co światlejszych
przedstawicieli kościoła w Polsce. Biskup Gocłowski powiedział
swego czasu: "Człowiek wyłonił się z przyrody". Nie jestem pewien,
czy miał na myśli dokładnie to samo co ja - po cichu liczę, że tak.
Nie twierdzę, że Bóg musiał działać tak, jak ten ambitny programista,
ale mam nieodparte wrażenie, że konieczność osobistej, boskiej
ingerencji w określonym momencie rozwoju Wszechświata - na
przykład w momencie powstania życia na Ziemi ponad trzy miliardy
lat temu albo kilkaset czy kilkadziesiąt tysięcy lat temu w przypadku
wykreowania gatunku człowieka - fatalnie świadczyłaby o umiejętnoś-
ciach Boga oraz o jakości jego dzieła. Konieczność ingerencji co
jakiś czas nieodparcie kojarzy mi się z psuciem się samochodu
i koniecznością wykonywania w nim napraw. Do dupy z takim
samochodem ;-)
Uprzejmie proszę o jakiś komentarz lub dalsze objawy schizofrenii ;-)
Po-zdrówko.
--
Sławek
--
Serwis Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|