| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2002-09-26 17:24:13
Temat: Re: Stres szkolny
"Duch" <a...@p...com> wrote in message news:amv4h2$gvr$1@news2.tpi.pl...
> Wspieranie wrazliwosci dziecka to jedno,
> a utrzymanie klasy w porzadku i realizowanie programu
> to drugie, a tego nie zawsze sie da pogodzic.
Da. Jesli ktos tego nie umie, to niech zmieni zawod.
> Tak bylo z matura, tak sie uczniowie sie tak stresowali
> ze byl pomysl zlikwidowania matury,
Mowilismy o 6 letnim dziecku, a nie o maturzystach.
> nie wiem czy najlepszy - stres jest elementem szkoly +
> nauka jak sobie z nim radzic.
Sa granice zdrowego stressu, jesli dziecko juz "boli brzuch" przed pojsciem
do szkoly, to dzieje sie cos bardzo niedobrego. To juz opisana w kazdym
fachowym podreczniku, klasyka ciezkiego stressu. Dziecko, ktore w ten sposob
poznaje szkole, uczyc sie nie bedzie chcialo, bo bedzie z nia mialo na cale
zycie jak najgorsze skojarzenia.
>Gorzej gdy dziecko sobie nie radzi.
W czym? Czy kazdy musi zostac fizykiem atomowym?
Kaska
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2002-09-26 17:25:36
Temat: Re: Stres szkolnyUżytkownik "Pyzol"
> To dziecko ma szesc lat i jesli odbierzemy mu przyjemnosc reagowania na
> to,ze pada snieg to odbierzemy mu dusze ( bo juz nie powiem czym sie
skonczy
> brak dostepu do chusteczke do nosa, juz sobie wyobrazam reakcje tej pani,
> gdyby wysmarkal sie na lawke).
Kasiu nikt nie odbierze grupie dzieci zdolności reagowania, reakcje dzieci
są
natychmiastowe, spontaniczne i nieprzewidywalne np. pada ten przykładowy
śnieg to prawie wszystkie pędzą do okien pod warunkiem, że śnieg jest
ciekawym zjawiskiem, bo dawno go nie było a i przyjemność rzucania
śnieżkami zwiastuje (jakoś takoś katechetycznie)
BTW znam sytuacje, gdzie dziecko podchodzi do nauczyciela i pyta-
czy mogę wyjść wysmarkać nos a to już jak z wyjściem do toalety,
czy o tym zapomniano?
Ciekawa jestem kto bardziej przeżywa szkolną rzeczywistość
zerówkowicz czy jego rodzic. Proces adaptacyjny jest trudny.
Pozdrawiam
Masoneczka
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-09-26 17:30:30
Temat: Re: Stres szkolnyKis Smis napisał:
[...]
> Osobiście byłem przeciwny przenoszeniu go do zerówki w szkole, ale podobno to
> dobra szkoła i zostałem przegłosowany przez żonę i jej koleżanki. Powiedzieli
> że jak się nie da dziecka do zerówki to nie przyjmą go do szkoły. Nie jest
> łatwo zabrac go z tej szkoły, bo jest dośc blisko, a żona nie ma prawa jazdy
> i byłby problem z zabieraniem. Poza tym kto mi da gwarancje że gdzie indziej
> będzie lepiej. A przede wszystkim takie zabieranie to dodatkowy stres dla
> dziecka. Szlag by to trafił. Macie jakieś dobre pomysły?
Pomysłów nie mam, ale na komentarz sobie pozwolę - to co się dzieje w
niektórych szkołach jest bardzo nieprzyjemne - najgorsze, że tracą na
tym dzieci. Szkoła powinna nie tylko uczyć setek pojęć, ale także w
pewien sposób wychowywać dziecko. Przecież spędza w niej ono kilka
godzin dziennie! Tak więc nauczyciele powinni tępić dowania złego
przykładu przez niektórych uczniów i sami dawać dobry przykład -
uczciwością, cierpliwością i ogólną postawą. Nauczyciel (szczególnie w
podstawówce) ma funkcję prawie tak odpowiedzialną, jak rodzic - duża
część wychowania dziecka zależy właśnie od niego. Niestety często zdarza
się, że szkoła zabija w dziecku jego pasje, zainteresowania. Także z
lekcjami religii jest podobnie - zwykle są one absurdalne i pokazują
wiarę i kościół z najgorszej możliwej szkoły. Sam pamietam, że lekcje
religii w pierwszych trzech klasach podstawówki były dla mnie koszmarem.
Taką miałem nauczycielkę. Później, od czwartej do ósmej klasy, miałem
bardzo miłego katechetę, którego dobrze wspominam. W liceum, całkiem
niezłym zresztą, powrócił absurd lekcji religii - lekcje z zakonnicą,
moim zdaniem głupią i ograniczoną. W dodatku ciągłe kłopoty wynikające
ze znacznej \"niepoprawności\" moich poglądów oraz zachowania... W swojej
uczniowskiej \"karierze\" miałem kilku, moim zdaniem, złych nauczycieli -
szybko jednak zrozimiałem, że ani ja, ani nawet rodzice nie mogą nic na
to poradzić... Trzeba było przetrwać. Oczywiście byli też tacy, których
lubiłem - szczególnie jedna nauczycielka w liceum zawsze będę wspominał,
jako wzór pedagoga - doskonałe podejście do ucznia i nie ograniczanie
się jedynie do przekazywania wiedzy, ale również wychowywanie. Dobrze by
było, gdyby takich nauczycieli była większość... Niestety jest, jak
jest i nic nie poradzimy...
Zdecydowanie jednak odradzam wszelkie \"szkoły katolickie\". Chwalą się
wysokim poziomem, dbałością o ucznia, etc. Po tym co słyszałem i
widziałem w takich szkołach muszę jednak powiedzieć, że nigdy bym
swojemu dziecku \"tego\" nie zrobił... W mieście, w którym mieszkam, są
płatne \"szkoły katolickie\". To co się w nich dzieje to wielki absurd.
Rodzice płacą za \"przechowanie\" dzieci w takich szkołach i niczym więcej
się nie interesują. A dzieci nie są ani wychowywane, ani prawidłowo
uczone.
Jedno, co mogę Ci poradzić - słuchaj dziecka uważnie i konfrontuj to, co
mówi ze swoimi wspomnieniami szkolnymi. A jeśli uznasz, że w szkole
dzieje się coś \"nie tak\" - pamiętaj, że to Ty i Twoje dziecko jesteście
\"klientami\"! Porazmawiaj z nauczycielem, wychowawcą, dyrektorem. Jak nie
pomoże - zwróć się do kuratorium. Po to jest. Pamiętaj cały czas, po co
jest szkoła, i zdaj sobie sprawę, jaki wpływ na Twoje dziecko ma zła
szkoła...
--
John Dreamer
...riding through the dark...
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-09-26 18:13:53
Temat: Re: Stres szkolny
"Masoneczka"
>Proces adaptacyjny jest trudny.
So?
Czy jest jakis istotny powod , aby dodatkowo go utrudniac narazac dziecko na
kontakt z mentalnoscia obozu wojskowego? Tak, wlasnie dlatego,ze proces
adaptacji jest trudny, rodzic e maja obowiazek uwaznie go sledzic i nie
lekcewazyc wszelkich objawow, ktore swiadcza o potencjalnym wiekszym - a do
unikniecia! - problemie psychologicznym.
W stan podzwyzszonego cisnienia wprowadzila nie informacja,ze dziecko juz
rano "boli brzuch". Zapewne nawiasy te nie sa potrzebne, dziecko i pewnie
ten brzuch rzeczywiscie boli , i nie bardzo umie nazwac inaczej swego stanu,
a pytanie "Czy boli cie brzuszek?" kojarzy mu sie z troska i zrozumieniem.
Poniewaz obawiam sie,ze pani katechetki nie da sie zmienic ( chodzi mi o jej
charakter), trzeba wiec zmienic szkole.
Naobserwowalam ja sie troche polskich nerwic szkolnych. Wyrastaja z nich
wiecznie niezadowoleni, Bog wie co wymagajacy od siebie (i innych),
agresywni badz apatyczni ludzie.
To jest b. powazny problem i adresowanie go za pomoca porownywania z
przekretem w druga strone ( czyli tzw. "bezstressowym wychowaniem") niewiele
tu pomoze - tych, ktorzy sa gotowi prowadzic rozmowe z tego pulapu
uprzedzam, ze nie sadze, aby byla na temat i jej nie bede podejmowac. (
oczywiscie, to nie jest osobista uwaga do ciebie, Aniu!).
Jesli rodzice sie nie zdecyduja na odebranie dziecka z tej szkoly, to albo
sa gotowi na nader dokladne obserwowanie co sie tam dzieje, albo niech beda
gotowi na to,ze problemy syna beda sie tylko poglebiac. Oczywiscie, moze
nauczyc sie je ukrywac ( dzieci intuicyjnie wiedza jak zachowywac sie aby
"mama nie byla smutna"), trzeba wiec uzbroic sie w lupe do tego
obserwowania.
Nie wiem tylko, czy jest sens - placic za szkole i bawic sie w jej
supervisora. Wybor, oczywiscie, nalezy do rodzicow. Nie bez sensu bylaby
konsultacja z psychologiem dzieciecym, - dzis, juz teraz, i zachowanie z nim
w miare regularnego kontaktu.
Kaska
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-09-26 21:39:09
Temat: Re: Stres szkolny"Duch" <a...@p...com> writes:
> Zaczelem przypominac sobie stare czasy :-))
>
> Pierwsze co mi sie rzuca to posylanie dziecka do katolickiej szkoly,
> po czym narzekanie na wychowawcze bzdury, terror :-)
> To my - jak o narod - mamy we krwi.
> Jesli szkola zla - wypisz chopka i daj do lepszej.
>
> Co krytykujesz:
> Rozsadzila syna bo przeszkadzal na lekcji - normalka!
> Wstawac w czasie lekcji i przechadzac po klasie bez pytania nigdy nie wolno
> bylo!!
> I to ma byc problem?
ja sie tutaj zgadzam z Pyzolem. jesli takie mtody sie stosuje W
ZEROWCE to ta osoba, wychowawca, nie nadaje sie do swojej pracy.
to jest ZEROWKA.
pamietam moja wlasna zerowke jak dzis.
do przedszkola nie chodzilam, poszlam od razu do zerowki. wychowywali
mnie dziadkowie, i to wlasnie dziadek mnie przyprowadzal i
odprowadzal.
w klasie po pierwsze nie mielismy lawek. nie bylo ordnungu.
byla swietlica, dzieci mogly sobie swobodnie lazic i sie bawic.
uczenie sie bylo realizowane przez zabawe i mimo tych dwudziestuparu
dzieciakow wychowawczyni jakos sobie spokojnie z nami radzila bez
wojskowej dyscypliny i stawiania do kata.
na poczatku zerowki mialam opory, jak tylko widzialam dziadka przez
okno (parter) ze sie zbliza, to bez slowa obracalam sie na piecie i
wybiegalam z klasy.
a wychowawczyni co? matka z nia rozmawiala na ten temat, i powiedziala
wychowawczyni
jej tak: niech sie pani nie przejmuje. po jakims czasie jej
przejdzie, sama bedzie nie chciala stad wychodzic, a jak ja zaczniemy
zmuszac, to sobie obrzydzi szkole do konca zycia.
no i miala wychowawczyni racje.
> Co u nas bylo w szkole - bili linijka, tak samo bylem przerazony w 1 klasie,
> tez mnie przesadzali, wystawiali za drzwi itp.
> Najlepsze ze chyba nie wiesz ze sa gorsze rzeczy:
> np. po lekacja czasami bili mnie, niektorzy klej wdychali,
> kradli itp.
> Raz nauczyciel tak walnal komus w lep ze gowa jak pilka, bec o kant stolu
> i krew poleciala.
pieknie, no pieknie, az slow braknie.
i co, dajesz ta swoja szkole za przyklad? bo ty jakos "wyrosles na
ludzi"?
a jak skonczyla reszta uczniow tej szkoly?
> > Osobiście byłem przeciwny przenoszeniu go do zerówki w szkole, ale podobno
> to
> > dobra szkoła i zostałem przegłosowany przez żonę i jej koleżanki.
>
> ... teraz widzisz ze zla, wiec wystarczy wypisac dziecko, kropka :-)
> Nie umiesz tego zrobic???
tu sie zgadzam. przeniesc dziecko do innej.
porozmawiac z zona i ja przekonac.
co z tego, ze nie ma prawa jazdy - autobusy w polsce tez istnieja.
--
Nina Mazur Miller
n...@p...ninka.net
http://pierdol.ninka.net/~ninka/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-09-27 06:54:30
Temat: Re: Stres szkolnyUżytkownik "Pyzol" <p...@s...ca> napisał w wiadomości
news:B7Ik9.400953$v53.18519126@news3.calgary.shaw.ca
...
> Poniewaz obawiam sie,ze pani katechetki nie da sie zmienic ( chodzi mi o jej
> charakter), trzeba wiec zmienic szkole.
Tylko jest pewne niebezpieczeństwo, ze dziecko trafi do jeszcze gorszej szkoły...
Wiem, że w szkołach dzieją się różne okropne rzeczy, nauczyciele bywają
też różni.... A jeszcze dochodzi agresja - dzieci wobec dzieci. I uzależnienia.
Dlatego tak pochopnie nie odbierałabym dziecka
ze szkoły, ponieważ uważam, że w prywatnej szkole siła nacisku rodziców może być
większa. I być może akurat w tej szkole nie ma przemocy (ale oczywiście tego nie
wiem).
A były przecież jakieś powody, że na podstwaie opinii wielu osób została wybrana
właśnie ta szkoła.
Wydaje mi się więc, że jeśli dzieje się tam coś złego, to należy to zmieniać, a nie
uciekać.
Zmieniać w państwowej szkole jest o wiele trudniej...
pozdrawiam
joa
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-09-27 08:15:16
Temat: Re: Stres szkolny> to jest ZEROWKA.
Racja, mi sie wbilo, ze to 1 klasa, racja, zerowka jest wlasnie po to zeby
"wprowadzic" dzieciaka.
> pieknie, no pieknie, az slow braknie.
> i co, dajesz ta swoja szkole za przyklad? bo ty jakos "wyrosles na
> ludzi"?
> a jak skonczyla reszta uczniow tej szkoly?
Tzn. chodzi mi o to, zeby Kis wyczulil sie na prawdziwe problemy,
ten problem co on przedstawil to cel szkoly - nigdy (podstawowoka, liceum)
na lekcji ine wolno bylo przechadac sie po klasie i gadac na lekcjach,
a przesadzenie od kolegi gdy sie gadalo standard - nie przypominam sobie
zeby mi to akurat bardzo przeszkadzalo - byly gorsze rzeczy, to na nie
sie trzeba uczulic.
> tu sie zgadzam. przeniesc dziecko do innej.
> porozmawiac z zona i ja przekonac.
>
> co z tego, ze nie ma prawa jazdy - autobusy w polsce tez istnieja.
Dokladnie.
Pozdrufka, Duch
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-09-27 08:22:14
Temat: Re: Stres szkolny> Sa granice zdrowego stressu, jesli dziecko juz "boli brzuch" przed
pojsciem
> do szkoly, to dzieje sie cos bardzo niedobrego.
Zgoda, ale to co sie w tej szkole dzieje - co pisze Kis -
nie widze w tym wielkigo terroru, chyba ze (wlasnie, ajtne),
ten stres jest narzucany dzieciakowi "bez zewnetrznych oznak",
czyli generalnie "klimat" jest stresujacy.
Trzeba wiec zabrac dzieciaka z zerowki, kropka.
Zauwaz tez ze jest sa sytuacje, w tej samej klasie,
ze 90% dzieci *jest* wesola, a 10% - zestresowana,
bo to zalezy tez od indywidualnych cech.
Kis moglby popytac innych rodzicow jak ich dzieci to odbieraja,
jak inne dzieciaki, przeca to proste.
Pozdrawiam, Duch
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-09-27 09:31:23
Temat: Re: Stres szkolnyDuch <a...@p...com> napisał(a):
> Zgoda, ale to co sie w tej szkole dzieje - co pisze Kis -
> nie widze w tym wielkigo terroru, chyba ze (wlasnie, ajtne),
> ten stres jest narzucany dzieciakowi "bez zewnetrznych oznak",
> czyli generalnie "klimat" jest stresujacy.
> Trzeba wiec zabrac dzieciaka z zerowki, kropka.
> Zauwaz tez ze jest sa sytuacje, w tej samej klasie,
> ze 90% dzieci *jest* wesola, a 10% - zestresowana,
> bo to zalezy tez od indywidualnych cech.
> Kis moglby popytac innych rodzicow jak ich dzieci to odbieraja,
> jak inne dzieciaki, przeca to proste.
Nie wiem czemu się ciągle wypowiadasz na ten temat, w dodatku z reguły
całkowicie nie trafnie. Kiedy pisałem ten post zastanawiałem się nad
dopiskiem że nie interesują mnie w tej sprawie poglądy nastolatków a tylko
dorosłych, którzy maja jakieś doświadczenia albo chociaż potrafią sobie
wyobrazić na czym polega bycie rodziecem.
Zrozum że zupełnie czym innym jest patrzenie na problem z punktu widzenia
odpowiedzialność za własne dziecko a czym innym poglądy ucznia, który musi w
szkole przetrwać.
Banalny dla ciebie problem chusteczki budzi mój głęboki sprzeciw. Te dzieci
dopiero uczą się zasad i wychowawczyni zachowała się jak idiotka stawiając
dziecko do kąta i nie informując go dlaczego. Przede wszystkim powinna była
zapytać dlaczego wstaje i wyjasnić że w takich sytuacjach nalezy zapytac
panią.
Jeśli chodzi o rozsadzanie z kolegą to była to pierwsza lekcja. Uważam że nie
wolno karać jeśli się nie powie co jest zabronione i jakie są za to kary.
Poza tym pani katechetka krzyczy na dzieci. Rozważamy wariant zmian ultimatum
dla dyrekcji albo coś zrobia z ta katechetka albo syn nie będzie chodził na
religie.
Co do zabawy własnymi zabawkami to uzyskałem dodatkowe informacje. Pani
zabrania zabawy swoimi samochodzikami w klasie. Mój syn sie tym nie przejmuje
i się bawi swoimi bo pani siedzi przy biurku i tego nie widzi. Uważam że syn
ma absolutnie racje. Tylko niewolnicy przestrzegaja zakazów których jedynym
uzasadnieniem jest widzimisie zakazującego.
Co do konieczności uginania dzieci to jasne jest że szkoła jako instytucja ma
swoje interesy i te interesy nie do końca są zgodne z interesami klientów tej
instytucji. Dzieciom nie jest potrzebne ugięcie. Byc może jest taka potrzeba
społeczna, żeby w społeczenstwie była spora ilośc ugiętych. Jest też potrzeba
nauczycieli którzy chcą żeby im było wygodnie.
Mój pomysł na wychowanie dziecka sprowadza się do tego żeby dziecka nie
popsuć. Nie uważam ze sensowne i możliwe zeby dziecko ukształtować na kogoś
konkretnego. Ważniejsze zeby dziecku pozwolić się rozwijac.
Nie chcew wiec żeby ktoś realizował kontrprojekt wychowawczy pt uginanie
dziecka.
Co do zabrania dziecka, to zwracano tutaj uwage na konsekwencje takiej
nerwowej reakciji. Uważam że to uciekanie to zły przekaz dla dziecka i
dlatego najpierw chce się jeszcze poprzyglądać szkole i reakcjom syna.
Kiedy rozmawiamy z synem o plusach i minusach szkoły to minusy nie są takie
straszne. Jako pierwszy minus syn podaje że robia za mało rzeczy z papieru.
Plusy nie przychodzą mu do głowy. No i Oczywiście rozmawiamy z innymi
rodzicami, ale wydaje mi się w ich rekacjach jest duzy wkład własny, stąd nie
mam do nich pełnego zaufania. Najchętniej to bym został na zajęciach żeby to
zobaczyc na własne oczy, ale nie ma takiej opcji poza tym kłania się zasada
nieoznaczoności. Oczywiście przy widzu panie zachowywałyby się inaczej.
Pyzol słusznie zwróciła uwagę, że dziecko może być oględne w przekazywaniu
złych informacji, żeby mamie nie było przykro. Z drugiej strony minusy jakie
podaje moga wynikac z tego iż dostrzega nastawienie rodziców na negatywne
informacje. Reasumując, jest to typowa sytacja konieczności podjęcia decyzji
gdy nie ma się pełnych i wiarygodnych informacji. W dodatku konsekwencje tych
decyzji ponoszą najbliżsi.
Dziś syn został w domu, ze względu na bóle brzucha
Nie wykluczam że ma to przyczyny poza stresowe wiec zrobimy badania.
Pozwolicie że nie będe was informował jak się okaże że to jakieś robaki.
kis
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-09-27 09:47:48
Temat: Re: Stres szkolnyNEVERMORE <a...@p...onet.pl> napisał(a):
> Przypomniał mi się śliczny wierszyk księdza J. Twardowskiego
> "o maluchach"
>
> Tylko maluchom nie nudziło się w czasie kazania
> stale mieli coś do roboty
Dzięki za wierszyk. Rozumiem go tak, że dzieci znajdują instyktowne sposoby
radzenia sobie z głupotą rzeczywistości taka jak wysyłanie ich na
niezrozumiałe dla nich kazania. Problem zaczyna się wtedy, kiedy pewne
reakcje są zabronione (np.posmiewywanie się z kolegą z tego co mówi
katechetka). Wtedy trzeba wymyslic inne reakcje, reakcje drugiego sortu.
kis
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |