| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2006-03-13 23:56:43
Temat: Vonbraun - prośba o opinięeTaTa <e...@p...onet.pl> napisał(a):
news:dup7fn$4q5$1@news.onet.pl
Tytułem wstępu, przepraszam VB za głośne nawoływanie.
[...]
> Z opinii biegłych wynika, że dysponuje zdrowym 1,5ra roczniakiem
> w ciele 19to latka.
> Mój pięcioletni pies, to przy nim mistrz spostrzegawczości,
> asertywności, etc.
> Jednak pomimo 17to-krotnie zwolnionego tempa rozwoju,
> następuje on w sposób ciągły. Czasowo wydaje się dla nas zbyt wolny,
> ale istnieje. W wieku 300 lat może skończyłby studia.
> Niestety, dostarczone wyniki badań którymi już dawno nikt się nie
> zajmuje, nie wnoszą nic. Jeden rezonans w ciągu 19 lat!
> Zdiagnozowano zespół .... tego na W... wypadło mi z głowy :-)))
> Pytanie pierwsze. Czy jeśli nie rozwija się mózg, rozwój oznacza:
> a) zagęszczenie się struktury,
> b) pełniejsze wykorzystanie istniejącej (oznaczałoby to zastopowanie
> rozwoju w pewnym momencie)
>
> Drugie pytanie. Jeśli się rozwija tylko wolno, w tym samym tempie,
> to czy nie da się go przyspieszyć?
>
> To, jak to zrobić, to wiem. Bez nanorobotów :-))))
Nie bardzo rozumiem. Co dokładnie wiesz ?
> Nie mam pomysłu na zasugerowanie badań.
> Bo, albo duże koszty, albo trzeba mieć już gotową koncepcję.
>
Tu myślę potrzeba speca. Ciekawe KOGO mam na myśli ?
> Nie spieszy się. 19 lat bez efektów, to rok w tą, czy w tamtą...
>
> No i..., najważniejsze.
> Dzieciak jest przemiły, grzeczny, potrafi sam się sobą zająć.
> Niema skłonności do agresji, nerwowości, etc.
>
> Po prostu szczęśliwe dziecko.
>
> Wyłazi więc element etyczno - moralny.
>
> Po cholerę coś zmieniać? Jest ok. Wszyscy się przyzwyczaili.
> Ciekawe tylko co będzie jeśli samoświadomość po kolejnych latach
> podskoczy mu do trzy/cztero letniego dziecka?
>
> Tak mi się wydaje, że ten spokój otoczenia jest ułudą. Którą w ramach
> spokojnej egzystencji wszyscy wokół pieszczą.
Tu wydaje mi się masz największe pole działania Ett. Raczej nie tam,
gdzie wydaje Ci się, że wiesz jak. (IMO)
[...]
> Najgorsze błędy jakie można popełnić?
> Dać nadzieję rodzinnie - bez efektu końcowego.
To jeszcze nie taki duży błąd, jeśli z rodziną będziesz uczciwy to powinni
być świadomi że tu raczej brak 'gwarancji' i potężna charówka.
> Rozbudzić w nim świadomość, że coś z nim jest nie tak, a następnie
> nie uzyskać dalszych postępów.
'Nie uzyskać' ?
Co byś chciał 'uzyskać' i czy czazsami już na TWOJE z 'tego' dochody nie za
późno ?
>
> No i takie tam.... na dwoje babka wróżyła :-)))
>
[...]
> Wracając do tematu przewodniego.
>
> Ponieważ stymulację samego rozwoju można uzyskać,
> zawisłem na problemie etyczno-społeczno-moralnym.
> Co, jeśli mi, z takich, czy innych powodów "zawiśnie" na złym etapie?
>
'Tobie zawiśnie' ?
Stuknij się w główkę.
Podstawową pracę musi tu wykonać rodzina.
> Oraz jak zrealizować w naszym systemie, możliwie najdokładniejsze badania.
>
> Chłopak jest trochę 'mi_styczny' i mistyczny. Mi_styczny bo, rodzice są
> moimi przyjaciółmi, których to los po osiemnastu latach postawił
> ponownie na mojej drodze.
To wydaje się być dużym problemem. Na razie może zajmij się tym, co w Tobie
zostało odnowione przy tym zdarzeniu.
[...]
>
> Tak czy inaczej, jeśli coś, komuś, do głowy przychodzi, niech to
> uzewnętrzni.
I wezwanie do VB po raz kolejny.
>
> Pozdry dla wszystkich.
> Nawet dla Patixa. :-))
> ett
>
puciek.
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
2. Data: 2006-03-14 13:06:48
Temat: Re: Vonbraun - prośba o opinię
Użytkownik "puciek2" <p...@g...SKASUJ-TO.pl> napisał w wiadomości
news:dv50rr$eg3$1@inews.gazeta.pl...
> eTaTa <e...@p...onet.pl> napisał(a):
> news:dup7fn$4q5$1@news.onet.pl
Krzycząc po internecie:
> Nie bardzo rozumiem. Co dokładnie wiesz ?
Coś nie coś, o stymulacji rozwoju mózgu i poszczególnych jego fragmentów.
O wspomaganiu farmakologicznym i technikami inwazyjnymi. I takie tam różne.
:-)))
Ale bez kolosalnej serii badań strach to tknąć.
Właściwie możnaby zrobić mapę stanu bieżącego, ale informacja o postępach
w ostatnich latach, jest marna_symboliczna.
Mało znam też przypadków podobnych. Co się zmieni, bo idę się podszkolić
w temacie. Uczestnicząc w praktycznych zajęciach.
> Tu myślę potrzeba speca. Ciekawe KOGO mam na myśli ?
Hmmm... Zakładam, że spece, już się naspecowały :-))
I potrzeba tu amatora, z zupełnie odmiennym punktem widzenia.
A spece są potrzebni do poprowadzenia za rączkę, czy choćby
akceptacji danego działania.
> > Tak mi się wydaje, że ten spokój otoczenia jest ułudą. Którą w ramach
> > spokojnej egzystencji wszyscy wokół pieszczą.
>
> Tu wydaje mi się masz największe pole działania Ett. Raczej nie tam,
> gdzie wydaje Ci się, że wiesz jak. (IMO)
Ciekawe, na ile można ingerować w czyjąś egzystencję?
Temat rzeka. Albo krótko i zwięźle.
Nikt z nas nie urodził się w próżni.
> > Rozbudzić w nim świadomość, że coś z nim jest nie tak, a następnie
> > nie uzyskać dalszych postępów.
>
> 'Nie uzyskać' ?
> Co byś chciał 'uzyskać' i czy czazsami już na TWOJE z 'tego' dochody nie
za
> późno ?
:-))) Napisałem kiedyś....
Pędząc samochodem zobaczyłem coś na drodze. Ominąłem.
W ciągu trzech sekund, zanalizowałem przedmiot. Potrzebę usunięcia go z
drogi.
Popatrzyłem w lusterko. Wyhamowałem z piskiem opon.
Kolejnych dziesięć poświęciłem, na zawrócenie. Złapanie przedmiotu.
Zasyczenie.
I wskoczenie do rowu, unikając kół tira.
Syczałem, bo był to... jeż.
Spokojnie wsiadłem do samochodu. Ruszyłem.
I całą drogę rozmyślałem, jaki jestem porąbany.
> > Ponieważ stymulację samego rozwoju można uzyskać,
> > zawisłem na problemie etyczno-społeczno-moralnym.
> > Co, jeśli mi, z takich, czy innych powodów "zawiśnie" na złym etapie?
> >
>
> 'Tobie zawiśnie' ?
> Stuknij się w główkę.
> Podstawową pracę musi tu wykonać rodzina.
No właśnie. Oni już sporą dawkę "wykonawstwa" sobie zaaplikowali,
a to oznacza, że nie są skłonni dalej sobie aplikować bez perspektywy
pozytywnego wyniku.
A wynikiem pozytywnym, byłoby usamodzielnienie się w minimalnym stopniu.
Samodzielne sikanie, jedzenie, chodzenie, itd.
> To wydaje się być dużym problemem. Na razie może zajmij się tym, co w
Tobie
> zostało odnowione przy tym zdarzeniu.
Nie tajemnica.
Jak Mały był bobasem, matka pozostawiła go z ojcem udając się za Wielką
Wodę,
po gotówkę. Ojciec miał ścisły harmonogram działań, który to wypełniał
skrupulatnie. Jednak do gimnastyki z Małym potrzebne były dodatkowe ręce.
Więc rodzic wydzwaniał po znajomych prosząc o te 40 minut pomocy.
Mało kto to wytrzymywał. Mnie np: strasznie to kolidowało z pracą, choć
jako 'prywaciarz mogłem naginać godziny. Wytrzymałem zaledwie parędziesiąt
sesji.
Później skombinowali trochę kasy i jakoś to szło. A mnie przypominając się
co jakiś
czas, tłukło po łbie. Ponieważ wyjechali, to ślady się rwały.
I po latach znajduję, stare małżeństwo. Ustabilizowane. A Młody, mniej
więcej,
na tym samym poziomie. Choć po parunastu latach doświadczeń.
Przy stałej rehabilitacji!
Czyli klasyka. Mogłem coś przez te lata zrobić, a odpuściłem. Sprawa nie
załatwiona.
No to, teraz, sobie siedzę i myślę. Jest jak jest. A co da się zrobić?
Lepiej późno niż wcale. Zwłaszcza gdy, wszyscy inni odpuścili.
ett
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
3. Data: 2006-03-14 20:01:14
Temat: Re: Vonbraun - prośba o opinię
"eTaTa" w news:dv6f4f$c5i$1@news.onet.pl...
/.../
Cześć eTT.
Czytam, czytam...
To wygląda jak sprawa z "olejem Lorentza".
Rozumiem, że diagnozy fachowców były na tyle jednoznaczne,
że rodziciele śmignęłi na zarobek... motywowani również tą potrzebą.
Rozumiem też Twoje, odległe poczucie "niewywiązania się" - choć
przecież nikt prócz Ciebie od Ciebie tego cudu nie oczekiwał.
Jest to przygnębiające - jak każda bezsilność i niekończąca się nadzieja.
Szczególnie gdy się ma ten... potencjał.
Pomysłu oczywiście nie mam. Widzę tylko te wszystkie, filmowe obrazy
jakie się w podobnych tematach w głowie zapisały. Kojarzę chyba ze trzy,
albo i cztery filmy - choć tytułów ani w ząb.
Pamiętam, że jedną taką małą dziewczynkę (chyba) odblokowała ogromna
drewniana budowla - duża replika tego, co to dziecko budowało
w nieprawdopodobnie precyzyjny sposób z kart - na stoliku w pokoiku....
No ale to wszystko było o autystycznych dzieciakach (i dorosłych).
U Ciebie jest coś innego...
I czas ucieka.
Nie możesz się tym dręczyć.
/.../
> No to, teraz, sobie siedzę i myślę. Jest jak jest. A co da się zrobić?
> Lepiej późno niż wcale. Zwłaszcza gdy, wszyscy inni odpuścili.
>
> ett
wzdrówki
All
PS. przy okazji , dzięki, i pozdrowienia dla wszystkich sympatycznych.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
4. Data: 2006-03-14 21:01:26
Temat: Re: Vonbraun - prośba o opiniępuciek2 wrote
news://news.ipartners.pl:119/dv50rr$eg3$1@inews.gaze
ta.pl
> Tytułem wstępu, przepraszam VB za głośne nawoływanie.
[...]
> I wezwanie do VB po raz kolejny.
Cóż, swego czasu w ramach pomysłów na leczenie dzieci z
uszkodzeniami mózgu głośno było o metodzie, w której
umożliwia się kontakt dziecka ze zwierzętami (w
szczególności psami).
Problem był z nazwą metody - już wcześniej jazdę konną
upośledzonych dzieci nazwano na wszelki wypadek
"hipoterapią" -bo "konioterapia" brzmiałaby no... tak zbyt,
powiedzmy "rustykalnie".
Ambiwalentność skojarzeń odnoszących się do słowa "pies"
wróżyła tu jeszcze większe problemy nazewnicze(bo cóż z
tego, że "pies to przyjaciel człowieka" skoro jednocześnie
sugerowalibyśmy, że rzecz cała "psu na budę" lub zgoła "pod
psem"...).
"Piesoterapia" odpadała. Aby kłopotliwą rzecz zamaskować
zastosowano nazwę "dogoterapia", która była się zresztą
skwapliwie przyjęła mimo braku innego uzasadnienia niż
powyższe.
Psy nie wykazywały zresztą żadnego właściwego ludziom
zakłopotania czy dystansu, radośnie machały ogonami i
nawiązywały kontakt z dziećmi z głębokimi uszkodzeniami
mózgu. Właściwe ludziom w takiej sytuacji rezerwa, lęk, a
czasem wstręt nie miały do piesków przystępu, dzieci zaś -
często właśnie dzieci z niewielkim kontaktem zyskiwały
dodatkowe źródło bodźców i często rzeczywiście wyraźnie w
trakcie tych kontaktów się ożywiały.
Przyznam, że gdy o tym czytałem zastanawiałem się nad tym
czy popularność tych metod nie oznacza (dokonannego
implicite) przyznania się do kompromitującego faktu, iż oto
pies okazuje się lepszym przyjacelem głęboko opóźnionego w
rozwoju dziecka niż człowiek.
Gdy więc stajemy wobec problemu pomocy takiemu dziecku, może
dobrze jest zacząć od odpowiedzi na pytanie:
Czy potrafię być dla tego dziecka ... PSEM?
Odpowiadam tu oczywiście Tobie, nie eTT, jako że odpowiedź z
perspektywy - powiedzmy - "zawodowej" była, jak
już wcześniej sądziłem niepożądana (dodatkowo niemożliwa,
i chyba niepotrzebna).
pozdrawiam
vonBraun
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
5. Data: 2006-03-15 03:29:12
Temat: Re: Vonbraun - prośba o opinię
Użytkownik "vonBraun" <interfere@o~wywal~2.pl> napisał w wiadomości
news:dv7av9$j8e$1@news2.ipartners.pl...
> puciek2 wrote
> news://news.ipartners.pl:119/dv50rr$eg3$1@inews.gaze
ta.pl
> > Tytułem wstępu, przepraszam VB za głośne nawoływanie.
> [...]
> > I wezwanie do VB po raz kolejny.
>
>
> Cóż, swego czasu w ramach pomysłów na leczenie dzieci z
> uszkodzeniami mózgu głośno było o metodzie, w której
> umożliwia się kontakt dziecka ze zwierzętami (w
> szczególności psami).
:-))) Masz akurat (wyjątkowo) rację. Zwłaszcza, że mój pies jest do tego
stworzony.
Efekt jest, ale do czasu. Wszystko w łapach psa. Jeśli zaczyna być
nudny, albo zbyt natrętny - traci. Krótko mówiąc ... trzeba psa dawkować.
Jedną niezaprzeczalną zaletą jest to, że dobrze przygotowany pies,
jest o wiele czujniejszy na emocje w kontakcie z dzieckiem, niż ich
opiekunowie.
Techniczny problem to... pies ciekawostka, a nie jak można by sądzić
współpartner.
Czyli - gdyby dziecko mogło cały czas z nim obcować, musiałoby również
zgadzać się na jego fochy, jak też cieszyć się wraz z nim, etc...
Jeśli jest to kontakt dorywczy... to pozostaje 'zabawką'_ciekawostką,
jak wiele w otoczeniu, ale nie wymuszającą głębszego zainteresowania.
> Gdy więc stajemy wobec problemu pomocy takiemu dziecku, może
> dobrze jest zacząć od odpowiedzi na pytanie:
>
> Czy potrafię być dla tego dziecka ... PSEM?
Kłania się Pawłow w obie strony. I sprowadzenie się, do determinacji
przy uproszczonej reakcji - bodziec za bodziec - aż do znudzenia, nie
jest proste dla ludzi 'inteligentnych' - których natura dąży do uproszczeń.
A jednak minimum jest spełniane. Reakcje na zwiększone pobudzenie dziecka,
dzwonek budzika (jedzenie), itd. To rodzic_opiekun, jak szczur w klatce,
wykonuje.
> Odpowiadam tu oczywiście Tobie, nie eTT, jako że odpowiedź z
> perspektywy - powiedzmy - "zawodowej" była, jak
> już wcześniej sądziłem niepożądana (dodatkowo niemożliwa,
> i chyba niepotrzebna).
:-))) To lecz moją sklerozę!
Przypomniałem sobie- oczywiście chodzi o zespół Westa. Ale zapomniałem
co to podawali w tamtych latach w USA i Kanadzie jako
super_anty_zapaleniowiec.
Na płuca... dopo...cośtam. Z tego co pamiętam wywoływało to niezły bałagan
rozwojowy w centralnym. Do tego dochodzi jeszcze - czas ciąży - Czarnobyl.
I oczywiście możliwości genetyczne.
Sporo złego na jednego.
Stan jest taki, jaki jest. Ja kombinuję jak oszacować go na dzień
dzisiejszy.
Mogę go tylko trochę podręczyć. Nowy rezonans_porównawczy do starego.
Encefalografy na skonkretyzowane bodźce. I cholera wie co jeszcze.
Ciekawostka:
Mistrzom kung-fu sporo zajęło opracowanie perfekcyjnego poruszania się,
przy możliwościach utraty równowagi. On to załapał z natury. Specyficzne
przygięcie kolan, układanie stóp zewnętrzną stroną gdzie powierzchnia jest
największa i nie traci się tak łatwo kontaktu z podłożem, etc
Coż z tego, gdy najbezpieczniej jest usiąść.
Już słyszę furię pilota, w towarzystwie którego, psioczy na linie lotnicze
którymi leci, niejaki vB.
"Nie podoba się? Leć se pan sam!"
ett
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
6. Data: 2006-03-15 03:53:48
Temat: Re: Vonbraun - prośba o opinię
Użytkownik "... z Gormenghast" <a...@p...not.pl> napisał w wiadomości
news:dv7ba6.3vs4q2r.1@gorm.hae3bfe18.invalid...
>
> "eTaTa" w news:dv6f4f$c5i$1@news.onet.pl...
> /.../
>
>
> Cześć eTT.
>
> Czytam, czytam...
(cut)
> Pamiętam, że jedną taką małą dziewczynkę (chyba) odblokowała ogromna
> drewniana budowla - duża replika tego, co to dziecko budowało
> w nieprawdopodobnie precyzyjny sposób z kart - na stoliku w pokoiku....
Pamiętam. Ciekawe. Pomyślę.
Spędziliśmy z godzinkę na pukaniu się butelką, siedząc na podłodze.
I obustronnie było to atrakcyjne :-)))
Nowe dźwięki są bardzo interesujące.
Reakcja na rytm jet całkiem prawidłowa. Przy wzmocnionych dźwiękach,
rytmicznych, pięknie wpada w trans. Na muzykę w tle wogóle nie reaguje.
Tak jak nie interesowało go, poza chwilowym zaciekawieniem, dudnienie
butelką o podłogę. Za to rozkoszą było poklepywanie się nią, po ramieniu
w okolicach uszu.
Tu możnaby wyciągnąć wniooski. Zbija mnie z tropu inna zabawka.
Mianowicie, schodząca po schodach sprężyna. W jego oczach to
głównie migotanie, ale nie bezpośrednia wibracja, lub dźwięk.
Wszak nie muszę wiązać tych zabawek w jednym worze.
Łącznikiem mogą być wielogodzinne zabawy drzwiami. Zamykanie
i otwieranie. Nie dość że skrzypią, to jeszcze migają, a już napewno
wibrują.
> No ale to wszystko było o autystycznych dzieciakach (i dorosłych).
> U Ciebie jest coś innego...
> I czas ucieka.
>
> Nie możesz się tym dręczyć.
A czymże mam się dręczyć? Inflacją? :-))))
ett
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
7. Data: 2006-03-15 12:33:31
Temat: Re: Vonbraun - prośba o opinię
"eTaTa" w news:dv833i$9o3$1@news.onet.pl...
/.../
Powiem ... pozornie daleko od szosy (choć Ty to zapewne
masz w jednym palcu a może i latarce).
Cokolwiek widzimy, cokolwiek doświadczamy, o czymkolwiek
myślimy - jest fragmentem większej całości. Nam nieznanej.
Sekwencyjny sposób komunikacji między ludźmi (i nie tylko),
w postaci szeregowo generowanych i odbieranych komunikatów,
sygnałów, ogranicza nas zawsze do roli wędrowca w wąskim tunelu,
gdzie otoczeni jesteśmy strumieniami informacji, wybierając z nich tylko
te, które KOJARZĄ nam się w jakiś sposób z wcześniej zaistniałymi
zapisami w naszych umysłach. Całkiem nowe - budzą nasz niepokój
i w najlepszym razie zainteresowanie. Niepokój nie jest przyjemny
i skłania umysł do działań redukujących go. Ponieważ jednak czas
płynie, a wraz z nim zachodzi równolegle wiele innych zdarzeń od nas
niezależnych, o których nie mamy najbledszego pojęcia poza
domniemaniem, że istnieją - spieszymy się. Spieszymy się również
z DIAGNOZĄ każdego stanu.
Zapominając oczywiście, że ...
cokolwiek widzimy, cokolwiek doświadczamy, o czymkolwiek
myślimy - jest fragmentem większej całości. Nam nieznanej.
I tak też trzeba patrzeć na jakiekolwiek interakcje, w jakie wchodzi
się z otoczeniem - choćby najbardziej niekomunikatywnym, zatrzaśniętym,
pozbawionym wspomnień, pamięci, śladów inteligencji...
Tylko uparte i nieprzerwane wgłębianie się w jakikolwiek problem,
może dać w efekcie jego pełne zrozumienie, a zatem jest szansą na
ratunek, o ile taki jest oczekiwany.
Tak więc - doceniając w pełni Twoje wysiłki w kierunku zrobienia
"czegokolwiek" dla tego dziecięcia, domyślam się, że to, co tutaj
opisujesz jest skromnym ułamkiem Twoich z nim doświadczeń
i własnych przemyśleń. Z opisu wynika, że wszyscy wokoło stracili
już dawno wszelką nadzieję i w zasadzie nie wiadomo, co kto od tego
dziecka oczekuje. Zmiany organiczne (nie mam pojęcia co to jest
zespół Westa i nawet nie będę się tym interesował) zdaje się mogą
być nieodwracalne - po prostu neurony same z siebie nie potrafią się
regenerować. Natura nie przewidziała takiej POTRZEBY. A tu zdaje
się nawet nie zostały wykształcone podstawowe struktury funkcjonalne
w mózgu, choćby takie jak wzajemne połączenia między strukturami.
Niemniej, jakikolwiek "zespół" jest DIAGNOZĄ, dokonaną przez
spieszących się tzw. fachowców, na podstawie FRAGMENTÓW
dostępnych im informacji.
Nadzieja więc, to jest to, co nadaje sens naszym działaniom.
Czasem bez względu na skutek.
Jeśli Twoje zaangażowanie ma przynieść cokolwiek co zostanie
ocenione jako pozytyw, to moim zdaniem nie ma innej drogi jak
_wgłębianie się_ w temat w nieskończoność (słowo nieskończoność
traktuję tu jako równoważnik uporu aż do skutku, a nie jako twór realny).
Tym bardziej, że ...
> A czymże mam się dręczyć? Inflacją? :-))))
>
> ett
pozdry
All
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
8. Data: 2006-03-15 13:33:41
Temat: Re: Vonbraun - prośba o opinię
> Jeśli Twoje zaangażowanie ma przynieść cokolwiek co zostanie
> ocenione jako pozytyw, to moim zdaniem nie ma innej drogi jak
> _wgłębianie się_ w temat w nieskończoność
Muszę jednak dodać - co do tej oceny pozytywnej czegokolwiek.
Podstawowe pytanie - z czyjego punktu widzenia będzie ona pozytywna!?
Z punktu widzenia dziecka?
Rodzica?
Medyka?
eTaTy?
Psa?
Sąsiadów?
A może nauki?
All
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
9. Data: 2006-03-16 00:15:33
Temat: Re: Vonbraun - prośba o opinięvonBraun <interfere@o~wywal~2.pl> napisał(a):
news:dv7av9$j8e$1@news2.ipartners.pl
[...]
> Psy nie wykazywały zresztą żadnego właściwego ludziom
> zakłopotania czy dystansu, radośnie machały ogonami i
> nawiązywały kontakt z dziećmi z głębokimi uszkodzeniami
> mózgu. Właściwe ludziom w takiej sytuacji rezerwa, lęk, a
> czasem wstręt nie miały do piesków przystępu,
Mogę tylko dodać, że nie ma też dostępu presja osiągania wyników.
Co też może być nie bez znaczenia zwłaszcza w dłuższej perspektywie.
Cały pomysł 'wykorzystywania' zwierząt tam gdzie ludzka psychika sobie nie
radzi okazał się przynajmniej jednostronnie (dla pacjentów) korzystny.
To wydaje mi się w tym aspekcie b. dobry pomysł zarówno dla tych co już nie
mają siły jak i dla tych co im się wydaje że dużo w tym kierunku
mogą/potrafią/wiedzą.
> dzieci zaś -
> często właśnie dzieci z niewielkim kontaktem zyskiwały
> dodatkowe źródło bodźców i często rzeczywiście wyraźnie w
> trakcie tych kontaktów się ożywiały.
>
I jest duży plus.
> Przyznam, że gdy o tym czytałem zastanawiałem się nad tym
> czy popularność tych metod nie oznacza (dokonannego
> implicite) przyznania się do kompromitującego faktu, iż oto
> pies okazuje się lepszym przyjacelem głęboko opóźnionego w
> rozwoju dziecka niż człowiek.
>
Nie jestem pewien czy o kompromitacja to dobre słowo, ja bym wolał nazwać to
szansą na odnalezienie/zmianę kierunku rozwoju ogólnie pojętej
wzajemnej 'rehabilitacji', która dotyczyć może obu stron.
> Gdy więc stajemy wobec problemu pomocy takiemu dziecku, może
> dobrze jest zacząć od odpowiedzi na pytanie:
>
> Czy potrafię być dla tego dziecka ... PSEM?
To b. dobre pytanie.
Można też pójść dalej czy potrafię być dla siebie PSEM ?
Bo tak mi się wydaje, że te psy są w pierwszym rzędzie dla siebie psami
(w zgodzie ze sobą) a dopiero na gruncie tego można być psem dla kogoś.
>
> Odpowiadam tu oczywiście Tobie, nie eTT, jako że odpowiedź z
> perspektywy - powiedzmy - "zawodowej" była, jak
> już wcześniej sądziłem niepożądana (dodatkowo niemożliwa,
> i chyba niepotrzebna).
>
Jestem Ci wdzięczny za odpowiedź. Wielkie dzięki. Jednak w tym akapicie muszę
przede wszystkim podziwiać Twoją wiarę. Jeśli oczywiście wierzysz (tak po
psiemu) w to co tu (w powyższym akapicie napisałeś) wierzysz.
> pozdrawiam
> vonBraun
Dogoterapia the best dla każdego !!!
Jeszcze raz dzięki,
puciek.
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
10. Data: 2006-03-16 00:47:00
Temat: Re: Vonbraun - prośba o opinięeTaTa <e...@p...onet.pl> napisał(a):
news:dv6f4f$c5i$1@news.onet.pl
[...]
> > Nie bardzo rozumiem. Co dokładnie wiesz ?
>
> Coś nie coś, o stymulacji rozwoju mózgu i poszczególnych jego fragmentów.
> O wspomaganiu farmakologicznym i technikami inwazyjnymi. I takie tam różne.
> :-)))
> Ale bez kolosalnej serii badań strach to tknąć.
> Właściwie możnaby zrobić mapę stanu bieżącego, ale informacja o postępach
> w ostatnich latach, jest marna_symboliczna.
> Mało znam też przypadków podobnych. Co się zmieni, bo idę się podszkolić
> w temacie. Uczestnicząc w praktycznych zajęciach.
>
Zosia samosia ?
> > Tu myślę potrzeba speca. Ciekawe KOGO mam na myśli ?
>
> Hmmm... Zakładam, że spece, już się naspecowały :-))
> I potrzeba tu amatora, z zupełnie odmiennym punktem widzenia.
> A spece są potrzebni do poprowadzenia za rączkę, czy choćby
> akceptacji danego działania.
>
Twoje zakłady mogą tu dużo zaszkodzić zwłaszcza jak będzie z nich wychodzić
pretensja. A bez takiego prowadzenia za rączkę nie zajdziesz zbyt daleko jak
sądzę.
> > > Tak mi się wydaje, że ten spokój otoczenia jest ułudą. Którą w ramach
> > > spokojnej egzystencji wszyscy wokół pieszczą.
> >
> > Tu wydaje mi się masz największe pole działania Ett. Raczej nie tam,
> > gdzie wydaje Ci się, że wiesz jak. (IMO)
>
> Ciekawe, na ile można ingerować w czyjąś egzystencję?
> Temat rzeka. Albo krótko i zwięźle.
> Nikt z nas nie urodził się w próżni.
>
A to dziwne, bo jesteśmy nią niemal w 100% wypełnieni. A może pomyliłem z
póżnością ale sam już nie wiem.
> > > Rozbudzić w nim świadomość, że coś z nim jest nie tak, a następnie
> > > nie uzyskać dalszych postępów.
> >
> > 'Nie uzyskać' ?
> > Co byś chciał 'uzyskać' i czy czazsami już na TWOJE z 'tego' dochody nie
> za
> > późno ?
>
> :-))) Napisałem kiedyś....
> Pędząc samochodem zobaczyłem coś na drodze. Ominąłem.
> W ciągu trzech sekund, zanalizowałem przedmiot. Potrzebę usunięcia go z
> drogi.
> Popatrzyłem w lusterko. Wyhamowałem z piskiem opon.
> Kolejnych dziesięć poświęciłem, na zawrócenie. Złapanie przedmiotu.
> Zasyczenie.
> I wskoczenie do rowu, unikając kół tira.
> Syczałem, bo był to... jeż.
>
> Spokojnie wsiadłem do samochodu. Ruszyłem.
> I całą drogę rozmyślałem, jaki jestem porąbany.
>
To dosyć ciekawe, ale chyba zapomniałeś zaznaczyć, że to przerywnik.
> > > Ponieważ stymulację samego rozwoju można uzyskać,
> > > zawisłem na problemie etyczno-społeczno-moralnym.
> > > Co, jeśli mi, z takich, czy innych powodów "zawiśnie" na złym etapie?
> > >
> >
> > 'Tobie zawiśnie' ?
> > Stuknij się w główkę.
> > Podstawową pracę musi tu wykonać rodzina.
>
> No właśnie. Oni już sporą dawkę "wykonawstwa" sobie zaaplikowali,
> a to oznacza, że nie są skłonni dalej sobie aplikować bez perspektywy
> pozytywnego wyniku.
To o czym piszesz do bardziej na czuja, czy bezpośrednio/jasno werbalnie od
rodziców ?
>
> A wynikiem pozytywnym, byłoby usamodzielnienie się w minimalnym stopniu.
> Samodzielne sikanie, jedzenie, chodzenie, itd.
>
A jak nie to koniec 'inwestycji', tylko spłata niechcianego 'zadłużenia' ?
> > To wydaje się być dużym problemem. Na razie może zajmij się tym, co w
> Tobie
> > zostało odnowione przy tym zdarzeniu.
>
> Nie tajemnica.
> Jak Mały był bobasem, matka pozostawiła go z ojcem udając się za Wielką
> Wodę,
> po gotówkę. Ojciec miał ścisły harmonogram działań, który to wypełniał
> skrupulatnie. Jednak do gimnastyki z Małym potrzebne były dodatkowe ręce.
> Więc rodzic wydzwaniał po znajomych prosząc o te 40 minut pomocy.
> Mało kto to wytrzymywał. Mnie np: strasznie to kolidowało z pracą, choć
> jako 'prywaciarz mogłem naginać godziny. Wytrzymałem zaledwie parędziesiąt
> sesji.
> Później skombinowali trochę kasy i jakoś to szło. A mnie przypominając się
> co jakiś
> czas, tłukło po łbie. Ponieważ wyjechali, to ślady się rwały.
> I po latach znajduję, stare małżeństwo. Ustabilizowane. A Młody, mniej
> więcej,
> na tym samym poziomie. Choć po parunastu latach doświadczeń.
> Przy stałej rehabilitacji!
>
> Czyli klasyka. Mogłem coś przez te lata zrobić, a odpuściłem. Sprawa nie
> załatwiona.
Są byćmoże jeszcze inne aspekty. Jak np.
Puszukiwania własnego zaniedbanego rozwoju.
Poszukiwania kogoś kim można by było uzupełnić własną rodzinę vel. 'się
zaopiekować'/'usynowić', zwłaszcza jak go wszyscy o(d)puścili.
itp ...
itnp ... (i tym nie podobne)
> No to, teraz, sobie siedzę i myślę. Jest jak jest. A co da się zrobić?
> Lepiej późno niż wcale. Zwłaszcza gdy, wszyscy inni odpuścili.
>
Ok, byleby ze świadomością ewentualnego własnego 'upośledzenia'.
> ett
>
>
powodzenia,
puciek.
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |