Data: 2004-11-22 21:53:29
Temat: Zima
Od: "Kaszycha" <k...@n...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
W piątek wichura wyrwała z mojej ręki rękę mojej córeczki. Wiatr uniósł ją
do góry ( niewysoko na szczęście), potem upadła i zatrzymała się okrakiem na
drzewie. Siedziałyśmy objęte przy tym drzewie i pierwszy raz w życiu
śmiertelnie się bałam, że tam zamarzniemy, zginiemy. Mała płakała i nie
chciała za nic puścić drzewa. Komórka nie miała zasięgu a na całym
blokowisku ani żywego ducha.
Piszę Wam o tym bo uświadomiłam sobie jak wiele miałam szczęścia i jak ważna
jest rodzina.
Ania przez week- end leczyła się ze strachu, którego doznała - za nic nie
chciała iść sama nawet do łazienki (bo ten wiatr nas porwie i zginiemy...jak
mówiła) ale w końcu poszliśmy na spacer i wszystko ok.
Nie wiem jak dotarły do domu inne dzieci? Nie wiem jak nauczyciele mogli
dopuścić aby co poniektóre wychodziły samiutkie w taką straszną zawieruchę?
Wielu rzeczy nie rozumiem.
Kaśka
|