| « poprzedni wątek | następny wątek » |
71. Data: 2002-11-23 16:48:49
Temat: Re: Tematy okołodziecioweBasia Zygmańska napisał(a):
> Po drugie - co należy się Twojej zonie za "bycie dobrą matką" ?
Jak to co - ona ma hormony (tak jest u nas) i to też jest tematem ciągle
powracającym i wałkowanym w atmosferze niemiłego poddenerwowania.
Pozdrawiam,
Nela
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
72. Data: 2002-11-23 16:49:09
Temat: Re: Tematy okołodziecioweSokrates napisał(a):
>> Po drugie - co należy się Twojej zonie za "bycie dobrą
>> matką" ?
>
> Bardzo dużo, jednak nie to jest teraz tematem dysputy.
> Omawiane są relacje w przeciwną stronę:-)))
Jaki sprytny ;-)))
Pozdrawiam,
Nela
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
73. Data: 2002-11-25 12:20:50
Temat: Re: Tematy okołodzieciowe
Użytkownik "Hanka Skwarczyńska" <a...@w...pl> napisał w
wiadomości news:ariq5v$rm8$1@news.tpi.pl...
> 3. niewykluczone (właściwie to raczej pewne), że przesadzam z
> przemyśliwaniem każdej możliwej i niemożliwej sytuacji na
> wszystkie strony - ale, jak już pisałam, pracuję nad tym :)
> 4. jakoś to będzie;
Z tymi punktami panno Skwarczyńska pozwolę sobie się nie zgodzić:-))
Właściwie to z punktem 3., bo jeśli chodzi o 4., to oczywiście, że "jakoś"
to zawsze będzie. Ale Tobie chyba nie chodzi o to, żeby było jakoś? Tylko o
to, żeby było lepiej niż gorzej, nie?;-)
Mówią, że myślenie ma przyszłość - najwyraźniej dbasz o swoją przyszłość,
jak też o przyszłość swojego dziecka. Wcale nie sądzę, że martwisz się na
zapas. Na zapas martwiłabyś się wtedy, gdyby Twój TŻ miał na sprawy
dzieciowe poglądy zbliżone do Twoich, a Ty byś szukała dziury w tych
zbieżnościach. Ale tak nie jest. Kwestie, o których piszesz, że są tematami
sporów, są na tyle istotne, że warto im się co najmniej przyjrzeć.
Przede wszystkim nie należy liczyć na to, że facet się zmieni po urodzeniu
dziecka. Może się zmieni, a może się nie zmieni. A może wręcz jego pogląd
jeszcze się umocni. Im wcześniej zaczniecie obgadywać tematy sporne, tym
lepiej. Z kilku powodów: po pierwsze - im dłużej jesteście ze soba, tym
bardziej TŻ umacnia się w przekonaniu, że tak jak jest - jest dobrze i skoro
nie zgłaszasz większych zastrzeżeń, tzn, że nie masz nic przeciwko. W
momencie, kiedy dziecko będzie już na świecie, a on będzie chciał wychowywać
je twardą ręką, albo bez względu na siniaki uprze się, że dziecko ma spać w
swoim pokoju, żeby się przypadkiem nie rozpuściło;-) - jak myślisz jak
zaprotestuje? Całkiem prawdopodobne, że powie: "przecież wiedziałaś, jak
chcę wychować dzieci" - i wtedy dopiero bedzie kłótnia. I co wtedy zrobisz?
Pozwolisz uderzyć dziecko, czy zgodzisz się z TŻ, żeby przy dziecku nie
podważać zdania drugiego rodzica?
Po drugie: Czasem wydaje mi się, że mężczyźni mają ten upór przy swoim
niejako zakodowany;-) Ale jak się zastanowię, to dochodzę do wniosku, że
jest to efekt chowania w kulcie "autorytetu" opartego na sile pasa oraz
argumencie "ojciec zawsze ma rację i nigdy się nie myli". Są to poglądy tak
mocno zakorzenione, że mężczyźni się z nimi utożsamiają. Jakakolwiek zmiana
wymaga więc naprawdę sporo czasu, bo najpierw trzeba sobie uświadomić, że
ten pogląd to niekoniecznie "ja". Trzeba ten pogląd niejako odseparować od
własnych uczuć. Sprawę utrudnia strach przed przyznaniem się do błędu, bo
przecież w ten sposób mężczyzna może stracić autorytet;-)
I dlatego dość często mężczyźni nie chcą w ogóle dyskutować. Ma tak być i
już;-)
Ale to nie znaczy, że nie można kogoś takiego przekonać. Tyle że trzeba się
uzbroić w cierpliwość. To, że on przez rok niezmiennie odpowiada Ci to samo,
to nie znaczy, że w jego głowie nic się nie dzieje. On może się przez ten
cały rok zastanawiać nad problemem, ale zacznie z Tobą gadać dopiero jak
będzie gotowy.
I tu wreszcie dochodzę do sedna, dlaczego lepiej obgadać sprawę wcześniej
niż później. Dlatego, że jak zaczniesz teraz, to w chwili, gdy pojawi sie
dziecko, Twój mąż może mieć już większość pracy za sobą. Jeśli zaczniecie
dopiero wtedy, gdy dziecko juz będzie - może się okazać, że TŻ bedzie
ewoluował przez np. 2 lata. A z tych dwóch lat Wasze dziecko może przecież
sporo wynieść.
No i jeszcze po trzecie: oczywiście traktuję to jako ostateczność i wcale Ci
tego nie życzę - niemniej wydaje mi się, że należy to brać pod uwagę. Może
się okazać, że Wasze poglądy są na tyle rozbieżne, że trzeba będzie się
rozstać. Osobiście wychodzę z założenia, że jeśli coś jest w związku nie
tak, nalezy się temu bacznie przyjrzeć, bo zamykanie oczu albo lekceważenie
w nadziei, że to nic takiego, przywidziało mi się albo że to o niczym nie
świadczy i wszystko na pewno bedzie dobrze - jest życiem w iluzji. A ta
lepiej, żeby rozwiała się wcześniej niż później, bo efekty opóźniania mogą
być opłakane.
Małgosia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |