| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2001-09-03 18:33:53
Temat: Odp: dziecko, a rozwod...-nie zrazcie sie wstepem
Użytkownik "ŁukAsh" <w...@w...pl> napisał w wiadomości
news:9n09vb$a4c$2@news.tpi.pl...
> > IMO liczyla na to, ze to zaakceptujesz, wysluchasz, przyjmiesz .
> > Liczyla na to, ze nie powiesz, ze przesadza, ze musi byc silna.
>
> no i tak tez zrobilem...
I wydaje mi sie, ze to wystarczy.
> > A moze liczyla na to, ze teraz Ty cos zapodasz o sobie ?
>
> no ok, ale ... no wlasnie... co np.? jesli jest mi ciezko, to
rozmawiam z
> nia, mowie, zale sie. To co mamy wiedziec o sobie wiemy, wiec czegos
jednak
> nie rozumiem...
no tego nie wiedzialem, myslalem, ze tylko ona o sobie opowiada.
moze ona liczy na cos wiecej niz tylko przyjazn?
krzysztof(ek)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2001-09-03 20:35:00
Temat: Re: Re:Do Mani i J.Turyńskiego.Było: dziecko, a rozwod...-nie zrazcie sie wstepem
Użytkownik "Eva" w troskliwym tonie...
> Ależ Maniu można połączyć jedno z drugim;)
> - wysłuchać, przytulić i powtórzyć to co usłyszał ode mnie lub nie
powtarzać - wedle uznania.
powtorzyc, powtorzyc...
>Mnie
> by pomogło te kilka rozsądnych słów ale może nie każdy tak ma.
i mam nadzieje, ze jej tez...
> Jednak to co zrozumiane to łatwiej wybaczyć.
> Pozdrawiam:) Eva
>
i wzajemnie,
ŁukAsh
>
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2001-09-03 20:39:07
Temat: Re: dziecko, a rozwod...-nie zrazcie sie wstepem
Użytkownik "krzysztof(ek)" weszy intryge ;)
> > > A moze liczyla na to, ze teraz Ty cos zapodasz o sobie ?
> >
> > no ok, ale ... no wlasnie... co np.? jesli jest mi ciezko, to
> rozmawiam z
> > nia, mowie, zale sie. To co mamy wiedziec o sobie wiemy, wiec czegos
> jednak
> > nie rozumiem...
>
> no tego nie wiedzialem, myslalem, ze tylko ona o sobie opowiada.
no wiesz... ona mowi wiecej i czesciej, ale to chyba norma (qrde, zle slowo,
ale chyba wiesz o co mi chodzi...)...
>
> moze ona liczy na cos wiecej niz tylko przyjazn?
hehe... nie. Z dwoch powodow...
#1 (kolejnosc przypadkowa...) bylo-minelo
#2 jest sobie teraz ze swoim facetem, z ktorym jej jest dobrze (btw,
sympatyczny czlowiek)
> krzysztof(ek)
>
wzorujac sie na Alfredzie... serdecznosci,
ŁukAsh
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2001-09-04 16:30:20
Temat: Odp: dziecko, a rozwod...-nie zrazcie sie wstepem
"ŁukAsh" zaprzecza - tylko winni sie tlumacza ;-)
> > no tego nie wiedzialem, myslalem, ze tylko ona o sobie opowiada.
>
> no wiesz... ona mowi wiecej i czesciej, ale to chyba norma (qrde, zle
slowo,
> ale chyba wiesz o co mi chodzi...)...
No dobrze. A powiedz, jak widzialbys zakonczenie tej rozmowy?
Myslisz, ze podalbys jej jakas rade i probelm by znikl jak od
czarodziejskiej rozdzki?
Mozesz jej powiedziec to, co wyczuwasz, ze chce uslyszec.
Jezeli sie czuje winna i potrzebuje zapewnienia, ze to nie jej wina,
powiedz jej, ze nie jest winna.
Jezeli obawia sie, ze straci kontakt z jednym z rodzicow powiedz jej, ze
przeciez rozwod nie oznacza utraty jej kontaktu z ojcem/matka.
itp.
Ale IMO jezeli chcesz jej pomoc, musisz przede wszystkim dac jej sie
wygadac, akceptowac to co powie, choc moze byc to sprzeczne z Twoimi
pogladami. Wzbudzic jej zaufanie, ze moze Ci wszystko powiedziec. Byc,
kiedy Cie potrzebuje.
Naprawde w takich rozmowach umiejetnosc sluchania to podstawa. Sluchajac
nie mysl o tym, co tez jej mozesz poradzic. Po prostu poswiec jej czas
i posluchaj, podtrzymujac rozmowe, kiedy zbyt dlugo milczy.
A przede wszystkim to nie przejmuj sie tak tymi rozmowami z nia. Badz
naturalny, badz soba. To chyba nic strasznego, ze sie Wam czasem koncza
tematy,albo, ze nie wszystko wyjdzie jak trzeba? Jezeli to przyjazn, to
ona tez rozumie, ze nie jestes alfa i omega i nie zawsze mozesz jej
pomoc..
pozdrowienia
krzysztof(ek)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2001-09-04 20:23:27
Temat: Re: dziecko, a rozwod...-nie zrazcie sie wstepem
Użytkownik "krzysztof(ek)" przedstawia schemat rozmowy...
> No dobrze. A powiedz, jak widzialbys zakonczenie tej rozmowy?
hmm... a wiesz, ze sam nie wiem. Powaznie. Moze faktycznie jestm
przeczulony. Ale jak widzialbym ten koniec... Z - przynajmniej chwilowym -
usmiechem na jej twarzy...
> Myslisz, ze podalbys jej jakas rade i probelm by znikl jak od
> czarodziejskiej rozdzki?
nie no, ta bajka nazywa sie "zycie", a tu nie ma tak latwo... ;-) Problem
bylby nadal, ale byc moze ona moglaby latwiej zrozumiec to, co sie wokolo
dzieje. Wlasciwie, to nie zrozumiec, co zniesc...
>
> Mozesz jej powiedziec to, co wyczuwasz, ze chce uslyszec.
> Jezeli sie czuje winna i potrzebuje zapewnienia, ze to nie jej wina,
> powiedz jej, ze nie jest winna.
>
> Jezeli obawia sie, ze straci kontakt z jednym z rodzicow powiedz jej, ze
> przeciez rozwod nie oznacza utraty jej kontaktu z ojcem/matka.
>
> itp.
co niniejszym uczynie przy najblizszej okazji...
> Ale IMO jezeli chcesz jej pomoc, musisz przede wszystkim dac jej sie
> wygadac, akceptowac to co powie, choc moze byc to sprzeczne z Twoimi
> pogladami.
akceptuje. i akceptuje z wlasnej woli, bo najczesciej nie jest to
sprzeczne...
> Wzbudzic jej zaufanie, ze moze Ci wszystko powiedziec. Byc,
> kiedy Cie potrzebuje.
jestem kiedy tylko potrafie...
>
> Naprawde w takich rozmowach umiejetnosc sluchania to podstawa. Sluchajac
> nie mysl o tym, co tez jej mozesz poradzic. Po prostu poswiec jej czas
> i posluchaj, podtrzymujac rozmowe, kiedy zbyt dlugo milczy.
czyli po inkszemu sluchac, sluchac i jeszcze raz sluchac... a pozniej
przytulic, poglaskac i powiedziec, ze bedzie dobrze...
>
> A przede wszystkim to nie przejmuj sie tak tymi rozmowami z nia.
nie przejmuje sie... poprostu kiedy pisalem posta, nie wiedzialem jak mam
postepowac... Czy poruszac z nia ten temat, kiedy ona go wywoluje (no bo sam
przeciez nie bede jej wciagal w rozmowe o ty, a moze powinienem), czy
probowac go przemilczec. Jesli mowic, to jak i co...
Martwie sie i tyle...
> pozdrowienia
> krzysztof(ek)
wzajemnie,
ŁukAsh
ps jeszcze mi jeden pomysl chodzi po glowie, ale powiem dopiero jak go
zrealizuje...
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2001-09-04 22:08:08
Temat: Odp: dziecko, a rozwod...-nie zrazcie sie wstepem
Użytkownik "ŁukAsh" <w...@w...pl> napisał w wiadomości
news:9n3e8f$q9s$1@news.tpi.pl...
> hmm... a wiesz, ze sam nie wiem. Powaznie. Moze faktycznie jestm
> przeczulony. Ale jak widzialbym ten koniec... Z - przynajmniej
chwilowym -
> usmiechem na jej twarzy...
WIesz, nie wierze, ze ktos bezpośrednio po opowiedzeniu czegos, co mu
bardzo lezy na sercu
sie bedzie usmiechal...
Mozesz postarac sie zajac jej czasem czas czyms przyjemniejszym, zeby
nie
myslala, wtedy sie bedzie usmiechac.
Naprawde jej nie pomogla ta rozmowa? I inne, ktore prowadzicie?
> > Myslisz, ze podalbys jej jakas rade i problem by znikl jak od
> > czarodziejskiej rozdzki?
>
> nie no, ta bajka nazywa sie "zycie", a tu nie ma tak latwo... ;-)
Problem
> bylby nadal, ale byc moze ona moglaby latwiej zrozumiec to, co sie
wokolo
> dzieje. Wlasciwie, to nie zrozumiec, co zniesc...
Wiesz, taka pojedyncza rozmowa to moze ulatwic zniesc smutek po dwoji z
matematyki, ale raczej nie stres zwiazany z rozwodem rodzicow.
> > Wzbudzic jej zaufanie, ze moze Ci wszystko powiedziec. Byc,
> > kiedy Cie potrzebuje.
>
> jestem kiedy tylko potrafie...
:-)))
Tez nie mozna przeginac w druga strone.
Czasem tez trzeba sie razem posmiac.
> czyli po inkszemu sluchac, sluchac i jeszcze raz sluchac... a pozniej
> przytulic, poglaskac i powiedziec, ze bedzie dobrze...
no, chyba ze ma bardzo zazdrosnego tego chlopaka- to wtedy te
przytulanki troszke ograniczaj ;-)
Ale generalnie - te klimaty.
> > A przede wszystkim to nie przejmuj sie tak tymi rozmowami z nia.
>
> nie przejmuje sie... poprostu kiedy pisalem posta, nie wiedzialem jak
mam
> postepowac... Czy poruszac z nia ten temat, kiedy ona go wywoluje (no
bo sam
> przeciez nie bede jej wciagal w rozmowe o ty, a moze powinienem), czy
> probowac go przemilczec. Jesli mowic, to jak i co...
> Martwie sie i tyle...
Nie, nie przemilczac, moze sie poczuc zlekcewazona.
Ale tez nie robic wokol tego takeigo zamieszania, jakby to byl nie
wiadomo jak wielki problem; jakby to bylo cos, o czym sie nie mowi, co
wymaga
wielkiego zaufania.
Jakby to okreslic.. no nie wyolbrzymiac - temat jak
kazdy inny.
> ps jeszcze mi jeden pomysl chodzi po glowie, ale powiem dopiero jak go
> zrealizuje...
A jaki to pomysl?
krzysztof(ek)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2001-09-06 17:16:08
Temat: Odp: dziecko, a rozwod...-nie zrazcie sie wstepem
Użytkownik "ŁukAsh" <w...@w...pl> napisał w wiadomości
news:9n8fep$moc$2@news.tpi.pl...
> > WIesz, nie wierze, ze ktos bezpośrednio po opowiedzeniu czegos, co
mu
> > bardzo lezy na sercu
> > sie bedzie usmiechal...
>
> no ale zawsze mozna chciec probowac...
> wiem, to bez sensu
Nie to nie jest bez sensu.
To, czy sie usmiechnie czy nie to najmniej wazne. Przynajmniej powinno
byc najmniej wazne. Wazne, czy pomoglo czy nie.
> > Mozesz postarac sie zajac jej czasem czas czyms przyjemniejszym,
zeby
> > nie
> > myslala, wtedy sie bedzie usmiechac.
>
> ha! marzenia o wolnym, czasie ;-) A tak powaznie... good idea!
a co wy tacy zajeci?
> > Naprawde jej nie pomogla ta rozmowa? I inne, ktore prowadzicie?
>
> nie no... kazda rozmowa, w ktorej wyrzuci sie z siebie troski i
zmartwienia
> pomaga - IMO. Tylko, ze jedna moze pomoc bardziej, inna mniej...
Nie podchodz do tego z nastawieniem, ze teraz sie z nia umowilem,
pogadamy i ta rozmowa ma pomoc w tym, tym i tym.
Wydaje mi sie, ze to za duzo oczekujesz od siebie ~?
> > Czasem tez trzeba sie razem posmiac.
>
> a tego akurat nam nie brakuje :-)
No i bardzo dobrze.
W ten sposob tez jej pomagasz.
> no ale jednak nie podejdziesz do kazdego i nie powiesz z usmiechem:
"hej,
> wiesz co, moi rodzice biora rozwod...".
> IMO samo powiedzenie komus o takiej sytuacji wymaga jednak troche
odwagi i
> zaufania
hmm.. oczekujesz, ze tu grupie ludzie zaczna Cie podziwac, ze Ci ktos
tak ufa, jaki jestes wspanialy?
Oczywiscie, ze wymaga zaufania i odwagi.
> > Jakby to okreslic.. no nie wyolbrzymiac - temat jak
> > kazdy inny.
>
> a czy ja wyolbrzymiam...?
Wyolbrzymiasz nie tyle sam problem co ta swoja pomoc. IMHO oczywiscie.
Nie obiecuj sobie za duzo po rozmowach z nia. Oczywiscie, one pomagaja,
sa wazne. Ale tak naprawde to nikt za nia jej problemow nie pokona. A
sama rozmowa tez cudow nie zdziala.
pozdry
krzysztof(ek)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2001-09-06 18:29:38
Temat: Re: dziecko, a rozwod...-nie zrazcie sie wstepem
Użytkownik "krzysztof(ek)" <k...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:9n3j7t$254$1@news.onet.pl...
> > hmm... a wiesz, ze sam nie wiem. Powaznie. Moze faktycznie jestm
> > przeczulony. Ale jak widzialbym ten koniec... Z - przynajmniej
> chwilowym -
> > usmiechem na jej twarzy...
>
> WIesz, nie wierze, ze ktos bezpośrednio po opowiedzeniu czegos, co mu
> bardzo lezy na sercu
> sie bedzie usmiechal...
no ale zawsze mozna chciec probowac...
wiem, to bez sensu
> Mozesz postarac sie zajac jej czasem czas czyms przyjemniejszym, zeby
> nie
> myslala, wtedy sie bedzie usmiechac.
ha! marzenia o wolnym, czasie ;-) A tak powaznie... good idea!
>
> Naprawde jej nie pomogla ta rozmowa? I inne, ktore prowadzicie?
nie no... kazda rozmowa, w ktorej wyrzuci sie z siebie troski i zmartwienia
pomaga - IMO. Tylko, ze jedna moze pomoc bardziej, inna mniej...
> Wiesz, taka pojedyncza rozmowa to moze ulatwic zniesc smutek po dwoji z
> matematyki, ale raczej nie stres zwiazany z rozwodem rodzicow.
no tez ja pytam o ogolne postepowanie, ktore ma byc dlugotrwale...
> > jestem kiedy tylko potrafie...
>
> :-)))
> Tez nie mozna przeginac w druga strone.
zeby przeciagac, to trza jeszcze miec mozliwosci na to...
> Czasem tez trzeba sie razem posmiac.
a tego akurat nam nie brakuje :-)
> no, chyba ze ma bardzo zazdrosnego tego chlopaka- to wtedy te
> przytulanki troszke ograniczaj ;-)
no nie no, bez przesady of koz...
> Nie, nie przemilczac, moze sie poczuc zlekcewazona.
no i tez dlatego nie chce tego przemilczec...
> Ale tez nie robic wokol tego takeigo zamieszania, jakby to byl nie
> wiadomo jak wielki problem; jakby to bylo cos, o czym sie nie mowi, co
> wymaga
> wielkiego zaufania.
no ale jednak nie podejdziesz do kazdego i nie powiesz z usmiechem: "hej,
wiesz co, moi rodzice biora rozwod...".
IMO samo powiedzenie komus o takiej sytuacji wymaga jednak troche odwagi i
zaufania
> Jakby to okreslic.. no nie wyolbrzymiac - temat jak
> kazdy inny.
a czy ja wyolbrzymiam...?
> > ps jeszcze mi jeden pomysl chodzi po glowie, ale powiem dopiero jak go
> > zrealizuje...
>
> A jaki to pomysl?
moze jutro juz sie cos z tym ruszy, wiec powiem jutro...
> krzysztof(ek)
Pozdr,
ŁukAsh
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2001-09-06 21:27:32
Temat: Re: dziecko, a rozwod...-nie zrazcie sie wstepem
Użytkownik "krzysztof(ek)" wmawia mi, ze...
> > ha! marzenia o wolnym, czasie ;-) A tak powaznie... good idea!
>
> a co wy tacy zajeci?
nie pytaj... ;-)
>
>
> > > Naprawde jej nie pomogla ta rozmowa? I inne, ktore prowadzicie?
> >
> > nie no... kazda rozmowa, w ktorej wyrzuci sie z siebie troski i
> zmartwienia
> > pomaga - IMO. Tylko, ze jedna moze pomoc bardziej, inna mniej...
>
> Nie podchodz do tego z nastawieniem, ze teraz sie z nia umowilem,
> pogadamy i ta rozmowa ma pomoc w tym, tym i tym.
nie podchodze!
>
> Wydaje mi sie, ze to za duzo oczekujesz od siebie ~?
tzw. przerost ambicji...? e, nie sadze...
> hmm.. oczekujesz, ze tu grupie ludzie zaczna Cie podziwac, ze Ci ktos
> tak ufa, jaki jestes wspanialy?
nie, nie, nie! nie chodzi mi o to, zeby ktokolwiek mnie podziwial! z reszta,
gdybym chcial podziwu i blichtru, to bym raczej sie z tym afiszowal w realu,
a nie w virtualu.
Szczerze mowiac, niezbyt mnie obchodzi, czy ktos mysli: "och, jaki on
wspanialy, ktos mu tak ufa, kto on to tez musi nie byc", czy mysli inaczej.
Niech mysli jak chce. Poprostu chce jej pomoc. A jak to ktos odbiera, to juz
jego problem.
Wiem, ze na poparcie swoich slow przytoczysz mi moj kolejny post ("life is
brutal :-("), ale wierz mi, ze nie o to mi w tym wszystkich chodzi...
>
> Oczywiscie, ze wymaga zaufania i odwagi.
no i wlasnie na to chcialem zwrocic uwage...
> Wyolbrzymiasz nie tyle sam problem co ta swoja pomoc. IMHO oczywiscie.
chyba faktycznie In Your Opinion (ktora szanuje), bo ja sie z tym niestety
zgodzic nie moge.
Moze to i tak wyglada. Ok, nie jestem obiektywny. Ale naprawde nie chodzi mi
o to, zeby iles tam setek ludzi czytalo, jak to ja sie staram i w ogole.
Poprostu staram sie dojsc do jakiegos rozwiazania i moze faktycznie przy tym
za bardzo eksponuje swoja role. No ale w koncu pisze o niej_i_o_mnie, mowie
o zywym_przypadku, wiec nie widze sensu teoretyzowania i gdybania...
> Nie obiecuj sobie za duzo po rozmowach z nia. Oczywiscie, one pomagaja,
> sa wazne.
obiecuje sobie tylko tyle, ze ona poczuje sie lepiej i choc w pewnym stopniu
znowu bedzie taka jak byla.
> Ale tak naprawde to nikt za nia jej problemow nie pokona.
ale ktos (zeby nie bylo, ze znowu ja) moze jej pomoc wejsc na droge ku
pokonaniu tych przeciwnosci...
> pozdry
> krzysztof(ek)
>
i wzajemnie,
ŁukAsh
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2001-09-06 23:47:09
Temat: Odp: dziecko, a rozwod...-nie zrazcie sie wstepem
Użytkownik "ŁukAsh" poczul sie urazony? life is brutal !
> nie podchodze!
IMHO ;-) to dobrze !
> > Wydaje mi sie, ze to za duzo oczekujesz od siebie ~?
>
> tzw. przerost ambicji...? e, nie sadze...
nie. nie myslalem tu o przeroscie ambicji. raczej o zludzeniu, ze
rozmowa przyniesie rozwiazanie.
> > hmm.. oczekujesz, ze tu grupie ludzie zaczna Cie podziwac, ze Ci
ktos
> > tak ufa, jaki jestes wspanialy?
>
> nie, nie, nie! nie chodzi mi o to, zeby ktokolwiek mnie podziwial! z
reszta,
> gdybym chcial podziwu i blichtru, to bym raczej sie z tym afiszowal w
realu,
> a nie w virtualu.
> Szczerze mowiac, niezbyt mnie obchodzi, czy ktos mysli: "och, jaki on
> wspanialy, ktos mu tak ufa, kto on to tez musi nie byc", czy mysli
inaczej.
> Niech mysli jak chce. Poprostu chce jej pomoc. A jak to ktos odbiera,
to juz
> jego problem.
> Wiem, ze na poparcie swoich slow przytoczysz mi moj kolejny post
("life is
> brutal :-("), ale wierz mi, ze nie o to mi w tym wszystkich chodzi...
sorki, zle to odebralem. nie chcialem urazic, przepraszam. czasem
napisze zanim pomysle :-(
a mozna spytac o co chodzi?
> > Oczywiscie, ze wymaga zaufania i odwagi.
>
> no i wlasnie na to chcialem zwrocic uwage...
mozna spytac dlaczego?
> > Wyolbrzymiasz nie tyle sam problem co ta swoja pomoc. IMHO
oczywiscie.
>
> chyba faktycznie In Your Opinion (ktora szanuje), bo ja sie z tym
niestety
> zgodzic nie moge.
> Moze to i tak wyglada. Ok, nie jestem obiektywny. Ale naprawde nie
chodzi mi
> o to, zeby iles tam setek ludzi czytalo, jak to ja sie staram i w
ogole.
> Poprostu staram sie dojsc do jakiegos rozwiazania i moze faktycznie
przy tym
> za bardzo eksponuje swoja role. No ale w koncu pisze o niej_i_o_mnie,
mowie
> o zywym_przypadku, wiec nie widze sensu teoretyzowania i gdybania...
ŁukAsh, a czy nie wydaje Ci sie, ze trzeba zaakceptowac, ze nie we
wszsytkim mozesz pomoc? I nie kazdemu.
IMHO (i chyba znowu moja nie pokryje sie z Twoja ?) jedyne co mozesz
zrobic to to, co robisz teraz.
> > Nie obiecuj sobie za duzo po rozmowach z nia. Oczywiscie, one
pomagaja,
> > sa wazne.
>
> obiecuje sobie tylko tyle, ze ona poczuje sie lepiej i choc w pewnym
stopniu
> znowu bedzie taka jak byla.
A moze jednak wygorowane ambicje? Przeciez to ci sie juz udalo Nie?
Piszesz, ze to "tylko" tyle. ale to jest bardzo duzo. _az_ tyle.
> > Ale tak naprawde to nikt za nia jej problemow nie pokona.
>
> ale ktos (zeby nie bylo, ze znowu ja) moze jej pomoc wejsc na droge ku
> pokonaniu tych przeciwnosci...
Po co ta ironia? Przepraszam, moze za ostro to ujalem, ale wyrazam tylko
moje zdanie. Nie doceniasz swojej pomocy. Albo przeceniasz swoje
mozliwosci.
Pewnie to pierwsze, mam nadzieje ?
Ja ci nic wiecej nie poradze. Jedyne o mozesz zrobic, to kontynuacja
tego co robisz juz teraz. Takie jest moje zdanie, co nie znaczy, ze mam
racje. IMO rob dalej to co robisz, staraj sie ja tez wyrwac czasem z
domu na jakas impreze, zeby zapomniala chwilowo i czesciowo (bo calkiem
nie zapomni)
Czasem jest po prostu tak, ze nie mozna wiecej dla kogos zrobic. Chociaz
by sie chcialo.
> i wzajemnie,
ja tradycyjnie rowniez :-)
krzysztof(ek)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |