Strona główna Grupy pl.sci.psychologia muzyka i samopoczucie

Grupy

Szukaj w grupach

 

muzyka i samopoczucie

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2002-06-14 19:44:57

Temat: Re: muzyka i samopoczucie
Od: "... z Gormenghast" <p...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

ika zuzeloth w news:aeci1v$6go$1@news.tpi.pl...

No więc widzę, że jednak będe mógł coś dodać - jeśli pozwolisz... ;)

> Nie wiem czy ten post pasuje na sci.sajkologię, ale od dłuższego czasu
> chodzi mi to po głowie i chcialam się dowiedzieć jak to wygląda u Was.

Pasuje imo jak dyabli...:)

> Kiedy świat zębieje i pokrywa się zielonym kisielem, zamykam się
> wewnątrz swojej głowy i włączam muzykę smętną, smętnie monumentalną
> lub coś w tym stylu i naprawdę dobrze się wtedy czuję.

Kiedy świat pokrywają gęste szare, niskie chmurzyska, nigdzie nikogo nie słychać,
i tylko deszcz lub mżawa bije po szybach sprawiając wrażenie, że to już Koooniec...
że tak już zostanie na wieki...
czuję się znacznie lepiej.
Chciałbym wręcz zatrzymać ten stan stricte pogodowy na cały dzień, na tydzień,
miesiąc... Prawdę mówiąc to tak, jakbym mieszkał pod wodą ;))).

Czy wtedy myślę o muzyce? Tak, ale niekoniecznie. Ale jeśli już, to wolę
wybrać coś monumentalnego, albo przynajmniej wstrząsającego a nawet
wzruszającego - choc to troche niebezpieczne.
Najchętniej jednak siadam sam do moich koralowych raf i tworzę cuda,
na własny użytek, niepowtarzalne. Być może dla obcego ucha nawet
kiczowate, jednak dla mnie wspaniałe... a co! (nikt nie słyszy).

> Ludzie z zewnątrz mówią jednak: "jak słuchasz takiej dołującej muzyki
> to nie dziw się, że masz w kółko deprechę". Dołującej? Mnie koi, a nie
> dołuje.

Mam tak samo ;)). I myślę, ze jest to taki zespół wrażliwości, niezrozumiały
dla wielu, ale jednak pełnoprawny.
Nie wiem czy to koniecznie musi mieć związek z deprechami...
Wiem, że wciskanie komuś na siłę wesołkowatej muzyczki w celach
terapeutycznych może odnieść całkiem odwrotne skutki.
Harmonia jest w nas - i taka, z jaką czujemy sie dobrze.
Nic na siłę.


> Przecież gdybym włączyła wtedy jakies głupawe wesołkowate
> dyrdymały, to bym chyba roztrzaskała pół wszechświata jednym
> walnięciem pięści, a później umarła ze zgryzoty ;) Więc w którą stronę
> to działa? Muzyka na nas, czy my na muzykę?

Ja sądzę zdecydowanie, że my na muzykę!
No, ale to nie wszyscy z pewnością... Może tylko aktorzy (Magdaleno?)


> I co to jest 'dobre samopoczucie'?

Dobre samopoczucie to stan wewnętrzej homeostazy psychicznej. Nie wiem
czy psycholodzy znaja takie określenie, ale uważam że jest adekwatne.
To stan, w którym nie dręczy nas żaden niepokój, ale to wcale nie znaczy,
że musimy w tym czasie być w hucznej knajpie, albo w hipermarkecie,
albo na szczycie góry, albo między rafami... koralowymi i kolorowymi.
Musimy byc ze sobą!
Dla kazdego to, co lubi.
Dla kazdego, co innego.
I pełna wyrozumiałość dla inności.


> ika - umop apisdn

All - dn apisui

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2002-06-14 19:45:08

Temat: Odp: muzyka i samopoczucie
Od: "Marcin" <b...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


> Przeczytaj najpierw post, na który odpowiadasz.

No może faktycznie trochę to z marsa napisałem. Uważam, ze nie ma reguł.
Można słuchać smutnej muzy i nie mieć deprechy. Deprecha to cos
poważniejszego, niż chwilowy nastrój, ALE może są osoby, które muzyką mogą
doprowadzić się do depresji. U siebie tego nie zaobserwowałem, ja
(hehehehe) zawsze miałem depresje, niezaleznie od tego, czego słuchałem.
Co to jest dobre samopoczucie? To taki stan, w którym cieszysz się z tego,
ze żyjesz.
Pozdrawki
Marcin


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-06-14 19:51:03

Temat: Re: muzyka i samopoczucie
Od: m...@w...fr (Magdalena Nawrocka) szukaj wiadomości tego autora

On Fri, 14 Jun 2002 17:41:51 +0200, Saulo wrote:

>Wszedłem (a Obsesyjny Papa Altpferd niech się odstosunkuje).
>Jak już pisałem, mam tak samo jak Ty.
>
>Kiedy słucham smutnej muzyki, sam będąc smutny, roztapiam się w czymś, co
>jest poza mną. Muzyka staje się przez to jeszcze bardziej smutna, bo
>rozbrzmiewa za siebie i za mnie, ale dzięki temu nie tłamszę swojego smutku
>w sobie. Jest mnie wtedy mniej, jest głównie muzyka.
>
>Być może ci, których smutna muzyka jeszcze bardziej dołuje, odczuwają
>przepływ w odwrotnym kierunku?
>
>Z trochę innej strony: to, co smutne bywa dla mnie piękne częściej niż to,
>co radosne, a to, co naprawdę piękne, działa na mnie wręcz fizycznie:
>dreszcze przechodzące po plecach, dławiące wzruszenie gdzieś w gardle, łzy w
>oczach, wrażenie otwierania się wielkiej wewnętrznej przestrzeni,
>oczyszczenia. Jeśli takie doświadczenie miałoby nie koić, to jakie?
>

Dawniej nie potrafiąca życ bez muzyki, ostatnio zupełnie się na nią zatrzasnęłam.
Żadnej muzyki! Robi się ze mna bardzo nieciekawie, gdy czegoś słucham. Muzyka lekka
drażni do niewytrzymałosci, melancholijna sprawia, że dołuję. Żyję w gluchej ciszy
i też mi niedobrze.
pozdrawiam,


Magda N





--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-06-14 20:08:47

Temat: Re: muzyka i samopoczucie
Od: ika zuzeloth <i...@s...wody> szukaj wiadomości tego autora

Marek Kruzel (h...@g...pl) bulgocze:
<p...@g...pl>

>http://www.crsound.civ.pl/karaoke_metal.htm

ROTFL :)))
idę sobie pośpiewać
grrrrlll grll gglrrlrrrr
słodkim dziewczęcym głosem
grrllrll wrr mphhrrrr grrrr hgrrrrllll



--
ika - umop apisdn
# the deepest shade of mushroom blue #
# http://ika.blog.pl # http://czytaj.org #

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-06-14 20:29:56

Temat: Re: muzyka i samopoczucie
Od: "lazash" <l...@p...gazeta.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "ika zuzeloth" <i...@s...wody> napisał w wiadomości
news:aedf55$mck$1@news.tpi.pl...
>
> Ha, no właśnie, a dla mnie to jest to 'coś' kiedy słucham Dead Can
> Dance :)
>
Bardzo słusznie obywatelko, znacie się na muzyce, tak trzymać.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-06-14 20:34:30

Temat: Re: muzyka i samopoczucie
Od: ika zuzeloth <i...@s...wody> szukaj wiadomości tego autora

Magdalena Nawrocka (m...@w...fr) bulgocze:
<20020614195027.EDNN22718.viefep13-int.chello.at@jup
iter.chello.fr>


> Żyję w gluchej ciszy i też mi niedobrze.

Wcale się nie dziwię.
Cisza jest śmiercionośna.



--
ika - umop apisdn
# the deepest shade of mushroom blue #
# http://ika.blog.pl # http://czytaj.org #

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-06-14 21:40:20

Temat: Re: muzyka i samopoczucie
Od: ika zuzeloth <i...@s...wody> szukaj wiadomości tego autora

.. z Gormenghast (p...@p...onet.pl) bulgocze:
<a...@G...ha7f4b977.invalid>

>Kiedy świat pokrywają gęste szare, niskie chmurzyska, nigdzie nikogo nie słychać,
>i tylko deszcz lub mżawa bije po szybach sprawiając wrażenie, że to już Koooniec...

'ooo'? Tak jak 'to ostatnia niedzieeela'? ;)
Wywołujesz też deszcze i burze, czy dostosowujesz się do ich rytmu?

> Prawdę mówiąc to tak, jakbym mieszkał pod wodą ;))).

Hmmm... <,><
(:

>Najchętniej jednak siadam sam do moich koralowych raf i tworzę cuda,
>na własny użytek, niepowtarzalne. Być może dla obcego ucha nawet
>kiczowate, jednak dla mnie wspaniałe... a co! (nikt nie słyszy).

Ojej, ja też chcę usłyszeć!

>Mam tak samo ;)). I myślę, ze jest to taki zespół wrażliwości, niezrozumiały
>dla wielu, ale jednak pełnoprawny.

Ale jak ludzie odpowiadają, to sporo jednak to ma. To dobrze, mnie to
cieszy, nie wiem tylko czy to świadczy o większości, czy o
specyficzności tego miejsca.

>Nie wiem czy to koniecznie musi mieć związek z deprechami...
>Wiem, że wciskanie komuś na siłę wesołkowatej muzyczki w celach
>terapeutycznych może odnieść całkiem odwrotne skutki.

I na odwrót też. Dlatego zastanawia mnie muzykoterapia.

>Harmonia jest w nas - i taka, z jaką czujemy sie dobrze.
>Nic na siłę.

Zawsze mówiłam, że jestem zdrowa,
'a te sznyty, mamo, to kotek mi zrobił' ;>

Tak mnie futurystycznie poniosło i zaczęłam się zastanawiać, kiedy
depresję będą diagnozować w jakiś cudotwórczy sposób badając stężenie
i aktywność odpowiednich mediatorów...

>>Muzyka na nas, czy my na muzykę?
>
>Ja sądzę zdecydowanie, że my na muzykę!

Czyli w powiedzeniu, że 'muzyka łagodzi obyczaje' czai się już to
założenie, że odpowiednia muzyka, do odpowiedniej chwili? Może być i
tak.

>No, ale to nie wszyscy z pewnością... Może tylko aktorzy (Magdaleno?)

Aktorzy?
Tłumacz się, bo nie rozumiem :)
(chyba, że to nie do mnie i MAM nie rozumieć;)

>Dobre samopoczucie to stan wewnętrzej homeostazy psychicznej.
>[...]
>Musimy byc ze sobą!
>Dla kazdego to, co lubi.
>Dla kazdego, co innego.

I gdzie w tej definicji mieści się psycholog, ze swoimi szablonami i
miarkami przytykanymi do badanego? ;/

>> ika - umop apisdn
>
>All - dn apisui

Hy hy spryciarzu, zabrakło Ci t? ;)



--
ika - umop apisdn
# the deepest shade of mushroom blue #
# http://ika.blog.pl # http://czytaj.org #

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-06-14 21:40:23

Temat: Re: muzyka i samopoczucie
Od: ika zuzeloth <i...@s...wody> szukaj wiadomości tego autora

.. z Gormenghast (p...@p...onet.pl) bulgocze:
<a...@G...h293d51be.invalid>


>Niestety, na czas nie zdążę,

Na jaki czas, to nie IRC, to Usenet.


ika
--
bez sygnaturki

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-06-15 00:02:18

Temat: Re: muzyka i samopoczucie
Od: Flyer <f...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

ika zuzeloth wrote:
>
> Nie wiem czy ten post pasuje na sci.sajkologię, ale od dłuższego czasu
> chodzi mi to po głowie i chcialam się dowiedzieć jak to wygląda u Was.
>
> Kiedy świat zębieje i pokrywa się zielonym kisielem, zamykam się
> wewnątrz swojej głowy i włączam muzykę smętną, smętnie monumentalną
> lub coś w tym stylu i naprawdę dobrze się wtedy czuję. Ludzie z
> zewnątrz mówią jednak: "jak słuchasz takiej dołującej muzyki to nie
> dziw się, że masz w kółko deprechę". Dołującej? Mnie koi, a nie
> dołuje. Przecież gdybym włączyła wtedy jakies głupawe wesołkowate
> dyrdymały, to bym chyba roztrzaskała pół wszechświata jednym
> walnięciem pięści, a później umarła ze zgryzoty ;) Więc w którą stronę
> to działa? Muzyka na nas, czy my na muzykę?
> I co to jest 'dobre samopoczucie'?

Kiedy deszcz siecze a wiatr wieje nie potrzebuje zadnej dodatkowej
muzyki [specjalista pewnie by zdiagnozowal - lubie "biale szumy" ].
Wrecz
uwielbiam siedziec gdzies pod dachem i sluchac zawodzenia wiatru albo
deszczu na szybach.

A jak tego nie ma - czesto w nocy wlaczam myzyke [cicho] ale specjalnie
sie nie interesuja czego slucham. Potrafie puszczac plyte w kolko przez
tygodnie, zanim nie wpadnie mi cos nowego do reki. Z rownie dobrym
skutkiem moze to byc niesmiertelna Britney (moze wg autorytetow muzyka
bezwartosciowa, ale robiaca dostatecznie duzo "ruchu" i halasu) jak i
Koncerty Brandenburskie Bacha (o niesmiertelnym Requiem Mozarta nie
wspominajac). Gdzies ostatnio spotkalem sie z fabularnym (w powiesci,
filmie - nie w zrodlach fachowych) tlumaczeniem troche zartem, ze
puszczanie muzyki chronilo pewna osobe przed slyszeniem glosow. Ja chyba
nie chce slyszec Ciszy.

Czy muzyka dziala na mnie (o innych nie pisze, bo nie jestem
psychologiem ;) ) - jezeli slucham jej swiadomie to tak. Raz moge
uzywac jej jako "zatyczek-przeszkadzajek" do swiadomosci, innym razem
pomaga mi "utonac" w nastroju - jakby krystalizuje go, pomaga go znalesc
i okreslic. Wiecej nie powiem, bo dopiero teraz nad tym zaczalem sie
zastanawiac ;).

Flyer

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-06-15 08:40:23

Temat: Re: muzyka i samopoczucie
Od: "Pio.G." <p...@p...onet.plU> szukaj wiadomości tego autora



ika zuzeloth wrote:

> [...]
> Ludzie z
> zewnątrz mówią jednak: "jak słuchasz takiej dołującej muzyki to nie
> dziw się, że masz w kółko deprechę". Dołującej? Mnie koi, a nie
> dołuje. Przecież gdybym włączyła wtedy jakies głupawe wesołkowate
> dyrdymały, to bym chyba roztrzaskała pół wszechświata jednym
> walnięciem pięści, a później umarła ze zgryzoty ;) Więc w którą stronę
> to działa? Muzyka na nas, czy my na muzykę?
> I co to jest 'dobre samopoczucie'?

Muzyka moze oslabic lub wzmocnic aktualny nasz nastroj. Rzadzej jest w
stanie radykalnie go zmienic. To ostatnie moze miec miejsce np. gdy
bedac mocno rozdraznieni kakofonia niechcianych muzycznych bohomazow
nagle uslyszymy melodie lub dzwieki mile sie nam kojarzace. I zapewne
ten kontrast masz na mysli znajdujac ukojenie w "dolujacej" muzyce. Ta
ostatnia jest czesto przerazliwie piekna w swojej monumentalnosci.
Oczywiscie aby dostrzec to piekno trzeba od lat nastoletnich miec okazje
do "wyrabiania" wlasnego gustu muzycznego, upraszczajac - miec mozliwosc
nasluchania sie najrozniejszych muzyk, a nie tylko slodkiego zawodzenia
Fogga kochanego przez mamusie, czy dziarskiego disco na klepisco -
namietnie puszczanego przez brata.
Niestety nie kazdy ten wybor ma, a bez niego jest duze
prawdopodobienstwo, ze nasze preferencje muzyczne stana sie dziedziczne.
Co najwyzej nastapi ich lekkie "uwspolczesnienie" (czytaj: idolem stanie
sie gosciu z chronicznym niezytem gornych drog oddechowych ;))
Traf chcial, ze ja akurat ten wybor mialem i jego skutkiem jest m.in.
spory rozrzut mego gustu muzycznego :). Gdzies w liceum, gwaltownie, pod
wplywem ojca, zapalalem miloscia do muzyki klasycznej, a szczegolnie do
Bacha. Dzis wydaje mi sie to zabawne, bo znalem raptem jeden jego utwor:
toccatte i fuge zawarta w czolowce swoja droga bardzo wartosciowej
francuskiej kreskowki "Byl sobie czlowiek". Sklonnosc do muzyki powaznej
szybko mi minela. Wraz z krotkim rozkwitem piractwa kasetowego na
poczatku lat 90-tych odkrylem grupe terapeutyczna "The Cure" ;). Coz to
byl za odlot! Juz same tytulu utworow powstalych na pocz. lat 80-tych
sugeruja klimaty: all cats are grey, drowning man, one hundred years z
namietnie powtarzanym "sloganem": it doesn't matter if we all die. Do
tego doszla plytka z 87 r. pod znamiennym tytulem: disintegration i
sztandarowym utworkiem: the same deep water as you. Czy ta muzyka miala
na mnie dolujace dzialanie? Raczej milo mi sie jej sluchalo przezywajac
wlasny "bol istnienia". I po dzis dzien z rzadka lubie sobie cos z tego
puscic - dla "ukojenia". The Cure istnieje do dzis, ale to co teraz
graja jest cieniem tamtego czasu zmixowanym z bardziej "lotnymi"
trendami. Gdzies w polowie lat 90-tych przyszedl czas na cos bogatszego
(po czesci) aranzacyjnie - duecik Cocteau Twins z jedyna w swoim rodzaju
wokalistka - niejaka Elizabeth Fraser. Jej swidrujacy, poszarpany sopran
przywodzacy niekiedy na mysl glos kobiety szczytujacej zapadl mi mocno w
pamiec. Dziwna to muzyka, plynaca, ale z silna perkusja i oczywiscie z
duza zawartoscia elektroniki, bo na gitary bez elektryki i lata 60/70-te
mam do dzis wysypke ;). Pod koniec lat 90-tych z przerazeniem odkrylem,
ze podobaja mi sie niektore odmiany techno. O zgrozo, co za niefart!
;)). Czy upodobanie do Underworld i niektorych kawalkow Prodigy oznacza
regres w rozwoju??? I czy chowac glowe w mokry piach przed tym co nas
kreci??? Dalej mam odchyly w plynace kregi chilloutowo-ambientowe: the
Orb, Biosphare, Groove Armada, wspomniany ostatnio przez Ciebie Sigur
Ros, czy niesinglowy Moby. Ze 2 lata temu znalazlem wykonawce laczacego
wode z ogniem tj, szybki rytm i rozmyte, niby hinduskie dzwieczki. Jest
to niejaki Banco de Gaia (nie kojarzyc z zadnym latynosem!!!, afe bym
sie brzydzil ;))
Ciekawe jeszcze hi hi na jakie wolty w guscie mnie stac? :))
To tyle opowiastki.

Sorry za duze stezenie dla wiekszosci niezrozumialych nazw, choc Ci,
ktorych to drazni, do tego miejsca pewnie nie doczytali...

pzd & rw

--
_
Pio.G.(R)eserved

# chcesz do mnie napisac? - usun koncowke U z mojego adresu #

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 . 2 . [ 3 ] . 4 . 5


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Czas internetu - anonimowosc
Re: Przyczyna ogolnego zniechecenia coraz wiekszej liczby ludzi.
Zapytanie
Klucze do podŚwiadomości = 69
Buddyzm w Katowicach - lipiec 2002

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6

zobacz wszyskie »