Path: news-archive.icm.edu.pl!newsfeed.gazeta.pl!newsfeed.tpinternet.pl!atlantis.news
.tpi.pl!news.tpi.pl!not-for-mail
From: "ulast" <u...@p...onet.pl>
Newsgroups: pl.soc.rodzina
Subject: odejścia?
Date: Tue, 12 Oct 2004 08:53:00 +0200
Organization: tp.internet - http://www.tpi.pl/
Lines: 61
Message-ID: <ckfv8s$g0p$1@atlantis.news.tpi.pl>
NNTP-Posting-Host: avv205.neoplus.adsl.tpnet.pl
X-Trace: atlantis.news.tpi.pl 1097564252 16409 83.27.55.205 (12 Oct 2004 06:57:32
GMT)
X-Complaints-To: u...@t...pl
NNTP-Posting-Date: Tue, 12 Oct 2004 06:57:32 +0000 (UTC)
X-Priority: 3
X-MSMail-Priority: Normal
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 6.00.2600.0000
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V6.00.2600.0000
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.soc.rodzina:64167
Ukryj nagłówki
Witam,
ostatnio dużo czytam na grupie o odejsciach.
Abstrahując zupełnie od problemów opisanych w tamtych tematach, bardzo
chciałabym poznać opinię tych, którzy odeszli, zostawili partnerów.
Przyznam, czytając post Sokratesa łzy płynęły mi z oczu...
Ja właśnie byłam tą, która odeszła, u nas nie było zdrad, nie było innych
partnerów i nie przestałam kochać męża.
Wynikła po prostu sytuacja, z którą w żaden sposób nie mogłam sobie
poradzić, a raczej mąż nie mógł sobie poradzić (nie chcę wnikać- chodzi o
uzależnienie).
Dziś jest już dobrze, mogę powidzieć że cudownie między nami :-)...ale
pamiętam jak zabrałam dzieci i w jednej sekundzie wyniosłam się z domu, bo
wszytko doszło do granic wytrzymałości.
Pamiętam zupełny brak zrozumienia ze strony męża, jego zdziwione oczy,
uważał, że nie mam racji...
....i gdybym go nie kochała nie było by problemu...
Ale ja kocham go bardzo i wyprowadzając się cierpiałam...
...ciężko jest żyć z kimś kto nie jest już "twoim poznanym ukochanym" a
zupełnie innym, zmienionym, obcym człowiekiem, ciężko patrzeć jak z dnia na
dzień niknie w oczach, śpi raz na parę dni...:-(((...
To były bardzo ciężkie chwile....
....a ja wtedy starałam się robić to co zawsze (uczyłam się zaocznie,
zajmowałam się domem, gotowałam etc)..postanowiłam, że nie będę
chisteryczką, dam sobie radę....
Wróciłam do domu po miesiącu, wszytko było dobrze ok. kilku tygodni, potem
sytuacje zaczęły się powtarzać...
Przyszedł moment, kiedy podjęłam decyzję o wyprowadzce, drugiej ale
ostatniej....
Nie było kłótni, nic, po prostu spojżałam na męża bez słów (badzo się na nim
wtedy zawiodłam)...
Minęła noc...rano wstałam z zamiarem opuszczenia raz na zawsze domu,
uwazałam, że zrobiłam wszystko co możliwe aby było dobrze...
No i właśnie...nie wiem co sie stało....od tej pamietnej nocy..mąż zmienił
się....tak z dnia na dzień.
Dwa tygodnie chodziłam jak "walnięta w łeb"...zastanawiałam się jak to się
stało,to niemożliwe, aby moje prośby rozmowy, cierpliwość...nagle
zaowocowały....
A jednak...
...później dużo rozmawialiśmy, powrócił "mój" mąż, taki jakiego poznałam,
pokochałam i kocham do dziś...:-)
Chciałam tylko napisać, że nie zawsze jesli żona odchodzi, to znaczy, że nie
kocha albo ma innego...
Przepraszam, za tak długi post.
Pozdrawiam
Ula (ulast)
www.ulast.prv.pl
|