Strona główna Grupy pl.sci.psychologia (read me, please)

Grupy

Szukaj w grupach

 

(read me, please)

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2003-11-13 15:40:14

Temat: (read me, please)
Od: "nawrocki" <private@(cut)nawrocki.art.pl> szukaj wiadomości tego autora

JEŹDZIEC BEZ GŁOWY
(fragment)

I. Jeździec

Jeździec przybył konno. Gdyby nie przybył konno, nie byłby jeźdźcem.
Ja opisuje postać, która jest jeźdźcem, a więc musiała ona przybyć
konno. Postać jednak nie zawsze musi przybywać konno. Może przybywać
też powozem, albo psim zaprzęgiem. Mój jeździec przybył konno.
Jeździec przybył na jednym koniu. Mógłby równie dobrze przybyć na
dwóch koniach, jednak trudno byłoby nam sobie wyobrazić taką sytuację.
Gdy jeździec przybywa na jednym koniu, i gdy ciągnie za sobą drugiego
konia, to wtedy to już nie jest przybywanie na jednym koniu, tylko
przybywanie konno z dodatkowym koniem (który może być traktowany jako
koń bagażowy, lub zapasowy koń do jazdy).
A zatem: jeden jeździec przybył na jednym koniu do wioski. I tym
sposobem dowiadujemy się, że jeździec przybył na koniu do wioski,
która (swoją drogą) też była jedna, co skłania nas do zastanowienia
się nad pojedynczą naturą przedstawionych tu zjawisk. Takie
zastanowienie się jest jednak zbyteczne, a to dlatego, że na
wspomnianej wiosce pojedynczość zjawisk się kończy. Dalej bowiem mamy
dwoistość; dwoistość szlaków które do niej prowadziły. I tak był szlak
zachodni, i był też południowy. Jeździec przybył szlakiem zachodnim.
Domyślam się, iż po głowie czytelnika przeleciała taka myśl, że
przecież szlak zachodni był tylko jeden, i że tym samym nie mógł on
tworzyć ze szlakiem południowym dwoistości zjawiska, zwłaszcza w
takiej sytuacji, kiedy to chciałem na siłę złamać utrwalającą się
zasadę, iż zjawiska zawarte w tym tekście są pojedyncze. Spokojnie
czytelniku; wprawdzie szalki wiodły w różnych kierunkach, ale były one
szlakami, i jeździec mógłby przybyć którymkolwiek z nich dwóch, i nic
by się nie stało, i nie zrobiło by to nam nawet różnicy. Tak właśnie
uzasadniam uznanie dwoistości szlaków.
Zapewne tytuł tego tekstu podsunął już czytelnikowi myśl, którą ja
teraz potwierdzę, że jeździec przybył do wioski bez głowy. Nie, to nie
wioska była pozbawiona głowy, tylko jeździec. Jeden jeździec bez głowy
przybył na jednym koniu do jednej wioski, do której prowadziły dwa
szlaki - jeździec przybył szlakiem zachodnim (ten drugi, jak już
wspomniałem, nosił nazwę 'szlaku południowego').
Chcę teraz potrzymać czytelnika przez chwilę w niepewności, i dlatego
nie zdradzę od razu natury bezgłowia jeźdźca. Nie powiem więc,
dlaczego jeździec był bez głowy; czy oszalał, czy mu ją ktoś odciął.
Gdyby historia ta została sfilmowana, oglądający te historię widz od
razu by wiedział, że jeździec nie ma głowy (oczywiście tylko w
przypadku, gdyby jej naprawdę nie miał). Niestety, ten sam widz nie
dostrzegłby tego, że jeździec nie ma głowy, gdyby ów jeździec stracił
ją na skutek postradania zmysłów. Zjawisko jeźdźca bez głowy jest
doskonałym przykładem dla wykazania zarówno czytelnikowi (jak i
widzowi) wyższości formy tekstu nad formą obrazu i dźwięku. Oczywiście
wiem, iż w trakcie kiedy ta scena byłaby odgrywana, możnaby było
uposażyć ją w lektora, lub napisy na dole ekranu. Jednak czyż nie
wyglądałoby to komicznie, gdyby ktoś napisał, lub powiedział nam, że
ten jeździec, którego widzimy, to on nie ma głowy?
Gdy jeździec przybył do wioski, to nie stał przed nią, tylko z marszu
wjechał do jej środka. Wiem, że brzmi to dziwnie, gdy opowiadam, że
ktoś z marszu wjechał do wioski, a jednak pomimo to nie chciało mi się
szukać wyrażeń bliskoznacznych wyrażeniu 'z marszu', i dlatego
pozostawiłem pierwsze zdanie tego akapitu w takiej formie, w jakiej
ukształtowałem je na samym początku. Mam nadzieję, iż czytelnik nie
będzie się czuł z tego powodu urażony.
Gdy jeździec wjechał do środka wioski, mi przypomniało się, że koń na
którym do niej przybył był biały. Przez chwilę nawet myślałem, że był
on czarny, jednak doszedłem do wniosku, że musiał być biały, gdyż
biały koń jest jaśniejszy od czarnego, a jeździec (o którym piszę) nie
należy do typu zwykłych czarnych bohaterów, którzy przybywają na
czarnych koniach i panoszą się po wioskach bez głów (powtarzam, nie
wioskach bez głów, tylko bez głów jeźdźcy). Być może przesadzam z tą
mnogością przeciętnych czarnych bohaterów, ale proszę o zrozumienie;
mój bohater jest wyjątkowo przeciętnym bohaterem, i jeśli chcę go
odprzeciętnić, to muszę ganić za przeciętność innych.
Skoro już się wydało, że jeździec bez głowy jest czarnym bohaterem,
powiem może o tym kilka słów więcej. Z jeźdźca czarnego bohatera czyni
brak głowy, a to dlatego, że takiego jeźdźca nikt nie pokocha, bo kto
by pokochał kogoś, kto nie ma głowy (i nie ważne, czy nie ma głowy, bo
oszalał, czy nie ma jej, bo mu ją ktoś uciął). Skoro więc nikt nie
pokocha takiego jeźdźca, to nie może on być kimś pozytywnym, z kim
możnaby było się utożsamić, bowiem każdy bohater pozytywny, nawet
jeśli samotny, musi być przez kogoś kochany (choćby nawet przez samego
siebie) i oczywiście można się z nim utożsamić. Jeździec bez głowy sam
siebie nie może pokochać, bo nie ma głowy.
Zapewne dziwi czytelnika moja postawa. Jest ona podyktowana chęcią
uczynienia ze tego tekstu czegoś na wzór bestselleru**, w którym
uczucia muszą odgrywać znaczącą rolę (dla zainteresowania uwagi
szerszego czytelnika), a jak nie trudno się domyślić, bohater bez
głowy niewiele ma wspólnego z uczuciami, i dlatego właśnie powstał
jeździec z głową, którego można pokochać, i który sam też może
pokochać kogoś. Jeszcze jedna rzecz; wprawdzie opisuję bohatera, który
nie ma głowy, a jednak chcę, aby tekst ten niósł pozytywne wrażenia
(jak każdy bestseller). Między innymi właśnie dlatego nie zmuszam
czytelnika, aby utożsamiał się z jeźdźcem bez głowy (choć wiem, że
przecież nie każdy czytelnik chce się utożsamiać). Dla tych wszystkich
czytelników, którzy mają nieodpartą potrzebę utożsamiania się z
bohaterami, wprowadzę teraz do tekstu postać pozytywną.
Do tej samej wioski, do której przybył jeździec bez głowy, przybył też
jeździec z głową (przybył on o do tej wioski o tej samej porze tego
samego dnia, co jeździec bez głowy). Rozważania nad przyczyną,
posiadania przez tego drugiego jeźdźca głowy pozostawmy lepiej* w
spokoju. Miał głowę, i tyle wystarczy (jeśli chodzi o jego cechy
fizyczne). Przybył on szlakiem południowym, i też z marszu wjechał do
wioski, i przybył na czarnym koniu (w przeciwieństwie do jeźdźca bez
głowy, który przybył na koniu białym). Tym przeciwieństwem podkreślam
to, iż drugi jeździec był pozytywny, gdyż zawsze (lub przynajmniej w
moim odczuciu) jest tak, że przeciwni sobie bohaterowie jeżdżą na
koniach o przeciwnych sobie maściach (jeśli w ogóle takie pojęcie, jak
'przeciwne sobie maśćcie' istnieje).Jeździec z głową był jednym z
wielu jeźdźców, którzy przybyli do owej wioski szlakiem południowym
(tego samego dnia i o tej samej porze, co jeździec bez głowy), i gdyby
nie moja potrzeba stworzenia pozytywnego bohatera (powodowana
czytelniczą potrzeba utożsamiania się), nigdy bym o nim nie wspomniał.
Niestety, sprawa jeźdźca z głową zmusza mnie do wyjaśnienia jeszcze
jednej kwestii, a mówię, że 'niestety', ponieważ chciałem już
zapomnieć o nim. Naprawdę miałem zamiar pominąć go w dalszej treści
opowiadania, jednak nie jest to takie proste, jak się wydaje, że być
powinno. Ową kwestią do wyjaśnienia są inni jeźdźcy, którzy wjechali
do wioski wraz z jeźdźcem z głową. Z moich wcześniejszych słów
wynikało, iż jeźdźcy o przeciwnych maściach swoich koni są sobie
również przeciwni w sensie moralnym. Nie jest to prawda, a
przynajmniej nie do końca. W moim przypadku sprawa ta ma się tak:
jeździec bez głowy jest zły, ale wszyscy inni (bez względu na kolory
ich koni, i szlaki, którymi przybyli) są dobrzy (nie licząc ich
pospolitych grzechów); jeździec z głową został wyróżniony tylko w tym
celu, aby czytelnik mógł siebie umieścić w świecie, jaki tworzy ten
tekst - mówiąc najprościej, czytelnik jest jeźdźcem z głową, który
przybył do wioski w tym samym czasie, co jeździec bez głowy, i dlatego
może go obserwować, i dlatego widzi go dzięki mojemu tekstowi.
Jeśli już zakładam, że czytelnik spotykał jeźdźca bez głowy na środku
wioski, to powinienem też wyjaśnić, czy faktycznie jeździec nie miał
głowy, czy tylko postradał zmysły. Mogę jednak to wyjaśnienie odłożyć
jeszcze na chwilę, jeśli powiem, że jeździec bez głowy miał na
miejscu, gdzie głowa powinna być, wiadro. Brzmi to nieco groteskowo,
ale załóżmy, że tak właśnie było. Naturalnym odruchem czytelnika jest
teraz zauważenie, że tekst ten niczym nie odbiega swoją formą od
formy, w jakiej zostałby on sfilmowany, i gdzie na dole ekranu
pisałoby, że ten jeździec nie ma głowy. Dlatego właśnie zaprzeczę
teraz temu, iż jeździec bez głowy miał zamiast głowy widoczne wiadro;
jeździec bez głowy nie miał wiadra, ani nie miał głowy.
Jeźdźca z głową pozostawmy jednak w spokoju, gdyż był on tylko
przypadkową postacią, która wdarła się do tego tekstu przez moją
niekonsekwencje w pisaniu na temat. Teraz widzę wyraźnie, iż
wprowadzenie do tego tekstu jeźdźca z głową było z mojej strony
nierozsądne. Niepotrzebnie podsunąłem czytelnikowi pomysł utożsamiania
się z nim, przez co czytelnik zapragnął teraz poznać tajemnicę tego,
jak się naprawdę sprawa z brakiem głowy u jeźdźca miała. Wolałbym,
gdyby czytelnik w ogóle nie chciał oglądać tego jeźdźca, ale skoro już
doszliśmy do tego miejsca, w którym tak otwarcie manifestuje mój
przedmiotowy stosunek do odbiorcy, to wyjaśnię temu odbiorcy, tj.
tobie czytelnikowi, iż mój przedmiotowy stosunek do ciebie nie wynika
z niechęci, ale z troski. Otóż, gdybym się za bardzo zaangażował
emocjonalnie w relacje z czytelnikiem, zacząłbym traktować go ulgowo,
a przez to treść, jaką bym mu przekazywał, straciła by swoją
wiarygodność.

* Lepiej - przymiotnik stopniujący stan normalny (obojętny) wzwyż, tj.
wyrażający stan ponadprzeciętny w sensie dobrym. Lepiej to też
określenie na zlepek słów, najczęściej krótki i koniecznie rymowany,
np. 'czym tekst więcej pokręcony, tym czytelnik bardziej
zachwycony'... Ten przykład nie jest najlepszy, gdyż z trudem się go
wymawia, ale jest to przykład lepieja, a lepieja właśnie chciałem
czytelnikowi pokazać, no i pokazałem...
** Bestseller - czym bestseller jest, każdy wie... Powiem więc lepiej,
dlaczego z tego tekstu chcę uczynić bestseller; tak więc chcę uczynić
z niego bestseller dlatego, iż chcę odnieść sukces, który pozwoli mi
zarobić pieniądze, które z kolei pozwolą mi na egzystencję na
przyzwoitym poziomie...


II. Wioska

W tym rozdziale opowiem trochę o tej wiosce, do której przybył
jeździec bez głowy. Wioska ta była jedną z wielu wiosek, jakie w owych
czasach istniały. Przy okazji wyjaśnię też, jakież to czasy mam na
myśli, bowiem umiejscowienie opisywanych tu wydarzeń w jakiejś
czasoprzestrzeni będzie z pewnością na korzyć zarówno dla treści, jak
i dla autora. Może więc na początek powiem, kiedy się to wszystko
działo, tak, aby czytelnik mógł sobie tę wioskę wyobrazić tak, jak mu
jego wiedza historyczna podpowiada, i jak mu to zaraz opisze. Tak więc
działo się to w czasach, kiedy po drogach jeździli jeźdźcy bez głowy,
i kiedy na te drogi mówiło się szlaki.
Jeździec bez głowy przybył do wioski w czasach, które najlepiej do
tego wydarzenia pasują. Generalnie takie czasy kojarzą się nam ze
średniowieczem, a to dlatego, że wtedy właśnie ludzie najczęściej
pokonywali przestrzeń na koniach, i wtedy też mówiono na małe
miejscowości (które nie koniecznie musiały mieć prawa miejskie)
wioski, a na drogi z kolei mówiono szlaki. Bądźmy jednak wobec siebie
szczerzy; nie każdy czytelnik lubi teksty, których akcja dzieje się w
średniowieczu, a ja pragnę wręcz, aby tekst ten polubił każdy, nawet
ktoś, komu źle się kojarzą takie pojęcia jak krucjaty, inkwizycja i
ogólnie pojęta ciemnota. Dlatego też jeden z elementów
czasoprzestrzeni tego opowiadania, tj. czas, pozostawię do
rozstrzygnięcia samemu czytelnikowi. To czytelnik ma wybrać, czy akcja
dzieje się w przeszłości, czy w przyszłości, bowiem nie wykluczone, że
w przyszłości ludzi przesiądą się na powrót na konie, i na powrót będą
używać takich pojęć jak wioska i szlaki.
Ta przysługa, jaką oddaję teraz czytelnikowi (czyli wybranie miejsca
akcji opowiadania na tablicy chronologicznej losów ludzkości) kosztuje
mnie wiele. Muszę bowiem w opisie wioski uwzględnić teraz to, iż
czytelnik zapragnie, aby akcja tej opowieści działa się we wspomnianej
przyszłości, a więc musze opisać tę wioskę tak, aby pasowała ona do
każdej daty, jaką tylko czytelnik może sobie wyobrazić. Dlatego też
opis wioski nie będzie zbyt szczegółowy, i pozwolę sobie skupić się
tylko na najistotniejszych elementach ją tworzących.
Wioskę tę tworzyły chaty, które mogły być zbudowane z desek i siana,
lub z blachy i folii (folii o wyjątkowo trwałej strukturze, tj. folii
bardzo wytrzymałej, która mogłaby być wykorzystywana jako
nieprzemakalne poszycie dachów chat w przyszłości). Oprócz tych chat,
w wiosce były też ścieżki (względnie drogi), które prowadziły w
różnych kierunkach, tak że można było dzięki przechodzeniu z jednej
ścieżki na drugą obejść całą tę wioskę, i dość do każdej chaty, jaka
się w niej znajdowała. Ścieżki te prowadziły między innymi do
wodopoju, który oprócz tego, że też tworzył tę wioskę, był również jej
punktem centralny, czyli znajdował się tam, gdzie znajduje się
miejsce, o którym mówi się, że jest centrum (centrum wioski, miasta,
lub centrum kultury). Słowo centrum jest jednak mało trafnym
określeniem na miejsce w wiosce, dlatego też, zamiast używać tego
właśnie słowa, w dalszej treści tekstu będę używał słowa
bliskoznacznego, a mianowicie 'środka'.
Jeździec bez głowy przybył do wioski przez zmrokiem. Gdyby przybył
wcześniej, nie byłoby w tekście tego klimatu, jaki dostarcza nam
termin 'przez zmrokiem'. Przed zmrokiem bowiem, to tak jak przed
świtem, albo przed śmiercią. Przed świtem jednak, to tak jak na
początku życia, albo drogi, a jeździec bez głowy był wówczas u schyłku
swego żywota, tak więc nie mógł przybyć przed świtem, tylko przed
zmrokiem. Pewnie czytelnik chciałby zwrócić moją uwagę na to, iż
jeździec bez głowy mógłby równie dobrze przybyć nocą, i to również
dałoby efekt w postaci takiego klimatu, jaki staram się tu wprowadzić
(tj. klimatu grozy). Ja jednak pragnę zwrócić uwagę czytelnika na to,
iż w nocy nie rozpoznałbym barwy konia, na jakim jeździec przybył, a
tym samym nie mógłbym rozpoznać barwy innych koni, na których przybyli
inni jeźdźcy. Jak się czytelnik domyśla, spowodowało by to (to jest
nierozpoznanie barwy poszczególnych koni) spore cięcia tekstu w
rozdziale pierwszym.
Wprawdzie jeździec bez głowy przybył przed zmrokiem, jednak kiedy
znalazł się w środku wioski, przy wodopoju, wtedy zapadł zmrok*, i nic
już nie było widać, poza miejscami, gdzie paliły się pochodnie**.
Takich miejsc było sporo, a znajdowały się one w jakiś istotnych
punktach wioski, czyli np. koło wodopoju i przy bramach, bowiem, o
czym wcześniej nie wspomniałem, wioska miała bramy, które oczywiście
były dwie, tak jak były dwa szlaki, które do tej wioski wiodły. Same
bramy jednak nie dają poczucia bezpieczeństwa, dlatego też od bramy do
bramy (wokół wioski) rozciągnięty był palisadowy mur obronny, który
miał chronić obywateli przed zbójami, dzikimi zwierzętami i
ewentualnie przed wiatrem, który w tych stronach był dość dokuczliwy
(jakie to były strony, pozostawmy kwestią otwartą).Choć rozdział ten
został poświęcony wiosce (poświęcenie to wynika z tytułu tego
rozdziału), do której przybył jeździec bez głowy, to pomimo tego
poświęcenia, muszę wspomnieć o innej jeszcze rzeczy, która wdarła się
do mej głowy podczas redagowania tegoż właśnie rozdziału. Rzeczą tą
jest natura tytułowego jeźdźca, a chodzi o naturę gatunkową. Jakoś
umknęło mi wcześniej sklasyfikowanie jeździła bez głowy; naturalną
rzeczą było to, iż skoro opowiadam o jeźdźcach, wioskach i szlakach,
to muszę opowiadać o ludziach, ich skupiskach i traktach, którymi
podróżują pomiędzy owymi skupiskami. Chcę zatem wyraźnie powiedzieć,
że jeźdźcem jest człowiek, i pomimo, iż nie ma on głowy, jest nim
nadal.
Ten pozbawiony celowości wywód o wiosce stał się taki (tj. bezcelowy),
gdyż taka była jego natura, tak jak naturą jeźdźca jest jego
człowieczeństwo. Nie oznacza to jednak, że całe to opowiadanie jest
bezcelowe; celowość bowiem (tak, jak i czas wydarzeń) wyznacza
czytelnik. To czytelnik ma zdecydować, kiedy i po co się to wszystko
dzieje, to znaczy, kiedy i dlaczego jeździec bez głowy przybył do
wioski. Kwintesencją tej historii jest to, że nie ma ona kwintesencji,
i dlatego ową nieszczęsną (jak się wydaje) kwintesencję czytelnik
wymyśla sobie sam, taką, jaka mu się będzie podobała - to samo tyczy
się czasu i celowości opowiadanych tu wydarzeń - czytelnik jest na
równi z autorem; autor przedstawia zjawisko, a resztą zajmuje się
czytelnik.
Z tego wszystkiego wynika jeden podstawowy wniosek (reszta wniosków,
to wnioski poboczne); wniosek ten jest taki, iż bardzo mocno wierzę w
wyobraźnię czytelnika. Czytelnikowi właśnie powierzam znaczną cześć
pracy podczas tworzenia scenerii i umiejscowienia jej w czasie, a
także podczas ustanawiania celu tej pracy, który to cel jest chyba
najistotniejszy. Jeśli więc czytelnik zawiódł moje zaufanie, i nie
sprostał stawianym mu wymaganiom, dawno już przestał czytać ten tekst.
Do tego bowiem miejsca opowiadania, w którym się obecnie znajdujemy,
dotarli tylko nieliczni, którzy byli przygotowani na to, że trzeba się
do tego czytania przygotować (owym przygotowaniem się było
przygotowanie się na wszelkie ewentualności, w tym też wspomniane
przygotowanie się).

* Zmrok - czyli mrok z 'z' na początku.
** Pochodnia - kij owinięty szmatą umoczoną w jakimś łatwopalnym
płynie (jeśli w przyszłości będą kije, szmaty i łatwopalne płyny, to
pewnie będą też pochodnie, a więc niech mi czytelnik pogratuluje
pomysłowości w tworzeniu uniwersalnej wioski o uniwersalnych
właściwościach).


pozdrawiam serdecznie
Łukasz N.

--
[Chemical Brothers - Star Guitar.mp3
...You should feel what I feel...
(Chemical Four / Come With Us)]
--
www.nawrocki.art.pl - psycho circus project

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2003-11-13 17:03:36

Temat: (www)
Od: "nawrocki" <private@(cut)nawrocki.art.pl> szukaj wiadomości tego autora

WIELKA WPADKA WOJTKA

Wprawdzie wówczas Wojtek wiedział, w jak dramatycznej sytuacji
znalazło się jego życie, a pomimo to potrafił zachować zimną krew, i
racjonalnie ocenić sytuację. Efektem tej racjonalnej oceny stał się
wyciągnięty (iście obiektywny) wniosek, że świat jest niesprawiedliwy,
a życie jest do dupy... Może słów kilka o owej dramatycznej sytuacji
życiowej Wojtka: wtedy, kiedy ta sytuacja istniała, Wojtek został
niesłusznie posądzony o kradzież roweru (to był taki dwu siedzeniowy i
cztero pedałowy rower, tzw. tandem, chyba)... a miało się to tak:
Wojtek wyszedł wczesnym wieczorem w celu spaceru; wyszedł oczywiście z
domu, a wyszedł na dwór, gdzie mógł ów spacer odbyć (dziwna gramatyka
tego zdania wynika z idei, aby niektóre zdania w tym tekście zaczynały
się tylko na wyrazy z literką 'w' na początku). Kiedy więc tak się
przechadzał po dworze, spotkał pijanego listonosza, który prowadził
swój rower (ten tandem właśnie). Listonosz dostrzegł Wojtka, i chcąc
go pozdrowić ręką, uniósł ją i stracił równowagę, czego wynikiem był
upadek. Listonosz legł zamroczony na ubitą ziemię, a Wojtek nie poczuł
się winny...
Wtedy Wojtek wpadł w wichry wielkiej walki wewnętrznej, co znaczy
mniej więcej tyle, że zaczął mieć dylemat moralny, którego treścią był
wybór pomiędzy obrabowaniem listonosza, a udzieleniem mu pomocy. W
końcu się zdecydował, że najpierw sprawdzi, czy listonosz żyje -
okazało się, że Wojtek nie wie jak to sprawdzić. Dlatego właśnie
kopnął listonosza w brzuch na wysokości śledziony, a listonosz
zareagował jękiem. Kolejność postępowania była prosta; albo dobić
listonosza, albo go cucić.
Wojtek wszystkimi warstwami wyobraźni widział wielką wendettę
listonoszy, którzy przyjdą pomścić jego ofiarę. Widział też siebie
zatopionego w fotelu przed nowym telewizorem, zakupionym za renty
wszystkich wapniaków w mieście, którzy oszukują system i biorą od
państwa pieniądze dzięki skorumpowanym lekarzom i fikcyjnym
chorobom... Wtedy Wojtek naprawdę miał ten dylemat, i naprawdę nie
wiedział co robić...
Więc według wprowadzonego wydziwnienia, wyrazy występujące na początku
niektórych zdań zaczynają się na literę 'w'... A co do samej treści:
po pierwszej godzinie od pierwszego upadku listonosz się ocucił, wstał
na wpół zgięty, zablublał coś pod nosem, splunął, dał krok do przodu,
postawił nogę na czymś ślizgim, stracił równowagę i znowu legł
zamroczony na glebę. Wojtek przyglądał się temu z właściwą sobie
obojętnością, poczym ponownie zbliżył się do leżącego listonosza (gdyż
oddalił się od niego nas czas kontemplacji), i znowu kopnął go w
śledzionę, a listonosz znowu zająknął, a Wojtek znowu miał dylemat...
Wiele wyrazów wyróżnionych właściwością władania 'w' na ich początku
to fikcja; takich wyrazów nie ma zbyt wiele, co zresztą z wiadomych
przyczyn jest utrudnieniem dla autora tego tekstu podczas zaczynania
niektórych zdań... Nie zapominajmy jednak o naszym bohaterze; bohater
(w osobie Wojtka oczywiście) ponownie zanurzył się w bagnie
przemyśleń, i ponownie dał listonoszowi wystarczającą ilość czasu, aby
ten mógł się ocucić... I tak listonosz po raz drugi się ocucił,
zablublał, splunął, a po tym, naturalnie, po raz trzeci się
przewrócił...
Wiedzcie wszyscy! Wariacja wyrazowa wychodzi mi nie najgorzej, ale i
tak jest nienajlepiej, zwarzywszy na to, że bywało naprawdę dobrze, a
tragicznie dopiero ma być - Wojtek zdecydował się pomóc listonoszowi;
wiedział, że listonosz wszystkie renty albo już oddał babciom i
dziadkom, albo sam je przejął, czego niezbyt efektywny efekt było
widać po zarzyganym, posikanym, zafekaliowanym (i tak dalej)
listonoszu... Wojtek ponownie zbliżył się do listonosza, kopnął go w
wiadome miejsce, a ten w wiadomy sposób zareagował, po czym Wojtek w
jeszcze niewiadomym celu chwycił wiadomy rower listonosza (o którym
wiadomo, że był tandemem)...
Właśnie wtedy; wtedy właśnie (wiecie wszyscy kiedy) Wojtek chwycił ten
rower; chwycił go, bo chciał pomóc listonoszowi, a chciał mu pomóc, bo
rozstrzygnął wreszcie swój dylemat moralny właśnie na korzyść
listonosza, bo na korzyść listonosza była pomoc ze strony Wojtka... Ta
pomoc, to było podniesienie roweru - Wojtek sobie pomyślał, że jak
podniesie listonoszowi rower, i jak ten sam też się podniesie, to
wtedy wesprze się listonosz na rowerze, i tak będzie przez chwile
stał...
W... w... w... w... w... w... w... wreszcie się odblokowałem... No
więc pomoc Wojtka polegała na tym, na czym wam wcześniej napisałem,
zanim zacząłem się jąkać... Kiedy rower już stał (a listonosz po raz
trzeci się podniósł), chwycił listonosz swój rower, zgodnie z
założeniem Wojtka, i wsparł się na nim, po czym zablublał i splunął.
Nagle, pewne złośliwe zawahanie powietrza (tj. powiew) wprowadziło do
tego specyficznego układu fizycznego (jakim był wspierający się na
rowerze listonosz) chaos, i w efekcie tego chaosu utratę przez
listonosza równowagi. Reakcja Wojtka była natychmiastowa - złapał
rower i przytrzymał go w pozycji pionowej, przytrzymując tym samym (w
tej samej pozycji) listonosza...
Widzicie wprawdzie wielkość wartości 'w', do jakiej to wielkości tę
wartość podnoszę, jednak czy ją rozumiecie? Pewnie, że nie rozumiecie,
bo nawet ja jej nie rozumiem, ale czyż nie jest to wspaniałe, że są
jeszcze rzeczy tajemnicze, i nieodkryte? ...A wracając do historyjki;
kiedy Wojtek zaczął pomagać listonoszowi przez rower, z za krzaków
nieopodal wyskoczył policjant, i myśląc, że Wojtek okrada listonosza,
krzyknął 'stój bo strzelam', poczym strzeli w powietrze. Wojtek się
wystraszył, puścił rower, a listonosz zamroczony padł na ziemię...

Listonosz zeznał, że ktoś go pobił (co potwierdziły badania
lekarskie), a Wojtek dodał, że to nie był on. Policjant wiedział co
widział, i tak skazali Wojtka za usiłowanie kradzieży, i poczuł Wojtek
niesprawiedliwość świata, a policjant dostał wyróżnienie, a listonosz
miał tylko kaca... Dlaczego listonosz jeździł dwu osobowym tandemem
nie wiem... Być może woził ze sobą policjanta, gdyż sam nie lubił
pić...


pozdrawiam serdecznie
Łukasz N.

--
[Chemical Brothers - Star Guitar.mp3
...You should feel what I feel...
(Chemical Four / Come With Us)]
--
www.nawrocki.art.pl - psycho circus project

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-11-13 23:41:55

Temat: (mutacje)
Od: "nawrocki" <private@(cut)nawrocki.art.pl> szukaj wiadomości tego autora

Jestem zmutowany; jeśli nie genetycznie, to na pewno psychicznie. Moja
mutacja objawia się brakiem zmysłu społecznego, a także przerośniętą
introwersją. Ale nie tylko ja jestem mutantem - zmutowani jesteśmy
wszyscy...

Janek na przykład ma niepoprawny system komunikacji z ludźmi; mówi do
nich swoim językiem, a tego języka nikt nie rozumie, i nikt też nie
rozumie Janka. Wprawdzie Janek używa słów wspólnego wszystkim Polakom
języka, jednak słowa te dobiera wbrew przyjętym regułom, w wyniku
czego, zdania budowane przez Janka są niepoprawne logicznie, i
gramatycznie czasami też...
Janek nie rozumie, dlaczego jest niezrozumiały; mówi tak jak myśli, a
myśli normalnie (jak mu się zdaje). Janek uważa, że być może powodem
takiej sytuacji jest to, iż przyjął on nieświadomie odmienny sposób
mówienia, a przyjął go w celu podkreślenia swojej indywidualności.
Jeśli byłaby to prawda, Janka mutację można by było opisać od chwili
jej powstania, do jej zaniku. Powstała ona bowiem w chwili, gdy Janek
nauczył się mówić, a koniec jej nastąpi z jego śmiercią (o ile
wcześniej nie straci mowy)...
Na przykładzie Janka widać, iż mutacja jest traktowana jako taka,
dopiero gdy stanie się fizyczną lub psychiczną własnością człowieka.
Mutacja przedstawiona jako idea, lub jako zamrożona probówka z kodem
DNA, nie jest prawdziwą mutacją; mutacja bowiem musi dać się poczuć...

Katarzyna również jest mutantem. Jej mutacja jest dla niej prawdziwą
udręką; polega ona bowiem na braku odczuwania miłości (przez co
Katarzyna jest wiecznie niezadowolona z życia). Katarzyna nie ma
bladego pojęcia, skąd wzięła się u niej taka mutacja. Przypuszcza ona
tylko, że może to mieć coś wspólnego z jej snobizmem i szowinizmem;
uważa ona dalej, że być może ona od dawna kocha, tylko że kocha samą
siebie, i dlatego tego nie odczuwa, że nie da się odczuć miłości do
samego siebie, gdyż taka miłość jest doskonała, a w mniemaniu
Katarzyny, miłości doskonałej się nie czuje, gdyż jest to stan
równowagi uczuć - taka doskonała forma spełnienia...

Filemon to też mutant. Jego mutacja jest dość popularna, a polega na
brzydkim wyglądzie. Filemon ma paskudną twarz, jest rudy, chudy i
wysoki, ma wyłupiaste oczy, i do tego jakkolwiek by się nie ubrał,
zawsze wygląda jak bezguście. Filemon jest realistą; jego mutacja
wynika ze zmutowanych rodziców, a mutacja rodziców z mutacji rodziców
rodziców, i tak dalej do następnych pokoleń, aż do tego pokolenia, na
które musiała zostać rzucona jakaś klątwa za grzechy, którą to klątwę
będą dziedziczyć wszystkie pokolenia tego pierwszego ukaranego
pokolenia...
Filemon rozumie, że jego dzieci też będą brzydkie, i jego wnuki będą
takie, i prawnuki też, i w ogóle wszyscy jego potomkowie będą brzydcy,
tak jak on jest. Gdyby Filemon miał szansę odkupienia swego rodu, i
pozbycia się klątwy, skorzystałby z tej okazji, nawet, gdyby ceną była
jego śmierć. Filemon jest przekonany o czystości swego ducha, i czuje
się na siłach, by poświęcić się dla synów. Niestety, Filemon nie ma
takiej szansy, ani nawet nie ma synów, gdyż nie ma nawet żony, bo
żadna kobieta nawet na niego nie spojrzy...

Bartek jest wyjątkowym mutantem; ma długie włosy i z wszystkiego robi
sobie żarty. Niby nie wygląda to na coś groźnego, jednak w tym
przypadku pozory mylą, i to mylą bardzo. Robienie sobie z wszystkiego
żartów, to poważne zmutowanie, i Bartek już to wie, odkąd wszyscy go
opuścili...
Sprawa miała się tak: Bartek jak zwykle żartował, i gdy się coś do
niego mówiło, to on to też obracał w żart. I doszło do tego, że go
polubili znajomi, i miał wtedy Bartek wielu przyjaciół. Przyjaciele
przywiązali się wreszcie do niego, i zaczęli mu ufać, powierzając
sekrety. Wymagali wtedy od Bartka docenienia powagi tego spoufalania
się, jednak Bartek tej powagi nie dostrzegł, i nie przestał sobie
żartować, a przyjaciele poczuli się obrażani...
Wprawdzie Bartek może obciąć włosy, jednak nie potrafi pozbyć się tego
ciągłego żartowania. Mówi, że zawsze sobie żartował, i nie pamięta,
żeby kiedyś tego nie robił. Jego mutacja również może być próbą
indywidualizacji, jednak aby ciągłe żartować, trzeba mieć do tego
talent, a Bartek nie ma go za grosz...

Konrad zmutował się na tle psychicznym, a jego mutacją jest ciągła
potrzeba rywalizacji. I tak Konrad ciągle kogoś bije, wyzywa,
przedrzeźnia lub straszy. Konrad wie, że to źle, i nie chciałby, aby
jego dzieci też ktoś tak męczył, jak on męczy swoje ofiary (którymi
zresztą są wszyscy znajomi Konrada). Pomimo to dalej jest oprawcą, i
dalej oprawianie innych sprawia mu przyjemność; mówi, że takich jak on
nie pozostało już wielu, i że są potrzebni, bo bez nich świat nie
byłby ten sam...
Źródła mutacji Konrada można dopatrywać się w jego dzieciństwie, kiedy
to on sam był ofiarą dla swojego ojca. Być może jest tak, że obecnie
Konrad pragnie się nie tyle zemścić na świecie, ile wyrównać z nim
rachunki. Konrad dąży do tego, aby waga jego cierpień zrównała się z
wagą cierpień innych, przy czym zdaje sobie on sprawę z tego, że i bez
jego ingerencji świat cierpi dość wiele. Konrad jednak chce, aby świat
doznał tych cierpień z jego ręki, aby mógł on mieć z tego satysfakcję,
że nie dał się zgnoić do końca...

Tymoteusz to mutant pierwsza klasa. Jego mutacja objawia się poprzez
zanik percepcji smaku; to znaczy, on czuje, ale nie potrafi rozróżniać
tego, co czuje. Zresztą nie tylko smaków on nie rozróżnia; nie
rozróżnia też kolorów, uczuć i temperatur. Tymoteusz nie wie, czy
cierpi z tego powodu, że nie wie, co czuje, a nie wie tego dlatego,
gdyż cierpienia i radości też nie rozróżnia...
Tymoteusz wspomina, że raz tylko czuł, że niczego nie czuje; nie wie
jednak, jak to jest, gdy się coś czuje, dlatego nie potrafi porównać
tego co czuł do niczego innego, ani nie potrafi sobie wyobrazić, jakie
może być przeciwne uczucie temu, co wówczas czuł...
Podobnie jak i w innych przypadkach, tak i w tym nie wiadomo na pewno,
co jest przyczyną mutacji. Być może Tymoteusz nic nie czuje, gdyż jego
organizm (nieświadomie dla niego) uodpornił się na uczucia
nieprzyjemne, tak, aby Tymoteusz nie musiał ich czuć. Niestety,
Tymoteusz płaci za to wielką cenę, którą jest nieumiejętność
odczuwania rzeczy przyjemnych, bowiem skoro nie czuje on nic, to nie
odczuwa też radości...

Gdyby ludzie w większości (lub jak powiedziałem wcześniej, w całości)
nie byliby mutantami, to i tak by nimi byli, gdyż każdy indywidualnie
jest dla drugiego mutantem. Można jednak założyć, że nie ma żadnych
mutacji, a wszelkie inności są naturalnymi cechami ludzi, które
rozłożone są na naszej ludzkiej masie nierównomiernie, i dlatego
wydają się być obce tym, którzy takich cech nie posiadają... wtedy
jednak musielibyśmy ustalić wzór normalności, co jest mało
prawdopodobne, ze względu na naszą różnorodność...
Mam nadzieję, że czytelnik rozumie, iż pojęcie mutacji jakie tu
stosuję jest pojęciem szerzej rozumianym, niż rozumie je np. medycyna.
Tutaj bowiem mutacja przeszła swoje definicyjne ramy, i dzięki jej
rozszerzeniu stała się istotnym punktem rozważań nad istotą człowieka,
rozumianego jako twór samego siebie...

pozdrawiam serdecznie
Łukasz N.

--
[Chemical Brothers - Star Guitar.mp3
...You should feel what I feel...
(Chemical Four / Come With Us)]
--
www.nawrocki.art.pl - psycho circus project

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-12-25 12:16:48

Temat: Re: (www)
Od: "... z Gormenghast" <p...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


"nawrocki" w news:bp0dft$eh1$1@news.onet.pl...
/.../

> kiedy Wojtek zaczął pomagać listonoszowi przez rower, z za krzaków
> nieopodal wyskoczył policjant, i myśląc, że Wojtek okrada listonosza,
> krzyknął 'stój bo strzelam', poczym strzeli w powietrze. Wojtek się
> wystraszył, puścił rower, a listonosz zamroczony padł na ziemię...
>
> Listonosz zeznał, że ktoś go pobił (co potwierdziły badania
> lekarskie), a Wojtek dodał, że to nie był on. Policjant wiedział co
> widział, i tak skazali Wojtka za usiłowanie kradzieży, i poczuł Wojtek
> niesprawiedliwość świata, a policjant dostał wyróżnienie, a listonosz
> miał tylko kaca... Dlaczego listonosz jeździł dwu osobowym tandemem
> nie wiem... Być może woził ze sobą policjanta, gdyż sam nie lubił
> pić...
>
>
> pozdrawiam serdecznie
> Łukasz N.

--

......................÷
..........................÷÷
..............................÷÷÷
..................................÷÷÷÷
......................................÷÷÷÷÷
..........................................÷÷÷÷÷÷
..........................................÷÷÷÷÷÷÷
......................................÷÷÷÷÷÷÷÷
..................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..............................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..........................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
......................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
......................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..........................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..............................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
......................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷
..........................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷÷÷
..........................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷÷÷÷
......................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷
..................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷
..............................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..........................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
......................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
......................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..........................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..............................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷
..................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
......................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..........................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..........................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
......................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..............................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..........................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷÷÷÷
......................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷
......................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷
..........................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..............................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
......................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..........................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..........................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
......................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..............................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷
..........................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
......................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
......................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..........................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..............................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷
......................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷
..........................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..........................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷÷÷÷÷÷
......................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
÷÷÷
..................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..............................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..........................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
......................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
......................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..........................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..............................÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
..................................÷÷÷÷÷÷÷÷÷
......................................÷÷÷÷÷÷÷÷
..........................................÷÷÷÷÷÷÷
..........................................÷÷÷÷÷÷
......................................÷÷÷÷÷
..................................÷÷÷÷
..............................÷÷÷
..........................÷÷
......................÷



Jesteś.
Widzisz.

może ()
może (.)
może (...)
może (... ... ...)
może drogę wielowymiarową poza cokolwiek ci znanego.
może podwójną, przestrzenną helisę znanego ci od niedawna DNA.
może stado ptaków nad granicami.
może dwuwymiarowe plamy układające się w litery www... pionowo.
może klasyfikację M35.5.
może znaczki ntg na swoim ekranie.


^^^ Pychą grzeszy głupiec oceniający to, czego nie rozumie ^^^

---
Dziękuję za wszystko
i pozdrawiam gorąco
kolegę popiórze
Łukasza N.

All


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Było: co dla pscyhiatry?
Program jasnowidz (dzisiaj - czwartek)
Wyszperane.
jak pomóc?
Gdzie jest

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem
O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?

zobacz wszyskie »