| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2004-12-10 19:17:41
Temat: smutekczesc
nigdy nie sądziłem, że w moim życiu smutek stanie sie codziennym gościem. w
zasadzie kazdy smutek przemija z czasem, przynajmniej tak mi się zdawało do
tej pory. nie jednak tym razem. od roku mniej więcej po stracie pracy i
zawodzie miłosnym, jakiego doznałem, rzadko gości na mojej twarzy cokolwiek
innego niż przygnębienie. Przygnębia mnie wszystko dookoła - praca, w której
nic nie znaczę, dom, w którym wszyscy mijają się ukradkiem, brak celu w
życiu, kompletny brak perspektyw, brak bliskiej osoby i powolna utrata
znajomych. Najbardzoej bolesna jednak jest świadomość, że osoby które widze
naprzeciw i znam, mogą się cieszyć życiem i mówić, że u nich jest wszystko w
porządku, udało się im osiągnąć to, to i tamto (bardzo długa lista). Nie są
to jednak kłamstwa, tak po prostu jest, bo przemawiają o tym fakty.
Przygnębia mnie to najbardziej, sprawia, że tracę pewność siebie z każdym
dniem i budzi nieopisaną wprost złość, kiedy ktoś się czymś chwali przede
mną. Nie sądzę, żebym ustepował w żaden sposób możliwościami intelektualnymi
tym osobom, moim dawnym znajomym, czasami nawet ex-przyjaciołom. Oni nic
złego nie robią w stosunku do mojej osoby, ale przygnębiają mnie do bólu
tym, że jest u nich "w porządku". Być może pech chce, że mam tylko takich
znajomych. Zresztą jest ich coraz mniej, wolę unikać kogokolwiek, żeby
uniknąć niebezpieczeństwa, że zobaczę zadowolenie na jego twarzy niż spotkać
się z nim. Cokolwiek robię, od ponad roku końćzy się fiaskiem i mam
wrażenie, że im więcej robię w kierunku poprawy mojego losu tym jest gorzej.
Nic nie robić - oznacza poddać się, ale właśnie poddanie się oznaczałoby
akceptację losu, a akceptacja losu, jakkolwiek mało przyjaznego dla mnie,
oznacza pewne uspokojenie.
Zastanawiam się, co będzie dalej; czy głęboki smutek i żal, odmawianie
uczestnictwa w życiu społecznym nie pociągnie za sobą czegoś katastrofalnego
w skutkach. Zanalizowałem swoje całe dotychczasowe życie i stwierdziłem, że
wszystko, co najlepsze w życiu trafiało się w nim pod wpływem przypadku.
Teraz, kiedy podejmuję próby w celu podniesienia się z dołka (nowe
bezsensowne studia, nowe "sporty") stwierdzam, że to kompletnie bez sensu,
ponieważ próby takie dostarczają kolejnych rozczarowań.
Wiem jednak, że los już wyczerpał limit "przyjaznych ochłapów" dla mojej
osoby i nic ciekawego mi już nie zgotuje. Dlatego trwam w swoim głębokim
smutku i żalu nieprzerwanie od roku, złoszcąc się na to, że inni mają inne
życie, lepszą pracę, która dostarcza im satysfakcji i o wiele więcej
pieniędzy, mają bliską osobę itd..itp....Budzę się codziennie, zastanawiając
jakby tu przeżyć kolejny dzień żeby najmniej bolał i czuję się jak w jakiejś
nieopisanej matni. Czuję się jak osoba przeklęta przez los. Dopiero teraz
zobaczyłem naocznie czym jest prawdziwy smutek, taki dogłębny, że odczuwasz
jego obecność z każdą sekundą i jak się skupisz, żeby go odczuć, to budzi to
w tobie nieopisany lęk. Czy to jest depresja?
nikt
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2004-12-10 19:30:22
Temat: Re: smutek
Użytkownik "nikt" <z...@o...pl> napisał w wiadomości
news:cpcsor$h52$1@sunflower.man.poznan.pl...
<...>
IMO - depresja, skonsultuj sie jak najszybciej z psychiatra... serio mowie;
tego smutku akurat latwo sie pozbyc, trudniej sprawic, by za jakis czas nie
powrocil.....
pzdr
nikt
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-12-10 19:42:39
Temat: Odp: smutekmyślę, że dojrzałeś, żeby zapisać się do sekty religijnej :-)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-12-10 20:51:41
Temat: Re: smutekW news:cpcsor$h52$1@sunflower.man.poznan.pl nikt napisał(a):
> czesc
Cześć.
> w zasadzie kazdy smutek przemija z czasem, przynajmniej tak
> mi się zdawało do tej pory. nie jednak tym razem.
Bo to człowiek kształtuje własne emocje. One same z siebie raczej nie wędrują.
> od roku mniej więcej po stracie pracy i zawodzie miłosnym,
> jakiego doznałem, rzadko gości na mojej twarzy cokolwiek
> innego niż przygnębienie.
To masz problem. Jak człowiek zwiesza nos na kwintę to zazwyczaj obija się
jeszcze mocniej, a to pogłębia doła. Błędne koło.
> Zresztą jest ich coraz mniej, wolę unikać kogokolwiek, żeby uniknąć
> niebezpieczeństwa, że zobaczę zadowolenie na jego twarzy niż spotkać
> się z nim.
Ale w ten sposób zaciskasz sobie pętle coraz mocniej.
> Cokolwiek robię, od ponad roku końćzy się fiaskiem
Bez przesady - całkiem zgrabny post Ci wyszedł (chociaż bez deklaracji
kodowania). Wiesz ile osób ma z tym problemy?
> Zastanawiam się, co będzie dalej; czy głęboki smutek i żal, odmawianie
> uczestnictwa w życiu społecznym nie pociągnie za sobą czegoś
> katastrofalnego w skutkach.
Może tak być.
> Zanalizowałem swoje całe dotychczasowe życie i stwierdziłem,
> że wszystko, co najlepsze w życiu trafiało się w nim pod wpływem
> przypadku.
Nawet jeśli to co z tego?
> Teraz, kiedy podejmuję próby w celu podniesienia się z dołka
> (nowe bezsensowne studia, nowe "sporty") stwierdzam,
> że to kompletnie bez sensu, ponieważ próby takie dostarczają
> kolejnych rozczarowań.
Przypuszczalnie gdybyś Nobla dostał też poczułbyś się kiepsko. Nie dlatego,
że Nobel jest sam w sobie dołujący. Po prostu tak byś to postrzegał, bo tak
chcesz to postrzegać.
> Wiem jednak, że los już wyczerpał limit "przyjaznych ochłapów"
> dla mojej osoby i nic ciekawego mi już nie zgotuje.
Jesteś w stanie przewidzieć tylko to, czy numery LOTTO też podpowiesz?
> Dlatego trwam w swoim głębokim smutku i żalu nieprzerwanie od roku,
> złoszcąc się na to, że inni mają inne życie, lepszą pracę, która dostarcza
> im satysfakcji i o wiele więcej pieniędzy, mają bliską osobę itd..itp....
Dzisiaj znajoma miała bardzo złą wiadomość do przekazania. Święta się
zbliżają, a przytrafiła jej się solidna awaria w domu. Myślała, że to zła
wiadomość do chwili gdy dowiedziała się, że u małego dziecka jej przyjaciela
zdiagnozowano nowotwór z przerzutami. Według lekarzy nie dożyje świąt.
- I wiesz co? Niech się ściana wali! - powiedziała. W jednej chwili przestało
mieć to znaczenie. A przecież ściana jak była w rozsypce tak dalej jest.
Wiadomość o umierającym dziecku poprzestawiała jej priorytety.
To powyższe nie ma Ci uzmysłowić, że inni mają gorzej bo o tym zapewne wiesz.
Wiesz też, że inni mają lepiej. Nie wiem jednak czy dociera do Ciebie, że tym
którym lepiej się powodzi także czasem coś się nie udaje. A jeśli na razie
było OK, to nie ma gwarancji, że tak będzie - nie podlegają ochronie
absolutnej.
Kojarzysz incydent z tegorocznej olimpiady? Chodzi mi o tego maratończyka,
którego jakiś wariat zaczął tarmosić. Porażka... ale gość się nie poddał
(chociaż minę miał nie tęgą... nie wiem jak się czuje obecnie). Co prawda
pierwszy nie dobiegł, ale dla wielu jest zwycięzcą i najprawdopodobniej
będzie bardziej pamiętany przez ludzi niż wielu z tych, którzy stanęli na
najwyższym podium. Tak więc ze swojej porażki uczynił większe zwycięstwo niż
gdyby normalnie wybiegał złoto. Można tak. Najlepiej smakuje to, co człowiek
zdobywa z trudem. Jasne, że dobrze mieć. Ale Ty przecież masz. To, że nie
masz wszystkiego tego co mają inni... Gdybyś zabłądził na pustyni i po kilku
dniach kluczenia natrafiłbyś na karawanę, to czy czułbyś smutek, że oferują
Ci zalatującą wodę zamiast zimnego piwa? Sądzę, że nie wybrzydzałbyś. Tylko
na tej pustyni szybko widać (czuć) dlaczego. Życie codzienne jest perfidne.
Postaw przed sobą zegarek i wpatruj się przez chwilę w sekundnik. Jedna,
druga, trzecia... ze spokojem obserwujesz jak nieubłaganie zbliżasz się do
końca. Co robisz? Jak wykorzystujesz ten czas? Ano na obserwacji jak Ci
ucieka. Dobrowolnie oddajesz coś najcenniejszego. To jest dopiero porażka. Na
szczęście w każdej chwili (do ostatniego tchnienia dokładnie) masz szansę to
zmienić. Gdybyś wzgardził tą wodą, to być może drugiej szansy już byś nie
miał. Gdybyś ją przyjął zyskałbyś czas, dzięki któremu dotarłbyś do kolejnej
karawany... np. Tyskiego.
> Czy to jest depresja?
Może.
Z mojej strony tyle na ten temat. Co chciałem napisałem.
--
pozdrawiam
Cień
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-12-10 22:04:20
Temat: Re: smutekPrzeczytanie przez tej biografii powinno sprawić iż zobaczysz, że nie jesteś
odosobniony w swoich egzystencjonalnych problemach. Koniec biografii ukazuje
pewne rozwiązanie problemu.
Powodzenia Marek
Mamy o to delikwenta (Mareczka naszego kochanego), któremu się w życiu
wiedzie średnio. Jest człowiekiem w który czasem zastanawia się nad rzeczami
fundamentalnymi, choć proste sprawiaja mu i tak dość problemu. Mareczek,
broń Boże, filozofem jeszcze nie jest, aleć zaczynają się w nim rodzić
filozoficzne zainteresowania. Jak? Ano bo w ramach jego zastanowień wyszło
mu, że jest tu "coś nie tak". że się mówi co innego, i co innego robi, że
jego religia go nie przekonuje, że mu się wiedzie średnio, a chciałby
inaczej (jak, to on sam może nie wiedzieć). Nasz Mareczek jest gotowym
"materiałem" na radykalnego egzystencjalistę, lub... skrajnego idealistę.
Wbrew pozorom rzeczy te mają więcej wspólnego niż się zdaje.
Mareczek nasz z całym bagażem swoich myśli posiada oczywiście jakiś sprawny
umysł (kto go nie posiada ten nie filozofuje) i z tym umysłem zapewne
skończy studia a (załóżmy) jest przy tym człowiekiem zdolnym i
inteligentnym. Myśli. i myśli dogłębnie. Nie zadowalają go "społeczne"
uzasadnienia, albo go wręcz denerwują. i słusznie. Mareczek (ups... teraz to
już Pan Marek) drąży dręczące go zagadnienia, a nastroje ma średnie...
Z takim nastawieniem, jak sobie poczyta to i tamto, bo zakładam, że Pan
Marek do swoich zainteresowań się przykłada, z czasem być może nie będzie
już tylko sobie filozofował, ale wręcz: zostanie filozofem. to znaczy kimś,
dla kogo filozofia jest sprawą osobistą (a niekoniecznie profesją) i ma w
niej pewną wiedzę i umiejętności, a do tego, nawet: intuicje. Zatem, z takim
nastawieniem (niezbyt przyjemnym) będzie raczej w filofii szukał
_pocieszenia_ niż myślenia stricto, choć tego pocieszenia będzie szukał
oczywiście _myśląc_.
Będzie zatem szczególnie chętnie "nadstawiał ucha" i oka na teorie głoszące
bezsensowności wszelakiego rodzaju i to nie po to by je krytykować, czy
obalić, czy nawet zostać ich zwolennikiem. One po prostu będą dlań niczym
miód na serce...
Ano, bo od takiego Kierkegaarda dowie się wiele o absurdzie (i od Pascala
też), od Heideggera to on się dowie rzeczy jeszcze gorszych: że wszyscy
jesteśmy narzedziami jak młotki i się nas _używa_ (ergo: używaj sobie do
woli), od Platona, że świat jest nędznym odblaskiem idei, od Marksa, że
trzeba rewolucji, od Augustyna, że trzeba Państwa Bożego (a tak w ogóle, to
jeśli nie jest wybrany to i tak pójdzie do piekła, cokolwiek zrobi), od
Tomasza, że wszystko poddane jest pewnym regułom formalnym i od Kanta tego
się też dowie... i tak dalej, i tak dalej...
Ponieważ nasz Pan Marek jest człowiekiem inteligentnym i zdolnym, cudze
ujaśnienia mu na nic. Stworzy własne. Ano jakie? że jego żywot jawi mu się
nędznym (bo jest to jego pierwotne nastawienie), no to i wywiedzie tezy o
powszechnej nędzności. Jakie, to już sprawa jego myślenia. np. o powszechnej
nędzy bytu, czy nędzy filozofii, czy nędzy... (oj, co tam jeszcze można...)
w ten sposób nasz Pan Marek otrzyma swoje pocieszenie z procentem, bo
filozofując sobie o nędzach, swoje wizje nędzy świetnie sobie nakręci.
Wcale nie zarzucam Panu Markowi jakichkolwiek filozoficznych
niedoskonałości. Przeciwnie: Pan Marek _jest_ filozofem i to filozofem
dobrym. Gdyby był dyletantem, nie było by o czym mówić.
Jedyną wątpliwość jaką względem Pana Marka podnoszę, to ta, iż swoje
oczekiwanie pocieszenia zwrócił nie tam gdzie trzeba. Filozofia bowiem nie
pociesza (wbrew Boecjuszowi "O pocieszenia jakie daje filozofia"),
pocieszają _ludzie_. Filozofia nie jest jakąkolwiek 'grupą wsparcia' bowiem
ani to grupa, ani wsparcie, a do tego miesza się tu ew. 'grupę odniesienia'
z wsparciem, co się kończy zwykle fatalnie. Pan Marek ze swoimi nędzami
niekoniecznie musiałby biec od razu do lekarza, bo być może wystarczyło by
kilka ciepłych rozmów z _ludźmi_. Sęk w tym, że Pan Marek to do ludzi jest
średnio, on woli Idee, on woli Reguły, on, słowem: woli myślenie. Bo to mu
załatwia problem współżycia z innymi, ludzi to on sobie woli myśleć
(jakiegoś 'zwykłego cżłowieka' np.) niż z nimi żyć. Nasz Pan Marek woli
myślową łatwiznę, choć myślenie w tej łatwiźnie może być strasznie trudne,
aleć: łatwiejsze jest niźli z ludźmi przebywanie. Bynajmniej nie podnoszę tu
kwestii, iżże Pan Marek jest (czy nie) introwertykiem po prostu. Pan Marek w
samej rzeczy: woli raczej to co myśli niż cokolwiek innego. Wbicie gwoździa
to dlań problem raczej umysłowy niż ręczny. Małżeństwo jest obecne w ideach
i idealnie się dzieci płodzi i wychowuje (znaczy: umysłowo dokładnie). Pan
Marek ma ogromną głowę i jakieś malutkie rachityczne rączki i inne części
problematycznego ciała (w myśleniu to on ma cielsko, że hej, ale oczywiście:
myślne), słowem - jego związek z tzw. światem realnym (cokolwiek miałoby to
oznaczać), z tym co jest _poza_ jego myślami, jest raczej słaby. z takim z
nim związkiem Pan Marek nie odczuwa potrzeby zajmowania się tymże światem w
sposób inny niż umysłowy, a że myśli o nim źle, zlbo jeszcze gorzej, w
każdym razie: nie najlepiej, tedy i jego myślenie tego świata (którego on
koniec końców nie zna, bo i jak) jest takie, jakie jest.
Kiedy żona się z nim rozwiedzie, bo już będzie miała dość sypiania z samym
mózgiem (albo z ciałem mózgu pozbawionym, bo Pan Marek będzie wtedy w
świecie Myśli i Idei), kiedy dzieci będą patrzeć nań jak na kogoś zdrowo
'stukniętego', jeśli ich jakoś nie zainteresuje tym swoim PrzeMyśleniem,
kiedy odsunie się odeń każdy 'normalny' (obrzydliwe słowo, prawda?), wtedy
Pan Marek otrzyma jeszcze (sic!) empiryczne dowody na podłość świata w
ogóle.
I tak nasz Pan Marek, teraz już filozof dojrzały, zaserwuje nam odpowiednią
filozofię. Proszę sobie wymyśleć jaką. albo poszukać w historii filozofii.
A wszystko mogłoby wyglądać inaczej, gdyby Pan Marek zaczął jednak od tych
problematycznych _ludzi_ miast przeskakiwać do Królestwa Myślenia. Gdyby
pocieszenia poszukał nie w absolutnym świecie reguł, lecz wśród ludzi
nieabsolutnych, błądzących, kochających, czasem podłych, słowem: poddał się
ryzyku Życia, a nie ścisłej buchalterii myślenia. Które to jest bezpieczne,
bezpłciowe i poddaje się dowolnej manipulacji, przy odpowiednich
zdolnościach. Bo i największą bzdurę można przedstawić w sposób nienaganny
pod względem logicznym (dajmy na to) i dowieść jej Absolutnie.
Użytkownik "nikt" <z...@o...pl> napisał w wiadomości
news:cpcsor$h52$1@sunflower.man.poznan.pl...
> czesc
> nigdy nie sądziłem, że w moim życiu smutek stanie sie codziennym gościem.
w
> zasadzie kazdy smutek przemija z czasem, przynajmniej tak mi się zdawało
do
> tej pory. nie jednak tym razem. od roku mniej więcej po stracie pracy i
> zawodzie miłosnym, jakiego doznałem, rzadko gości na mojej twarzy
cokolwiek
> innego niż przygnębienie. Przygnębia mnie wszystko dookoła - praca, w
której
> nic nie znaczę, dom, w którym wszyscy mijają się ukradkiem, brak celu w
> życiu, kompletny brak perspektyw, brak bliskiej osoby i powolna utrata
> znajomych. Najbardzoej bolesna jednak jest świadomość, że osoby które
widze
> naprzeciw i znam, mogą się cieszyć życiem i mówić, że u nich jest wszystko
w
> porządku, udało się im osiągnąć to, to i tamto (bardzo długa lista). Nie
są
> to jednak kłamstwa, tak po prostu jest, bo przemawiają o tym fakty.
> Przygnębia mnie to najbardziej, sprawia, że tracę pewność siebie z każdym
> dniem i budzi nieopisaną wprost złość, kiedy ktoś się czymś chwali przede
> mną. Nie sądzę, żebym ustepował w żaden sposób możliwościami
intelektualnymi
> tym osobom, moim dawnym znajomym, czasami nawet ex-przyjaciołom. Oni nic
> złego nie robią w stosunku do mojej osoby, ale przygnębiają mnie do bólu
> tym, że jest u nich "w porządku". Być może pech chce, że mam tylko takich
> znajomych. Zresztą jest ich coraz mniej, wolę unikać kogokolwiek, żeby
> uniknąć niebezpieczeństwa, że zobaczę zadowolenie na jego twarzy niż
spotkać
> się z nim. Cokolwiek robię, od ponad roku końćzy się fiaskiem i mam
> wrażenie, że im więcej robię w kierunku poprawy mojego losu tym jest
gorzej.
> Nic nie robić - oznacza poddać się, ale właśnie poddanie się oznaczałoby
> akceptację losu, a akceptacja losu, jakkolwiek mało przyjaznego dla mnie,
> oznacza pewne uspokojenie.
> Zastanawiam się, co będzie dalej; czy głęboki smutek i żal, odmawianie
> uczestnictwa w życiu społecznym nie pociągnie za sobą czegoś
katastrofalnego
> w skutkach. Zanalizowałem swoje całe dotychczasowe życie i stwierdziłem,
że
> wszystko, co najlepsze w życiu trafiało się w nim pod wpływem przypadku.
> Teraz, kiedy podejmuję próby w celu podniesienia się z dołka (nowe
> bezsensowne studia, nowe "sporty") stwierdzam, że to kompletnie bez sensu,
> ponieważ próby takie dostarczają kolejnych rozczarowań.
> Wiem jednak, że los już wyczerpał limit "przyjaznych ochłapów" dla mojej
> osoby i nic ciekawego mi już nie zgotuje. Dlatego trwam w swoim głębokim
> smutku i żalu nieprzerwanie od roku, złoszcąc się na to, że inni mają inne
> życie, lepszą pracę, która dostarcza im satysfakcji i o wiele więcej
> pieniędzy, mają bliską osobę itd..itp....Budzę się codziennie,
zastanawiając
> jakby tu przeżyć kolejny dzień żeby najmniej bolał i czuję się jak w
jakiejś
> nieopisanej matni. Czuję się jak osoba przeklęta przez los. Dopiero teraz
> zobaczyłem naocznie czym jest prawdziwy smutek, taki dogłębny, że
odczuwasz
> jego obecność z każdą sekundą i jak się skupisz, żeby go odczuć, to budzi
to
> w tobie nieopisany lęk. Czy to jest depresja?
> nikt
>
>
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-12-12 16:34:02
Temat: Re: smutekDopiero teraz
> zobaczyłem naocznie czym jest prawdziwy smutek, taki dogłębny, że odczuwasz
> jego obecność z każdą sekundą i jak się skupisz, żeby go odczuć, to budzi to
> w tobie nieopisany lęk. Czy to jest depresja?
> nikt
>
Generalnie nas uczyli, że nastrój trwa trochę krócej (max. pare dni, ale nie
rok). Chyba że przez rok nie czułeś smutku, tylko teraz z perspektywy czasu
stwierdzasz, że był zmarnowany. Opis lęku jaki przeżywasz jest w miarę podobny
do tego, jaki występuje w depresji, ale nie jestem tego w stanie stwierdzić na
odległość.
Z drugiej strony są jakieś racjonalne powody żeby wytłumaczyć Twój stan. Zawód
miłosny, brak sukcesów przy dużych ambicjach, porównywanie się ze swoją grupą.
To wszystko może wpłynąć na taki nastrój i podejście.
To może być środek normy, ale mimo wszystko możesz i tak się przejść do
psychologa. Nawet jeśli stwierdzi, że wszystko o.k., to przecież od tego jest.
A może przy okazji pomoże np. w problemach w pracy, ewentualnie da jakieś
sensowne wskazówki w sprawach sercowych.
pozdro
Tłiti
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-12-14 13:11:46
Temat: Re: smutekFri, 10 Dec 2004 23:04:20 +0100 "Marek" <k...@w...pl> wyśle
<cpd6fp$p77$1@atlantis.news.tpi.pl> zawierający:
> Bo i największą bzdurę można przedstawić w sposób nienaganny
> pod względem logicznym (dajmy na to) i dowieść jej Absolutnie.
wolę muminki. z nich się takich bredni nie można nauczyć
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-12-18 14:42:39
Temat: Re: smuteknikt napisal(a):
> Czy to jest depresja?
Tak, bo spójrz jedynie na swój podpis. Pójdź do psychiatry, napewno
dostaniesz leki i nawet nie zauważysz, kiedy Twój nastrój ulegnie zmianie na
lepszy. Powodzenia!!
--
Pozdrawiam
Beata
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-12-18 20:23:35
Temat: Re: smutekUżytkownik "Beata M." <b...@s...pl> napisał w wiadomości
news:15q9sayi7rsyq$.dlg@beti.pl...
> nikt napisal(a):
>
> > Czy to jest depresja?
>
> Tak, bo spójrz jedynie na swój podpis. Pójdź do psychiatry, napewno
> dostaniesz leki i nawet nie zauważysz, kiedy Twój nastrój ulegnie zmianie
na
> lepszy. Powodzenia!!
>
> --
> Pozdrawiam
> Beata
naprawdę myślisz że zaćpanie organizmu dodatkową chemią to rozwiązanie?
cóż, może na dzień lub miesiąc, ale myślę że autorowi posta chodzi o coś
zupełnie innego.
kolego, nie zastanawiaj się czy masz depresję czy nie, ale zastanów się co
zrobić aby zmienić swój stan - nie psychiczny bo ten zmienia się sam na
podstawie zewnętrznych bodźców - ale jak zadać ciału i duszy te właśnie
bodźce (czytaj: sukcesy). A tak poza tym, to zapraszam na priva - zawsze
znajdę chwilę ażeby coś skrobnąć i być może z pomiędzy linijek znajdziesz
sobie zdanie dwa, które jakoś ci pomoże. Nie oferuję przeyjaźni bo w takową
nie wierzę - zarówno w realu, a w necie to tym bardziej.
Pogadać zawsze można.
Ale to tylko moje zdanie...
Joe.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-12-27 14:10:46
Temat: Re: smutekJoe napisal(a):
> naprawdę myślisz że zaćpanie organizmu dodatkową chemią to rozwiązanie?
> cóż, może na dzień lub miesiąc.
Leczenie farmaceutyczne jest konieczne, aby wyleczyć większość przypadków
depresji. Przyczyn jest wiele, ale to nie znaczy, że gdy znikną, to razem z
nią choroba. Jeżeli wszystko wraca do normy oprócz Ciebie, wtedy jesteś
chory i tylko leki są w stanie wyrównać poziom serotoniny w mózgu do
pierwotnej ilości.
--
Pozdrawiam
Beata
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |