Data: 2003-06-09 08:20:35
Temat: sprawozdanie zastepcze
Od: "Ewa Szczęśniak" <e...@b...uni.wroc.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
No wiec tak.
Nie dane mi bylo obejrzec Boguslawowego skarbca razem z grupa, a babska
ciekawosc zarla. Gdy sie dodalo babska (babskom) ciekawosc Ani Onet i
poczucie obowiazku Inki - KO-wcowej i KO-wca to wiadomo, jak to sie musialo
skonczyc. Babska ciekawosc to zywiol w natarciu.
Ale przechodzac do ad remu:
w sobote dokonal sie mikronajazd wroclawski na ogrod Boguslawa. Oczywicie
prawie na miejscu zabladzilismy, bo te wzgorza wszystko zaslaniaja i
czlowiek orientacje w tereni gubi, ale koniec koncow dotarlismy na miejsce.
Ludzie!
Jesli ten ogród wyglada tak, jak wyglada, to jaki on musiał być cudny przed
tym ostatnim przejciem prawie 50 maniaków z lopatkami!!
Gospodarz nas oprowadził po oszalamiajacych pozostalosciach.
Potem w ramach wlasnych poszukiwan zagladalismy pod kazdy krzaczek, no i
musze przyznac, ze co badylek albo inne krzaczydlo, to nas zapowietrzalo.
No bo te trojlisty!
te storczydla!
te iglaki!
te buki!
te male bzdziagwy czajace sie w kazdym miejscu dostepnym i niedostepnym,o
nazwach nie do powtorzenia, a co dopiero do spamietania :-)
A te paprocie to juz mnie zupelnie rozlozyly.
Gdyby nie goscinnosc i zapobiegliwosc Grazynki, to umarlibysmy z
wycienczenia lazac od roslinki do roslinki, bo za kazdym przejsciem
widzialo sie cos nowego. Ja osobiscie moge sie przyznac do 9 rund po
ogrodzie + kilku fragmentarycznych wypadow :-)
Ale ze Grazynka cnote staropolskiej goscinnosci kultywuje, to jakos nas w
koncu przy stole zebrala i nakarmila.
Wzmocnione dzieci zajely sie systemem nawadniania o duzym polu zasiegu, a
wodna wojna zaowocowala rajska atmosfera i uganiajacymi sie wsrod kropli
wody naguskami. Zeby nie bylo - pci meskiej i w wieku mocno przedpoborowym.
No a potem to Boguslaw wzial lopatke w reke i poszlismy dokonczyc dziela
zniszczenia i wytargac to, co pozostalo po poprzednim nalocie szaranczy :-)
Targanie bylo efektywne, ozdobione z naszej strony kilkoma efektownymi
opadami szczek, bo nieopatrznie pokazywalimy a to ziolko, a to krzaczek, a
to drzewko wydajšc głone zachwyty, a Bogusław to po prostu wzial i wykopal
i wcisnal nam w opadniete ze zdumienia rece. Tzn. poza drzewkami :-)
No i teraz mamy stresa jak Mt. Everest, bo jak cos sie nam nie przyjmie, to
wstyd sie bedzie gdziekolwiek pokazac...
Dla otrzezwienia i wrocenia nam rownowagi Boguslaw nas powiodl na hektary
ze stawami, co nas wprowadzilo w jeszcze wiekszy amok (a przynajmniej
mnie), bo miec takie deby w ogrodku to juz mozna nie chciec niczego
wiecej...
Dzieci oczywiscie intensywnie uzytkowaly prom pod czujnym okiem Grazynki.
No i tak to jakos zeszlo, ze w koncu ruszylismy sie po godz. 22 (co dla
mnie bylo oczywistym samobojstwem, bo w niedziele od 8.00 mialam zajecia,
ale poki bylo cos widac to trzeba bylo korzystac :-).
Na zakonczenie obejrzelismy film Dziadka i chociaz w ten sposob
polaczylismy sie z grupa (brakowalo mi tylko zaspiewow Michala,
zarejestrowanych przez Wiesie :-)
Było swietnie.
Chcialam tutaj usciskac jeszcze raz Grazynke i Boguslawa i bardzo, baardzo
serdecznie im podziekowac za goscinnosc, cierpliwosc i hojna reke :-).
Boguslawowi szczegolnie dziekuje za wskazywanie palcem roznych rzeczy i
nazywanie ich po kolei slowem naukowym, a Grażynce (z wielka sympatia) za
cicha obecnosc, dzieki ktorej wszystko sprawnie sie odbywalo.
Jezeli o czyms w amoku poogrodowym zapomnialam, to przepraszam (nadal ten
szok) prosze pozostalych bywalcow o uzupelnienie
Pozdrowienia - Ewa Sz. w amoku
PS. Do Grażynki: ten czosnek to Allium senescens subsp. montanum.
|