Data: 2003-12-05 15:43:46
Temat: Awaryjne lądowanie
Od: "Zbigniew Andrzej Gintowt" <z...@c...net.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Głupota ludzka nie ma granic. Upadek na ziemię helikoptera, którym
podróżował Premier "uszlachetniono" określając to wydarzenie jako
"lądowanie awaryjne". Podobnie ląduje kamień wyrzucony do góry, kiedy
zmienia kierunek lotu w stronę powierzchni ziemi. W wielu
internetowych wersjach mediów jest miejsce na komentarze
prezentowanych artykułów przez czytających je internautów. Jako
zwyczajne chamstwo i bezdenną głupotę określam te wszystkie
komentarze, w których pod artykułem relacjonującym upadek helikoptera,
którymi podróżowały osoby z rządu, umieszczono komentarze typu "dobrze
im tak", "szkoda, że maszyna po upadku nie zapaliła się" itp. Nawet
jeśli kogoś nie cierpi się, czy nienawidzi - nie powinno się życzyć mu
śmierci. Lektura tych komentarzy wykazuje, że nie dla wszystkich jest
to oczywistą sprawą.
Upadek rządowego helikoptera pokazał jednak jeszcze parę innych
rzeczy, które trudno nie skomentować, nawet jeśli zrobi się to na
własny użytek i tylko we własnym umyśle. Okazało się bowiem, że kiedy
zaczyna się wdrażanie odpowiednich procedur, to niewydolna służba
zdrowia spisuje się na medal. Znajdują się jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki ambulanse pogotowia ratunkowego (nawet w
nadmiarze, bo część jeździła "na pusto"), nie ma przypadków braku
miejsc w kilku szpitalach. Na diagnozę metodą rezonansu magnetycznego
nie trzeba czekać miesiącami (ja też nie tak dawno zrobiłem sobie z
dnia na dzień...za 500 zł!) i można to zrobić nawet jeśli jest
działanie diagnostyczne na wyrost, bo wystarczyłby może zwyczajny
rentgen albo co najwyżej tomografia. Nie pisałbym o tym, gdyby nie
trwający nadal kontredans z karetkami wożącymi chorych od szpitala do
szpitala i którzy wreszcie umierają w karetce (program w TVP1 "na
żywo" tego samego dnia).
Z jednej strony buńczuczne wypowiedzi szefa NFZ, że nikomu nie można
odmówić pomocy w momencie zagrożenia życia i wypowiedzi lekarzy
szpitali, że nie mają za co leczyć "niezakontraktowanych" pacjentów. I
tak, na pierwszy ogień eksterminacji idą diabetycy i chorzy
onkologicznie, którzy na samą wizytę czekają po 3 miesiące, a żeby się
zarejestrować, w celu zamowienia kolejki na widzenie z lekarzem, muszą
stawać w innej już o 2 w nocy. Piszę o tym , by dać materiał do
przemyśleń filozofom. Mianowicie: jak można zważyć wartość ludzkiego
życia w przypadku różnych osób w zależności od ich miejsca w
społeczeństwie. Ile razy więcej warte jest życie premiera, ministra,
posła od życia Kowalskiego i jaką miarą to można zmierzyć?
Przy okazji: ciekawy jestem czy w trakcie godzin spędzanych w
szpitalu, Pan Premier znajdzie chwilę czasu na refleksję nad życiem?
Nad tym, że o włos tylko był od całkiem realnej możliwości spędzenia
reszty życia w wózku inwalidzkim bez względu na swoja pozycję, dostęp
do środków medycznych czy posiadane dobra materialne? Moim zdaniem to
lepsza przestroga dla "całkowicie zdrowych" niż telewizyjne skoki "na
główkę" manekinów Pana Pawłowskiego. To, co się wydarzyło pokazuje
dobitnie jak krucha jest granica, która dzieli nas ON od reszty,
której wydaje się, że takie zrządzenia losu dotykają nie nas, ale
tylko innych...
Życzę wszystkim dużo zdrowia
--
Zbig A G
|