Data: 2002-03-25 15:13:45
Temat: CO TO ZA CHOROBA?!!!(uwaga, dlugie)
Od: Saanale <S...@p...fm>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pewna kobieta (w wieku miedzy 25 a 30 rokiem zycia) od okolo 2 lat (a
moze i jescze dluzej, ale w mniejszym nasileniu) ma nastepujace objawy
chorobowe:
apatia; niechec do zycia; znudzenie; anhedonia; kontakty spoleczne na
minimalnym poziomie; kompleksy na punkcie swojego wygladu, niskie
poczucie wlasnej wartosci (choc jest wyksztalcona), brak konsekwencji
w dzialaniu, slomiany zapal (kobieta chce czegos dokonac a nastepnie
ponownie chowa sie w skorupie, dochodzac do wniosku, ze to ponad jej
sily), pragnienie "znikniecia z powierzchni ziemi" (bez planowania
samobojstwa) i jednoczesnie ogromny strach przed smiercia. Z tym
ostatnim ogromne problemy. Kobieta wyobraza sobie, ze czekaja ja tylko
zle rzeczy, ze za pewien czas po kolei bedzie tracila swoich bliskich,
co ja przeraza. W dodatku nie moze poradzic sobie z problemami
codziennosci, obciazajac tym samym swoja matke, ktora ma mnostwo
wlasnych klopotow(maz alkoholik po chorobie nowotworowej), i wpadajac
w depresje z powodu ogromnego poczucia winy. Planuje malzenstwo,lecz
wlasna niemoc utwierdza ja w przekonaniu, ze byloby niemoralnym wiazac
sie z drugim czlowiekiem, w sytuacji calkowitego braku energii i
motywacji. Na domiar zlego wszystko wskazuje na to, ze po slubie
bedzie musiala sie przeprowadzic do miejsowosci, w ktorej mieszka jej
przyszly maz(facet ma bardzo dobra prace a ona jest bezrobotna
studentka) i bardzo boi sie ciaglej ingerencji jego rodziny w jej
zycie. W jej stanie mogloby to doprowadzic do calkowitej destrukcji.
Nie da sie przeciez tego ukryc, ze nie jest calkiem normalna. Obawia
sie, ze bedzie traktowana niepowaznie, jezeli tylko bliscy jej meza
zorientuja sie w tym, ze nie radzi sobie z sama soba. Zwierzyla mi
sie, ze ma mieszane uczucia, co do swojego przyszlego malzonka
cyt."Nikt nie jest idealny, wiec nie wiem juz sama, co robic. On
zachowuje sie jak duze dziecko i jedynym wyjsciem byloby odroczenie
slubu do czasu, kiedy odnajde swoje miejsce i sens zycia."
Mezczyzna ja idealizuje. Jego rodzina ma falszywy jej obraz. Ona
obawia sie, ze po blizszym poznaniu wszystkich rozczaruje.
W dodatku jej przyszly maz podejmuje wszelkie decyzje w konsultacji ze
swoimi rodzicami, co swiadczy o braku odpowiedzialnosci i
niedojrzalosci tego czlowieka i strasznie ja denerwuje. Jest
niepoprawnym optymista i wierzy w jej bezgraniczna milosc a ona
tymczasem nie jest pewna czy w ogole potrafi kochac, czy to nie jest
tylko przyjazn i ogromne przywiazanie. Kobieta sie z tym nie kryje, w
dodtaku wysyla szereg sygnalow, informujących swojego mezczyzne o
kiepskim stanie swojej psychiki. Niestety on nie przyjmuje tego do
wiadomosci, mimo, ze wielokrotnie o tym rozmawiali. Podobno zarzuca
jej rozczulanie sie nad soba. On sam boi sie przyjac do siebie
oczywisty fakt, ze na tym etapie ona sobie z choroba nie poradzi.
Niestety kobieta bardzo boi sie isc do poradni. Nie chce uslyszec
najgorszego: tego, ze jest ciezko chora. Boi sie przyznac wszem i
wobec do swojej slabosci, stara sie ja nieudolnie ukryc, przede
wszystkim dlatego, ze nie chce stracic szacunku w oczach ludzi.
Prosze odpowiedzcie: czy to jest bardzo gleboka depresja, czy tez cos
jeszcze powazniejszego?
Mam nadzieje, ze to nie jest jakis rodzaj psychozy, albo zaburzenie
schizofrenopodobne?
Kobieta ma nadzieje, ze jakos da sobie rade, ale ja widze, ze z nia
jest z kazdym dniem coraz gorzej, tym bardziej, ze ma coraz wieksze
zaleglosci i do tego dochodzi stres zwiazany ze slubem. Ona boi sie
pojsc do poradni, gdyz jest tego swiadoma, ze jezeli jest to naprawde
cos powaznego, to nie ma szansy na osiagniecie sukcesow zawodowych w
zadnej dziedzinie a z pewnoscia nie ma szans na prace z dziecmi.
A jezeli nie upewni sie co do swojego stanu zdrowia, obawia sie, ze
kiedy zostanie matka (co bedzie mozliwe, skoro zaklada rodzine) to
unieszczesliwi nie tylko przyszlego meza, ale i dzieci.
Ja podzielam jej zdanie, ze nie powinna wychodzic za maz, ale ona nie
potrafi przemowic swojemu mezczyznie do rozsadku. On sie ciagle upiera
na swoim a ona z kazdym dniem przekonuje sie coraz bardziej o jego
przywiazaniu i lojalnosci wobec jej osoby i uswiadamia sobie, ze
strata jedynego czlowieka, ktoremu na niej zalezy, bedzie dla niej
bardzo bolesna.
Czy ktos z Was sie orientuje, jakie sa konswkwencje poslubienia chorej
psychicznie osoby? Czy mozna uniewaznic w tej sytuacji malzenstwo?
Skoro on wie w jakim ta kobieta jest stanie w tej chwili, to czy
bedzie mogl po slubie wycofac sie z danego slowa i zerwac przysiege
malzenska?
Prosze o Wasze opinie na ten temat.
Pozdrawiam,
Saanale
|