Witam,

W zasadzie nie wiem, czy to ta grupa, ale...
Otoz dzisiaj spotkala mnie bardzo niemila rzecz. Mialam zaplanowana
wizyte u lekarza ginekologa w przychodni nalezacej do Kasy Branzowej.
Przychodze, zeby sie zarejestrowac, i okazuje sie, ze publiczna poradnia
ginekologiczna przeksztalcila sie od 1.I. w zaklad niepubliczny, a MKCh
wykupila na caly rok 2400 wizyt, czyli jak mozna policzyc, srednio 10
dziennie (!) w poradni, gdzie przyjmowano srednio 40 osob/dzien. Skutki
tego sa takie, ze niezaleznie od koniecznosci natychmiatowego zbadania
sie, zapisalam sie na termin za dwa miesiace, a konkretnie na 3 marca
(!). Czy taki sens miala miec reforma? Lekarz, do ktorego nie potrzebuje
skierowania, a na dodatek musze przyjsc w scisle okreslonym dniu, moze
mnie przyjac raz na dwa miesiace... Smutne, lecz prawdziwe. Dodatkowym
"atutem" nowego zakladu jest fakt, ze (jak poinformowala mnie polozna),
nie moga wypisywac recept (??!!), i po recepty musze udac sie do lekarza
pierwszego kontaktu, ktory o moich problemach ginekologicznych nie wie
nic (bo przeciez nie ma wgladu w moja karte...)
Po prostu straszne. Pewnie skonczy sie na tym, ze znow zaczne sie leczyc
prywatnie.

Pozdrawiam,

Joanna Ćwikła

"Najlepsza jest woda z kaluzy, najlepsza woda dla psa..."
Nie badz Centus i rzuc Centa dla Azylu -> http://azyl.chrobot.krakow.pl