Path: news-archive.icm.edu.pl!news.gazeta.pl!not-for-mail
From: Mme Kitzmoor <s...@m...nie>
Newsgroups: pl.rec.uroda
Subject: Effet Faux Cils vs. Diorshow, czyli moj osobisty ring tuszowy
Date: Tue, 13 Sep 2005 08:10:36 +0000 (UTC)
Organization: <none>
Lines: 59
Message-ID: <2...@i...gazeta.pl>
NNTP-Posting-Host: cqj153.neoplus.adsl.tpnet.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; charset="ISO-8859-2"
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: inews.gazeta.pl 1126599036 3423 83.31.241.153 (13 Sep 2005 08:10:36 GMT)
X-Complaints-To: u...@a...pl
NNTP-Posting-Date: Tue, 13 Sep 2005 08:10:36 +0000 (UTC)
X-User: mme_kitzmoor
X-Face: %Oa55Y#^xUJEi'V!;\]yUx(\fmVmnbYSsRf7~yUm&|2jWYEb+A//%"USq8p<.A-,MjUQ^~
yQ|<-?'&$5~Ldj3tTL4<[-hQ`SCT/|K|m{[9m}K?qr[Xk
User-Agent: Halime (MacOSX)/1.0rc2b
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.rec.uroda:122267
Ukryj nagłówki
Witam :)
Ponad pół roku temu kupiłam EFC i zużyłam do końca (co mi się zdarzyło
po raz pierwszy, tzn. zużyć tusz do rzęs do etapu, kiedy nie ma co
szczoteczką wyciągać). Skończył mi się jakiś tydzień temu, więc
dosłownie nazajutrz, zachęcona wszystkimi pozytywami nabyłam drogą kupna
Diorshow.
Do pełni oświecenia w kwestii tuszy do efektów specjalnych brakuje mi
jedynie Lash Queen Heleny Rubinstein, którą zamierzam kupić, jak mi się
ten skończy.
Pierwsze użycie:
Oba mają w miarę przyjemny zapach (choć Diorshow trochę naftą jakby
zajeżdża o_O), bo chyba obydwa są perfumowane.
Pamiętam, że jak pierwszy raz nakładałam EFC YSL to byłam wniebowzięta,
bo to był naonczas jedyny tusz, który te moje krótkie szczoty w rzęs
firany zamienił, więc obawiałam się, że rozpieszczona długotrwałym
stosowaniem EFC każdym kolejnym tuszem będę po prostu rozczarowana. Ale
nie byłam :) miałam nawet wrażenie, że Diorshow mocniej je wydłuża i
podkręca.
EFC bardzo szybko zasycha i jeśli ktoś ma ochotę nałożyć drugą warstwę,
to musi się naprawdę pośpieszyć, bo nakładanie nowej warstwy EFC na już
wyszuszoną poprzednią warstwę to wrzód na tyłku. Co z kolei pozwalało mi
od razu po makijażu założyć okulary, zaś z Diorshowem zawsze muszę
poczekać aż wyschnie i to tak z 5 minut.
Żaden z nich nie zasycha w skorupę - jak sprawdzam po godzinie i potem
w ciągu dnia to z tych tuszy robi się taka niecieżka, gładka guma, która
pokrywa równą warstwą całe rzęsy. Praktycznie w ogóle ich nie czuję, jak
je noszę.
Jestem soczewkowcem i alergikiem, lecz żaden mnie nie podrażnił, nawet
jak zdarzyło mi się w którymś przespać.
Diorshow się za pierwszym użyciem hojnie (i równomiernie - może to
efekt grubej i gęstej szczotki) nakłada, zaś EFC trzeba się było kilka
razy poszczotkować, by dosięgnął końcówek rzęs.
Jeśli chodzi o ładne i selektywne opakowanie to YSL jak zwykle wygrywa
na całej linii :)
Żaden mi się jakoś szczególnie nie kruszy, jednak YSL to nawet spacer w
ulewie potrafił bez szwanku przetrwać, zaś Diorshow ma tendencję do
spływania jak tylko się trochę spocę :/
Dalsza eksploatacja:
EFC YSL ma jedną poważną wadę - szczoteczkę trzeba co kilka dni
wycierać do czysta w bibułkę :( Łamało mi to moje sknerskie serce (bo
tyle tak drogiego tuszu ma lądować co kilka dni w kiblu...) i
przypuszczam, że to przede wszystkim dzięki temu udało mi się zużyć
całość przed totalnym zaschnięciem tudzież rozczarowaniem produktem.
Rzeczywista trwałość produktu: Diora jeszcze nie jestem w stanie ocenić,
ale EFC, jeśli się tą szczotkę regularnie wyciera, zużywa się do końca
nie tracąc na jakości. Czyli przy codziennym, a nieraz parę razy
dziennie, stosowaniu - ok. pół roku.
Reasumując: jeśli Diorshow mnie czymś nie rozczaruje po drodze, lub
Helena nie podbije jakimś nowym ficzerem mego serca, to do niego wrócę,
bo jednak tańszy jest i nadal mam wrażenie, że mocniejszy od YSL.
--
Pozdrawiam
Iff
|