| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2005-03-25 16:48:11
Temat: Jednosc i rozdzielnosc w zwiazku – czy cos tu jest nie tak?(post wyslany po raz drugi, z bramki, bo z googla na razie nie dochodzi -
przepraszam wiec, jesli pozniej pojawi sie jego kopia tutaj...)
Witam,
Chcialbym poznac Wasza opinie na pewien temat... Wyjasnie wiec na
przykladzie swojej wlasnej historii:
Od kilku lat jestem w zwiazku z kobieta. Mimo, ze oboje jestesmy
jeszcze mlodzi, milosc jest "powazna". W wielu sprawach doskonale sie
rozumiemy i chociaz raz jest lepiej, raz gorzej, ogolnie moge
powiedziec, ze czujemy sie szczesliwi ze soba. Problematyczne jest
jednak moje podejscie do niej i naszego zwiazku: wydaje mi sie, ze
pragne za duzej jednosci (zjednoczenia) z nia. Objawia sie to tym, ze
chcialbym, abysmy mieli jak najwiecej wspolnych spraw (zeby nie
laczylo nas tylko uczucie, a rowniez "codziennosc"), wydaje mi sie, ze
najlepiej "isc przez zycie" mozliwie jak najbardziej razem, itp.
Niepokojace jest tez to, ze partnerka mi w zupelnosci wystarcza jako
zarowno dobra kolezanka, przyjaciolka, jak i "kochanka". Czuje, ze
coraz bardziej nie potrzebuje do szczescia nikogo innego, a za to
coraz bardziej potrzebuje jej obecnosci, bliskosci, itp. Nie oznacza
to, ze moglbym i chcialbym zamknac sie wraz z nia na cale zycie w
jednym pokoju i odciac od swiata - nie czuje jednak potrzeby
posiadania innych przyjaciol czy chociazby dobrych znajomych, z
ktorymi moglbym widywac sie regularnie, poza nia wole mniej lub
bardziej, ale jednak powierzchowne relacje. Optymalna sytuacja byloby,
gdyby nasze kontakty towarzyskie ograniczaly sie do grona wspolnych
znajomych, z ktorymi przebywamy zawsze (lub przynajmniej jak
najczesciej) razem. Czuje coraz wieksze (ze tak nieprecyzyjnie powiem)
uzaleznianie sie psychiczne od partnerki - objawiajace sie chocby tym,
ze bardzo duzo o niej mysle i nigdy wlasciwie nie ma tak, zeby mnie
nie interesowalo, co ona w danej chwili robi, gdzie jest, z kim, itp.
Nie ma w tym ani troche podejrzliwosci, bo moge byc pewien, ze jest i
bedzie wierna i lojalna, a jednak ciekawosc mnie nie opuszcza.
Najbardziej niepokojace jest chyba wlasnie to, ze idealem dla mnie
byloby to, gdybysmy oboje nie mieli zadnych bliskich znajomych czy
przyjaciol poza soba. Taka stuprocentowa samowystarczalnosc w parze.
Troche zreszta boje sie sytuacji, w ktorej ona nadmiernie zblizylaby
sie (w rozumieniu psychicznym) do przyjaciela plci meskiej. Moze to
troche zazdrosc czy zaborczosc... Nie wiem, trudno okreslic.
Podsumowujac wyglada to tak, ze najbardziej ciesza mnie rzeczy, ktore
robimy razem (wlaczajac w to wspolna codziennosc, wspolne kontakty
towarzyskie, nauke, prace), a inne nawet jesli sa mile - odczuwam jej
brak. Nawet jesli jestem na dobrej imprezie, wsrod ludzi, ktorych
lubie, ale bez mojej partnerki - jest we mnie jakis zal, niedosyt,
tesknota.
Co myslicie o takim podejsciu do zwiazku?
Pozdrawiam,
Tomasz
--
!!! Wyslano uzywajac bramki usenetowej: http://usenet.area.one.pl/ !!!
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2005-03-25 18:55:56
Temat: Re: Jednosc i rozdzielnosc w zwiazku – czy cos tu jest nie tak?*Tomasz* wrote in
<news:0625f102f97dfe3d2928b245bf50d6c5$1@usenet.area
.one.pl> :
> Co myslicie o takim podejsciu do zwiazku?
mogłbym wiele napisać ale przypomniało mi się coś krótkiego na
początek: szczenięca miłość = pieskie życie.
a) jesteś zaborczy i zazdrosny nieważne w jakie ładne słowa to
ubierzesz (dązenie do: wspólni znajomi, najwiecej wspolnych spraw,
itd...).
b) nie możesz mieć ŻADNEJ pewności czy jest "wierna i lojalna" bo to
tylko twoje nadzieje (co nie ma mocy sprawczej). Wspólczesny swiat
dostarcza milion okazji do skoku w bok.
c) jesli ona zgodzi sie na taki związek to sprawa prosta - nikt tu
nikogo nie wykorzystuje (patalogiczna współzależność).
d) nie pisz że 'czujemy się szczesliwi w zwiazku' tylko 'CZUJĘ sie...'
--
Problem z niektórymi ludźmi polega na tym, że kiedy nie są pijani są
trzeźwi. - William Butler Yeats
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2005-03-25 19:00:52
Temat: Re: Jednosc i rozdzielnosc w zwiazku – czy cos tu jest nie tak?
Użytkownik "_ValteR_" <s...@n...thx> napisał w wiadomości
news:jpttqou2v1od.dlg@valter.biteme...
> a) jesteś zaborczy i zazdrosny nieważne w jakie ładne słowa to
> ubierzesz (dązenie do: wspólni znajomi, najwiecej wspolnych spraw,
> itd...).
Myślę, że mylisz się w takiej ocenie. Jestem pewien, że to nie jest kwestia
zazdrości czy zaborczości. Podobne podejście miałem jeszcze zanim byłem z
jakąkolwiek partnerką. Tylko wtedy to nie wydawało się takie złe... Dopiero
teraz widzę, że coś tu może być nie tak.
> b) nie możesz mieć ŻADNEJ pewności czy jest "wierna i lojalna" bo to
> tylko twoje nadzieje (co nie ma mocy sprawczej). Wspólczesny swiat
> dostarcza milion okazji do skoku w bok.
Ale na pewno mogę powiedzieć, że mamy do siebie na tyle duże zaufanie, że
takie rzeczy nie wchodzą w grę. Zresztą jestem pewien, że żadne z nas nie
wytrzymałoby zdrady "moralnie" i w razie takiej ewentualności zerwałoby
związek.
> c) jesli ona zgodzi sie na taki związek to sprawa prosta - nikt tu
> nikogo nie wykorzystuje (patalogiczna współzależność).
W wielu takich sprawach się zgadzamy, ale ja jestem bardziej... hmm...
"radykalny" (nie potrafię znaleźć lepszego słowa). Więc problem leży jednak
po mojej stronie, bo gdyby ona miała takie same zapatrywania, nie byłoby
posta, na którego odpowiedziałeś.
> d) nie pisz że 'czujemy się szczesliwi w zwiazku' tylko 'CZUJĘ sie...'
A jednak moja partnerka jeszcze nigdy nie zawiodła mojego zaufania, więc nie
ma powodów, żebym nie wierzył jej, kiedy mówi i pokazuje, że jest ze mną
szczęśliwa.
pozdrawiam,
Tomasz
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2005-03-26 09:49:11
Temat: Re: Jednosc i rozdzielnosc w zwiazku – czy cos tu jest nie tak?*Tomasz* wrote in <news:d21ne4$76o$1@nemesis.news.tpi.pl> :
> Myślę, że mylisz się w takiej ocenie. Jestem pewien, że to nie jest kwestia
> zazdrości czy zaborczości. Podobne podejście miałem jeszcze zanim byłem z
> jakąkolwiek partnerką. Tylko wtedy to nie wydawało się takie złe... Dopiero
> teraz widzę, że coś tu może być nie tak.
czyli to co napisałem zgadza się: jesteś zazdrosny i zaborczy.
> Ale na pewno mogę powiedzieć, że mamy do siebie na tyle duże zaufanie, że
Jedynie pewne są śmierć i podatki.
> takie rzeczy nie wchodzą w grę. Zresztą jestem pewien, że żadne z nas nie
> wytrzymałoby zdrady "moralnie" i w razie takiej ewentualności zerwałoby
> związek.
patrz wyżej.
> po mojej stronie, bo gdyby ona miała takie same zapatrywania, nie byłoby
> posta, na którego odpowiedziałeś.
do tanga trzeba dwojga. Nieważne czy ma takie same 'zapatrywania' -
jest w tym związku z (chyba) własnej woli.
> A jednak moja partnerka jeszcze nigdy nie zawiodła mojego zaufania, więc nie
poprawka: mozesz powiedziec że nie wiesz o żadnym takim zdażeniu.
--
Problem z niektórymi ludźmi polega na tym, że kiedy nie są pijani są
trzeźwi. - William Butler Yeats
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2005-03-26 19:36:10
Temat: Re: Jednosc i rozdzielnosc w zwiazku – czy cos tu jest nie tak?p...@g...com (Tomasz) napisał(a):
> (..) Taka stuprocentowa samowystarczalnosc w parze.
To nie jest samowystarczalnosc, ale oddychanie jedymi plucami. Mozna sie
troszku poddusic ;)
Takie "stopienie sie w sobie" jest naturalne w poczatkowym etapie zwiazku, 2-
3 lata, a potem zaczyna brakowac powietrza.
Grozny jest tez zbyt duzy ciezar oczekiwan od partnera - zeby wystarczal za
caly swiat i wypelnial wszystkie role - kochanki, a jednoczesnie np. kumpla
do piwa i ogladania meczu. Wtedy kazdy odstep od idealu rodzi duzo wieksze
rozczarowanie - to ze np nie masz z kim podyskutowac na tematy przykladowej
polityki z czasem moze powodowac poczucie zalu - nie do siebie, ze nie masz
roznorodnosci kontaktow, ale do partnerki, ze sie na tym nie zna.
Nie ma mozliwosci aby jedna osoba zaspokoila wszystkie potrzeby spoleczne.
Z czasem niedosyt i izolacja moze byc duzym problemem, takie
zwiazki "zrosniete" ze soba czesto przezywaja powazne kryzysy, gdy zycie "z
jednymi plucami" przestaje wystarczac.
> Co myslicie o takim podejsciu do zwiazku?
Znam z praktyki ;)
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2005-03-26 23:59:53
Temat: Re: Jednosc i rozdzielnosc w zwiazku – czy cos tu jest nie tak?
Użytkownik "Joanna Maria" <j...@N...gazeta.pl> napisał w
wiadomości news:d24dj9$7rl$1@inews.gazeta.pl...
> Takie "stopienie sie w sobie" jest naturalne w poczatkowym etapie zwiazku,
2-
> 3 lata, a potem zaczyna brakowac powietrza.
No to właśnie chyba ten moment...
> Grozny jest tez zbyt duzy ciezar oczekiwan od partnera - zeby wystarczal
za
> caly swiat i wypelnial wszystkie role - kochanki, a jednoczesnie np.
kumpla
> do piwa i ogladania meczu. Wtedy kazdy odstep od idealu rodzi duzo wieksze
> rozczarowanie - to ze np nie masz z kim podyskutowac na tematy
przykladowej
> polityki z czasem moze powodowac poczucie zalu - nie do siebie, ze nie
masz
> roznorodnosci kontaktow, ale do partnerki, ze sie na tym nie zna.
Hmm... Właśnie w tym problem, że z mojej strony takiego uczucia nie ma, a z
jej chyba zaczyna się pojawiać. A ja mam "żal", że "przestaję jej
wystarczać".
> Nie ma mozliwosci aby jedna osoba zaspokoila wszystkie potrzeby spoleczne.
> Z czasem niedosyt i izolacja moze byc duzym problemem, takie
> zwiazki "zrosniete" ze soba czesto przezywaja powazne kryzysy, gdy zycie
"z
> jednymi plucami" przestaje wystarczac.
Właśnie! Izolacja staje się dość dużym problemem. I znowu: dla niej, nie dla
mnie. Ona chciałaby na przykład mieć przyjaciół poza mną (czyli takich, z
którymi kontaktuje się niezależnie ode mnie), ja nie widzę u siebie takiej
potrzeby - przynajmniej tak dużej, bo jasne, że nie chcę się ograniczać do
kontaktów z nią. A jednak: trochę we mnie buntu w stosunku do jej poglądów
na to... Zresztą przyznam, że męczy mnie myśl, że moja partnerka mogłaby
mieć innego faceta, jako bliskiego przyjaciela. Odczuwam to chyba jako jakąś
"zdradę emocjonalną" czy coś w tym stylu... Głupie? Może. Ale póki co nie
potrafię inaczej.
> > Co myslicie o takim podejsciu do zwiazku?
> Znam z praktyki ;)
O, o, o! A może możesz coś więcej powiedzieć? :) Z której strony tak jest?
Czy to się zmienia? Jakieś wady / zalety takiego podejścia? :)
pozdrawiam i bardzo dziękuję za odpowiedź,
Tomasz
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2005-03-28 19:10:43
Temat: Re: Jednosc i rozdzielnosc w zwiazku – czy cos tu jest nie tak?Tomasz <p...@g...com> napisał(a):
> > (..)poczucie zalu - nie do siebie, ze nie masz
> > roznorodnosci kontaktow, ale do partnerki, ze sie na tym nie zna.
>
> Hmm... Właśnie w tym problem, że z mojej strony takiego uczucia nie ma, a z
> jej chyba zaczyna się pojawiać. A ja mam "żal", że "przestaję jej
> wystarczać".
Spojrz na to z innej strony, np czy masz zal gdy partnerka np idzie do
fryzjera? Zakladam, ze nie ;) A przeciez w tym momencie ona Ciebie nie
potrzebuje, Ty jej "nie wystarczasz" do zrobienia nowej fryzury - potrzebuje
fachowca, kogos kto jest dobry w czyms innym niz Ty i zaspokaja inne jej
potrzeby. Tak samo np przyjaciolka zaspokaja kobiecie inne potrzeby niz
najbardziej ukochany facet. Z pozostalymi ludzmi podobnie.
Mysle, ze trzeba by sie zaczac godzic ze swoja odrebnoscią i zaczac powolutku
rozgladac za swoimi potrzebami, ktorych nie spelni Twoja dziewczyna. I isc za
tym - nie ze zloscia, w odwecie za jej wyjscia, ale z zyczliwoscia dla
siebie :) A potem dzielic sie wrazeniami:)
> (..)Izolacja staje się dość dużym problemem. I znowu: dla niej, nie dla
> mnie.
Brawo dla niej;)
Wiesz, pamietam swoje wlasne rozczarowania najukochanszym facetem na swiecie -
bo pewnych rzeczy nie rozumial, a np swietnie rozumiala je moja
przyjaciolka, albo i pierwsza lepsza kobieta;)
> (..)Zresztą przyznam, że męczy mnie myśl, że moja partnerka mogłaby
> mieć innego faceta, jako bliskiego przyjaciela. Odczuwam to chyba jako jakąś
> "zdradę emocjonalną" czy coś w tym stylu...
A bliska kobietę, przyjaciolke?
Wiekszy problem widzisz w plci tych znajomych czy w tym, ze bylyby bliskie
osoby oprocz Ciebie?
> (..) może możesz coś więcej powiedzieć? :)
Pytaj a bedzie odpowiedziane ;)
> Z której strony tak jest?
> Czy to się zmienia? Jakieś wady / zalety takiego podejścia? :)
Tak bylo - podobnie jak u Was, ja mialam juz jakies swoje blizsze przyjaznie,
a maz "nikogo oprocz mnie nie potrzebowal". Swietnie bylo w pierwszych latach
zwiazku (jestesmy razem tfu 13 lat), potem gorzej-teraz za nami duzy kryzys,
hmm tozsamosci w zwiazku;) Po jednej z rozmow, niespodziewanie maz
wyglowkowal, ze zle mu zrobilo skoncentrowanie wszystkich potrzeb w jednej
osobie - dzis mamy swoje zajecia, czasem spedzamy czas razem a czasem osobno,
nie ma w nas tych automatyzmow - ze albo idziemy gdzies razem, albo wcale -
nie ma poczucia ze cos sie traci, z czegos rezygnuje bo druga strona nie ma
na to ochoty. Mamy swoje hobby, przy czym staramy sie tak ukladac to
czasowo,by z drugiej strony nie czuc braku siebie :)
Chyba wazne jest (dla nas) by w tym wszystkim byla pewna jawnosc i dzielenie
sie tym-co przy pewnym zaufaniu moze uwolnic od podejrzen, snucia wizji itd.
Dopiero teraz wiem, ze nie zastapie facetowi kontaktow np z kumplami,
siarczystego przeklinania i darcia sie na meczu (no co, mamy rozne hmm
hobby;). Ale tez wiem ze chce byc dla niego KOBIETĄ, a nie kumplem.
Powodzenia:)
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2005-03-28 20:14:10
Temat: Re: Jednosc i rozdzielnosc w zwiazku – czy cos tu jest nie tak?
Użytkownik "Joanna Maria" <j...@N...gazeta.pl> napisał w
wiadomości news:d29krj$fju$1@inews.gazeta.pl...
> Spojrz na to z innej strony, np czy masz zal gdy partnerka np idzie do
> fryzjera? Zakladam, ze nie ;) A przeciez w tym momencie ona Ciebie nie
> potrzebuje, Ty jej "nie wystarczasz" do zrobienia nowej fryzury -
potrzebuje
> fachowca, kogos kto jest dobry w czyms innym niz Ty i zaspokaja inne jej
> potrzeby. Tak samo np przyjaciolka zaspokaja kobiecie inne potrzeby niz
> najbardziej ukochany facet. Z pozostalymi ludzmi podobnie.
No tak... Trudno sie nie zgodzić :)
> Mysle, ze trzeba by sie zaczac godzic ze swoja odrebnoscią i zaczac
powolutku
> rozgladac za swoimi potrzebami, ktorych nie spelni Twoja dziewczyna. I isc
za
> tym - nie ze zloscia, w odwecie za jej wyjscia, ale z zyczliwoscia dla
> siebie :) A potem dzielic sie wrazeniami:)
Jasne, jasne... tylko ja nie widze u siebie takich potrzeb (no, może trochę,
ale naprawdę bardzo, bardzo mało) i w dodatku taki stan mi odpowiada, podoba
się. Jest wiele fajnych rzeczy, które w życiu można robić, więc czemu nie
robić tego we dwójkę? Zwłaszcza, że zainteresowania mamy bardzo podobne (a
poglądy czasem różne, co zresztą owocuje świetnymi dyskusjami!).
> > (..)Izolacja staje się dość dużym problemem. I znowu: dla niej, nie dla
> > mnie.
> Brawo dla niej;)
No cóż, ja jej brawa nie biję ;) Ale to może dlatego, że podobno kobiety są
trochę dojrzalsze niż faceci w tym samym wieku ;)
> > (..)Zresztą przyznam, że męczy mnie myśl, że moja partnerka mogłaby
> > mieć innego faceta, jako bliskiego przyjaciela. Odczuwam to chyba jako
jakąś
> > "zdradę emocjonalną" czy coś w tym stylu...
> A bliska kobietę, przyjaciolke?
> Wiekszy problem widzisz w plci tych znajomych czy w tym, ze bylyby bliskie
> osoby oprocz Ciebie?
Właśnie dotknęłaś sedna sprawy :) W kobietach problemu nie widzę, wydaje mi
się to jakieś takie... naturalne, że ona ma jedną, czy dwie bliskie
przyjaciółki. Tak samo - ja też mam jakichś kumpli, z którymi powiedzmy, że
się rozumiem. A jednak, gdyby bliską jej osobą miał być facet - jest we mnie
jakaś obawa. Chyba nie z zazdrości czy braku zaufania. Po prostu moim
zdaniem przyjaźń jednopłciowa to co innego niż dwupłciowa - między kobietą a
mężczyzną siłą rzeczy zachodzą trochę inne relacje niż między kobietą a
kobietą, jakkolwiek ta "para" nie starałaby się nie dostrzegać różnicy płci.
> > Z której strony tak jest?
> > Czy to się zmienia? Jakieś wady / zalety takiego podejścia? :)
>
> Tak bylo - podobnie jak u Was, ja mialam juz jakies swoje blizsze
przyjaznie,
> a maz "nikogo oprocz mnie nie potrzebowal". [...]
> Chyba wazne jest (dla nas) by w tym wszystkim byla pewna jawnosc i
dzielenie
> sie tym-co przy pewnym zaufaniu moze uwolnic od podejrzen, snucia wizji
itd.
Tak, zdecydowanie mam(y) podobny problem... Wasze rozwiązanie jest IMO
doskonałe, ale jednak trochę się go obawiam... W tej obawie widzę dwa
aspekty:
1. chęć jak największego uwspólnienia życia (bo w końcu jest za krótkie,
żeby nie dzielić go jak najintensywniej z ukochaną osobą! a robienie fajnych
rzeczy osobno, to strata dla drugiej strony!),
2. Strach przed jej zbliżeniem (duchowym, emocjonalnym) z innymi facetami -
i nie wiem, skąd to wynika, bo mam pewność, że niezależnie od tego, jak
bardzo inny facet starałby się o jej "względy", ona będzie wobec mnie
uczciwa i lojalna. Po prostu... trudno mi zaakceptować przyjaciela innej
płci. Żeby nie było, że to zaborczość: to działa też w drugą stronę! Wydaje
mi się, że jeśli chciałbym mieć inną bliską kobietę (w roli przyjaciółki),
wolałbym, żeby to była nasza wspólna przyjaciółka.
> Dopiero teraz wiem, ze nie zastapie facetowi kontaktow np z kumplami,
> siarczystego przeklinania i darcia sie na meczu (no co, mamy rozne hmm
> hobby;). Ale tez wiem ze chce byc dla niego KOBIETĄ, a nie kumplem.
Może to tylko pozory, ale czuję, że potrafię partnerkę traktować albo jak
kumpla, albo jak kobietę. Rzecz jasna, nie równocześnie. Tzn. w łóżku i
podczas romantycznego spaceru widzę w niej kobietę, a w pubie ze znajomymi,
przy piwie - kumpla.
> Powodzenia:)
Oj, będzie potrzebne! ;) Wielkie dzięki za pomoc - dzięki Tobie widzę, że
nie jestem odosobniony w takim patrzeniu na związek i w dodatku jest
bezbolesne wyjście z tej sytuacji ;)
pozdrawiam,
Tomasz
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2005-03-29 10:56:19
Temat: Re: Jednosc i rozdzielnosc w zwiazku – czy cos tu jest nie tak?Tomasz <p...@g...com> napisał(a):
> (..)Jest wiele fajnych rzeczy, które w życiu można robić, więc czemu nie
> robić tego we dwójkę? Zwłaszcza, że zainteresowania mamy bardzo podobne (..)
W tym problem, ze nie ma dwoch identycznych osob i to co dla jednej super
fajne nie zawsze musi takie byc dla drugiej. Czesto ta "wspolnosc"
zainteresowan to zobaczenie w jakims zajeciu czegos interesujacego glownie
dlatego, ze.. ona sie tym interesuje;) Zainteresowania nabieraja glebszego
wymiaru glownie przez jej osobe, niekoniecznie same w sobie.
My tez wszedzie chodzilismy razem i naprawde pare dobrych lat zajelo
stwierdzenie, ze cos mnie pociaga z powodu jego osoby, a z kims innym byloby
malo fascynujace. Okazalo sie, ze wiele "fajnych rzeczy" jest fajnych przez
pierwsze hmm 20min, a potem to juz jest czekanie na koniec;) Pamietam nasze
wyjsca np na mecze i moment kiedy pierwszy raz zabralam ze soba książkę :)
Naprawde kreci Cie wszystko co razem robicie - wspolne zakupy, przymierzanie
setek ciuchow, przesiadywanie u fryzjera czy kosmetyczki, plotki z
psiapsiolkami etc?
> (..) A jednak, gdyby bliską jej osobą miał być facet (..)
GDYBY? Czyli na razie to pozostaje w sferze Twoich obaw, wyobrazen.
> Może to tylko pozory, ale czuję, że potrafię partnerkę traktować albo jak
> kumpla, albo jak kobietę. Rzecz jasna, nie równocześnie. Tzn. w łóżku i
> podczas romantycznego spaceru widzę w niej kobietę, a w pubie ze znajomymi,
> przy piwie - kumpla.
Jakbym siebie czytala sprzed lat:)
Od tych zmian rol mozna dostac schizofrenii;> Kobieta jest zawsze kobietą,
czy w lozku czy w pubie i jest wiele rzeczy, ktore wasze (meskie) zachowanie
w stos. do niej powinny odrozniac od stos. do kumpli. Ale w pierwszych latach
to wszystko rzeczywiscie moze sie stapiac, wiele mlodych par funkcjonuje na
zasadzie dobranych kumpli z elementami seksu :)
> (..)nie jestem odosobniony w takim patrzeniu na związek
Na pewno nie. Takie stapianie sie jest chyba naturalnym,poczatkowym etapem
wiekszosc zwiazkow, takie mam wrazenie.
> i w dodatku jest bezbolesne wyjście z tej sytuacji ;)
Hehe, a gdzie pisalam ze bezbolesne? ;>>
Joanna
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2005-03-29 18:05:15
Temat: Re: Jednosc i rozdzielnosc w zwiazku – czy cos tu jest nie tak?Joanna Maria wrote:
> malo fascynujace. Okazalo sie, ze wiele "fajnych rzeczy" jest fajnych przez
> pierwsze hmm 20min, a potem to juz jest czekanie na koniec;) Pamietam nasze
> wyjsca np na mecze i moment kiedy pierwszy raz zabralam ze soba książkę :)
No cóż, niewykluczone, że też to zauważę, bo rzeczywiście trochę jakby mi
przybyło zainteresowań wraz z początkiem związku ;) No i jej chyba też ;)
> Naprawde kreci Cie wszystko co razem robicie - wspolne zakupy, przymierzanie
> setek ciuchow, przesiadywanie u fryzjera czy kosmetyczki, plotki z
> psiapsiolkami etc?
Wspólne zakupy przez pierwsze pół godziny, reszta - w ogóle ;)
>> (..) A jednak, gdyby bliską jej osobą miał być facet (..)
> GDYBY? Czyli na razie to pozostaje w sferze Twoich obaw, wyobrazen.
Niestety już nie :( Stąd właściwie mój pierwszy post - dzięki takiej
sytuacji uświadomiłem sobie cały problem... W skrócie ta sprawa wygląda
tak, że moja partnerka znalazła sobie przyjaciela (a raczej on ją), z
którym jest coraz bliżej - w dodatku wydaje mi się, że to głównie dzięki
jego staraniom i hmmm... jakby to powiedzieć... "zainteresowaniu"...
Trochę mnie to przerasta.
> Jakbym siebie czytala sprzed lat:)
> Od tych zmian rol mozna dostac schizofrenii;> Kobieta jest zawsze kobietą,
> czy w lozku czy w pubie i jest wiele rzeczy, ktore wasze (meskie) zachowanie
> w stos. do niej powinny odrozniac od stos. do kumpli. Ale w pierwszych
latach
> to wszystko rzeczywiscie moze sie stapiac, wiele mlodych par funkcjonuje na
> zasadzie dobranych kumpli z elementami seksu :)
Hmmm... ;) Może to rzeczywiście tak jest ;) Chociaż mam nadzieję, że w
przyszłości ze wspólnych zajęć nie pozostanie nam tylko seks ;)
>> (..)nie jestem odosobniony w takim patrzeniu na związek
> Na pewno nie. Takie stapianie sie jest chyba naturalnym,poczatkowym etapem
> wiekszosc zwiazkow, takie mam wrazenie.
W takim razie wygląda na to, że zaczyna się ta "kolejna" faza...
>> i w dodatku jest bezbolesne wyjście z tej sytuacji ;)
> Hehe, a gdzie pisalam ze bezbolesne? ;>>
No tak, to już moja optymistyczna nadinterpretacja ;( Trudno było?
W takim razie mam już mniej-więcej wyjaśniony problem maksymalnej
jedności, teraz zostaje mi "tylko" problem innego bliskiego faceta
(drugiego przyjaciela-mężczyzny)...
pozdrawiam,
Tomasz
--
!!! Wyslano uzywajac bramki usenetowej: http://usenet.area.one.pl/ !!!
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |