Data: 2001-12-21 06:40:53
Temat: Josef und Maria
Od: "Irek Zablocki" <i...@w...de>
Pokaż wszystkie nagłówki
Zainspirowany opowiadaniem Magdaleny wystukalem wam jeszcze jedna
opowiesc.
Ladnych pare lat temu, kiedy jeszcze dojezdzalem do Uty i nie bardzo
moglem zdecydowac sie na pozostanie w Niemczech, zaproszono nas na jakas
impreze. Powodu dla ktorego swietowano nie pamietam ale opowiedziano mi tam
pewna historie, ktora chcialbym sie z Wami podzielic. Kiedy mnie
przedstawiano, jedna z pan, juz w powazniejszym wieku, przywitala mnie po
polsku, mimo ze wczesniej slyszalem jej bezbledny niemiecki. Byla to osoba
raczej niskiego wzrostu, pelnej budowy ciala ale kipiaca wrecz energia.
Mowila zywo, gestykulujac i ciagle zmieniajac intonacje glosu. Probujac
nawiazac ze mna rozmowe, wyrazila sie, iz cieszy ja spotkanie "ziomka", ona
bowiem tez pochodzi ze Slaska i swego czasu chodzila do polskiej szkoly. Tu,
dosyc stanowczo podkreslilem moje wolynskie pochodzenie, jak rowniez fakt,
ze nie pochodze z Polski a jestem Polakiem. Na to moja rozmowczyni: "Widze,
ze i pan, nie specjalnie przepada za Polakami, ktorzy za wszelka cene chca
zostac Niemcami. I ja mam, powiedzmy, niezbyt mile doswiadczenia z
niektorymi pana rodakami. I zaczela opowiadac.
Cala rzecz, wydawaloby sie nieprawdopodobna, wydarzylo sie wowczas
kiedy w Polsce nastaly niespokojne czasy. Do mojej Slazaczki docieraly
wiesci, ze robotnicy zaczeli walczyc o swoje prawa, ze Polacy usiluja
uwolnic sie od sowieckiego jarzma. Jakos wlasnie w tym czasie, w Wigilie,
poznym popoludniem, zadzwonil do niej proboszcz, z prosba by natychmiast
przyjechala na plebanie. Porzuciwszy dom i najblizszych, zarzuciwszy jedynie
plaszcz na domowe ubranie, udala sie do swego proboszcza. Kiedy przybyla na
miejsce, ksiadz wskazal jej na pare siedzaca za stolem i pijaca herbate.
Duchowny nie byl pewien ale podejrzewal, ze pochodza z Polski. Pare minut
temu zapukali do drzwi i zdaje sie poprosili o schronienie. Mezczyzna nosil
kilkudniowy zarost a kobieta byla w zawansowanej ciazy. I rzeczywiscie, na
pytanie czy mowia po polsku, odpowiedzieli twierdzaco. Bylo juz zbyt pozno
by zawiadomic odpowiednie wladze lub instytucje. Probosz podzwonil wiec po
innych parafianach i wspolnymi silami zorganizowano pomoc. Josef und Maria,
bo tak ze wzgledu na okolicznosci nazwano pare, mieli pozostac na plebanii
ale parafianie zaopatrzyli nieprzygotowanego na taka ewentualnosc proboszcza
w zywnosc i srodki czystosci. Moja rozmowczyni zrezygnowala z wigilijnej
kolacji w domu i pozostala z nieoczekiwanymi goscmi. Rodzina nie miala jej
tego za zle ale najblizszym bylo ze tego powodu smutno. Proboszcz tez
pocieszal i zapenial, iz Pan Bog jej to wynagrodzi a Josef und Marija beda
wdzieczni do konca zycia. Po swietach polska para zajely sie odpowiednie
urzedy ale nasza bohaterka ponownie tlumaczyla i pomagala jak mogla. W koncu
zabrano ich do obozu przejsciowego a Slazaczka wpadla w wir nowych zajec,
zaczeto bowiem organizowac zbiorke darow dla Polski. Minely lata a nasz
dobry duszek przed kazdymi swietami bozego narodzenia zastanawial sie, jak
dalej potoczyly sie losy jej kilkudnowych podopiecznych. Az kiedys
przypadkiem na swiatecznym kiermaszu, zobaczyla ich juz z dwojgiem dzieci.
Wygladali na szczesliwych, byli dobrze ubrani i w niczym nie przypominali
tych zmeczonych, nieco wystarszonych ludzi sprzed kilku lat. Moja
rozmowczyni podeszla wiec do nich i radosnie zapytaly, czy ja jeszcze
pamietaja i jak im sie w Niemczech powodzi?
Nie pamietali. Nie chcieli pamietac. Byli wrecz zdenerwowani, ze ich
zaczepila. Josef z silnym akcentem odpowiedzial, ze pomylila ich z kims
innym. Pociagnal za soba dzieci i zaczal spiesznie odchodzic. Najstarsze
dziecko, dziewczynka spytalo jeszcze po polsku: "Kto to jest, ta pani?"
Tego dnia po raz pierwszy w zyciu ogarnely ja watpliwosci, czy warto
ludziom pomagac, czy warto poswiecac swoj czas? Czy warto kosztem wlasnej
rodziny starac sie o to, by inni poczuli odrobine ciepla? Bylo jej tak
bardzo przykro. Nie chciala podziekowan, chciala jedynie potwierdzenia, ze
jej wysilek nie poszedl na marne, ze dzieki jej pomocy, ktos mogl rozpoczac
nowe, lepsze zycie. Dlaczego nie chcieli z nía porozmawiac? Czy dlatego, ze
byla swiadkiem ich chwili slabosci kiedy szukali pomocy w kosciele? Jakis
uraz pozostal, dlatego nie dziwi sie moim tlumaczeniom, ze z ludzmi, ktorzy
robia z siebie na gwalt Niemcow i nie przyznaja sie do swoich polskich
korzeni, nie mam nic wspolnego. "Cenie ludzi lojalnych wobec kraju z ktorego
pochodza - dodala - i otwarcie mowiacych o sobie". A zaraz potem, zablysly
jej oczy i powiedziala: "Koniec ze smutnymi historiami - teraz niech pan mi
opowie o sobie. Skad dokladnie pan przyjechal...?
Irek
|