Data: 2004-04-26 21:47:30
Temat: Koszty ogrodu - wersja alternatywna. Długie
Od: "T.W." <t...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Zuzia" <k...@p...com.pl> napisał w
wiadomości news:c6hhrs$dp4$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Pozwole sie wtracic. Ja tez ma 1000 m2 i jak zrobilam podsumowanie
(nie szlalam) po
> pierwszym sezonie to az mnie zdziwilo skad wzielam tyle pieniedzy.
A ja mam 818 m2.
Kupiłam:
3 forsycje, 3 jaśminowce, 1 jabłonkę ozdobną (bez nazwy
odmianowej), 3 sumaki octowce, kilka róż - wszystko z gołym korzeniem,
za grosze.
Wiązkę ałyczy na żywopłot, za grosze.
Hortensje bukietowe 3 szt., w doniczkach.
I hortensję H.aspera, trzy lata później, taką "fanaberię"
Kilkanaście doniczek traw ozdobnych i paproci w specjalistycznej
szkółce w Warszawie. To było szaleństwo :)
Trochę bylin, ze 20 doniczek, głównie na targach ogrodniczych.
Kilkanaście torebek nasion - bylin, ziół, roślin jednorocznych.
Dwa opakowania trawy, trochę nawozów.
Jednego pierwiosnka i jedną dąbrówkę w jesieni.
Na wiosnę dostałam od sąsiadki miednicę pierwiosnków i dwa wielkie
pudła dąbrówki, czyśćca, rogownicy, rozchodników, ubiorków i mięty.
Posadziłam, nie zmarnowałam. Rosną do tej pory, rozdaję każdemu, kto
chce.
Od ciotki dostałam śniedki-UFO, piwonie, fiołki wonne.
Od sąsiada rodziców, szkółkarza: amorfy, berberysy, derenie białe,
morelę, czeremchę amerykańską.
Od teścia lilaki wykopane w polu.
Od koleżanki mahonię przeznaczoną na kompost.
Od rodziców w prezencie 10 rododendronów po śmiesznej cenie (5 zł za
krzew w doniczce), od starego szkółkarza. Za to nigdy ich nie
okrywałam, bo odporne nadzwyczaj.
Bylin nie zliczę,
aż mi czasem głupio było, że tak mi dają i nic za to nie chcą.
A potem kalinę sztywnolistną, którą sąsiad rodziców wyrzucił na
zmarnowanie, bo wolał posadzić tuje.
Od własnych sąsiadów skoszoną trawę z ich trawników, nie wstydziłam
się wozić ją taczkami, żeby mieć materiał na pierwszy kompost.
Materiał na ścieżki z rozbiórek.
Pędy na sadzonki skąd popadło.
Narzędzia kupiliśmy: dwa szpadle kupione do kopania przyłączy w czasie
budowy,
widły amerykańskie,
kosiarkę ręczną bębnową (120 zł),
taczki aluminiowe (aktualna cena 100zł w markecie budowlanym)
drobiazgi - dwie pary widełek, łopatkę, opryskiwacz, dwa sekatory, wąż
z końcówką.
W ciągu następnych siedmiu lat doszło jeszcze coś-tam...
A potem wysiewałam, pikowałam, przesadzałam, sadzonkowałam....
....rozdawałam, wymieniałam.
Teraz mam ogród, w którym nigdy nie przestanę robić czegoś nowego.
I cholerną satysfakcję.
Ale czuję się ogrodnikiem, a nie INWESTOREM.
I chyba tu jest pies pogrzebany.
> Tak wiec to wcale nie takie tanie i popieram sfrutrowanego
inwestora, ktory chce miec
> miejsce do odpoczynku i nie czekac na to latami.
A ja odpoczywam przesadzając byliny, które rozrastają się jak szalone,
przerzucając kompost i... znajduję (chyba :) ) wspólny język z
innymi _ogrodnikami_ , którzy nie wstydzą się pracy i nie boją.
Pozdrawiam
Ewa z ziemią za paznokciami
PS. Mój "połówek" użył dzisiaj określenia: inwestora poznaje się po
czystych rękach i czystych butach.
|