Data: 2000-01-10 01:39:05
Temat: Odp: Chcę więcej samo-dyscypliny !
Od: l...@p...com (luzer)
Pokaż wszystkie nagłówki
On Sun, 09 Jan 2000 12:44:22 GMT, Paweł Jerzak <j...@f...onet.pl> wrote:
>> egzamin. To tak jak bym kład się się w nocy na torach kolejowych i patrzył
>na
>> światła nadjeżdżającego pociągu do ostatniej sekundy leżąc.
>> Dlaczego nie potrafie po prostu piąć się w gurę i sam sobie rzucam
>> kłody pod nogi ?
> No coz, sam sobie odpowiadasz - "rzucanie klod pod wlasne nogi" to jedna
>ze strategii autoprezentacji. Twoje zachowanie sugeruje lekowa motywacje
>zadaniowa. Ludzie prezentujacy takie zachowanie najczesciej postepuja tak
>jak Ty - wybieraja ekstremalnie trudne zadania i jesli sie uda ich samoocena
>wzrasta (np. "ale jestem madry, przed egzaminem nic nie robilem tylko
>pisalem program, a i tak zdalem..."). Jesli sie nie uda... coz tu ich
Jest w tym trochę racji. Owszem jestem sam sobie sterm i okrętem, sam
muszę się motywować do pracy. Owszem lęk i strach to słowa kluczowe,
być może faktycznie w pewnych momentach staram się _motywować_ lękiem,
ale robie to jakby podświadomie (?) i przede wszystkim _niepotrzebnie_
(żeby nie powiedzieć wbrew sobie). To jest tak jak bym miał
przezkoczyć 2 metrowy ustęp, który już nie raz przezkoczyłem,
ale zamiast skupić się i poprostu przezkoczyć, zaczynam patrzeć w dół
z dachu wieżowca i zaczynam się bać, to mnie NIE motywuje! to
paraliżuje! jak trema. I skacze zawsze gdy mam noż na gardle, gdy
go poczuję, więc czekam na ten noż (?).
>zachowanie wydaje sie byc absurdalne - wybieraja jeszcze trudniejsze zadanie
>(na przyklad wiecej zajec - wiec i egzaminow - z ktorym sobie slabo
>radza...).
raczej nie, raczej powoli się podnoszę, dziwię jak mogłem
doprowadzić do tej skrajności, zapominam o byłym lęku i
wracam na fale.Wszystko się kręci jak trzeba, jestem na swój sposób
systematyczny, nie ma przeszkody nie do pokonania, pnę się i
nie patrze w dół... do czasu.
Zawsz wywalam się na długich prostych.
>
> Wybieranie trudniejszego zadania po porazce ma jednak swoje
>uzasadnienie; jesli to superekstremalnie trudne zadanie sie uda, wszystko
>jest ok (satysfakcja z wiekszego sukcesu zabija gorycz tej "mniejszej"
>porazki)- " raz podwinela mi sie noga ale tym razem mi sie udalo!",
>natomiast jesli sie nie uda... jest coraz gorzej... :-<
raczej nie wybieram trudniejszego zadania, tylko rozwalam to
na ktorym ostatnio poległem i mam wówczas tą złą ulgę "w końcu...",
a właściwie to już żadna ulga, bo przed jego pokonaniem napracowałem
się wytrwale i zawzięcie i miałem tego pewność, ale to dopiero
po tym przeklętym, acz skutecznym (?) _nastraszeniu_ siebie.
> Dlaczego potrzebuje tego kopa od życia ? Dlaczego
>> potrafie wychodzić na prostą, a nie potrafie pędzić tą prostą bez końca ?
>> Dlaczego to cały czas ten sam most ?
>Z jednej strony moglbym Ci powiedziec, ze mam to samo... jak wielu innych
>ludzi zreszta, ale lepiej jest pojsc do psychologa. Albo (jak ja :-))
>znalezc oparcie w bliskiej osobie, ktora oszczedzi Ci kopow od zycia i
>zagoni do roboty... (to jednak tez nie skutkuje w stu procentach).
... i nie jest do zrobenia od tak na zawołanie
>Osobiscie szczerze polecam wizyte u psychologa - nikt nie pomoze Ci listami
>od wspolczujacych grupowiczow w takim stopiu w jakim moze to zrobic
>kompetentny czlowiek.
Oczywiście. To rada dobra na każdy problem,
mogłaby robić za sygnaturkę ;)
dzięki.
.luzer
|