| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2003-08-16 21:43:16
Temat: Przypowiesc o monopolach (c.d. "kwesita łamania praw autorskich")Natrzaskaliście, szanowni "ugodowcy", masę postów w wątku
dotyczącym praw autorskich (do tej pory 394!). Amnesiak gdzieś
tam napisał, odpowiadając Draco, który sugerował, że firmom
farmaceutycznym nie bardzo opłaca się wprowadzać nowe,
tańsze leki:
A:
> Sprzedaż leku skutecznego radykalnie zwiększyłoby zyski, a nie
> zmniejszyło. Zastanów się sam. Na czym można więcej zarobić:
> na mało skutecznych koktailach czy na skutecznym specyfiku?
D:
> Jeśli muszą go kupować by przeżyć, bo nie mogą kupić nic lepszego,
> to będą go kupować nawet za grube pieniądze.
> Przecież kupują obecnie owe "koktaile na przeżycie"
> walczące z AIDS, ale nie zwalczające go.
>
> Gdyby powstał skuteczny specyfik i kupili go,
> to zaprzestaliby zakupów.
A:
> Ale zaczęliby kupować ten skuteczny specyfik! Przykład jest tak
> absurdalny, że nie mogę pojąć, że upierasz się przy nim. Jeśli firma
> ma utaić wynalazek, to po cholerę wydaje grube pieniądze na jego
> odkrycie?
Policzmy na hipopotamicznym przykładzie. Miesięczna kuracja
podtrzymująca życie chorego na AIDS kosztuje 2000$. Chory
żyje 16 lat, w końcu umiera. Do firmy farmaceutycznej wpływa
łącznie 400 tysięcy dolarów od łebka (minus marże sprzedawców,
minus podatki, itp.).
Tymczasem wynaleziono w tej samej firmie specyfik, który
jednorazowo i skutecznie leczy AIDS, i w dodatku całkowicie
uodparnia na to paskudztwo. Odkrycia dokonał młody, zdolny
naukowiec, niemal przypadkiem, podczas pracy nad innymi
zagadnieniami (nie poniesiono żadnych specjalnych wydatków).
Tak się fatalnie przy okazji składa, że koszt produkcji nowego
leku jest bajecznie niski - 5 dolców za jednorazową kurację.
Draco (jak rozumiem) stwierdzi tutaj, że nastawiona na zysk
firma zatai odkrycie, aby nie zarzynać kury do tej pory znoszącej
złote jaja.
Amnesiak - czy słusznie w takim razie użyłeś sformułowania
"absurdalny przykład"? ;-)
Jednak moim zdaniem Draco źle kombinuje. Nastawiona wyłącznie
na zysk firma farmaceutyczna jak najszybciej zechce wypchnąć
lek na rynek. Za pudełeczko (kuracyjkę) zażyczy 200 000 dolarów.
Słownie: dwieście tysięcy. Nikomu nic do tego, jakie są "prawdziwe"
koszty produkcji (plus koszty uzyskania atestów, dodatkowych
badań, promocji oraz setki pomniejszych pozycji - razem 15 $
na pudełeczko). W dodatku niemal wszyscy będą zadowoleni.
Pacjenci - bo szybko wrócą do pełni zdrowia, firma ubezpiecze-
niowa zapłaci w sumie połowę dotychczasowej kwoty, zatem
w konsekwencji nieco spadnie (na wolnym rynku, oczywiście!)
stawka ubezpieczenia zdrowotnego - a z tego ucieszą się
wszyscy pozostali zdrowi. Nieubezpieczeni, którzy zachorują,
zapłacą z własnych oszczędności lub wezmą 20-letni kredyt
hipoteczny, spłacany w mniejszych ratach, niż miesięczne
wydatki na dotychczasową, mało skuteczną terapię. Chyba
zresztą własne życie jest cenniejsze od każdych własnych
pieniędzy? Nieubezpieczeni i biedni wyżebrzą lub ukradną,
a jak im się nie uda, to umrą. Takie jest życie, taka jest
śmierć - akurat tutaj mało zależna od tego, czy wejdzie na
rynek ten nowy, wspaniały lek, czy nie wejdzie.
Firma farmaceutyczna też będzie zadowolona - bo dostanie
gigantyczny zastrzyk gotówki. To o wiele lepszy interes niż ciułanie
drobniaków przez dziesiątki lat. Trzeba być ostatnim kretynem
ekonomicznym, aby trzymać w ukryciu tak wspaniały wynalazek.
W każdej chwili może coś podobnego wymyśleć KONKURENCJA
- i wtedy potencjalny skarb zamknięty na głucho w sejfie zamieni
się w "papiery bezwartościowe".
Podkreśliłem słówko "konkurencja". Wszystko ładnie działa, jeśli
faktycznie jest konkurencja. Gdyby na świecie zapanował jeden
międzynarodowy koncern farmaceutyczny, mógłby on faktycznie
"lekko"opóźniać wprowadzanie nowinek. Jakiś wyjątkowo
skuteczny lek zdecydowanie ograniczyłby w niedługiej
perspektywie czasu potencjalne grono klientów. Co firmie
przyjdzie z najdroższego nawet leku na AIDS, gdy wyleczony
zostanie ostatni chory?
Jestem zwolennikiem wolnego rynku. Wyłącznie prywatnych firm
produkcyjnych, handlowych, usługowych, wyłącznie prywatnych
szpitali czy przychodni lekarskich, wyłącznie prywatnych
firm ubezpieczeniowych (oczywizda z ubezpieczeniami zdrowotnymi
i emerytalnymi), wyłącznie prywatnych przedszkoli, szkół
i uczelni wyższych, prywatnej policji (firm ochroniarskich)...
Tutaj akurat nie wyłącznie prywatnej. Powinna być (moim
zdaniem, oczywiście ;-) ) silna, państwowa policja, państwowy
sąd i w końcu państwowe wojsko.
Tak zwane państwo nie powinno się wtryniać między wódkę
a zakąskę - czyli w absolutnie dobrowolne oraz rzecz jasna
legalne transakcje między dowolnymi podmiotami rynku
dotyczące dowolnych przedmiotów tego rynku. Powinno jednak
zdecydowanie i zamordystycznie pilnować tejże legalności,
uzgodnionej skądinąd w demokratyczny sposób przez zdrowych
na umyśle obywateli. Musiałem wreszcie potrącić o psychologię ;-),
a potrącając o temat wątku, do którego się doczepiłem ("Kwestia
łamania praw autorskich") zacytuję kawałek pytania i odpowiedź,
z którą się zgadzam:
> >- jak postrzegacie używanie nielegalnego oprogramowania, słuchanie
> > muzyki: czy jest to kradzież, przestrępstwo i, co ważniejsze, czy jest
> > to niemoralne?
>
> Same odpowiedzi twierdzące.
To oczywiste, że piracenie jest przestępstwem. Takie sami sobie
ustanowiliśmy prawo. I nie chrzań, jeden z drugim, że nawet nie
maczałeś w tym palców. O ile skończyłeś 18 lat, masz taki sam
wpływ na stanowienie prawa, jak kilkadziesiąt milionów innych
ludzi naszego pięknego kraju. W imię tego prawa dzieciaki biorące
udział w nielegalnym procederze należy "prać po tyłku", a dorosłych
wsadzać do pierdla.
Nie twierdzę, że mamy doskonałe prawo. Jest wręcz przeciwnie.
Jednak gdy mi coś bardzo doskwiera, MAM PRAWO starać się
zmienić PRAWO. Mogę oczywiście nic nie robić, jak to robi
znacząca liczba obywateli, i często nic nie robię - kalkulując na
przykład, że mniej wysiłku będzie mnie kosztowało dostosowanie
się do istniejącego prawa niż forsowanie swoich własnych,
oryginalnych pomysłów. W każdym wypadku ponoszę
odpowiedzialność za swój wybór, jak i ten, kto twierdzi, że
"nie interesuje się polityką, bo polityka to bagno". Mam wrażenie,
że większość ludzi utożsamia politykę wyłącznie z wyrywaniem
sobie stołków, aferami korupcyjnymi, perfidną manipulacją
psychologiczną czy żerowaniem na instynktach stada. To mniej
więcej tak, jak sprowadzenie przejażdżki samochodem wyłącznie
do smrodu z rury wydechowej oraz hałasu silnika. Nawet dziecko
z podstawówki powinno jednak wiedzieć, że polityka to przede
wszystkim "metody organizowania się społeczeństwa dla realizacji
celów uznawanych za wspólne" (źródło:
http://wiem.onet.pl/wiem/009434.html ).
Jeśli komuś bardzo przeszkadza fakt, że nie może bezkarnie
i bez ograniczeń kopiować muzyki czy oprogramowania, ma
pełne prawo poszukać ludzi myślących podobnie, przekonać
większość innych do swoich pomysłów, a w końcu zmodyfikować
obowiązujące prawo. Niech jednak ten ktoś będzie świadomy
wszelkich konsekwencji wynikających z "nowej organizacji
społeczeństwa", a przynajmniej nie jęczy za parę lat, że "to
nie tak miało być, nie tak..." ;-)
W razie czego jestem za! Spodobał mi się ten rewolucyjny
pomysł! Proponuję zatem wyjąć spod ochrony prawa wszelkie
tak zwane wartości intelektualne. Z jednym, małym zastrzeżeniem -
- obowiązkiem wskazywania źródła tej wartości (nazwiska
kompozytora, twórcy programu, pisarza, wynalazcy czy
odkrywcy).
Wbrew pierwszym pozorom całkiem dobrze mogłoby wszystko
funkcjonować, a wielu twórców nadal pławiłoby się w luksusach
jak pączki w maśle. Zespoły muzyczne większość swoich
dochodów musiałyby czerpać z koncertów, a najbardziej
znane zdobywałyby lukratywne kontrakty reklamowe - tak
jak to się dzieje z najlepszymi sportowcami. Proszę zauważyć,
że każdy może nagrać najlepsze skoki Małysza na płytę
i bez krępacji sprzedawać czy rozdawać za darmo. To samo
byłoby z muzyką - i bardzo dobrze. Moim zdaniem słuchanie
muzyki z płyt to tylko namiastka obcowania ze sztuką.
Wyobraźmy sobie, że jakiś malarz namalował obraz,
a potem drukuje i sprzedaje kopie w milionach egzemplarzy...
Obecnie każdy może sobie powiesić w domu reprodukcję,
ponosząc wyłącznie koszty druku. Tak samo każdy - po
wprowadzeniu proponowanych przeze mnie modyfikacji
prawa - mógłby posłuchać w domu za darmo (najwyżej
w cenie nośnika i kolportażu) muzyki z płyt.
Diabli by wzięli dotychczasowy model funkcjonowania
wytwórni muzycznych (pewnie duża część ludzi tam pracujących
musiałaby poszukać sobie innej pracy. Skończyłby się tym
samym handelek bazujący niemal wyłącznie na marketingu
(z drobnym pretekstem w postaci jakiegoś "przypadkowego"
zespołu) czy promowanie ściśle ograniczonej grupki
wykonawców (bo to najłatwiejsze, a masówka przynosi
największe zyski), podczas gdy całe rzesze nie mniej
utalentowanych wykonawców przestępuje z nogi na nogę
przez całe życie w przedsionkach sławy.
Ech, długo bym tak jeszcze mógł rozwijać wizję nowego,
wspaniałego świata, bez niekiedy absurdalnej ochrony jakichś
oczywistych wynalazków, z zupełnie inaczej zorganizowanym
przemysłem informatycznym (wtedy przede wszystkim usługami),
inaczej finansowanymi filmami, inaczej wynagradzanymi pisarzami
czy naukowcami. Jednak na razie prawo chroni (moim zdaniem
w nadmierny sposób) interes właściciela praw autorskich (ale
niekoniecznie samego autora!). Choćby mi się to nie podobało,
to powinienem się dostosować do obowiązującej umowy
społecznej. Jeśli nielegalnie kopiuję i użytkuję jakiś program
czy muzykę, postępuję niemoralnie, gdyż nie dotrzymuję
warunków dobrowolnie przyjętej umowy. To nieładnie tak
postępować - każde dziecko to wie. Tylko nie każde dziecko
zauważa, że gdzieś mimochodem z kimś się umówiło.
Wspomniałem wcześniej o państwowej policji i państwowym
sądzie, które służą do pilnowania porządku i wymuszają
przestrzeganie prawa. Sądzę, że idiotyzmem byłyby próby
organizowania życia społecznego wyłącznie w oparciu o poczucie
moralności obywateli, a nawet najbardziej wolny rynek musi
być w istotny sposób zniewolony. No cóż, kołderka wolności
jest i tutaj za krótka. Trzeba ją tak umościć, aby mniej więcej
jednakowo marznąć w nos oraz w pięty. Nic nowego tutaj nie
wymyślam - w imię większej wolności konsumentów postuluję
ograniczać wolność producentów - najlepiej zabraniając im
tworzenia MONOPOLI.
Monopole są niedobre. Dla dowolnej firmy działającej na "wolnym"
rynku zasadniczym ograniczeniem swobody działania są inne firmy
tej samej branży. Jeśli ta pierwsza wykosi lub wchłonie wszystkie
pozostałe, zyska w określonym aspekcie działania pełną władzę.
A od dawna wiadomo, że władza demoralizuje, a władza absolutna
demoralizuje absolutnie. Tym większy jest to problem, że do
władzy rwą się ludzie... rządni władzy. Najczęściej są to paskudne
typy. ;-)
Zatem fakt, że monopole są niedobre, wynika wprost z natury
człowieka. Nie śmiej się, kolego Amnesiak! ;-) Natomiast patologie
wynikające wprost z natury monopoli opisuje choćby następujące
hasełko: http://wiem.onet.pl/wiem/003d9c.html
Wszystkich ujadających na zbyt wysokie ceny płyt (z programami,
muzyką czy filmami) zachęcam do poszukiwań optymalnego kierunku
ujadania, coby nie toczyć tylko nadaremnie piany z pyska. Tak się
dziwnie i ciekawie składa, że niektóre gałęzie nowoczesnego
przemysłu wyjątkowo łatwo podlegają procesom formalnej
i nieformalnej (a przez to jeszcze paskudniejszej) monopolizacji.
W dziedzinie oprogramowania mamy tutaj skrajny, unikalny
w dziejach świata przypadek firmy Microsoft. Unikalny co do
zakresu oddziaływania, a nie paskudności praktyk, bo wbrew
wszystkim psioczącym na Billa Gatesa i jego kompanię nie
uważam, aby Microsoft w przesadny sposób wykorzystywał
swoją pozycję monopolisty. Jestem przekonany, że niemała
w tym zasługa amerykańskich regulacji prawnych i wieloletniego
nękania firmy przez różne stany, a ostatnio również przez Unię
Europejską.
Zatem co należy robić, aby ceny płyt osiągnęły akceptowalny
dla większości klientów poziom? Niektórzy nie lubią, gdy im się
serwuje przeżutą papkę, ale przynajmniej jedną sprawę chcę
wprost wyłożyć. Otóż w każdym przypadku należy zacząć od
uświadomienia sobie (i komu się tylko da wokoło) ukrytych
(zresztą niezbyt głęboko) mechanizmów i zrozumieć, o co
w tym wszystkim "tak naprawdę" chodzi - a nie powtarzać
bredni w stylu: "Ten program jest za drogi na moją kieszeń,
ale ponieważ jest mi niezbędny, więc mogę go sobie ukraść.
Reszta mnie nie obchodzi".
Gdyby ktoś jeszcze nie zauważył - właśnie uprawiam brudną
politykę i wredną propagandę. ;-) Ludzie! Jak się weźmiemy
wespół w zespół do roboty, to za pięćdziesiąt (a najdalej sto)
lat będzie nam wszystkim trochę lepiej!
I tym optymistycznym akcentem zakończę ten skromny pościk.
Pozdrawiam - w przelocie i na wylocie.
--
Sławek
"Ja tu jeszcze wrócę" (film "Terminator" ;-) )
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2003-08-18 07:17:52
Temat: Odp: Przypowiesc o monopolach (c.d. "kwesita łamania praw autorskich")Tako rzecze "Slawek [am-pm]" <sl_d[SPAM_BE]@gazeta.pl>
> Jednak moim zdaniem Draco źle kombinuje. Nastawiona wyłącznie
> na zysk firma farmaceutyczna jak najszybciej zechce wypchnąć
> lek na rynek. Za pudełeczko (kuracyjkę) zażyczy 200 000 dolarów.
>(...)
> Nieubezpieczeni i biedni wyżebrzą lub ukradną,
> a jak im się nie uda, to umrą. Takie jest życie, taka jest
> śmierć - akurat tutaj mało zależna od tego, czy wejdzie na
> rynek ten nowy, wspaniały lek, czy nie wejdzie.
Znalazłem ciekawe wyliczenia pod: http://e-design.freeyellow.com/rozdzial1.html
i na kolejnych podstronach.
Weźmy przykład przytaczanego tam RPA z 5.000.000 zarażonych.
Gdyby chcieć ich wszystkich leczyć po monopolistycznych cenach 2000$
rocznie to wyszło by z tego: 120 000 000 000 $ rocznie.
(120 miliardów dolarów rocznie)
Jest to kwota absurdalna dla biednego kraju.
Nie dziwmy się więc, że w swoim prawodastwie
dopuścił on możliwość krajowej produkcji po niższych cenach,
co zaowocowało procesem z korporacjami.
Nie dziwmy się, skoro jak mówiłem, walcząc o życie
człowiek jest gotów zabijać, a co dopiero łamać prawa autorskie.
> Firma farmaceutyczna też będzie zadowolona - bo dostanie
> gigantyczny zastrzyk gotówki. To o wiele lepszy interes niż ciułanie
> drobniaków przez dziesiątki lat.
I tu jest pewna dziura w powyższym wywodzie.
Sam założyłeś, że pewną część opłat pokryją ubezpieczenia
i kredyty hipoteczne spłacane przez 20 lat.
Moim zdaniem nawet większą część kosztów, bo nawet
w Ameryce ludzie zdolni od ręki wyłożyć 200 000 $
stanowią procent czy dwa całej populacji.
Zatem w sumie firmy dostaną mniejszą niż przy dotychczasowej
sprzedaży kwotę rozłożoną w tym samym czasie.
> Trzeba być ostatnim kretynem
> ekonomicznym, aby trzymać w ukryciu tak wspaniały wynalazek.
> W każdej chwili może coś podobnego wymyśleć KONKURENCJA
> - i wtedy potencjalny skarb zamknięty na głucho w sejfie zamieni
> się w "papiery bezwartościowe".
I od tego są patenty (o czym również wspomina przytoczony tekst).
Patentów nie trzeba wykorzystywać, wystarczy je sobie zarejestrować,
w skrajnym przypadku firma mogłaby oficjalnie zarejestrować patent
na skuteczny lek przeciw AIDS i... nie produkować go
a przy tym w majestacie prawa zabraniać produkcji innym.
To by się naturalnie wiązało z protestami opini publicznej,
w związku z czym lek zarejestrowano by jako: ODFA-1383
i wywleczono patent dopiero gdy ktoś inny wyskoczy z pomysłem.
> Podkreśliłem słówko "konkurencja". Wszystko ładnie działa, jeśli
> faktycznie jest konkurencja.
>(...)
> Jestem zwolennikiem wolnego rynku. Wyłącznie prywatnych firm
> produkcyjnych, handlowych, usługowych, wyłącznie prywatnych
> szpitali czy przychodni lekarskich, wyłącznie prywatnych(...)
Problem w tym, że wolny rynek nie sprzyja... wolnemu rynkowi.
W dziedzinie biznesu następują procesy analogiczne do tych,
które kiedyś doprowadziły do integracji lokalnych miast państw,
grodów itp. w latyfundia książęce, potem zjdednoczone pańśtwa
i wreszcie imperia. Pierwsza siła, która na drodze legalnego wzrostu
zdobędzie przewagę nad konkurencją (i nie powstrzymywana przy tem)
jest na dobrej drodze do monopolizacji rynku.
Równie groźna jest sytuacja oligopolu - zjednoczenia możnych.
> Tak zwane państwo nie powinno się wtryniać między wódkę
> a zakąskę - czyli w absolutnie dobrowolne oraz rzecz jasna
> legalne transakcje między dowolnymi podmiotami rynku
I tu dochodzę do wniosku, że pojęcia
"wolny rynek" i "rynek konkurencyjny" są rozbierzne.
Pierwsze zapewnia pełną swobodę decyzji każdego podmiotu,
drugie gwarantuje, że wszystkie owe podmioty będą miały
równe szanse oraz że działania żadnego z nich nie są w stanie
innym tej szansy odebrać.
I tu właśnie miejsce na interwencjonizm państwowy.
Środowisko rynku konkurencyjnego wymaga utrzymywania
w sposób sztuczny przez siły polityczne inaczej niszczy samo siebie.
To coś jak z królikami i równowagą ekologiczną w Australii.
> Powinno jednak
> zdecydowanie i zamordystycznie pilnować tejże legalności,
> uzgodnionej skądinąd w demokratyczny sposób przez zdrowych
> na umyśle obywateli.
I tu się pojawia pewien problem w założeniu.
Hitler doszedł do władzy legalnie, wybrany głosami zdrowych
na umyśle obywateli. Następnie "poprawił" odpowiednio
Niemcy oraz ich prawodastwo. Obawiam się, że odwołanie
Hitlera nie byłoby możliwe, bez złamania owych praw.
Również modyfikacja prawa do postaci pozwalającej na legalną
zmianę rządów nie byłaby możliwa, bez zmiany tego prawa.
Podobną sytuację mamy w przypadku niektórych uregulowań
prawnych za którymi stoją koncerny.
> To oczywiste, że piracenie jest przestępstwem. Takie sami sobie
> ustanowiliśmy prawo. I nie chrzań, jeden z drugim, że nawet nie
> maczałeś w tym palców. O ile skończyłeś 18 lat, masz taki sam
> wpływ na stanowienie prawa, jak kilkadziesiąt milionów innych
> ludzi naszego pięknego kraju. W imię tego prawa dzieciaki biorące
> udział w nielegalnym procederze należy "prać po tyłku", a dorosłych
> wsadzać do pierdla.
Prawo jest najwyższą instancją jedynie w wymiarze prawnym właśnie.
Prawo nie popierane (a że nie jest popierane to widać, bo nie byłoby
dyskusji) jest śmieszne, nieskuteczne i szkodliwe.
Nie zgodzę się również, że wszycy mają taki sam wpływ na
jego kształtowanie. Stanowienie prawa to również strefy wpływów,
lobby, różnie pojmowane łapówkarstwo i przede wszystkim:
PIENIĄDZE.
Zgadnijcie kto z pośród zainteresowanych (klient i korporacja)
dysponuje większymi pieniędzmi?
> Nawet dziecko
> z podstawówki powinno jednak wiedzieć, że polityka to przede
> wszystkim "metody organizowania się społeczeństwa dla realizacji
> celów uznawanych za wspólne" (źródło:
> http://wiem.onet.pl/wiem/009434.html ).
Ale tą definicję spełnia tak demokracja jak i zamordyzm.
W obu wypadkach mamy do czynienia z jakąś organizacją.
A każdy zamordysta będzie wrzeszczał możliwie głośno,
że on jedynie zajmuje się realizowaniem celów służących
wspólnemu dobru.
> Jeśli komuś bardzo przeszkadza fakt, że nie może bezkarnie
> i bez ograniczeń kopiować muzyki czy oprogramowania, ma
> pełne prawo poszukać ludzi myślących podobnie, przekonać
> większość innych do swoich pomysłów, a w końcu zmodyfikować
> obowiązujące prawo.
I to jest jakiś pomysł.
Tylko, że prawo a rzeczywiste możliwości to nie koniecznie
to samo. Widzisz np. referendum na temat pojmowania
prawa autorskiego w Polsce? Nawet gdyby do niego
doszło, to przez poprzednie pół roku mielibyśmy w
mediach nagonkę taką jak przed referendum o UE,
finansowaną z pieniędzy M$, Sony itp.
Mielibyśmy też naciski na "właściwe" formułowanie pytań,
oraz tworzenie "właściwej" wykładni wyników
(nie mówię nawet o fałszowaniu - bo to ślizkie)
ale o interpretacji, bo w tym celują prawnicy.
--------
Resztę wywodów kolegi gorąco popieram :)
> Gdyby ktoś jeszcze nie zauważył - właśnie uprawiam brudną
> politykę i wredną propagandę. ;-) Ludzie! Jak się weźmiemy
> wespół w zespół do roboty, to za pięćdziesiąt (a najdalej sto)
> lat będzie nam wszystkim trochę lepiej!
Więc, żebyśmy nie wyglądali jak spiskowcy z
"Żywota św. Briana", co Twoim zdaniem realnie można robić.
Stowarzyszenia na rzecz wolnego oprogramowania
i wolności informacji w ogóle istnieją, ich siła
przebicia (i możliwości finansowe) mniejsze są
niż kapitalistycznej konkurencji.
Co robić? Kurde mol?
--
DRACO
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-08-18 18:42:32
Temat: Re: Przypowiesc o monopolach (c.d. "kwesita łamania praw autorskich")
"Slawek [am-pm]" <sl_d[SPAM_BE]@gazeta.pl> wrote in message
news:bhm8ih$qsm$1@atlantis.news.tpi.pl...
> W dziedzinie oprogramowania mamy tutaj skrajny, unikalny
> w dziejach świata przypadek firmy Microsoft. Unikalny co do
> zakresu oddziaływania, a nie paskudności praktyk, bo wbrew
> wszystkim psioczącym na Billa Gatesa i jego kompanię nie
> uważam, aby Microsoft w przesadny sposób wykorzystywał
> swoją pozycję monopolisty. Jestem przekonany, że niemała
> w tym zasługa amerykańskich regulacji prawnych i wieloletniego
> nękania firmy przez różne stany, a ostatnio również przez Unię
> Europejską.
Zwracam ci uwage, iz amerykanskie regulacje prawne, i owszem doszukaly sie
dzialan monopolistycznych u Microsofta i zupelnie powaznie pogrozily firmie
za nie palcem. A biorac pod uwage wplywy polityczne Microsofta, musialy to
byc naprawde "przesadne dzialania", skoro nie tylko wyladowaly w sadzie( a
koszta spraw sadowych sa w USA piramidalne, bez watpienia Microsoft, od
biedy jest na nie stac, skarzacych juz znacznie mniej) ale i zapadl
niekorzystny dla firmy wyrok.
Nie nalezy tej uwagi traktowac jako sygnal i zw jakkiolwiek sposob podzielam
opinie szukajacych usprawiedliwienia dla postepowania nielegalnego - z pelna
swiadomoscia i przekonaniem, iz zadne prawo nie jest doskonale, kazde prawo
musi sie zmieniac - co by nie stetryczalo oraz z deklaracja lekkiego
niesmaku na jojczenia artystow,ze ich "okradaja".
Kilka dni temu sluchalam audycji z udzialem sluchaczy poswieconej wlasnie
piractwu muzycznemu. Co prawda nikt nie uzyl argumentu, ze "bedzie kradl, bo
go nie stac", nikt nie dorabial "kapitalistycznych" ideologii do osobistego
uprawiania piractwa ( konkretnie chodzilo o zgrywanie muzyki z netu), ale
sposob argumentacji przedstawiciela firmy recordingowej byl, jakoby tu sie
wyrazic...malo przekonywujacy. Podkresle, iz w rozmowach mniej chodzilo o
pastwienie sie nad moralna wymowa zjawiska - nikt nie zaprzeczal, ze
zgrywanie to jest nielegalne. Komu sie to nie podoba, moze sobie zrobic
rewolucje ( jesli bedzie mial z kim!), albo zalozyc partie dazaca do
oabalenia takiej decyzji sadu i starac sie "przejac wladze";)
Szczytem zalosci argumentowania przedstawiciela firmy bylo zalkanie, ze jak
firmy nie beda zarabialy pieniedzy, to sluchacze nie beda mieli dobrej
muzyki. Uwaga ta spowodowala istna lawine telefonow, mniej lub bardziej
zachowujacych zasady dyplomacji;), uswiadamiajace facetowi z recordingow, ze
w zdecydowanej wiekszosci, to co oni produkuja, to istny s...t.
Wypuszczaja dyski, na ktorych jeden, dwa utwory nadaja sie do sluchania,
reszte spokojnie mozna spuscic z woda. Padl - straszliwy!( serio) -
argument, ze obecnie, w dobie internetu, to artysta ma mozliwosc
zaprezentowania sie z calkowitym pominieciem "pomocy" firm recordingowych i
ze dzis coraz czesciej dobrej muzyki szuka sie wlasnie tam. Jezeli artysta
zas chce sprzedawac swoje dzielo, ma je podac w postaci takiej, aby
zachecic, a nie zniechecic sterta jakiegos chlamu, potencjalnych klientow.
Ujawnili sie artysci, ktorym wlasnie net dal mozliwosc w ogole
przedstawienia sie, bo firmy recordingowe prowadz a taka polityke, ze nie
kazdemu chce sie z nimi zadawac. Sa ciagle ludzie, ktorzy po prostu chca
grac i byc sluchanym, zadowoleni z jakiegos w miare przyzwoitego dochodu, a
nie siegajacy po ciezkie miliony.
Przy okazji oberwalo sie stacjom radiowym, ktore wespol-zespol z firmami
recordingowymi propaguja czyste, ale - gl, z braku szerokiej oferty- dobrze
sprzedajace sie badziewie, nieszczegolnie rozwijajac oferte do
kszaltowania gustow innych niz popiskiwanie B. Spears, czy westchnienia
plejady nowych odmian Choru Czejanda.
Rewolucja to sie nie skonczylo, ale jak slyszalam pol - uchem, ktoras z firm
zamierza ( badz juz to zrobila) zaoferowac mozliwosc legalnego zgrywania z
sieci za ca dolara od piosenki. Zobaczymy co z tego pomyslu wyjdzie, bo,
poki co Kazaa trzyma sie calkiem niezle. Ale juz zapowiadaja znacznie
surowsze kary i scislejsze sciganie - po prywatnych domach! Ciekawe jak oni
to beda robic - chyba, ze pod pretekstem "wojny z terroryzmem" zalikwiduja w
ogole sadowe zezwolenie na wejscie do prywatnej rezydencji( w co, razej,
watpie).
Pozyjemy, zobaczymy. Legalizacja zgran, z pewnoscia spowoduje ich
opodatkowanie - a tutaj, to juz, nie mam watpliwosci, nastapi zbiorowa
rebelia, czyli - bojkot.
Kaska
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-08-18 22:02:38
Temat: Re: Przypowiesc o monopolach (c.d. "kwesita łamania praw autorskich")
Użytkownik "Draco" <tomir(sio_spamerzy)@poczta.fm> napisał w wiadomości
news:bhpv7r$4di$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Co robić? Kurde mol?
Tekst przytoczony jest ok. Rozwiązanie lekko kiszkowate.
Nieważne.
Oczywiście masz rację.
Partyzantka, lub frontalny atak.
Front jest już nie do przejścia.
Podziękuj poprzednikom - 1ego listopada.
Jeśli nie chcesz usłyszeć takich samych podziękowań,
od wnuków - pozostaje partyzantka.
I tu masz jak w banku - przypisanie do grupy Bin Ladena :-))
Tak, czy inaczej, jest przes...kichane.
Jeszcze istnieje droga cichociemnego.
Polega to na tym, że zdobywasz powoli władze,
by móc coś zadziałać w temacie.
Jednak trwa to sporo czasu i trzeba wiele tyłków
wylizać.
Po takim lizaniu, chcesz by i twój ktoś podlizał.
A wtedy na pierdoły... niema czasu :-))
No to pozostaje sakramentalne.
Mieczem wojujesz, od miecza giniesz.
Utwórz własne stowarzyszenie, fundacje - do zwalczania
problemu - tu naiwnej głupoty prawa patentowego.
Weź prawnika - zostań prawnikiem. I załatw ich, tym prawem,
które sobie wykombinowali.
Weź jednak pod uwagę jego słabość - patrz palacze, alkoholicy.
Coś jest przydatne w systemie, a coś nie - patrz: narkotyki.
Musisz tak to wykombinować, by wszystkim się opłacało.
To, ta cywilizacja :-)))
Wyobraź sobie ojca, patentującego system wychowawczy.
Matkę, karmiącą piersią
Przecież, to patenty na skale całego świata!
Ze zwierzakami włącznie.
Metoda kopulacji - rewelacja - kasiora, aż się prosi!!!
ett
Nie dziwie się, muzułmańskim ekstremistom.
Czyli, wszystko od Ciebie zależy - choćby w tym wycinku
problemu.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-08-18 22:30:12
Temat: Re: Przypowiesc o monopolach (c.d. "kwesita łamania praw autorskich")On Sat, 16 Aug 2003 23:43:16 +0200, "Slawek [am-pm]"
<sl_d[SPAM_BE]@gazeta.pl> wrote:
>Amnesiak - czy słusznie w takim razie użyłeś sformułowania
>"absurdalny przykład"? ;-)
Słusznie o tyle, że - jak sam piszesz - "trzeba być ostatnim kretynem
ekonomicznym, aby trzymać w ukryciu tak wspaniały wynalazek". :-))
Natomiast cieszy mnie, że w pewnym sensie przywołałeś mnie do
porządku. ;-))
>Tak zwane państwo nie powinno się wtryniać między wódkę
>a zakąskę - czyli w absolutnie dobrowolne oraz rzecz jasna
>legalne transakcje między dowolnymi podmiotami rynku
>dotyczące dowolnych przedmiotów tego rynku.
Z tym się nie mogę zgodzić i chyba mam całkiem niezłe argumenty. ;-))
Jesli jesteś zainteresowany kontynuacją tematu, to daj znać. :-))
--
Amnesiak
------
"Człowiek jest miarą wszystkich rzeczy."
Protagoras
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-08-18 22:55:11
Temat: Re: Przypowiesc o monopolach (c.d. "kwesita łamania praw autorskich")Amnesiak napisał:
> >Tak zwane państwo nie powinno się wtryniać między wódkę
> >a zakąskę - czyli w absolutnie dobrowolne oraz rzecz jasna
> >legalne transakcje między dowolnymi podmiotami rynku
> >dotyczące dowolnych przedmiotów tego rynku.
>
> Z tym się nie mogę zgodzić i chyba mam całkiem niezłe argumenty. ;-))
> Jesli jesteś zainteresowany kontynuacją tematu, to daj znać. :-))
Czuję niedosyt wszelkich krytycznych uwag. Ciekawi mnie kierunek,
z którego zaatakujesz. Odpowiem za kilka dni, tak jak kilku innym
"ugodowcom". BTW, to fajne słówko podpatrzyłem u JeTa.
Zapytam przy okazji - czy przystąpisz do frontu walki o niemal
całkowite zniesienie ochrony prawnej wartości intelektualnych?
Zdrówko.
--
Sławek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2003-08-18 23:35:13
Temat: Re: Przypowiesc o monopolach (c.d. "kwesita łamania praw autorskich")On Tue, 19 Aug 2003 00:55:11 +0200, "Slawek [am-pm]"
<sl_d[SPAM_BE]@gazeta.pl> wrote:
>> >Tak zwane państwo nie powinno się wtryniać między wódkę
>> >a zakąskę - czyli w absolutnie dobrowolne oraz rzecz jasna
>> >legalne transakcje między dowolnymi podmiotami rynku
>> >dotyczące dowolnych przedmiotów tego rynku.
>>
>> Z tym się nie mogę zgodzić i chyba mam całkiem niezłe argumenty. ;-))
>> Jesli jesteś zainteresowany kontynuacją tematu, to daj znać. :-))
>
>Czuję niedosyt wszelkich krytycznych uwag. Ciekawi mnie kierunek,
>z którego zaatakujesz.
Zacznę od pytań.
Napisałeś, że państwo powinno respektować wszystkie legalne transakcje
"między dowolnymi podmiotami rynku dotyczące przedmiotów tego rynku".
Powiedz mi zatem kto i w oparciu o jakie kryteria będzie określał o
dopuszczeniu danego dobra do wolnej wymiany rynkowej? I jeszcze jedna
rzecz: napisałeś o transakcjach *legalnych*. Czyż w tej sytuacji np.
PRL nie spełniał wszystkich Twoich warunków? Jak rozumiesz słowo
"legalne"?
>Zapytam przy okazji - czy przystąpisz do frontu walki o niemal
>całkowite zniesienie ochrony prawnej wartości intelektualnych?
Muszę się zastanowić.
--
Amnesiak
------
"Wszelka prawda jest prosta.
- Czy nie jest to złożonym kłamstwem?"
F. Nietzsche
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |