Data: 2011-12-20 10:25:50
Temat: Re: Bez tajemnic - Andrzej-Weronika - co dalej ?
Od: zażółcony <r...@c...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
W dniu 2011-12-20 10:12, Qrczak pisze:
> Dnia dzisiejszego niebożę zażółcony wylazło do ludzi i marudzi:
>>
>> W dniu 2011-12-19 22:21, Qrczak pisze:
>>> Dnia 2011-12-19 10:27, niebożę zażółcony wylazło do ludzi i marudzi:
>>>> W dniu 2011-12-16 20:17, Qrczak pisze:
>>>>>
>>>>> PS. Powiedz mi Redi, jak to jest, że mąż jest nieszczęsliwy taki,
>>>>> a żona decyduje o odejściu?
>>>>
>>>> Może wpadnie mi coś do głowy ... Na razie wpada mi tylko tyle,
>>>> że niektóre rzeczy nie dojrzeją, dopóki nie poczują ciepełka
>>>> diabelskiego paleniska. Być może nawet można tu być żeńskim
>>>> szowinistą i dodać, że mężczyźni takich niedojrzałych owoców
>>>> noszą w sobie więcej, niż kobiety. I dlatego częściej szukają
>>>> czegoś w zaułkach piekła. Ja znam jednego, który patrzy
>>>> na dojrzały owoc i się cieszy, że udało się go nie spalić.
>>>> Dodatkowo, owoc dojrzały nie sprasza do siebie robaków.
>>>
>>> I dlatego chcą odejść? Powinny z racji swej dojrzałości wybaczać
>>> niektórym robakom, że nażarłszy się z jednego jabłka, idą posmakować
>>> innej, późniejszej np. odmiany (nawet jeśli twarda i kwaśna). Przecież
>>> wrócą do tej dojrzałej słodyczy.
>>
>> Może wyjaśnię: dojrzały owoc w mojej wypowiedzi nie jest metaforą
>> kobiety. Owoc to bardziej metafora serca. To powinno trochę
>> zmienić postać rzeczy, choćby o tyle, żeby sobie nie wyobrażać,
>> że zadaniem kobiety jest tkwić wbitą w pierś mena i czekać, aż on
>> z nią coś zrobi.
>
> Mnie nic to nie zmieniło.
> Tym bardziej, że wcześniejsza moja sugestia dotyczyła częstszej
> sytuacji, że to men czeka, aż coś się stanie, by się już nie odstać.
> Potem to już było tylko zdumienie.
Kiedyś jak przyszedłem na tę grupę to dałem tu m.in. jakiś taki
komunikat: 'blah, blah, blah, problem, blah, kłopot, blah,
... powiedzcie coś, a ja za chwilę będę podejmował decyzje'.
Spośród wielu treści, które z siebie wyplułem, niejaki vonBraun
wychwycił wtedy właśnie ten aspekt 'decyzyjności' i dostałem
w odpowiedzi na to komunikat mniej więcej taki: "nie ma wątpliwości,
że jesteś zdolny do podejmowania decyzji i brania odpowiedzialności, ale
...".
I ważne było to, co było po 'ale'. To, co trzeba było rozetrzeć,
porozgniatać, tak by twarda, gęsta gruda stała się proszkiem,
który wystawiony na światło zaczyna część z niego przepuszczać.
Wracając jednak bardziej na początek. W tej swojej gotowości
do podejmowania decyzji i umiłowaniu konkretów przypominałem
wtedy naszego nieodżałowanego żołnierza Szymona.
Niektórzy faceci są tacy - silnie nastawieni na zarysowanie
problemu i jego rozwiązanie. Myślę, że jeśli problemy
przypominają wrzody potrzebujące szybkiego cięcia, to to się
sprawdza.
Natomiast są mężczyźni, którzy tak nie działają. Np. nie działają
tak jak Szymon. Są zupełnie inni.
Z tego, co Ty mówisz, wynikałoby, że tych drugich jest zdecydowanie
więcej. To ciekawe, co mówisz, ja nie jestem przekonany.
No i zauważ, że Szymon po prostu zostawił żonę (i dziecko).
W jego mniemaniu w ten sposób podjął decyzję i wziął
odpowiedzialność.
Pytanie do refleksji brzmi natomiast: czy taki żołnierski
sposób 'brania odpowiedzialności' jest wystarczająco pełny ?
Czy takie rozumienie odpowiedzialności jest pełne ?
Czy np. pijak samobójca swoją śmiercią uwalnia rodzinę od
problemu i jego zachowanie można nazwać odpowiedzialnym ?
Jak sądzę, mój elaborat znowu nie trafia w Twoje pytanie,
bo Ty pytasz, dlaczego on nic nie robi, żeby ją przytrzymać.
Dlaczego chce, żeby zdjęła z niego odpowiedzialność
za rozpad. Tu Ci nie odpowiem :)
|