« poprzedni wątek | następny wątek » |
61. Data: 2015-02-20 08:46:58
Temat: Re: Bigos dla IwanosaW dniu 2015-02-20 o 00:20, Jarosław Sokołowski pisze:
> Uff, ale przecież mamy ciekawsze tematy, choć zbliżone. Ciekawe jest
> spojrzenie poprzez kuchnię na różne działania imperialno-kolonizatorskie.
> Dwa nurty można odnaleźć. Idziemy na tereny dzikich, a poza armatami
> zabiermy ze sobą jadło i napoje, bo co tam będziemy jeść i pić -- wodę,
> jak zwierzęta? To jest to pierwsze podejście. Drugie jest takie, że
> się imperator w swym imperium powoli rozpuszcza. Północnoamerykańskim
> kolonizatorom nic nie wpadło do gara od tubylców, tak samo w Australii.
No jak to. Europejczykom przybyłym do "Indii", czyli na Bahamy
odrażające co prawda wydały się wielkie tłuste pająki i białe pędraki,
źródło białka tubylców, ale chleb z manioku, znaleziony na Kubie
powitali entuzjastycznie, tak Hiszpanie, jak i później Francuzi, którzy
uważali go nawet za lepszy od pszennego. Jednak to kukurydza zrobiła
największą karierę i Hiszpanie zaczęli ją importować w rejon Morza
Śródziemnego, potem zabrali się za to Wenecjanie, rozprzestrzeniając ją
na bliskie Ci Bałkany i dalej po całej Europie, i na Bliski Wschód.
Potem przyszła z Ameryki fasola i pomidory, dołączyła papryka. Po drodze
przyplątały się indyki. W XVI w. do Hiszpanii dotarły ziemniaki, a z
Sewilli szybciorkiem, choć z przeszkodami rozprzestrzeniły się po całej
Europie i stały się naszym narodowym warzywem ;)
Do europejskiego gara, czyli i naszego wpadło z Ameryk całkiem sporo,
poza tym jeszcze czekolada, wanilia, tytoń, koka i rum, a do aptek chinina.
A i Europejczycy przywieźli do Nowego Świata to i owo, kruche
ciasteczka, sałatkę colesław, kiszoną kapustę - Niemcy, bo to kiszenie
kapusty onych Niemców wynalazek. Klopsy, ciasto drożdżowe.
Australia? No tak, Brytyjczycy lekceważyli aborygenów wraz z ich
zwyczajami. Jednak powolutku odkryli smak żółwi i ostryg, a nawet
kangurów, przedkładając wciąż nad nie fasolę przywiezioną przez siebie.
> Nasze "hajda na dzikie pola", poza różnymi rzeczami, dobrymi i złymi,
> dobrze nam w kotle zamieszało i kuchnię wzbogaciło. Można powiedzieć,
> że to stąd, że my blisko i lokalnie sobie mieszalim, bez skoków za
> ocean, więc łatwiej było. Ale kuchnia krajów południowoamerykańskich
> też dużo bardziej zmiksowana od tej z północy. Wiem, że naciągam z tym
> "patrzeniem przez kuchnię" -- to samo się tyczy innych przejawów kultury.
> Prawda. Ale grupa taka, więc co będę o żupanach i pasach z kutasami
> pisał. Królową Bonę najlepiej pamiętamy właśnie za te warzywa, co je
> sprowadziła, bo na lokalnej diecie dłużej już wytrzymać nie szło.
> Ważna rzecz, taka kuchnia. Jak już się rozsmakowali nasi praojce, to
> nie zamykali się w swoich granicach. Dość w nich miejsca na winne
> uprawy, które zresztą prowadzono. Ale nie wstyd było uznawać węgrzyna,
> za element w kuchni niezbędny, nie do zastąpienia wyrobem krajowym.
Nie tylko węgrzyn i tatar. Pieprzno i szafranno było ważne, a bez tego
czym byłby nasz rdzenny staropolski bigos i baby? Czym byłoby śniadanie
bez kaffy, czy herbaty?
--
B.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
62. Data: 2015-02-20 10:55:16
Temat: Re: Bigos dla IwanosaFEniks wrote:
> W dniu 2015-02-19 o 12:24, krys pisze:
>> FEniks wrote:
>>
>>> W dniu 2015-02-18 o 17:33, krys pisze:
>>>> Qrczak wrote:
>>>>
>>>>> Dnia 2015-02-18 17:05, obywatel krys uprzejmie donosi:
>>>>>> Qrczak wrote:
>>>>>>> Dnia 2015-02-18 01:22, obywatel Pszemol uprzejmie donosi:
>>>>>>>> "FEniks"<x...@p...fm> wrote in message
>>>>>>>> news:54e39d6e$0$2187$65785112@news.neostrada.pl...
>>>>>>>>>> Oczywiście. Prawdziwe ruskie pierogi bez sera:
>>>>>>>>>> http://www.doradcasmaku.pl/przepis/260928/prawdziwe-
ruskie-
>>>> pierogi.html
>>>>>>>>>> Też takie jadłam, na Ukrainie - pyszne faktycznie.
>>>>>>>>> Wyglądają bajecznie! Pomyśleć, że to zwykłe ruskie pierogi. ;)
>>>>>>>> Dobry fotograf umie kolorki podciągnąć na Photoshopie ;-)
>>>>>>> A to nie wiesz, że je się oczami?
>>>>>> Ba. Oni nawet używają "stylistów żywności", co to potrafią pod
>>>>>> fotografię lody z kartofli zrobić, tudzież opaleniznę pieczonego
>>>>>> kurczaka z oleju silnikowego... Ale apetycznie wygląda;-)
>>>>> Ale my to wiemy, Kocie.
>>>> A tak se Was uświadamiam, cobyśta się nie poślinili na widok tych
>>>> ślicznych pierogów;-)
>>> A czemuż to odmawiasz nam tej przyjemności?
>> Gdyż to co widzisz, nie musi byc tym, co chciałabyś zobaczyć;-).
>> Znaczy się, zjedz mniej malownicze, ale jadalne pierogi.
>
> Ależ ślinienie się bez konieczności jedzenia jest o wiele lepsze - nie
> idzie w biodra. ;)
Jak komu, ja tam jak się już napatrzę, to i chętniej przegryzę;-)
--
Pozdrawiam
J.
www.kontestacja.com
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
63. Data: 2015-02-20 11:00:14
Temat: Re: Bigos dla IwanosaPszemol wrote:
> "FEniks" <x...@p...fm> wrote in message
> news:54e657b0$0$2206$65785112@news.neostrada.pl...
>>>>>>>> A czemuż to odmawiasz nam tej przyjemności?
>>>>>>> Gdyż to co widzisz, nie musi byc tym, co chciałabyś zobaczyć;-).
>>>>>>> Znaczy się, zjedz mniej malownicze, ale jadalne pierogi.
>>>>>>
>>>>>> Ależ ślinienie się bez konieczności jedzenia jest o wiele lepsze
>>>>>> - nie idzie w biodra. ;)
>>>>>
>>>>> Ale wciąż może pójść w biodra: możesz obejrzeć pierożki, poślinić
>>>>> się i odejść od kompa poszperać coś w szafce i znaleźć np. chipsy :-)
>>>>
>>>> Nie ma takiej możliwości. :)
>>>
>>> To gratuluję silnej woli :-)
>>
>> Iii tam, kwestia odpowiedniego zaopatrzenia. ;)
>
> Acha :-)
> Rozumiem - łatwiej się oprzeć chipsom jak ich w domu nie ma :-)
A najlepszy sposób na odchudzanie - pusta lodówka;-)
--
Pozdrawiam
J.
www.kontestacja.com
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
64. Data: 2015-02-20 15:22:21
Temat: Re: Bigos dla IwanosaPani Basia napisała:
>> Uff, ale przecież mamy ciekawsze tematy, choć zbliżone. Ciekawe jest
>> spojrzenie poprzez kuchnię na różne działania imperialno-kolonizatorskie.
>> Dwa nurty można odnaleźć. Idziemy na tereny dzikich, a poza armatami
>> zabiermy ze sobą jadło i napoje, bo co tam będziemy jeść i pić -- wodę,
>> jak zwierzęta? To jest to pierwsze podejście. Drugie jest takie, że
>> się imperator w swym imperium powoli rozpuszcza. Północnoamerykańskim
>> kolonizatorom nic nie wpadło do gara od tubylców, tak samo w Australii.
>
> No jak to. Europejczykom przybyłym do "Indii", czyli na Bahamy
> odrażające co prawda wydały się wielkie tłuste pająki i białe pędraki,
> źródło białka tubylców, ale chleb z manioku, znaleziony na Kubie
> powitali entuzjastycznie, tak Hiszpanie, jak i później Francuzi, którzy
> uważali go nawet za lepszy od pszennego. Jednak to kukurydza zrobiła
> największą karierę i Hiszpanie zaczęli ją importować w rejon Morza
> Śródziemnego, potem zabrali się za to Wenecjanie, rozprzestrzeniając ją
> na bliskie Ci Bałkany i dalej po całej Europie, i na Bliski Wschód.
> Potem przyszła z Ameryki fasola i pomidory, dołączyła papryka. Po drodze
> przyplątały się indyki. W XVI w. do Hiszpanii dotarły ziemniaki, a z
> Sewilli szybciorkiem, choć z przeszkodami rozprzestrzeniły się po całej
> Europie i stały się naszym narodowym warzywem ;)
> Do europejskiego gara, czyli i naszego wpadło z Ameryk całkiem sporo,
Cieszę się z pojawienia odmiennego stanowiska i zaistniena pola do
dyskusji między nim, a moim (jak zwykle) tendencyjnym. Po coś ci
ludzie finansowali awanturnicze dusze skore do płynięcia przez ocean
na podbój nowych lądów. Oględnie mówiąc, po zasoby, także kuchenne.
Ktoś mógł potem na zimno spojrzeć i powiedzieć "wiecie co panowie,
te mięsiste podziemne bulwy i one śmieszne żółte ziarenka na kiju,
to mogą i nam się przydać, ma to potencjał, że tak powiem". Cóż z
zachwytu maniokowym chlebem, skoro nawet Francuzi obstają do dzisiaj
przy robieniu bagietek z przenicy. Wątpię, że kiedyś będzie masowo
sprzedawany w każdym Tesco w Hawanie. Przejęcie produktów i przejęcie
kuchni, to co innego. Frytki -- nie wymyślił ich z nudów stary farmer
MacDonald. On raczej myślał o tym, jak tu zrobić sobie nową Szkocję
jak najbardziej przypominającą starą. Nie nauczył się ich smażenia od
Indianki, która od zwasze kładła pokrojone bulwy do gorącego tłuszczu
z bizona. Trzeba było te ziemniaki przywieźć do Europy, pokazać je
Belgom, a oni dokonali reszty. A potem nazad pchnąć je za morze.
W kuchni świeże oko jest w cenie. Nasze "365 potraw z ziemniaka"
ustępuje frytkom sławy, ale wstydzić się ich nie potrzebujemy.
O, jeszcze jedna rzecz znamienna mnie teraz naszła. Te ziemniaki,
co je kiedyś z Ameryki przywieziono na Wyspy Brytyjskie, w połowie
XIX dotknęła zaraza ziemniaczana. Też zresztą przywleczona z tego
samego miejsca. Lokalna gospodarka tak już od tej rośliny była
uzależniona, że nastał wielki głód, w Irlandi szczególnie dokuczliwy.
I byliby sczezli Irlandczycy, lecz ratowali się podróżą w kierunku
odwrotnym -- do ojczyzny ziemniaka. Tam jakoś dało sie przeżyć.
> A i Europejczycy przywieźli do Nowego Świata to i owo, kruche
> ciasteczka, sałatkę colesław, kiszoną kapustę - Niemcy, bo to
> kiszenie kapusty onych Niemców wynalazek. Klopsy, ciasto drożdżowe.
To ten pierwszy nurt przeze mnie wyróżniony. Wszystko by przywieźli,
gdyby tylko mogli.
> Australia? No tak, Brytyjczycy lekceważyli aborygenów wraz z ich
> zwyczajami. Jednak powolutku odkryli smak żółwi i ostryg, a nawet
> kangurów, przedkładając wciąż nad nie fasolę przywiezioną przez
> siebie.
Australia w ogóle jest jak przenicowana Europa (słońce wschodzi na
zachodzie, w zimie dni długie, a kierownice są po prawej stronie --
w tym sensie). Z lokalności zaskakująca mało tam przejęto, wszystko
po europejsku porobione.
>> Jak już się rozsmakowali nasi praojce, to nie zamykali się w swoich
>> granicach. Dość w nich miejsca na winne uprawy, które zresztą
>> prowadzono. Ale nie wstyd było uznawać węgrzyna, za element w kuchni
>> niezbędny, nie do zastąpienia wyrobem krajowym.
>
> Nie tylko węgrzyn i tatar. Pieprzno i szafranno było ważne, a bez tego
> czym byłby nasz rdzenny staropolski bigos i baby? Czym byłoby śniadanie
> bez kaffy, czy herbaty?
To rzecz jasna i oczywista -- kawa i herbata nie chce rosnąć obok
wierzby rosochatej. A my pić chcemy. To samo z korzeniami -- łatwiej
nam było o nie, niż tym z zachodu. Chwalę praojców za to, że obiektywnie
podeszli do rzeczy. Nie, że nasze (wino) dobre, po co nam cudzoziemskie.
Dzisiejsze kołtuństwo (nie tylko do wina) podchodzi inaczej. Jeśli da
się upichcić choćby namiastkę czegoś, to pichcić będziemy, a oryginału
obcego do ust nie weźmiemy. Czytałem artykuł, zupełnie poważnie przez
autora potraktowany, że możemy w Polsce przygotować przemysłową produkcję
cytryn. Ale to było w stanie wojennym (chyba w "Przeglądzie Technicznym"
-- to był pierwszy tygodnik wznowiony po przerwie). Gomułka chciał w ogóle
bez cytryn, witeminę C dostarczać klasie robotnicej pod postacią kiszonej
kapusty. Więc w teorii, to jakiś postęp. W praktyce -- sam nie wiem.
Ale wiem, że duchowi spadkobiercy Gomułki (i tego autora z "PT") wciąż
są aktywni.
Jarek
--
Robotnik nie musi żłopać kawy!
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
65. Data: 2015-02-20 15:54:02
Temat: Re: Bigos dla IwanosaW dniu 2015-02-20 o 15:22, Jarosław Sokołowski pisze:
> Chwalę praojców za to, że obiektywnie podeszli do rzeczy.
Mam dosyć cegłowatą i ciekawą książkę "Kuchnia Słowian". Nie będę tu
przytaczała metod badawczych, dzięki którym nie tylko można dowiedzieć
się, co jadali mieszkańcy ziem na Wisłą i Wartą przed tysiącami lat, ale
i odtworzyć skład menu, rodzaj i częstotliwość posiłków.
Jadano z reguły dwa razy dziennie, jadłospis ludów słowiańskich oparty
był na polewkach i bryjach oraz kaszach. Pierwszy posiłek, stanowiący
zarazem śniadanie i obiad składał się z żuru, barszczu, czy kapuśniaku
zagryzanego przaśnym plackiem - podpłomykiem, gęstszej bryi, kaszy
jaglanej, ewentualnie pierogów, czy klusek. W drugim, wieczornym posiłku
dominowały kasze kraszone mlekiem lub tłuszczem, rzadziej pojawiało się
mięso. Popijano posiłki wodą lub kwasem chlebowym oraz piwem,
fermentowanymi sokami jagód i drzew lub miodem pitnym, zaprawionym
sokiem z żurawin lub rozcieńczanym wodą. Witaminę C zapewniały kiszone
pokrzywy, kapusta, kwaśne mleko i owoce, a niedobór białka strączkowe -
soczewica i bób. Co roku na przednówku do słowiańskich chat zaglądał głód.
Gdyby nie otwartość naszych przodków, jedlibyśmy do tej pory to samo.
Podobnie odbieram jeremiady nad upadkiem języka. Komu upada, temu upada.
Niech narzekacze spróbują mówić językiem Kazań Świętokrzyskich, że nie
odwołam się do Piasta Kołodzieja :)
--
B.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
66. Data: 2015-02-20 16:33:37
Temat: Re: Bigos dla IwanosaPani Basia napisał:
>> Chwalę praojców za to, że obiektywnie podeszli do rzeczy.
>
> Mam dosyć cegłowatą i ciekawą książkę "Kuchnia Słowian". Nie będę tu
> przytaczała metod badawczych, dzięki którym nie tylko można dowiedzieć
> się, co jadali mieszkańcy ziem na Wisłą i Wartą przed tysiącami lat,
> ale i odtworzyć skład menu, rodzaj i częstotliwość posiłków.
> Jadano z reguły dwa razy dziennie, jadłospis ludów słowiańskich oparty
> był na polewkach i bryjach oraz kaszach. Pierwszy posiłek, stanowiący
> zarazem śniadanie i obiad składał się z żuru, barszczu, czy kapuśniaku
> zagryzanego przaśnym plackiem - podpłomykiem, gęstszej bryi, kaszy
> jaglanej, ewentualnie pierogów, czy klusek. W drugim, wieczornym posiłku
> dominowały kasze kraszone mlekiem lub tłuszczem, rzadziej pojawiało się
> mięso. Popijano posiłki wodą lub kwasem chlebowym oraz piwem,
Na odrębne zbadanie zasługuje sprawa, skąd oni ten kwas chlebowy brali.
Zagryzali podpłomykiem, więc może kwas też był podpłomykowy? To nie tylko
kwestia nazwy. Podpłomyk przaśny, czyli niezakwaszany i nie fermentowany.
Tak szybko i łatwo kwasu się z tego nie uzyska, technologia musiała być
inna niż dzisiaj.
> fermentowanymi sokami jagód i drzew lub miodem pitnym, zaprawionym
> sokiem z żurawin lub rozcieńczanym wodą. Witaminę C zapewniały kiszone
> pokrzywy, kapusta, kwaśne mleko i owoce, a niedobór białka strączkowe -
> soczewica i bób. Co roku na przednówku do słowiańskich chat zaglądał głód.
> Gdyby nie otwartość naszych przodków, jedlibyśmy do tej pory to samo.
Ostatnie echa przednówka odnaleźć można w słowach refrenu:
To cóż że jeść ja będę zupy i tomaty
Gdy pomnę wciąż wasz świeży miąższ...
w te witaminy przebogaty...
Addio pomidory, addio utracone
Przez długie, złe miesiące wasz zapach będę czuł
Młodsi już tej tęsknoty dojmującej nie rozumieją wcale. Pomidory dostępne
są przez cały rok. Ale my jeszcze pamiętamy, że były okresy w roku, kiedy
dostępny asortyment rzeczy jadalnych kurczył się. Sezonowość w kuchni
została, ale dotyczy już głównie akcentów przyjemnościowych, fanaberyj
smakowych. Przednówka nie ma, nie tylko w tym sensie, że głodno, ale że
nudno. Kiedyś się zdarzało, że chłop na przednówku zmuszony był zaciukać
swoją qrę ulubioną -- dzisiaj może uprzyjemnać sobie życie choćby mrożonkami.
> Podobnie odbieram jeremiady nad upadkiem języka. Komu upada, temu upada.
> Niech narzekacze spróbują mówić językiem Kazań Świętokrzyskich, że nie
> odwołam się do Piasta Kołodzieja :)
Ech, gdyby takim językiem mówili, to by jeszcze tak źle nie było. Język
współczesnych kazań świętokrzyskich, to nawet na komentarz nie zasługuje.
Jarek
--
Daj ać ja pobruszę, a ty pocziwaj.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
67. Data: 2015-02-20 16:50:54
Temat: Re: Bigos dla IwanosaW dniu 20.02.2015 o 15:22, Jarosław Sokołowski pisze:
...
> To rzecz jasna i oczywista -- kawa i herbata nie chce rosnąć obok
> wierzby rosochatej. A my pić chcemy. To samo z korzeniami -- łatwiej
> nam było o nie, niż tym z zachodu. Chwalę praojców za to, że obiektywnie
> podeszli do rzeczy. Nie, że nasze (wino) dobre, po co nam cudzoziemskie.
> Dzisiejsze kołtuństwo (nie tylko do wina) podchodzi inaczej. Jeśli da
> się upichcić choćby namiastkę czegoś, to pichcić będziemy, a oryginału
> obcego do ust nie weźmiemy. Czytałem artykuł, zupełnie poważnie przez
> autora potraktowany, że możemy w Polsce przygotować przemysłową produkcję
> cytryn. Ale to było w stanie wojennym (chyba w "Przeglądzie Technicznym"
> -- to był pierwszy tygodnik wznowiony po przerwie). Gomułka chciał w ogóle
> bez cytryn, witeminę C dostarczać klasie robotnicej pod postacią kiszonej
> kapusty. Więc w teorii, to jakiś postęp. W praktyce -- sam nie wiem.
> Ale wiem, że duchowi spadkobiercy Gomułki (i tego autora z "PT") wciąż
> są aktywni.
>
> Jarek
Śmieszne są te Twoje fobie dotyczące Gomółki:)
To, żeby dostarczać "klasie robotniczej" witaminę C pod postacią
kiszonej kapusty nie jest jego wynalazkiem, bo w ten sposób zaspokajano
potrzebę tej witaminy setki lat przed nim. Zaskoczę Cię ale, o zgrozo,
również kiszono ogórki!
Czy naprawdę uważasz, że nawet obecnie, przy wolnym rynku i innych
pierdołach propagowanych przez obecny ustrój, głównym... no niechby
tylko znaczącym źródłem witaminy C są cytryny?
Przy okazji: "pszenica".
--
Wiesiaczek (dziś z DC)
"Ja piję tylko przy dwóch okazjach:
Gdy są ogórki i gdy ich nie ma" (R)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
68. Data: 2015-02-20 17:03:25
Temat: Re: Bigos dla IwanosaDnia Fri, 20 Feb 2015 16:50:54 +0100, Wiesiaczek napisał(a):
> Czy naprawdę uważasz, że nawet obecnie, przy wolnym rynku i innych
> pierdołach propagowanych przez obecny ustrój, głównym... no niechby
> tylko znaczącym źródłem witaminy C są cytryny?
Z tymi cytrynami to generalnie tylko mit jest - może i jest w nich sporo
wit.C, ale mało w porównaniu z innymi warzywami/owocami, a warto wziąć też
pod uwagę, jak wiele damy radę zjeść tych cytryn?
Witaminę C w codziennej diecie realnie dostajemy z zupełnie innych źródeł:
http://www.zdrowie.med.pl/witaminy/witc_2.html
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
69. Data: 2015-02-20 17:12:51
Temat: Re: Bigos dla IwanosaWiesiaczek pisze:
>> Gomułka chciał w ogóle bez cytryn, witeminę C dostarczać klasie
>> robotnicej pod postacią kiszonej kapusty. Więc w teorii, to jakiś
>> postęp. W praktyce -- sam nie wiem. Ale wiem, że duchowi spadkobiercy
>> Gomułki (i tego autora z "PT") wciąż są aktywni.
>
> Śmieszne są te Twoje fobie dotyczące Gomółki:)
> To, żeby dostarczać "klasie robotniczej" witaminę C pod postacią
> kiszonej kapusty nie jest jego wynalazkiem, bo w ten sposób zaspokajano
> potrzebę tej witaminy setki lat przed nim. Zaskoczę Cię ale, o zgrozo,
> również kiszono ogórki!
>
> Czy naprawdę uważasz, że nawet obecnie, przy wolnym rynku i innych
> pierdołach propagowanych przez obecny ustrój, głównym... no niechby
> tylko znaczącym źródłem witaminy C są cytryny?
W ogóle nie uważam, że przy obecnych pierdołach istnieje jakiś znaczący
problem w zaspokajaniu potrzeb na coś. Raczej wszystkiego w nadmiarze
mamy. W życiu bym nie wpadł na to, by kupić cytrynę "bo ma witaminę C".
Albo przy jedzeniu szpinaku powtarzać sobie w duchu "ależ to ma w sobie
żelaza" -- i zmuszać się do przełykania marnie przygotowanej potrawy.
Tow. Wiesław zakazał importu cytryn, PONIEWAŻ dowiedział się właśnie,
że witaminy C mają mniej niż kiszona kapusta (o ogórkach mu chyba nie
powiedzieli, a sam się nie domyślił). To dobry przykład na to, że sam
dostęp do informacji, to za mało, by działać mądrze. Inne przykłady są
dostępne czytelnikom tej grupy -- nawet tym, którzy nie mogą pamiętać
lat sześćdziesiątych.
Przy okazji: Gomułki.
Jarek
--
Z badań naukowców radzieckich wynika, że najwięcej witamin zawierają apteki.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
70. Data: 2015-02-20 18:49:26
Temat: Re: Bigos dla IwanosaDnia 2015-02-20 15:54, obywatel bbjk uprzejmie donosi:
> W dniu 2015-02-20 o 15:22, Jarosław Sokołowski pisze:
>> Chwalę praojców za to, że obiektywnie podeszli do rzeczy.
>
> Mam dosyć cegłowatą i ciekawą książkę "Kuchnia Słowian".
Duetu Lis & Lis?
Jest bardziej zwarte, przystępne, z przepisami, dziełko Małgorzaty
Krasna-Korycińskiej "Przy słowiańskim stole"
oraz nieśmiertelna "Kultura prapolska" Kostrzewskiego (zwartość
występuje w wydaniu Klasyków Nauki Poznańskiej).
> Podobnie odbieram jeremiady nad upadkiem języka. Komu upada, temu upada.
> Niech narzekacze spróbują mówić językiem Kazań Świętokrzyskich, że nie
> odwołam się do Piasta Kołodzieja :)
Zwłaszcza kiedy to narzekanie dochodzi z palców namiętnie poniżających
polską interpunkcję. Składnię. I gramatykę.
Q
--
Kobieta została stworzona po to, by umilać życie mężczyźnie, a nie -
żeby cały dzień pracować, wieczorem zaś gotować mu mrożonki.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |