| « poprzedni wątek | następny wątek » |
111. Data: 2009-08-03 06:54:20
Temat: Re: Chemia zakochania. Bossski stan. Czy podlega kontroli?Paulinka wrote:
>>>>> Była, ale ja napisałam o ludziach, którzy nie mają z flirtowaniem
>>>>> współpartnera problemu.
>>>> Ściślej - pisałaś o ludziach lubiących flirty. Możesz znać wiele
>>>> panienek i facetów, którzy flirtują, a nie wiedzieć o
>>>> konsekwencjach, jakie powstają z tego faktu. :)
>>> Skoro ludzie sie nie rozwodzą, nie szarpią z tego powodu i ich
>>> związki uważam za całkiem udane, to mogę zaryzykować stwierdzenie,
>>> że flirtowanie nie przynosi żadnych konsekwencji.
>> Nie chce mi się sprzeczać o każde słowo... Wiadomo o co chodzi. ;)
>>> U pewnych par. Ja bym
>>> osobiście powiesiła swojego partnera za jaja na pobliskim drzewie za
>>> coś takiego.
>> To raczej nieroztropność. Przecież zaraz by go ktoś zdjął i zabrał.
> I niechby go zabrał w piz.u.
E... to moja jest łagodniejsza w użyciu... ;)
--
pozdrawiam
michał
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
112. Data: 2009-08-03 07:23:22
Temat: Re: Chemia zakochania. Bossski stan. Czy podlega kontroli?W Usenecie Ikselka <i...@g...pl> tak oto plecie:
>
> On 1 Sie, 21:43, "Qrczak" <q...@g...pl> wrote:
>> W Usenecie Ikselka <i...@g...pl> tak oto plecie:
>>
>>
>>
>>>>>>> Kiedy� b�dziesz stara, brzydka i nikt na ciebie nie
>>>>>>> spojrzy w taki spos�b jak lubisz najbardziej.
>>>>>>> Co wtedy zrobisz?
>>>>>>> CB
>>
>>>>>> Otworzę pamiętnik... :P
>>
>>>>> A ja - będę oglądała swoje nagie zdjęcia razem z TŻtem - sam mi je
>>>>> robił, najnowsze nawet całkiem niedawno :-)
>>
>>>> To je lepiej już teraz wyrzuć!
>>>> Przecież Ty nigdy nie będziesz stara i brzydka.
>>
>>> Tylko Qry tak o sobie myślą...
>>
>> Możesz wskazać palcem, gdzie tak o sobie Qry myślą?
>
>
> "Przecież Ty nigdy nie będziesz stara i brzydka. "
> Skąd Ci się to wzięło? Ze "mnie"? czy raczej podług siebie piszesz? A
> może z sufitu?
> :-/
Z pamięci.
Qra
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
113. Data: 2009-08-03 07:43:02
Temat: Re: Chemia zakochania. Bossski stan. Czy podlega kontroli?Z mottem "Zawsze podążaj za głosem swojej cipy!"?
Lektura w sam raz dla Debilek. ;)
--
CB
Użytkownik "Matb" <m...@o...eu> napisał w wiadomości
news:603e5c15-7cb4-487f-9cc0-bc970dad9d91@r2g2000yqm
.googlegroups.com...
Otworzę pamiętnik... :P
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
114. Data: 2009-08-03 07:48:11
Temat: Re: Chemia zakochania. Bossski stan. Czy podlega kontroli?Najlepiej napisz też książkę: "Boski drogowskaz z okolic podbrzusza.".
Lektura w sam raz dla Debilek. ;)
--
CB
Użytkownik "Matb" <m...@o...eu> napisał w wiadomości
news:603e5c15-7cb4-487f-9cc0-bc970dad9d91@r2g2000yqm
.googlegroups.com...
Otworzę pamiętnik... :P
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
115. Data: 2009-08-03 08:30:11
Temat: Re: Chemia zakochania. Bossski stan. Czy podlega kontroli?
Użytkownik "Matb" <m...@o...eu> napisał w wiadomości
news:47a4a4c9-cfee-41f6-8e7d-01eb131ba020@d4g2000yqa
.googlegroups.com...
tren R napisał(a):
> Śmiem twierdzić, że przemilczeć mogłaś wszystkie posty :)
> kąśliwość, agresja, napastliwość - jeśli oddasz tym samym, koło się
> zamknie i uroboros zeżre własny ogon. ale jeśli uda ci się zdystansować
> od tego, zyskasz nową perspektywę. no i ocalisz węża.. :)
Trenuję, nie zawsze mi wychodzi.
Myślę, że obrona swojej godności to ważna rzecz.
Zdaje się, że nie podeptałam niczyjego ogródka.
Dystansowanie się do agresywnych typów to domena psychicznie silnych,
stabilnych ludzi o głębokiej mądrości duchowej. Ja jestem zwykłym
człowiekiem.
Na razie nauczyłam się nie podawać złości dalej, do słabszych, do
dziecka, do psa...
A to już sukces.
> > Nie przypuszczałam, że pod presją oceny "społecznej" wypłyną ze mnie
> > motywy, o których wcale nie miałam ochoty pisać.
>
> ale mam wrażenie, że to było istotne :)
Wiesz, to, że jest to forum psychologiczne nie znaczy, że siedzą
psychologowie, że tu otrzymam profesjonalną pomoc terapeutyczna w
rozwiązywaniu moich problemów, chociaż w wykonaniu niektórych tak to
wygląda. Racja koniecznie po ich stronie, bo przeczytali 3 grube
książki i wiedzą na pewno...
To jest istotne. Bo od tego się zaczyna. Tu jest początek. Tu jest
problem, a wszystko inne to jego konsekwencje.
> imho przekroczyłaś już pewien rubikon zniechęcenia, za który trudno ci
> będzie wrócić. Taki punkt krytyczny związku. kiedy niepostrzeżenie
> przestaje ci zależeć. coraz częściej cię wszystko denerwuje. Dostrzegasz
> wszystkie wady twojego partnera. i okazuje się że w sumie to przeważają
> one nad zaletami, że tych zalet to nawet niewiele jest.
>
Przekroczyłam ten punkt. Próbowałam działaniem, pomysłami, rozmowami,
mówieniem o tym co czuję, jakie sa moje potrzeby, wierzyłam, że
poprawa jaka po tym następowała to efekt tego, że otworzył oczy. Ale
to ułuda, może i racja, że ludzie się nie zmieniają. W tej chwili to
wszystko jest warte ratowania tylko dla dziecka, ale nie wiem czy
będzie szczęśliwa, ja nie byłam, dla mnie tez "ratowano rodzinę"...
Próbuję wczuć się w niego, zrozumieć dlaczego jest tak a nie inaczej.
Powiązać jego własne doświadczenia z przeszłości, z dzieciństwa,
relacje z rodzicami i między rodzicami. Jestem w stanie zrozumieć
czemu się izoluje, czemu jest taki samowystarczalny, czemu nie dzieli
się sobą.
Tylko, że ja nie wiem, czy chce poświęcić życie tuląc kaktusa... On nie
miał przykładu związku, ja nie miałam przykładu związku, ale buduję
coś czego nie znam czytając, chwytając się doświadczeń, obserwując...
----------------------------------------------------
----------------------------------------------------
------------
...że się wtrącę: na podstawie swoich własnych doświadczeń- a także innych,
którym się to udało: jeśli się chce naprawdę mieć dobry związek (napisałaś
"ocalić")- to wtedy należy (jak we wszystkich zmianach na świecie) zacząć od
siebie. Skoro chcę, żeby mój związek był dobry- to tak się zachowuję, jakby
był dobry. Daję z siebie jak najwięcej tylko mogę drugiej osobie, wyczulam
się na jej potrzeby, i niczego nie warunkuję. Takie ukierunkowanie na drugą
osobę powoduje, że nie ma miejsca na kogoś innego. Zdrada mentalna
(wyobrażanie sobie, jak fajnie jest z kimś innym, jak potężna jest chemia od
tego obcego, itd)- to wykonanie kroku w przeciwną stronę, niż ratowanie
związku. Jeśli występują konflikty- to mieć świadomość, że wina ZAWSZE leży
po obu stronach (choć w różnym stopniu)- i bezwarunkowo zabrać swoją winę.
Często to wystarcza do wygaszenia konfliktu.
Wykonując coś takiego można komunikować partnerowi, co by się chciało od
niego dostać. Na przykład: iść razem na terapię rodzinną.
Tylko takie postępowanie może skłonić partnera do zmian- ponieważ przekonać
drugą osobę da się wyłącznie...własnym przykładem.
I nie narzekaj też proszę na tych, których (jak mi się zdaje) uznałaś za
wrogo do Ciebie nastawionych na tym forum. Nawet wróg jest w życiu
potrzebny. Chyba nikt i nigdy nie potrafi tak skutecznie obnażyć i wskazać
Ci twoich słabych stron- a to może być bardzo cenne dla Ciebie
powodzenia
Chiron
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
116. Data: 2009-08-03 10:26:30
Temat: Re: Chemia zakochania. Bossski stan. Czy podlega kontroli?Dnia Mon, 3 Aug 2009 09:23:22 +0200, Qrczak napisał(a):
>> "Przecież Ty nigdy nie będziesz stara i brzydka. "
>> Skąd Ci się to wzięło? Ze "mnie"? czy raczej podług siebie piszesz? A
>> może z sufitu?
>> :-/
>
> Z pamięci.
>
> Qra
Pazurem Qra pokaże.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
117. Data: 2009-08-03 10:33:52
Temat: Re: Chemia zakochania. Bossski stan. Czy podlega kontroli?
Chiron napisał(a):
>którym się to udało: jeśli się chce naprawdę mieć dobry związek (napisałaś
>"ocalić")- to wtedy należy (jak we wszystkich zmianach na świecie) zacząć od
>siebie.
Zdaje się, że nie dostrzegasz pewnych opisanych faktów i dajesz wykład
mimo to.
W porządku, może komuś się przyda.
Tak, słuchajcie, Chiron ma rację, należy najpierw przyjrzec sie sobie
i zacząć zmiany od siebie.
>Skoro chcę, żeby mój związek był dobry- to tak się zachowuję, jakby
>był dobry.
Czyli jeśli mnie bije, to udaję, ze jest cudownie, bo jak dostatecznie
długo będę karmic podświadomość kłamstwanmi to w końcu uwierzy, da
znać podświadomości partnera i on zmieni się nie do poznania?
>Daję z siebie jak najwięcej tylko mogę drugiej osobie, wyczulam
>się na jej potrzeby, i niczego nie warunkuję.
Jak w studnię bez dna, aż do całkowitego wypalenia siebie...
>Takie ukierunkowanie na drugą osobę powoduje, że nie ma miejsca na kogoś innego.
Jeśli druga osoba nie jest ścianą, czasem po prostu dogania
frustracja, brak sił i rozpacz.
>Zdrada mentalna
>(wyobrażanie sobie, jak fajnie jest z kimś innym, jak potężna jest chemia od
>tego obcego, itd)- to wykonanie kroku w przeciwną stronę, niż ratowanie
>związku.
Gdzies padło wyobrażanie sobie jak to fajnie z kimś innym, ale to
chyba padło w toku rozważań teoretycznych.
Jeśli chodzi o mnie, nie spodziewałam się, że sprawy tak się potoczą,
dosłownie.
Jeśli występują konflikty- to mieć świadomość, że wina ZAWSZE leży
>po obu stronach (choć w różnym stopniu)- i bezwarunkowo zabrać swoją winę.
Często to wystarcza do wygaszenia konfliktu.
Zgadza się. Jednak pamiętaj, ze ludzie są różni. Niektórzy nie umieją
nawet powiedzieć - przepraszam. Nie widzą, albo nie chcą widzieć,
swojej winy. Oni są czyści i klarowni jak kropla wody destylowanej,
cały swiat jest winien, nie oni.
>Wykonując coś takiego można komunikować partnerowi, co by się chciało od
>niego dostać. Na przykład: iść razem na terapię rodzinną.
>Tylko takie postępowanie może skłonić partnera do zmian- ponieważ przekonać
>drugą osobę da się wyłącznie...własnym przykładem.
I znowu: ludzie sa rozmaici. Jeśli ktoś uważa, ze w każdej sytuacji
jest ok, mimo,że nie jest, bo rani, bo nie widzi potrzeb innych, bo
wyładowuje swoją złość nie tam gdzie powinien, to nie ma szans na
zmiany choćbyś stał się świetym w dawaniu przykładu. Ten ktoś uważa,
że tak właśnie powinno być i tyle. Żadna część problemu nie pochodzi
od niego.
>I nie narzekaj też proszę na tych, których (jak mi się zdaje) uznałaś za
>wrogo do Ciebie nastawionych na tym forum. Nawet wróg jest w życiu
>potrzebny. Chyba nikt i nigdy nie potrafi tak skutecznie obnażyć i wskazać
>Ci twoich słabych stron- a to może być bardzo cenne dla Ciebie
A to na zasadzie "uderz w stół, a nożyce się odezwą"?
Dlaczego mam nie narzekać? Są tacy, który nieźle mi tu zwymyślali,
może skoryguj ich wybryki?
Nie wolno sprowadzać przypadków do teorii książkowych, bo żadne dwa
nie są takie same.
Człowiek jest tu materią. Każdy jest inny, każdy wnosi w związek coś
innego, swoje doświadczenia, swoją percepcję rzeczywistości, swoje
niezaspokojone potrzeby, swoje oczekiwania. To że komuś się układa, bo
trafił na osobę świadomą tego dzięki czemu kwitnie związek, to
świetnie, nie wszyscy są tacy, niestety nie wszyscy.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
118. Data: 2009-08-03 10:40:10
Temat: Re: Chemia zakochania. Bossski stan. Czy podlega kontroli?Dnia Mon, 3 Aug 2009 03:33:52 -0700 (PDT), Matb napisał(a):
> (...)
> Tak, słuchajcie, Chiron ma rację, należy najpierw przyjrzec sie sobie
> i zacząć zmiany od siebie.
Tak, też Ci to sugerowałam...
>
>>Skoro chcę, żeby mój związek był dobry- to tak się zachowuję, jakby
>>był dobry.
>
> Czyli jeśli mnie bije, to udaję, ze jest cudownie, bo jak dostatecznie
> długo będę karmic podświadomość kłamstwanmi to w końcu uwierzy, da
> znać podświadomości partnera i on zmieni się nie do poznania?
A bije? czy tylko czka, beka i nie tańczy? To akurat można łatwo zmeinić, o
tych konkretnych sprawach była mowa.
:-/
>
>>Daję z siebie jak najwięcej tylko mogę drugiej osobie, wyczulam
>>się na jej potrzeby, i niczego nie warunkuję.
>
> Jak w studnię bez dna, aż do całkowitego wypalenia siebie...
To się rozwiedź, a nie oszukuj. Jeśli jesteś wierząca i nie uznajesz
rozwodu, to też nie oszukuj.
>
>>Takie ukierunkowanie na drugą osobę powoduje, że nie ma miejsca na kogoś innego.
>
> Jeśli druga osoba nie jest ścianą, czasem po prostu dogania
> frustracja, brak sił i rozpacz.
E tam. Jak sobie pościelesz...
>
>>Zdrada mentalna
>>(wyobrażanie sobie, jak fajnie jest z kimś innym, jak potężna jest chemia od
>>tego obcego, itd)- to wykonanie kroku w przeciwną stronę, niż ratowanie
>>związku.
>
> Gdzies padło wyobrażanie sobie jak to fajnie z kimś innym, ale to
> chyba padło w toku rozważań teoretycznych.
> Jeśli chodzi o mnie, nie spodziewałam się, że sprawy tak się potoczą,
> dosłownie.
Nie spodziewałaś się? - to obłuda z Twojej strony. Dobrze wiesz, do czego
prowadzi pozwalanie na przytulanie się obcemu facetowi i pozwalanie sobie
na przytulanie się do obcego faceta...
>
> Jeśli występują konflikty- to mieć świadomość, że wina ZAWSZE leży
>>po obu stronach (choć w różnym stopniu)- i bezwarunkowo zabrać swoją winę.
> Często to wystarcza do wygaszenia konfliktu.
>
> Zgadza się. Jednak pamiętaj, ze ludzie są różni. Niektórzy nie umieją
> nawet powiedzieć - przepraszam. Nie widzą, albo nie chcą widzieć,
> swojej winy. Oni są czyści i klarowni jak kropla wody destylowanej,
> cały swiat jest winien, nie oni.
Zupełnie jak Ty w waszym związku? Jestem pewna, że cos by się znalazło...
>
>>Wykonując coś takiego można komunikować partnerowi, co by się chciało od
>>niego dostać. Na przykład: iść razem na terapię rodzinną.
>>Tylko takie postępowanie może skłonić partnera do zmian- ponieważ przekonać
>>drugą osobę da się wyłącznie...własnym przykładem.
>
> I znowu: ludzie sa rozmaici. Jeśli ktoś uważa, ze w każdej sytuacji
> jest ok, mimo,że nie jest, bo rani, bo nie widzi potrzeb innych, bo
> wyładowuje swoją złość nie tam gdzie powinien, to nie ma szans na
> zmiany choćbyś stał się świetym w dawaniu przykładu. Ten ktoś uważa,
> że tak właśnie powinno być i tyle. Żadna część problemu nie pochodzi
> od niego.
>
>>I nie narzekaj też proszę na tych, których (jak mi się zdaje) uznałaś za
>>wrogo do Ciebie nastawionych na tym forum. Nawet wróg jest w życiu
>>potrzebny. Chyba nikt i nigdy nie potrafi tak skutecznie obnażyć i wskazać
>>Ci twoich słabych stron- a to może być bardzo cenne dla Ciebie
>
> A to na zasadzie "uderz w stół, a nożyce się odezwą"?
> Dlaczego mam nie narzekać? Są tacy, który nieźle mi tu zwymyślali,
> może skoryguj ich wybryki?
Hę? A czego się spodziewałaś pisząc o migdaleniu się z obcym? De facto - to
Ty nie jesteś w porządku, a nie JA, która Ci z tego powodu nawymyślałam
(niech będzie to słowo, choć dyskutowałabym - ja akurat tylko wyraziłam
swoją opinię, która Ci nie pasuje).
> Nie wolno sprowadzać przypadków do teorii książkowych, bo żadne dwa
> nie są takie same.
> Człowiek jest tu materią. Każdy jest inny, każdy wnosi w związek coś
> innego, swoje doświadczenia, swoją percepcję rzeczywistości, swoje
> niezaspokojone potrzeby, swoje oczekiwania. To że komuś się układa, bo
> trafił na osobę świadomą tego dzięki czemu kwitnie związek, to
> świetnie, nie wszyscy są tacy, niestety nie wszyscy.
I co z tym zrobić? Trzeba się zaraz puszczać z tego powodu i zdradzać?
:-/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
119. Data: 2009-08-03 10:50:10
Temat: Re: Chemia zakochania. Bossski stan. Czy podlega kontroli?
michal napisał(a):
> Nacisk spowoduje raczej spotęgowanie dotychczasowej linii obrony. Spróbuj
> tak zrobić, żeby to był jego pomysł.
Pomysł już padł i został zaakceptowany. Finalizacją planu muszę zająć
się ja, normalne.
> Jeśli oczywiście uważasz, że terapia jest niezbędna.
Uważam, ze na tym etapie potrzebny nam mediator do rozmów. To co mówię
odbija się echem od jego pozaginanej percepcji rzeczywistości, w tym
relacji. Ja nie jestem wszechwiedząca i uzdoriona, ale po swojej
terapii widzę przynajmniej swoje skrzywienia. Jeśli ktoś się obwarował
i zwykłe gadanie o problemiku są dla niego atakiem, to coś jest nie
tak. Konfikty są i będą i trzeba nauczyć się rozmawiać o nich i
traktowac je jak problem do rozwiązania wspólnymi siłami, a nie jak
możliwość porzucania błotkiem w najbliższą w sumie osobę...
>Polecam mojego ulubionego autora Stephena Covey'a i jego "Siedem nawyków".
Straszliwie teoretyczna ta książka, jak nauka latania dla populacji
ludzkiej... Miałam tę książkę w rękach już dawno, może teraz po latach
i doświadczeniu terapii sięgne jeszcze raz i tym razem wsiąknie coś we
mnie.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
120. Data: 2009-08-03 11:00:58
Temat: Re: Chemia zakochania. Bossski stan. Czy podlega kontroli?
Chiron napisał(a):
> Wybacz, ale ten fragment o tym, jak to podziałała na Ciebie chemia- świadczy
> IMO o czymś zupełnie innym. KAŻDY człowiek, będący w związku wysyła sygnały
> czytelne dla innych: "jestem z kimś. Nie jestem zainteresowany twoją
> propozycją". Także osoba, któa poszukuje - wysyłą sygnały, ale inne. Takie,
> jak Twoje
Taniec, tak czy siak coś zmysłowego. No chyba, że taniec a'la Jaś
Fasola.
Idę potańczyć ze znajomymi. Jeden z tej grupy tańczy tak jak ja.
Bawimy się razem, tańczymy, śmiejemy, pijemy. W końcu świat niknie
(pewnie tylko przez reset alkoholowy) i istniejemy tylko my i muzyka.
Taniec z pasją.
Nie napisałam o ocieraniu, tak to widzą mózgi niektórych, dorobiliście
sobie obrazek na własną modłę!! Oto co w Waszych mózgach siedzi!!!!!
Tańczyliśmy blisko siebie, ciało w ciało, z pełną świadomością
przyciągania i zakazu. Bez dryfowania rąk.
Tak, porwało to mój umysł od kamienia siedzącego przy komputerze...
Znamy się 5 lat i w życiu chemii między nami nie było. Była kwestią
odpowiedniej chwili, nastroju, stanu umysłu, upojenia alkoholem,
muzyki i tańca, który siłą rzeczy jest cielesny, a z tym wiąże się
zmysłowość.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |