Data: 2005-04-04 18:01:59
Temat: Re: Coś dla obrońców życia za wszelką cenę
Od: Marsel <m...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Paweł Niezbecki wrote:
> Użytkownik "Amnesiak" <a...@T...interia.pl> napisał w wiadomości
> news:d2rd7q$qsf$1@news.onet.pl...
>
>>Użytkownik "Paweł Niezbecki" <s...@p...acn.wawa> napisał w wiadomości
>>news:4250f859$0$1436$f69f905@mamut2.aster.pl...
Fajnie ze nie wycinacie cytatów, bo to mi ulatwi...
całosc OT, oczy wiscie
[..]
>>>Człowiek, który cierpi i cierpieć dłużej nie chce, generalnie nie
>>>powinien w skracanie swoich własnych cierpień angażować drugiego
>>>człowieka
Tak z ciekawosci - z czego wynika to "generalnie nie powienien"?
(Przy okazji informuje, ze ja jestem "generalnie przeciw",
ale precyzyjnie nie potrafie okreslic przeciw czemu ;)
(chyba że jest to absolutnie koniecznie, czyli gdy nie rusza
>>>ani ręką, ani nogą, ani żadną inna częścią ciała, która jego jest i w
>>>żaden inny przemyślny sposób nie jest w stanie się sam zabić).
ok, domyslam sie, ze nie miales zamiaru sprowadzac problemu do kwestii
sprawnosci fizycznej ;)
Przy tej okazji proponuje takze uwzglednic, fakt - nie fakt, ze czlowiek
powaznie cierpiacy moze miec, powiedzmy, pewne problemy z ocena stanu
rzeczy, a swojego w szczegolnosci. (nie wiem czy mialas kiedykolwiek
goraczke, ale choroba moze sie wiazac z róznymi "nienormalnymi" stanami)
Jakiekolwiek decyzje, o ile w ogole bedzie mogl, podejmowac bedzie i tak
w oparciu o niekoniecznie jednoznaczne albo czytelne dla niego opinie
(rokowania) innych ludzi (lekarzy). Pozostawianie decyzji komus, kogo
mozna podejrzewac, iz moze nie byc w stanie jej samodzielnie, a w pelni
swiadomie podjac, nie wydaje mi sie nawet skutecznym sposobem ucieczki
od problemu.
A pewnie tez zdarza sie ze pacjenci po zaaplikowaniu diagnozy i rokowan
(np. ze nogi im nie odrosną) panikuja i nie wyobrazaja sobie dalszego
zycia. Bezprzecznie przy tym cierpią i pewnie nie jednemu swita mysl o
tym, aby sie od tego cierpienia i koniecznosci dalszego "co to za zycia"
uwolnic. Ten przyklad odbieglym byc moze, ale stad, ze zwyczjanie nie
wiem, czy mozna polegac na osądzie pacjenta i dwa - jak przestrzegac
ustalonych granic, kiedy moze on taka decyzje podejmowac, a kiedy
nalezałoby raczej go chronic przed samym soba, bo ewidentnie jest w
bledzie (eutanazja w afekcie? ;)
OK. Czy którys z was moglby nakreslic sylwetke pacjenta, ktory wg was
bylby zdolny podjąc taka decyzje (a jeszcze lepiej i odpowiednie dzialania)?
A co z reszta? Skoro nie sa w stanie (nie, ze wahaja sie) zdecydowac sie
to winni cierpiec?
Poprostu wydaje mi sie, ze nie mozna z gory liczyc na pacjenta, iz sam
sobie poradzi ze soba a tym samym "nas" uwolni od tego dylematu.
>>Wszystko pięknie, tyle, że chyba nie dotykamy sedna sporu. Jak inni
>>powinni reagować na działanie takiego 'samobójcy'? Standardowo samobójców
>>powstrzymuje się/odratowuje w miarę możliwości.
Nie wiem o jaki spor Ci chodzi, ale mysle, ze nie tylko samobojców
zdrowych ale takze chorych psychicznie nalezałby uwzglednic w - nazwijmy
to lepiej - rozwazaniach.
To powinno niezle namieszac, ale ja bede protestowal jesli ktos,
zwlaszcza tu, bedzie odmawial równego traktowanie chorych psychicznie :)
lub traktowal, ze problemy natury psychicznej nie dotycza ludzi w stanie
ciezkim, np. dlatego, ze zanim zachorowali byli przeciez zdrowi ;)
> Trzeba zmienić standardy :) (Jestem generalnie przeciwny
> powstrzymywaniu/odratowywaniu samobójców, przeciwko błaganiu ich, żeby się
> nie zabijali).
AFAIK, uzywa sie bardziej wyrafinowanych srodków niz blaganie. I.e. srodków
przymusu bezposredniego tudziez chemicznych. W majestacie prawa ma sie
rozumiec.
Bezprawnie natomiast przymyka sie oko.
|