Data: 2009-02-16 09:32:45
Temat: Re: Coś na Walentynki ;>
Od: medea <e...@p...fm>
Pokaż wszystkie nagłówki
Ikselka pisze:
> A spełniają swoją rolę jak należy, nie żyjąc w nim?
> Wedlug mnie nie.
A ilu księży spełnia, skoro i tak około 70% przyznaje się do stałej
kobiety? W takim razie - według Twojego rozumowania - tylko te 30%.
> A dlaczego? - bo (w wiekszosci przypadkow) priorytetem dla nich jest nie
> służenie ludziom, lecz dojenie kasy (czy to z chciwości, czy dla
Zgadza się. Mówisz tu też o księżach, nieprawdaż?
Jeśli ktoś ma faktyczne powołanie do zawodu, to rodzina może mu w tym
tylko i wyłącznie pomóc. Dziecko żona rodzi maksymalnie kilka razy w
życiu. I, jak już napisał bazyli, takie doświadczenie da księdzu większą
kompetencję do wypowiadania się nt. życia w rodzinie.
Poza tym - księdzu może umrzeć matka, ojciec, siostra, brat itd. nie
wspominając już o kochance, po której nie może nawet jawnie zapłakać -
to dopiero musi być obciążenie!
> Ksiądz nawet nie ma takiej siły przebicia - no, co, najwyżej nie udzieli
> sakramentu, to się człowiek zeźli na Kościół i żył będzie dalej... a ksieżą
> rodzinę utrzymać (by) trzeba na jakim takim poziomie jakoś :->
Porównaj sobie sytuację lekarza i księdza po śmierci człowieka. Lekarz
myśli "może lepiej było zastosować inną terapię", boryka się z często
skarżącym spojrzeniem rodziny zmarłego. Faktem jest, że śmierć pacjenta
bardzo obciąża lekarza psychicznie, a już na pewno pierwsza. A ksiądz
myśli "tak chciał Bóg" i ma problem z głowy.
Inna sprawa, że każdy - ksiądz nie-ksiądz, lekarz itd. - przyzwyczaja
się z czasem do tych najtrudniejszych elementów swojej pracy, nawet do
codziennego obcowania ze śmiercią.
I nie mów mi, że księża tak osobiście przeżywają nieszczęścia swoich
parafian. Może na wsiach się zdarza, ale w miastach co najwyżej z
niektórymi parafianami czują się związani. Nic dziwnego, są tylko ludźmi.
Ewa
|